Homilia na Niedzielę Zesłania Ducha Świętego "B" (24.05.2015)

ks. Wacław Borek

Dar

Gdyby scenę opisaną w Dziejach Apostolskich chcieć uchwyci w kadrze kamery filmowej i zatrzymać, tak aby zobaczyć poszczególne sekwencje wydarzeń, to cóż da się zauważyć? Zamykam oczy i jak w filmie dostrzegam poszczególne dynamiczne sceny pełne dramatyzmu. Mnogość języków z ognia i jeden język komunikacji – porozumiewania się. Wszyscy razem na tym samym miejscu, ale każdy z osobna został obdarowany. Jakaś wielka metafora wzajemnie przenikająca się z rzeczywistością. A za obydwiema stoi jeden sprawca – Duch Święty. Aż chciałoby się delektować tą jednością w wielości. To Duch Święty energicznie wtargnął w życie uczniów czyniąc ich zdolnymi do rozumienia, wyjaśniania i świadczenia o drogach Bożych wobec różnorodnych słuchaczy o przeróżnej proweniencji. Zaczynam rozumieć, iż trzeba było najpierw zjednoczyć tę garstkę wystraszonych prostych ludzi, aby potem każdego indywidualnie uzdolnić do dawania świadectwa o Zbawicielu, który umarł i zmartwychwstał. Początek tkwi w darze słowa, który jest darem komunikacji prowadzącej do jednoczenia innych w Chrystusie.

Szybko jednak okazało się, że ludzie, którzy tworzą wspólnotę Kościoła posiadają różnorodne dary. Jeden rzeczywiście ma dar mówienia i przekazywania rzeczywistości duchowej w sposób, który innych porusza do głębi, ale drugi potrafi skutecznie pomagać, pielęgnować i opiekować się cierpiącymi. Jeden naucza z wielką mądrością umacniając na nowo wiarę słuchających, lecz inny ma zdolności organizacyjne wyrażające się umiejętnością kierowania całą rozrastającą się wspólnotą. To efekt działania tych poszczególnych „jakby języków z ognia”. Ale nie zapominajmy, iż mają jedne wspólne źródło, którym jest Duch Święty. To On przenika i jednoczy tę społeczność, którą nazywamy Kościołem – naszym wspólnym domem. „Podobnie jak jedno jest ciało, choć składa się z wielu członków, a wszystkie członki ciała, mimo iż są liczne, stanowią jedno ciało, tak też jest i z Chrystusem”.

1. Zagrożenie pokusą

Nie upłynęło wiele czasu do dnia Pięćdziesiątnicy, a św. Paweł stanął przed rzeczywistością żywych wspólnot chrześcijańskich, którym Duch Święty nie szczędził darów, wyrażających się na sposób charyzmatyczny, w postaci posług (diakonii), czy też działania. W tym czasie były to dary nadzwyczajne, ze względu na szczególne powołanie rodzącego się Kościoła. Chociaż wspólnoty cieszyły się wieloma darami zesłanymi przez Ducha Świętego, doświadczały niestety również rywalizacji i niezgody. A to jest wbrew samej naturze Ducha Świętego. Św. Paweł musiał więc interweniować. W jednym ze swych niezwykłych listów wyjaśnia, jak należy korzystać z tych szczególnych łask. Pisze, że są różne charyzmaty i różne rodzaje posługiwania, np. posługiwanie apostołów, proroków lub nauczycieli, lecz tylko jeden jest Pan, od którego one pochodzą. Mówi, że we wspólnocie są ludzie, którzy czynią cuda i uzdrawiają, inni w szczególny sposób powołani są do posługiwania, jeszcze inni do rządzenia; podobnie jak są też ludzie posiadający dar języków i inni – dar tłumaczenia ich, ale dodaje, że jeden jest Bóg, od którego te dary pochodzą. A więc, ponieważ różne dary są wyrazem Trójjedynego Boga, który dowolnie nimi obdarowuje, muszą one być w harmonii pomiędzy sobą, uzupełniając się wzajemnie. Nie służą one do użytku prywatnego, ani nie mogą być powodem do zarozumiałości i wywyższania się. Zostały dane dla użytku wspólnego, dla budowania wspólnoty. Ich przeznaczeniem jest służenie. Nie powinny więc wywoływać zawiści i zamętu. Chociaż św. Paweł mówił o szczególnych darach dotyczących całej wspólnoty, uważał, że każdy jej członek obdarzony jest zdolnościami i talentami, które powinny służyć dla dobra wspólnego i każdy powinien być zadowolony z tego, co otrzymał.

Jeśli każdy jest inny, każdy może być darem dla drugich, a przez to może być sobą i realizować plan, jaki Bóg dla niego nakreślił. We wspólnocie posiadającej różnorodne dary św. Paweł widzi rzeczywistość, którą nazywa wspaniałym imieniem: Chrystus. Faktycznie to jedyne ciało, które tworzą członkowie wspólnoty, jest rzeczywiście Ciałem Chrystusa. Chrystus bowiem nie przestaje żyć w swoim Kościele i Kościół jest Jego Ciałem.

