"Dzielmy się Dobrym Słowem" - ze Środy XVII tyg. zw. (2.08.2006) r.

 Głupstwo głoszenia Słowa

Jr 15,10.16-21;   Ps 59[58], 2-3.4-5a.10-11.17;    Mt 13,44-46

Panie, Twoje służebnice i Twoi słudzy, zebrani w Twoim Świętym Duchu, chcieliby Cię rozpoznać. Ty chcesz się objawiać światu w głupstwie głoszenia Słowa. Daj nam takie serce, które potrafi rozpoznać Serce przemawiające w tych Słowach. Daj nam łaskę pokory i zaufania, że to nie jest tylko słowo ludzkie, ale Słowo Boże. Dziś staliśmy się świadkami poruszenia serca – serca poszarpanego, serca, które doświadcza wstrząsu, serca, które bije w młodzieńcu o imieniu Jeremiasz. Zechciał on podzielić się z nami swym sercem i tym, co w nim się znajduje. Prorok – namaszczony Duchem Świętym, uzdolniony do tego, by być ustami Boga, powołany do służby wobec ludu – nie przestał być człowiekiem. Nie przestało bić w nim serce pełne sprzeczności, nasączone niezwykłą wrażliwością i ogromną czułością.

 

Kilka rozdziałów wcześniej ten sam Jeremiasz borykał się z zewnętrznymi trudnościami, jakie się pojawiły, gdyż przyszło mu głosić Słowo Boże, które absolutnie nie znajdowało odzewu w życiu. Mówił do ludzi, którzy świetnie urządzili sobie życie, że niebawem wszystko legnie w gruzach. Tłumaczył to zdruzgotanie tym, że rzeczywiście odeszli od Pana Boga i stwarzają tylko pozory pobożności i wiary. Jeremiasz borykał się z zewnętrznymi trudnościami, stawał nawet naprzeciw swoich najbliższych ziomków i spotykał się z obojętnością. Im więcej mówił, tym mniej zwracano na niego uwagę, tym bardziej machano na to ręką, odwracano się, mówiono, że opowiada o rzeczach, które absolutnie się nie sprawdzają – Gdzież jest spełnienie twoich proroctw?Dziś stajemy blisko serca Jeremiasza przeżywającego w swym wnętrzu ogromne wstrząsy. Prorok zaczyna patrzeć na swoje życie przez pryzmat rozpaczy. Mówi o nim jako o pomyłce – tak, jakby Pan Bóg posłał go na świat po to, aby się z niego śmiano. Zaczyna wyrzucać z siebie bardzo dramatyczne słowa – ubiera je w zdania. Jak trudno ubrać w zdania to, co dzieje się w sercu, kiedy jest pokaleczone? Jak trudno przebić się przez łzy? Jak trudno wyrazić to, co się czuje...? Trudno też wejść w sytuację kogoś takiego, jak Jeremiasz, kiedy samemu jest się  spokojnym, kiedy przeżywa się jakąś radość. Ale Słowo Boże zaprasza nas nieubłaganie, abyśmy weszli w klimat serca Jeremiasza. Nie tylko po to, aby je poznać, ale po to, aby w nim zauważyć obecność Boga, a przez to odkryć działanie Boga w sercu każdego człowieka.

Biada mi, matko moja, żeś mnie porodziła. Nie ma właściwie żadnego powodu, aby się cieszyć. Po prostu mi biada. Pomyłka. Tak bym mógł nazwać swoje życie, swoje powołanie i swój los. Nic z tego nie rozumiem... Chciałbym chociaż przez chwilę oglądać spełnienie Twoich słów, Panie – powie Jeremiasz. Chciałbym zobaczyć, że rzeczywiście, kto trzyma z Tobą, ten wytrzyma, a kto z Tobą nie trzyma, bardzo rozczaruje się samym sobą i wiele przegra. Ale ja tego nie widzę... A przecież – wyznaje Jeremiasz – Ilekroć otrzymywałem Twoje słowa, pochłaniałem je, fascynowałem się nimi. Twoje słowo stawało się dla mnie rozkoszą i radością serca mego. Przyjmowałem je nie oziębłym sercem, lecz gorącym. Chłonąłem je, nie mogłem doczekać się, kiedy znów coś do mnie powiesz.

