Z glębokości wołam do Ciebie Panie
Ewangelię św. Marka rozpoczyna werset, który streszcza się całe przesłanie tejże Ewangelii. Warto zatem dokładniej przyjrzeć się każdemu słowu w nim występującemu, ponieważ pomoże to nam dotknąć całej głębi oczekiwania na Mesjasza, którą głosił św. Jan Chrzciciel, a którą przeżywali jego słuchacze przyjmujący chrzest nawrócenia. Dopiero w tym świetle zobaczymy głębię naszego oczekiwania na przyjście Pana.
Nasze oczekiwanie jest oczekiwaniem całej naszej natury, „z głębokości wołam do Ciebie Panie", a nie tylko oczekiwaniem o charakterze historyczno-religijnym czy wręcz tylko emocjonalnym, jak proponuje nam współczesny świat.
Lectio
w.1. „Początek Ewangelii o Jezusie Chrystusie, Synu Bożym".
Arche:   grecki termin, który można przełożyć jako „początek", lecz również  jako  „fundament" albo coś, co nazwalibyśmy „sednem" problemu, stałym  punktem  odniesienia, kamieniem węgielnym całej konstrukcji. Arche może   zatem być „początkiem szeregu wydarzeń", ale także „fundamentem   wszystkiego, co zamierza się zbudować" w przyszłości. Być może Marek   miał odczucie, że wokół Jezusa z Nazaretu nagromadziło się zbyt wiele   nieokreślonych idei. Minęło zaledwie kilka lat od wydarzeń Paschy.   Wszyscy mówili o Jezusie z Nazaretu, o tym, co się wokół Niego   wydarzyło, o konflikcie, jaki powstał między Nim a przywódcami   żydowskimi.
Mnożyły się wieści - roznoszone przez kobiety oraz   apostołów i uczniów - głoszące, że widziano Go zmartwychwstałego.   Prawdopodobnie każdy na swój sposób przekazywał fakty i nauki związane z   Jezusem, tak iż groziło niebezpieczeństwo pewnego rodzaju rozproszenia   lub braku jasności. Arche mogłoby zatem oznaczać „początek" we  właściwym  sensie, czyli uporządkowanie albo zaprowadzenie pewnego ładu  we  wszystkim co w czynach i słowach odnosiło się do Jezusa z Nazaretu.   Marek jest pierwszym z ewangelistów, który usiłuje zaprowadzić trochę   ładu w chaosie opowiadań dotyczących Jezusa. Układając je w pewnym   porządku, stara się również dokładnie wyjaśnić istotę przesłania, które   utożsamia się z osobą Jezusa z Nazaretu. W tym znaczeniu moglibyśmy też   przypuszczać, że termin arche podsunęło Markowi pierwsze słowo Biblii bereszit, które z kolei oznacza „początek" lub „na początku".
Dzięki   wyjaśnieniom ewangelisty patrzy się teraz w nowy sposób na ten kamień   odrzucony, widząc w nim kamień węgielny, na którym można zbudować całą   resztę. Słowa pierwszego wersetu moglibyśmy więc przetłumaczyć w   następujący sposób: Fundament tego, co ukazuje się światu jako dobra nowina - Jezus Chrystus, Syn Boży.
W   tym prostym wyrażeniu moglibyśmy dostrzec już pierwsze ważne   spostrzeżenie: kamieniem węgielnym, na którym wznosi się budowlę, nie   jest to, o czym myśleliśmy wcześniej, czyli księga Ewangelii, lecz   raczej Ewangelia uosobiona w Jezusie Chrystusie, uznanym za Syna Bożego. Innymi   słowy, Marek pragnie wskazać na Jezusa, skupić uwagę na Jego Osobie,   bardziej niż na Jego przesłaniu. Relacja ewangeliczna przedstawia Jezusa   jako głosiciela Ewangelii, lecz wg wiary św. Marka i wiary Kościoła   pierwotnego, w którym i dla którego św. Marek pisał: Jezus nie jest   głosicielem, lecz tym, co jest głoszone: jest przedmiotem i treścią Ewangelii. 
