Szukać Zmartwychwstałego
Dz 2, 36-41; Ps 33; J 20, 11-18
Są takie miejsca, w których ostatni raz doświadczyliśmy obecności Pana i często tam właśnie nasze poszukiwania się zakończyły. Dalszy krok, dalsze starania, są związane z powrotem do tych miejsc. Tak jest z Marią Magdaleną. Ona wróciła do tego miejsca. To niezwykle ważny wniosek, że tam, gdzie kończy się poszukiwanie, zaczyna się oczekiwanie, które wiąże się często z bólem, z płaczem, bo w tym oczekiwaniu okazuje się, że jakby nie było widać efektów.
Świętując zmartwychwstanie Jezusa, zbliżamy się do tajemnicy spotkań z Nim mających miejsce po Jego zwycięstwie nad śmiercią. Kościół w oktawie Zmartwychwstania, przez osiem dni, ukazuje nam Chrystusa przychodzącego do osób, z którymi spotykał się wcześniej, które w Niego uwierzyły – wiarą może kulawą, ale autentyczną. Spotkania te mają na celu głoszenie prawdy o zmartwychwstaniu, aby ją mocniej zakorzenić w sercach słuchających Ewangelii, czytających ją.
Dzisiaj dostępujemy niewątpliwego wyróżnienia, a mianowicie jesteśmy świadkami spotkania Marii Magdaleny ze Zmartwychwstałym. Pamiętamy z Niedzieli Zmartwychwstania sytuację, kiedy Maria Magdalena odkryła, że grób jest pusty. Pobiegła do apostołów, aby im to oznajmić. Oni stwierdzili, że rzeczywiście jest pusty – Jan zobaczył znaki, w które uwierzył; Piotr z pewnością wszedł na drogę pogłębionej wiary.
Maria Magdalena wraca w dzisiejszym opisie. Przyszła do grobu i stała przed nim płacząc. Charakterystyczne jest to, że ewangelista podkreśla płacz Marii Magdaleny, powracający kilkakrotnie.
Czym może być spowodowany ten płacz? – Z pewnością utratą całego sensu życia. Maria Magdalena nie jest w stanie pozbierać się bez Pana. Doświadczyła ogromnej miłości, która przemieniła jej serce. Teraz ta miłość została ukrzyżowana, pogrzebana. Nagle okazuje się, że jeszcze ktoś całą tę miłość ukradł przez zabranie Ciała z grobu.
Maria Magdalena w tym płaczu jest osobą ciągle poszukującą. Przychodzi tam, gdzie ostatnio widziała Tego, którego całym sercem ukochała. Jest to bardzo charakterystyczne i niezwykle pouczające dla nas, którzy szukamy Pana i dzień za dniem różnie w tych poszukiwaniach wypadamy.
Są takie miejsca, w których ostatni raz doświadczyliśmy obecności Pana i często tam właśnie nasze poszukiwania się zakończyły. Dalszy krok, dalsze starania, są związane z powrotem do tych miejsc. Tak jest z Marią Magdaleną. Ona wróciła do tego miejsca. To niezwykle ważny wniosek, że tam, gdzie kończy się poszukiwanie, zaczyna się oczekiwanie, które wiąże się często z bólem, z płaczem, bo w tym oczekiwaniu okazuje się, że jakby nie było widać efektów.
Maria Magdalena nie daje za wygraną temu, że jej oczy nie widzą Ciała Jezusa. W tym miejscu szuka dalej. Niewykluczone, że nie mogła spać, bo jak pamiętamy, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, przybiegła do grobu – na cmentarz – i szukała Umiłowanego swej duszy. Trudno tutaj nie odwołać się do Pieśni nad pieśniami. Zresztą w opisie Jana ewangelisty jest mnóstwo aluzji do Pieśni nad pieśniami.
Zatem Maria Magdalena szuka, a tam, gdzie poszukiwanie wydaje się bezowocne, czeka płacząc.
Jest taka prawda, na którą zwraca uwagę jeden z komentatorów – Silvano Fausti – związana z sytuacją Marii Magdaleny i każdego człowieka podejmującego próbę odnalezienia Pana – nawet kiedy wydaje się, że ktoś Go ukradł, zabrał. Są sprawy niewidoczne dla oczu, które przedtem nie płakały. Są takie prawdy, których nie dostrzeżemy, wcześniej nie płacząc.
Maria Magdalena płacząc nachyliła się do grobu i spostrzegła dwóch aniołów w bieli siedzących, jednego przy głowie, a drugiego przy nogach, w miejscu, gdzie leżało ciało Jezusa.
Ci aniołowie tak jakby nie stanowili dla Marii Magdaleny jakiegoś szczególnego punktu, w którym utkwiła wzrok. Nie zainteresowali jej.
Mówią do niej: «Niewiasto, czemu płaczesz»? Maria Magdalena ma ciągle przed oczami i w sercu Pana. Odpowiada: «Zabrano Pana mego i nie wiem, gdzie Go położono».
To, że po tych słowach odwraca się, niejako daje do zrozumienia, że ona rzeczywiście szuka Pana. Nawet aniołowie nie są tutaj w stanie zastąpić poszukiwania, ukoić tęsknoty miłości za Panem.