Imię Twoje zostało wezwane nade mną, Panie, Boże Zastępów! To znaczy – całą swoją Osobą byłeś obecny przy mnie. Nie zasiadałem w wesołym gronie, by się bawić. Nie miałem chwil uśmiechu i radości.

Pod Twoją ręką siadałem samotny, bo napełniłeś mnie gniewem. Któż z nas nie mógłby – odwołując się do przeszłości lub teraźniejszości – przywołać rzeczywistości bycia zupełnie osamotnionym?... Zupełnie. W ogóle nikt mnie nie rozumie... I wówczas powstaje wątpliwość, czy rozumie mnie jeszcze Bóg. Znajdujemy się dziś na takim etapie rozwoju serca i powołania proroka Jeremiasza.

Dlaczego mój ból nie ma granic? Pyta – dlaczego tak jest? O co tu chodzi, Panie Boże? Dlaczego moja rana jest nieuleczalna, niemożliwa do uzdrowienia? Z kim ja właściwie rozmawiam?

Bardzo charakterystyczne w wyznaniach Jeremiasza – w całej jego Księdze – jest to, że gdy się je czyta, to w pewnym momencie człowiek nie wie, czy to mówi Jeremiasz, czy mówi przez niego Bóg, bo tak dużo się w nim dzieje.

Jesteś dla mnie jak zwodniczy strumień. Strumień – niepewna woda. Zupełnie nie wiem, w którą pójdziesz teraz stronę, co Ty ze mną zrobisz...Jeremiasz przeżywa chwile potężnego załamania. Stąd wypływa dla nas jedna z bardzo ważnych i bardzo mocnych prawd i nauk biblijnych – też takie chwile będziemy mieli! My też otrzymamy w takich chwilach możliwość wyboru, co zrobić z naszym sercem. Czy podejmiemy się próby wypowiedzenia, wyrzucenia z siebie tego, co rzeczywiście w nim się znajduje – na tyle, na ile potrafię – czy też miotani sprzecznymi falami, sprzecznymi doznaniami serca, wejdziemy w stan milczenia, które będzie wykańczać nas i innych?

Psalmista wybiera pierwszy pakiet – Bóg jest ucieczką w dniu mego ucisku. Od nieprzyjaciół moich wyzwól mnie, mój Boże, broń mnie od tych, co na mnie powstają. Wybaw mnie od złoczyńców i od mężów krwawych. – Nie od tych, którzy odstąpią, od tych, którzy dokuczą mi słowem, ale od tych, którzy będą usatysfakcjonowani, kiedy poleje się krew... Czyhają na moje życie. To już jest poważna sprawa. To już jest poważna sprawa z moją wiarą. To już nie jest, Panie, jakieś zawahanie, ale poważnie się chwieje moja wiara...

 Spiskują przeciw mnie mocarze. Złowrogie siły czyhają na mnie. Tyle zmarnowanych sytuacji, tyle zmarnowanych szans... Panie, to jest naprawdę poważna sprawa. Mówię Ci na osobności coś, czego nikomu innemu bym nie powiedział.           

We mnie nie ma zbrodni ani grzechu, Panie, bez mojej winy tu biegną, by mnie napastować. Nie czuję się winny, Panie. Na Ciebie będę baczył, Mocy moja, bo Ty, o Boże, jesteś moją warownią.            Psalmista wydobywa z siebie te słowa z niezwykłym trudem. My słuchamy psalmu wyśpiewanego werset po wersecie. A kiedy wypowiadał je z siebie psalmista, to co przeżywał? Jak wypowiadał je Jeremiasz? Ten Jeremiasz, typ i zapowiedź Jezusa, z pewnością czuł się podobnie jak Jezus w Ogrójcu, gdy – jak pamiętamy – wstawał z kolan, znowu padał na twarz, zaczynał modlitwę od nowa, wychodził do uczniów. Wszystko było nieposkładane, bo jak poskładać pokaleczone serce?... Jak poskładać? Ze strzępów najgłośniej odzywających się w sercu, ze zranień najbardziej bolesnych, wydobywa się to, co się da wydobyć.