Ewangelia - tłumaczy się z greckiego jako „dobra nowina" „radosna nowina". Jednak   bezpośredni słuchacze Marka, należący do kultury grecko-rzymskiej   spontanicznie kojarzyli określenie „ewangelia" z ogłoszeniem jakiegoś   wiekopomnego zwycięstwa. Dobrą nowiną była wieść o decydującym triumfie   nad nieprzyjaciółmi cesarstwa. Tak więc natychmiast biegli pamięcią do   czegoś nadzwyczajnego, do ostatecznego zwycięstwa nad jakimś wrogiem. Jakim wrogiem?
Słuchaczom   ewangelisty Marka mogło przychodzić na myśl jeszcze inne  natychmiastowe  skojarzenie, związane z dobrą nowiną o narodzinach  następcy tronu. Na  przykład narodziny Augusta uważano za dobrą nowinę.  Narodziny następcy  tronu dawały pewność trwałości dynastii, a zatem  były w jakimś sensie  zapowiedzią pokoju. Jeśli bowiem dynastia nie była  stabilna, częściej  wybuchały konflikty. Kiedy zaś sprawa sukcesji była  jasna, łatwiej  udawało się osiągnąć pokój. Zatem „ewangelia" w obydwu  znaczeniach miała  związek z pokojem: w pierwszym rozumieniu „pokój"  jako konsekwencja  zwycięstwa (nie ma już nieprzyjaciół u bram), w  drugim „pokój" jako  trwanie poczucia bezpieczeństwa zagwarantowanego  przez ustanowioną  władzę.
Posługując się tym terminem od samego  początku księgi, Marek  buduje swoje dzieło na fundamencie „dobrej  nowiny", jaką jest Jezus  Chrystus. W przeciwieństwie do Mateusza i  Łukasza, u Marka nie ma  opowiadania o narodzinach Jezusa. Zatem to  stwierdzenie moglibyśmy  związać właśnie z narodzinami Jezusa: dobrą  nowiną jest fakt, że  przyszedł na świat Jezus. Niemal jakby chciał  powiedzieć swoim  słuchaczom: Zobaczcie, podobnie jak za dobrą nowinę  uznajecie wiadomość,  że cesarzowi urodził się potomek, tak ja głoszę  wam dobrą nowinę, iż  przyszedł na świat Jezus, który jest Chrystusem.  Termin „Chrystus",  pochodzący z hebrajskiego „Mesjasz", określa  człowieka wybranego przez  Boga i przeznaczonego na to, by przynieść  pokój. Czasy mesjańskie, kiedy  obecny będzie Mesjasz w historii, zawsze  są zapowiadane jako czasy  pokoju; czas, kiedy wilk pasie się wraz z  barankiem, a dziecko może  włożyć rękę do gniazda żmii i wyciągnąć ją,  nie doznając żadnej szkody;  czas, w którym można będzie wyprowadzać lwy  na pastwisko, jakby to były  koźlęta. Zatem mamy tu do czynienia z ideą pokoju. Początek Ewangelii, którą jest Jezus Chrystus, Syn Boży. Oczywiście jest to już wyznanie wiary Kościoła, ale również rozpoczęcie   nowego sposobu bycia człowieka w Jezusie. Od tego momentu nie możemy   już czuć się z dala od Boga, jak ludzie bojący się Go. Odtąd możemy - w   Jezusie - czuć się integralną częścią rodziny Boga.
Jezus -   pierworodny spośród wielu braci. W Nim odkrywamy, że nie ma już żadnego   muru oddzielającego, została usunięta wszelka nieprzyjaźń i człowiek   wreszcie widzi otwierającą się przed nim bramę, która prowadzi go do   synowskiej zażyłości w relacji z Bogiem. 
Jest to w pełnym tego słowa   znaczeniu zaprowadzenie pokoju. Chodzi o pokój nie tylko w mieście lub  w  relacjach panujących w stworzeniu, w obrębie kosmosu. Zostaje na  nowo  wprowadzony pokój między niebem i ziemią. Nie są to już dwa  odległe od  siebie i nie mogące się porozumieć światy, lecz dokonuje się  teraz  wzajemna wymiana między niebem a ziemią. Natychmiast przychodzi  na myśl  obraz drabiny Jakuba. Ta drabina wychodziła od kamienia, na  którym Jakub  wcześniej oparł swą głowę. Gwarantowała ona dostęp do  nieba i powrót  stamtąd. Jezus jest nam przedstawiany jako kamień  węgielny, na którym  teraz już w sposób ostateczny opiera się możliwość  komunii z Bogiem. 
ww.  2-4. Jak jest  napisane u proroka Izajasza: «Oto Ja posyłam wysłańca  mego przed Tobą;  on przygotuje drogę Twoją. Głos wołającego na pustyni:  Przygotujcie  drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego». Wystąpił Jan  Chrzciciel na  pustyni i głosił chrzest nawrócenia na odpuszczenie  grzechów.