Przez Chrzest Duch Święty wszczepia wierzącego w Chrystusa i włącza go do wspólnoty. W niej wszyscy są Chrystusem, nie ma żadnych podziałów, nie ma żadnej nierówności. Jest zatem jedno ciało, zaś członkowie wspólnoty chrześcijańskiej dobrze realizują swe powołanie, jeśli urzeczywistniają pomiędzy sobą jedność, tę jedność, która uwzględnia różnorodność. Wywoływanie podziałów jest więc dla chrześcijan przeciwieństwem tego, co powinni czynić.

2. Cel

W dniu bierzmowania zapewnialiśmy Boga, że „pragniemy, aby w tym sakramencie Duch Święty umocnił nas do mężnego wyznawania wiary i postępowania według jej zasad.” Co to oznacza w praktyce?

Oznacza to otworzenie serca i umysłu na całe różnorodne bogactwo Kościoła, a nie tylko na ten mały kościół, do którego uczęszczamy i który znamy: swoją parafię czy jakieś stowarzyszenie katolickie, z którym jesteśmy związani. Oznacza to objęcie troską i odpowiedzialnością całego Kościóła powszechnego w jego różnorodnych formach. Wszystko powinniśmy uważać za swoje, ponieważ jesteśmy częścią tego jednego Ciała. A więc, tak jak dbamy i ochraniamy każdą część swojego ciała fizycznego, podobnie powinniśmy odnosić się do każdego członka ciała duchowego. Powinniśmy je wszystkie szanować, ze swej strony przyczyniając się do tego, by jak najlepiej służyły Kościołowi. Ponadto nie powinniśmy lekceważyć tego, czego Bóg wymaga od nas tam, gdzie nas postawił. Chociaż codzienna praca może się wydawać monotonna i mało ważna, to jednak wszyscy należymy do tego samego ciała, tym samym każdy – jako jego członek – ma swój udział w życiu całego ciała, pozostając na miejscu, które Bóg dla niego wybrał.

3. Życie

„Nie ma wody na pustyni” – śpiewał kiedyś Bajm. Tak mniej więcej wyglądałoby nasze życie bez Ducha Świętego. Cała karawana to my we wspólnocie z innymi, z którymi mamy jakiekolwiek powiązania. Nasze życie toczy się ciągle do przodu, aż nagle odkrywamy, że zabrnęliśmy chyba za daleko, bo czujemy się niedobrze. To wszystko co wokół – zaczyna nas wciągać, wchłaniać. Czujemy się tym przytłoczeni, zniewoleni. Pomimo perspektyw, które wydaje się nam że mamy, straszne trudno je realizować, aż wreszcie kapitulujemy, zaczynamy ulegać, wysusza nas, wyjaławia pustynny wiatr współczesnego świata. Jako chrześcijanie stale jesteśmy atakowani, niemalże skazywani na śmierć, na zagładę, jesteśmy na straconej pozycji. Wreszcie stajemy w obliczu niebezpieczeństwa, przed którym mamy się bronić. Na pustyni najgroźniejsza jest chyba fatamorgana. Złudzenie, błąd, pomyłka. Dobrze wiemy, że błąd we wszystkich dziedzinach jest po długim czasie śmiertelny. Błąd w ekonomii, to bankructwo. Błąd w sztuce medycznej, w obliczeniach architektonicznych, błąd w zarządzani, czy wreszcie błąd w wyznaczeniu drogi przez pustynie.

Mnożenie się pewnych anty-prawd jest dramatycznie pomnażane przez media w różnych audycjach, reklamach, czasopismach proponujących młodym, ale nie tylko, szybkie, by nie rzec błyskawiczne osiąganie maksimum przyjemności i szczęścia. Czyżby to była epoka cywilizacji fałszu i w konsekwencji śmierci. Współczesny chrześcijanin musi rozwijać w sobie obronę immunologiczną, to znaczy antyciała, które przeciwstawiają się duchowym drobnoustrojom. Lista złych wirusów jest przerażająco długa; zawiść, gniew, zazdrość, niewłaściwa pogoń za zaszczytami, aby się dorobić, pijaństwo, rozłamy, wykorzystywanie drugich, nieuczciwość, nieczystość, itp... Aby nas chronić przed zarazkami tych niebezpieczeństw, Duch Święty rozwija w nas antyciała: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie. Mamy więc tutaj do czynienia z naturą ludzką kwitnącą, promieniującą miłością, radością, pokojem, opanowaniem. Tym wszystkim co owocuje jednością. To obraz zgoła przeciwny pustynnej pustce i nieurodzajowi.

Co wybierasz? Przepraszam za sformułowanie, ale naprawdę zostałeś zaszczepiony Duchem Świętym w sakramencie bierzmowania. Czy nic ci to nie mówi?