            Tak czyni psalmista, tak czyni Jeremiasz, nie widząc jeszcze efektów spełnienia się Słowa, nie odczuwając jeszcze nadziei i radości, którą miał, kiedy zaczynał swoją przygodę z Panem. Mówi on: Będę na Ciebie baczył, będę Cię brał dalej pod uwagę.

Ty, o Boże, jesteś moją warownią. Wychodzi mi naprzeciw Bóg w swej łaskawości, Bóg sprawia, że mogę patrzeć na klęskę swych wrogów. Opiewać będę Twoją potęgę i rankiem będę się weselić z Twojej łaskawości, bo stałeś się dla mnie warownią i ucieczką w dniu mego ucisku.

To jest wołanie człowieka. Tak człowiek przedstawia swoją wersję wydarzeń. Zawiera się tu bardzo ważna dla nas prawda i zachęta – nigdy nie rezygnujmy z przedstawiania swojej wersji wydarzeń. Pan Bóg jest Panem Bogiem, my jesteśmy tylko ludźmi. On chce się z nami porozumieć. Ale żeby się porozumieć, trzeba siąść i pogadać. Nie na zasadzie, że wszystko jest cudowne, Alleluja i do przodu, ale wypowiedzieć to, co rzeczywiście jest we mnie. A zniechęcenie będzie robiło wszystko, a Zły przez zniechęcenie będzie robił wszystko, żeby absolutni do tego nie dopuścić: Już nieraz próbowałeś, nie ma sensu...

Słowa wypowiadane z siebie pod prąd, uruchamiają potężną łaskę i odzew Pana Boga. Jakiej niezwykłej czujności trzeba, żeby rozpoznać, co Pan Bóg powie i przez kogo tym razem się odezwie...? Przez kogo tym razem chcesz się do mnie odezwać, Panie? Przez jakie wydarzenia, chcesz do mnie przyjść? Czym chciałbyś, Panie, zwrócić ku Tobie moje ucho i okazać mi swoje pogodne Oblicze? Czym, Panie? Będę czekał, będę baczył, będę uważał. Wydarzenia, które będą się działy zaraz po tej modlitwie, wezmę pod uwagę jako coś, w czym Ty do mnie przychodzisz. Nie ustalę sobie, że przyjdziesz przez tę czy tamtą osobę. Będę uważał. Pan Bóg odpowiada. Nigdy Pan nie zawiódł człowieka! Odpowie! Jeśli się nawrócisz, dozwolę, byś znów stanął przede Mną. Jeśli wyjdziesz z tego myślenia, że jesteś pozostawiony sam sobie, jeśli wyjdziesz z myślenia, że to ty musisz decydować o wszystkim i widzieć efekty swojego zawierzenia, jeżeli nawrócisz się z myślenia, które mówi, że chyba już wszystko przegrane, że to pomyłka, że nic się nie udało, że to była fajna przygoda, ciekawe doświadczenie, ale się skończyło... Jeśli wyjdziesz z tego myślenia, nawrócisz się – dozwolę, byś znów stanął przede Mną. Jeśli zaś będziesz wykonywać to, co szlachetne, bez jakiejkolwiek podłości, będziesz jakby moimi ustami. Dalej będę mówił przez ciebie! Dalej ku tobie będę zbliżał tych, o których względy teraz zabiegasz.

Pan Bóg nie pozwala wchodzić Jeremiaszowi w układ z myślącymi inaczej niż Bóg. Nie pozwala! Nie dlatego, że chce zostawić go samego, tylko dlatego, że wejście w układ z myślami odciągającymi nas od Boga, wejście w konszachty z ludźmi odrywającymi nas od Boga, wcześniej czy później wywoła w nas większy wstrząs, niż zniechęcenie spowodowane tym, że trwaliśmy przy Panu. Więcej i mocniej zaboli nas, jeśli pójdziemy za myślami oddalającymi nas od Boga i przez jedną chwilę dającymi jakieś zadowolenie, niż to, że zniechęciliśmy się w drodze do Pana. Zresztą Jeremiasz powie o tym w następnym rozdziale: Próbowałem stłumić w sobie to, co było Twoim działaniem we mnie, ale to było nie do ugaszenia, ponieważ Twoje działanie we mnie, Twoje odzywanie się we mnie, Twoja Miłość we mnie, była większa od zniechęcenia wywołanego przez przeszkody życia, osoby, które rzucały mi kłody pod nogi. Było potężniejsze!