„Jak jest napisane u proroka Izajasza (...). Wystąpił Jan Chrzciciel, by chrzcić na pustyni." Dość wyraźnie widać, że cytat z Izajasza stanowi zdanie wtrącone, a   zatem należy rozumieć je jako takie, przechodząc bezpośrednio do   centralnego stwierdzenia autora, które zawiera się w owym „wystąpił".   Greckie wyrażenie egeneto oznacza również: „zdarzyło się, że", „stało się, że" albo też „przyszedł na świat", „pojawił się publicznie Jan Chrzciciel" i to pojawił się na pustyni. Określenie „na pustyni" pozwala nam także   zrozumieć, dlaczego cytowany tekst z Izajasza (Iz 40,3) został w pewien   sposób zmodyfikowany przez autora Nowego Testamentu. Hebrajska wersja   Izajasza odnosi się do dobrej nowiny, że będzie można powrócić do   Jerozolimy po deportacji i wygnaniu babilońskim. Wskazuje na to kontekst   cytowanego przez Marka tekstu Iz 40,1-5:
„Pocieszcie,   pocieszcie mój lud!" - mówi wasz Bóg. „Przemawiajcie do serca  Jeruzalem  i wołajcie do niego, że czas jego służby się skończył, że  nieprawość  jego odpokutowana, bo odebrało z ręki Pana karę w dwójnasób  za wszystkie  swe grzechy". Głos się rozlega: „Drogę dla Pana  przygotujcie na  pustyni, wyrównajcie na pustkowiu gościniec naszemu  Bogu! Niech się  podniosą wszystkie doliny, a wszystkie góry i wzgórza  obniżą; równiną  niechaj się staną urwiska, a strome zbocza niziną  gładką. Wtedy się  chwała Pańska objawi, razem ją wszelkie ciało  zobaczy, bo usta Pańskie  to powiedziały".
Marek  interpretuje proroctwo jako już  urzeczywistnione, wypełnione w czasach  Jana Chrzciciela. Aby podkreślić  tę aktualizację proroctwa Izajasza,  Marek ingeruje w tekst przez  zwyczajne przestawienie interpunkcji,  które pozwala mu odnieść do  żyjącego na pustyni Jana to, co Izajasz  odnosił do ludu będącego w  niewoli w Babilonii, zachęcanego, by  wyrównać drogę na pustyni.
Między  terytorium, gdzie przebywali  wygnani Żydzi, a terytorium, do którego  chcieli powrócić, leżała bowiem  pustynia. U Izajasza Pan zapowiada  moment, kiedy pustynia stanie się  wielką drogą. Już teraz biegną nią ci,  którzy po ustaniu niewoli,  przeżywają radość wolności. Dobrą nowiną  jest właśnie to: Jan ogłasza,  że Bóg postanowił zamknąć okres swej  nieobecności. Skończył się czas,  kiedy trzeba było pokutować za własne  grzechy. Skończył się także czas  niewoli grzechu. Ludziom dana jest  teraz możliwość narodzenia się na  nowo, powrotu do swej ziemi, do tego  kraju, gdzie płynie mleko i miód.  Jest to pierwsza iskierka i już ona  stanowi dobrą nowinę. Serce się  otwiera! Lecz według przesłania Jana,  chcąc należeć do tego ludu  wracającego z niewoli, który w pewnym sensie  powraca ze śmierci do  życia, potrzebny jest chrzest nawrócenia -  niezbędny warunek wstępny  dla uzyskania odpuszczenia grzechów.
Co to znaczy: chrzest nawrócenia na odpuszczenie grzechów? Termin baptisma (gr. chrzest) jest rzeczownikiem, który powinniśmy raczej przełożyć jako „zanurzenie". Baptisma oznacza   głębokie zanurzenie - grecki termin przywołuje ideę „głębi". To  właśnie  głosi Jan: musicie zanurzyć się w głębinach, bo gdy dotrzecie  do dna  tej otchłani, wówczas będziecie mogli powrócić z nową  mentalnością,  która przewyższa tę obecną, to znaczy idzie dalej niż  sposób myślenia,  jakim do tej pory się posługiwaliście. Przepowiadanie  Jana wykorzystuje  symbol otchłani wód, aby wskazać na zmianę  mentalności, zmianę ludzkiego  rozumowania jako warunek wstępny dla  usunięcia grzechów. Tylko ten, kto  będzie miał odwagę zstąpić przez  chrzest w głębiny wód, wynurzy się z  nich z całkowicie nową  mentalnością. 
Aby do tego dojść, ewangelista  Marek wykorzystuje  zbiorową pamięć wygnania. Wygnanie przeżywano w  kategoriach śmierci, a  nie zwyczajnej niewoli. Wygnani Żydzi byli  „wyschniętymi kośćmi" -  według proroctwa Ezechiela. Byli już ludem  zgładzonym. Uzasadniona  mogła się nawet wydawać wątpliwość co do  istnienia nadziei na  odrodzenie się. Taka była sytuacja historyczna  Izraela.
Lecz tutaj, w  interpretacji Marka, chodzi nie tylko o  sytuację historyczną pokolenia  współczesnego Janowi Chrzcicielowi, ale  także o konkretną sytuację  każdego człowieka. Przesłanie staje się  bardzo osobiste. Niemal jakby  chciał powiedzieć, zwracając się do nas  wszystkich: Jeśli macie  poczucie, że znajdujecie się w mrocznej krainie,  pełnej cieni i  śmierci, jeśli macie poczucie, że jesteście zmiażdżeni  pod ciężarem  waszych win, że jesteście niewolnikami waszych grzechów,  nie traćcie  nadziei, ponieważ ja zwiastuję wam dobrą nowinę, iż nadszedł  czas,  kiedy możecie powstać z martwych. Możecie jednak rozpocząć nowe  życie  pod jednym warunkiem: że wynurzycie się z waszego mrocznego  położenia i  otworzycie wasze umysły, zmienicie wasze myślenie. Tylko  tyle, a wasze  grzechy zostaną usunięte! 
Nowina przyniesiona przez  Jana jest  naprawdę dobra. Jest to jednak dobra nowina dla tych  wszystkich, którzy  rozpoznają siebie w sytuacji niewoli, grzechu i  śmierci. Oto dlaczego  gest fizycznego zanurzenia się w wodach odpowiada  pewnego rodzaju  spowiedzi, szczeremu, publicznemu i całkowitemu uznaniu  potrzeby  powstania z martwych.
w.  5.  Ciągnęła do niego cała judzka kraina oraz wszyscy mieszkańcy  Jerozolimy  i przyjmowali od niego chrzest w rzece Jordanie, wyznając  przy tym swe  grzechy.
Słowo Jana musiało mieć  wielką moc,  skoro w drugim momencie tego fragmentu sam ewangelista czuje  się  zaskoczony powszechnością przyjęcia tej propozycji. Powszechność   przyjęcia. Marek jako pierwszy zdumiewa się z tego powodu, gdyż -   podkreśla -cała Judea (lub cały region Judei, cała kraina judzka),   wszyscy mieszkańcy Jerozolimy akceptują zanurzenie się w głębinach wód   Jordanu, a zatem także wyznanie własnych grzechów. Jest to coś   nadzwyczajnego. Nawet sam ewangelista tak się zdumiewa, że staje się   przesadny w swoim opisie. Nie wydaje się prawdopodobne, by dokładnie   wszyscy, wszyscy mieszkańcy Jerozolimy lub całego regionu Judei przyjęli   prowokację Jana. Wkrótce zobaczymy, że było kilka wyjątków. A jednak   Marek jest tak zadziwiony, że mówi o całym regionie Judei, o wszystkich   mieszkańcach Jerozolimy, którzy przyjmują chrzest od niego, zanurzała   się w rzece Jordan, wyznając swoje grzechy.
W tym miejscu jednak z   pewnością ewangelista ma przed oczyma niektóre teksty Starego   Testamentu. Wcześniej przywołał już powrót z wygnania, który pozwala   odrodzić się na nowo ziemi obiecanej: mury Jerozolimy zostają   odbudowane, również pola wokół znów są uprawiane, znów przynoszą owoce.   Ziemia Izraela raz jeszcze stała się „krainą miodem i mlekiem płynącą".   Lecz właśnie ta wizja ziemi przywodzi Markowi na myśl pierwotny czas   patriarchów. Kiedy Abraham i Lot przybyli do ziemi Kanaan, patrzyli z   góry na tę niezwykle żyzną równinę Jordanu i podzielili między siebie   dar otrzymany od Boga.