Uczynię z ciebie dla tego narodu niezdobyty mur ze spiżu. Będą walczyć z tobą. Nie będzie tak, że wszystko cudownie się zmieni, że super poukłada się każdy dzień – wiadomo, że jest Pan Bóg. Nie! Będą walczyć z tobą, lecz cię nie zwyciężą, bo Ja jestem z tobą, by cię wspomagać i uwolnić.

Pan Bóg nie tylko wspomaga, ale i uwalnia – Wybawię cię z rąk złoczyńców i uwolnię cię z mocy gwałtowników.

Oczekiwanie ze strony Pana Boga, aby rzeczywiście traktować Go jako jedyną wartość, jest ogromne. Za trwanie przy Nim trzeba zapłacić najwyższą cenę. Trwać za wszelką cenę... To prędzej czy później uruchomi w nas radość – tak jak uruchomiło radość w sercu człowieka, który znalazł skarb ukryty w roli. Z radości poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił tę rolę. Odszedł od tego wszystkiego, do czego był przywiązany, i nabył Pana. Nabył Pana i wszedł na drogę prowadzącą ku Niemu. Piękna perła – jedna, drogocenna. Gdy ją znalazł, poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił ją.

 W rzeczywistości, w której się znajdujemy, zachęta ze strony Bożego Słowa wydaje się mało atrakcyjna. Pan Bóg nie kryje przed człowiekiem, że nadejdą chwile, kiedy nie będzie on widział tego, że jest prowadzony. Że pojawią się takie sytuacje, w których idąc za Panem Bogiem, nie odczuje tego, że wszystko się układa, a będzie tylko przeżywał rozpacz. Ale Pan sam zachęca: Jeśli się nawrócisz, dozwolę, byś znów stanął przede Mną.

Próbujemy się nawracać pod wpływem Dobrego Słowa. Próbujemy, bo gdybyśmy powiedzieli, że jesteśmy już nawróceni, to Boga już nie potrzebowalibyśmy. Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, co się źle mają. Nie przyszedłem wzywać sprawiedliwych, lecz grzeszników.

Obietnica prowadzenia wciąż jest aktualna. Zawsze jest trendy, zawsze pozostaje w modzie – dobrej, Bożej modzie. Dobry Pan Bóg, który kieruje do nas Słowo dotykające najgłębszych stanów serca Jeremiasza, prowokuje nas do osobistych wyznań. Przecież On czeka... Może dziś wieczorem trzeba z Nim omówić te sprawy? Może trzeba się przed Nim wygadać? Może tak dużo się w ostatnim czasie działo, tak dużo było prowokacji, tak dużo chwil dających do myślenia i tak dużo sytuacji, których nie da się skwitować słowem przypadek, że trzeba dziś wieczorem siąść i porozmawiać? Porozmawiać... Być może trzeba zacząć tak, jak zaczął psalmista, tak, jak zaczął Jeremiasz – od rozpaczliwego wołania, by Pan Bóg sam przemówił. A jak przemówi? – Tak, jak uzna za stosowne. Przemówi na pewno! Bóg raz powiedział, dwakroć to słyszałem, że moc należy do Boga – powie psalmista. Nie do zniechęceń, nie do przeszkód, które pojawiły się w naszym życiu i pojawiać się będą. Dobry Boże, mądry Boże, działający pośród nas w głupstwie głoszenia Słowa, Ty zachęcasz nas do tego, abyśmy nie rezygnowali z Ciebie i od Ciebie nie odstępowali, ale lgnęli sercem do Serca. Dziękujemy Ci za nadzieję, którą budzisz. Nawet, kiedy jest jeszcze niedobudzona, ufamy, że ją dobudzisz, bo tylko Ty jeden wiesz, jak to zrobić.

Pozdrawiam w Mocy Pana –

ksiądz Leszek.