Jeśli przypomnimy sobie Rdz 13,8-12,   spostrzeżemy, że wielce prawdopodobnie jest, iż ewangelista miał przed   oczami właśnie ten pierwotny moment z epoki patriarchów: „Rzekł   Abram do Lota: „Niechaj nie będzie sporu między nami, między pasterzami   moimi a pasterzami twoimi, bo przecież jesteśmy krewni. Wszak cały ten   kraj stoi przed tobą otworem. Odłącz się ode mnie! Jeżeli pójdziesz w   lewo, ja pójdę w prawo, a jeżeli ty pójdziesz w prawo, ja -w lewo".   Wtedy Lot, spojrzawszy przed siebie, spostrzegł, że cała okolica wokół   doliny Jordanu aż do Soaru jest bardzo urodzajna, była ona bowiem jak   ogród Pana, jak ziemia egipska, zanim Pan nie zniszczył Sodomy i Gomory.   Lot wybrał sobie zatem całą tę dolinę Jordanu i wyruszył ku wschodowi.  I  tak rozłączyli się obaj. Abram pozostał w ziemi Kanaan, Lot zaś   zamieszkał w owej okolicy, rozbiwszy swe namioty aż po Sodomę." 
Już   tu zaczyna się zarysowywać ta rajska wizja, która wyłania się przed   oczyma ewangelisty ze względu na gotowość człowieka, by zanurzyć się w   Jordanie, wyznając własne grzechy.
Jeszcze bardziej wyraźna staje się jego myśl, jeśli przypomnimy sobie Rdz 2,8-15, gdzie ogród Pana jest opisany ze szczegółami: „A   zasadziwszy ogród w Eden na wschodzie, Pan Bóg umieścił tam człowieka,   którego ulepił. Na rozkaz Pana Boga wyrosły z gleby wszelkie drzewa  miłe  z wyglądu i smaczny owoc rodzące oraz drzewo życia w środku tego  ogrodu  i drzewo poznania dobra i zła. Z Edenu zaś wypływała rzeka, aby   nawadniać ów ogród, i stamtąd się rozdzielała, dając początek czterem   rzekom." 
A potem w wersecie 15: „Pan Bóg wziął zatem człowieka i umieścił go w ogrodzie Eden, aby uprawiał go i doglądał." 
Możemy   zatem sądzić, że za pomocą bardzo zwięzłych aluzji Marek powraca do   epoki patriarchów, którzy patrzą na żyzność ziemi Jordanu. Poprzez tę   wzmiankę o patriarchach faktycznie skłania także nas, byśmy ze swej   strony zanurzyli się w tej jeszcze bardziej pierwotnej epoce, jaką jest   czas ziemskiego raju.
Jeszcze jaśniej to widać, gdy wysuniemy hipotezę, iż ewangelista opisuje Jana Chrzciciela jak gdyby był Adamem w tymże ogrodzie
w. 6. Jan nosił odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany około bioder, a żywił się szarańczą i miodem leśnym.
Ewangelista   uściśla zatem, że Jan nosił pas skórzany. Ten pas nie znalazł się tam   przypadkowo. Drobne szczegóły w Piśmie Świętym są niekiedy decydujące.   Dlaczego nie znalazł się tam przypadkowo? Ponieważ jeśli mamy w pamięci   Rdz 3, 21-24, zdaje się niemal, jakby Marek chciał w sposób wyraźny   przedstawić nam to, co było na samym początku doświadczenia grzechu. 
„Gdy   zaś mężczyzna i jego żona usłyszeli kroki Pana Boga przechadzającego   się po ogrodzie, w porze kiedy był powiew wiatru, skryli się przed Panem   Bogiem wśród drzew ogrodu. Pan Bóg zawołał na mężczyznę i zapytał go:   Gdzie jesteś? On odpowiedział: Usłyszałem Twój głos w ogrodzie,   przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się. Rzekł Bóg: Któż ci   powiedział, że jesteś nagi? Czy może zjadłeś z drzewa, z którego ci   zakazałem jeść? Mężczyzna odpowiedział: Niewiasta, którą postawiłeś przy   mnie, dała mi owoc z tego drzewa i zjadłem. Wtedy Pan Bóg rzekł do   niewiasty: Dlaczego to uczyniłaś? Niewiasta odpowiedziała: Wąż mnie   zwiódł i zjadłam. Wtedy Pan Bóg rzekł do węża: Ponieważ to uczyniłeś,   bądź przeklęty wśród wszystkich zwierząt domowych i polnych; na brzuchu   będziesz się czołgał i proch będziesz jadł po wszystkie dni twego   istnienia. Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę, pomiędzy   potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz   mu piętę. (Rdz 3, 8-15) 
I werset 21: „Pan Bóg sporządził dla mężczyzny i dla jego żony odzienie ze skór i przyodział ich." 
Dlaczego   ewangelista miałby przywoływać wspomnienie tej stronicy Księgi  Rodzaju?  Prawdopodobnie dlatego, że w jego oczach Jan Chrzciciel był  kimś, kto  zatrzymał się w progu, lecz nie przekroczył go. Nadal jeszcze  przeżywał  cały ciężar sytuacji grzechu. W jakiś sposób był Adamem po  upadku,  nosicielem obietnicy, a nie tym, który miał tę obietnicę  wypełnić.
Wydaje  się, że mówiąc o Janie Chrzcicielu, Marek chce  położyć nacisk właśnie  na to odniesienie do Adama po upadku. Jest to  Adam skruszony, ale jednak  Adam, który otrzymał obietnicę. Jej  potomstwo - powiedział do węża -  zmiażdży ci głowę. Jest to Adam, o  którego troszczy się Bóg - to On  uszył mu odzienie ze skór - ale  zarazem Adam będący jeszcze w drodze ku  odkupieniu, a zatem Adam, który  przemierza pustynię. 
Aluzja do  wielbłąda, podobnie jak wzmianka o  szarańczy i miodzie leśnym, jeszcze  bardziej podkreślają tę konieczność  wędrowania przez pustynię wraz ze  wszystkim, co się z tym wiąże.  Wprawdzie Bóg troszczy się o niego, ale  jednak musi jeszcze przemierzać  pustynię. 
Następnie mamy jeszcze jedno odniesienie, tym razem do miodu leśnego, które przywodzi na myśl Pwt 32,10-14.
„Na pustej ziemi go znalazł,
na pustkowiu, wśród dzikiego wyciu,
opiekował się nim i pouczał,
strzegł jak źrenicy oka.
Jak orzeł, co gniazdo swoje ożywia,
nad pisklętami swoimi krąży,
rozwija swe skrzydła i bierze je,
na sobie samym je nosi -
tak Pan sam go prowadził,
nie było z nim boga obcego.
Na wyżyny świata go wyprowadził
i żywił bogactwami poła.
Pozwolił mu miód wysysać ze skały
i oliwę z najtwardszej opoki. 
Śmietanę od krów, a mleko od owiec 
jeść wraz z łojem baranków, 
baranów, synów Baszanu, i kozłów 
razem z najczystsza pszenica.
Krew piłeś winogron - mocne wino."
Zatem   Jan Chrzciciel jest Adamem, który już odczuł swój grzech i kroczy ku   ziemi, wędruje przez pustynię otaczany troską przez Boga, Orła   czuwającego nad swymi pisklętami, wędruje karmiony przez Boga miodem ze   skały i wędruje - jest to kolejne uwypuklenie -karmiąc się   przestrzeganiem Prawa. 
Gdzie znajduje się to wyrażenie? Kryje się   ono w stwierdzeniu, że „żywił się szarańczą". Żywić się szarańczą   znaczyło zachowywać Torę. Nie można było karmić się żadnym czworonożnym   owadem, jak to nakazywała Księga Kapłańska, lecz tylko szarańczą, która   ma dwie nogi i skacze po ziemi. 
Jan Chrzciciel, którego Marek   opisuje jako Adama po grzechu, ale już świadomego Bożego miłosierdzia,   staje się więc symbolem ludu wędrującego przez pustynię pod czujnym   okiem Ojca, który jest w niebie.
Lecz Jan nie dotarł jeszcze do   kraju. Jest zatem symbolem człowieka, który otrzymał dar skruchy w   sercu. Uświadomił sobie swój własny grzech, zobaczył przed sobą otwartą   przez Boga drogę i skruszony oraz pełen ufności wędruje przez pustynię,   choć jeszcze nie dociera do celu.
My również moglibyśmy się  odnaleźć w  postaci Jana. Przesłanie to staje się jeszcze bardziej  ewidentne, kiedy  wychodząc od opisu osoby Jana, ewangelista stawia  przednimi słowa  bezpośrednio przez niego wypowiedziane: Nie ja jestem  nowym człowiekiem,  nie ja jestem tym, który wprowadzi was ostatecznie  do kraju. Przyjdzie  inny, mocniejszy ode mnie. Ja nie jestem godzien  nawet odwiązać rzemyków  u Jego sandałów. 
Jan zdaje się więc być  świadom własnego grzechu,  nie tylko swego statusu pielgrzyma, mającego  przemierzać pustynię, lecz  także swej osobistej drugoplanowości  względem Tego, który ma przyjść. 
ww. 7-8. I tak głosił: „Idzie za mną mocniejszy ode mnie (...) On chrzcić was będzie Duchem Świętym. 
Wzruszająca   jest świadomość Jana. Człowiek wędrujący przez pustynię ze skruszonym   sercem, mający nadzieję na wypełnienie obietnic; ten człowiek, który   nigdy nie unosi się pychą, który zawsze świadom jest swojej względności,   swojej drugoplanowości i który nigdy nie przestaje być palcem   wskazującym na Tego, który ma przyjść - jest naprawdę wielkim   człowiekiem. A jednak Jan jest głosem wołającym na pustyni. Moglibyśmy   powiedzieć, że jest całkowicie głosem, jest jedynym głosem, jedynym   znakiem życia na rozległej pustyni; głosem, który jednak zdecydowanie   wskazuje palcem na Tego, który będzie Słowem: Ja mam tylko misję   wskazywania drogi pokuty, konieczności powrotu, co więcej, samego   momentu powrotu. Przychodzi, już jest w drodze, już jest na trasie, stoi   za moimi plecami mocniejszy ode mnie. Stoi za mną, ale jest mocniejszy   ode mnie. Ja was zanurzam, zanurzyłem was w wodzie, lecz On zanurzać  was  będzie w Duchu Świętym.
Jakby Jan chciał powiedzieć: Ja zdołałem   jedynie zbudować schemat człowieka z prochu i wody, z błota ziemi;  teraz  przyjdzie ktoś, kto tchnie w tę mieszaninę błota, i człowiek  stanie się  istotą żyjącą. Znowu mamy przywołaną w tym momencie Księgę  Rodzaju,  opis stworzenia. Wszystkim, co Jan może uczynić, jest  przygotowanie  miejsca, w którym będzie mógł zstąpić Duch Święty.  Zachodzi tu jakby  swoista wzajemność. On was zanurzy w Duchu Świętym  albo On zanurzy się  ze swoim Duchem Świętym. Skutek jest tylko jeden: i  człowiek stał się  istotą żyjącą.
W ten sposób dokonuje się zapowiedź nowości. Przygotowanie do pełni życia, jaką może zagwarantować tylko Ten, który ma przyjść.
Meditatio
Jak   bardzo jesteśmy oszukani, gdy unikamy uznania się grzesznikami,   uznania, że jesteśmy martwymi jak Izrael na wygnaniu, a przecież fakty   życia codziennego nie zostawiają złudzeń. Wydaje się, że jesteśmy tak   wyalienowani z własnego życia, tak uciekamy od swej rzeczywistości, że   chociaż czujemy w sobie oścień grzechu, to jednak boimy się dotknąć   własnej rzeczywistości i odkryć jego źródło.
Jak bardzo jesteśmy   oszukani, gdy boimy się słuchać Słowa Bożego, ale tak, by nas osądziło.   Jeśli nas osądzi, to już jest znak działania Ducha Pana, że On nas zna,   zna nasze cierpienie, naszą śmierć i nadchodzi nas zbawiać.
Oratio
Panie,   proszę o odwagę i pokorę św. Jana Chrzciciela, o dar skruchy i  nadzieję  oczekiwania, że nadchodzisz. Ty jesteś Dobrą Nowiną! Amen!
Opracował ks. Robert Muszyński 
Wykorzystano: I. Gargano, Lectio divina do Ewangelii św. Marka, SCJ 2001;
M. Masini, Adwent ..., Kraków 2002;
Komentarz historyczno-kulturowy do NT
                    