Gdy to powiedziała, odwróciła się i ujrzała stojącego Jezusa, ale nie wiedziała, że to Jezus.
W spotkaniu Zmartwychwstałego z Marią Magdaleną nie ma dróg na skróty. To bardzo autentyczny proces dochodzenia przez Marię Magdalenę do osobistego odkrycia życia w Jezusie zmartwychwstałym. Jest to bardzo osobisty wysiłek.
Zwróćmy uwagę, że kiedy Maria Magdalena zobaczyła stojącego przed nią Jezusa, pomyliła Go z ogrodnikiem. Jezus mówi do niej: «Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz»? Ona zaś sądząc, że to jest ogrodnik, powiedziała do Niego: «Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go położyłeś, a ja Go wezmę».
Ogromna miłość tryska z tych słów, z tych poruszeń, i ogromna tęsknota – takie całkowite zdanie się na to, by szukać. Maria Magdalena absolutnie nie zgodzi się przegrać tego poszukiwania. Nie zgodzi się na to, że mogłoby w tej chwili nie nastąpić spotkanie. Ona chce Go spotkać.
Jezus rzekł do niej: «Mario!» A ona obróciwszy się powiedziała do Niego po hebrajsku: «Rabbuni», to znaczy: Nauczycielu.
Następuje pełne miłości spotkanie uczennicy z Nauczycielem. Jest to spotkanie miłości kogoś, kto doświadczył mądrości życia, kto dotknął przemieniającej serce i umysł miłości.
Maria jest tą, która – z całą odwagą należy to powiedzieć, oddając prawdzie, co jej się należy – pierwsza spotyka Zmartwychwstałego. Jako pierwsza doświadcza eksplozji życia pokonującego śmierć, eksplozji miłości, która tak naprawdę nie zostawia człowieka i nie wystawia go na przeciwności losu, nie opuszcza go na cmentarzu, ale chce go dalej prowadzić.
Słowa skierowane przez Jezusa do Marii Magdaleny: Nie zatrzymuj Mnie, niektórzy tłumaczą jako: Przestań Mnie obejmować, dotykać.
Rzeczywiście, to miłosne zbliżenie Marii Magdaleny do Jezusa, ciągle osadzone w relacji uczennica – Nauczyciel, jest spotkaniem, które Jezus nie tyle przerywa, ale chce ubogacić, bo poszukiwanie podjęte przez Marię Magdalenę nie jest dla niej samej. Ona ma stać się kimś, kto przez swoje życie i przez swoją miłość będzie ukierunkowywać innych ludzi na miłość do Zmartwychwstałego.
«Nie zatrzymuj Mnie, jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca. Natomiast udaj się do moich braci i powiedz im: "Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga waszego"». Poszła Maria Magdalena oznajmiając uczniom: «Widziałam Pana i to mi powiedział».
To wezwanie do świadczenia o miłości, która przemienia serca, jest większa niż grota cmentarza, grota śmierci, Jezus czyni priorytetem w życiu Marii Magdaleny i w życiu każdego, z kim się spotyka. To zachęta do głoszenia prawdy o życiu, a nie tropienia śmierci. To przynaglenie do ukazywania potęgi zmartwychwstania, a nie do budzenia strachu przed potęgą piekła.
Jest to niezmiernie ważna prawda, często umykająca nam, chrześcijanom, katolikom – szczególnie głosicielom Bożego słowa – w tych dniach. Nie jesteśmy powołani do głoszenia jakichś niebezpieczeństw, czynienia z nich priorytetów w naszym przepowiadaniu. Nie należy akcentować tylko zagrożeń, które odkrywamy w sobie, wokół siebie, w świecie. Jesteśmy wezwani do głoszenia siły życia, zmartwychwstania Jezusa, który mówi: "Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga waszego".
Ten, kto pokłada wiarę w zmartwychwstaniu, dokona takich rzeczy, jakie czynił Jezus. Jeszcze większych dokona – powie Jezus, bo pośle swojego Ducha, moc, która pomoże spoglądać na swoje życie jako na miejsce nieustannego zwycięstwa Jezusa.
W takiej mocy – mocy Ducha Świętego – przemawia w dzień Pięćdziesiątnicy Piotr do Żydów. Z całą niewzruszoną pewnością chce wzbudzić w gronie słuchaczy wiarę w to, że ukrzyżowany Jezus przez Boga został ponownie wprowadzony w życie z potęgą wieczności. To już nie jest powrót do tego samego życia.
Tego Jezusa, którego wyście ukrzyżowali, uczynił Bóg i Panem, i Mesjaszem.
Prawda o tym, że ludzkie słabości, grzechy, które przeszkadzają rozpoznać w Jezusie Mesjasza, stały się okazją do ukazania potęgi Boga większego od zaniedbań, ślepoty, w jaką wprowadza człowieka grzech, porusza mocno serca słuchaczy.
Przejęli się do głębi serca i zapytali Piotra i pozostałych apostołów: «Cóż mamy czynić, bracia»? Powiedział do nich Piotr: «Nawróćcie się i niech każdy z was ochrzci się w imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie grzechów waszych, a weźmiecie w darze Ducha Świętego».
To jest fundamentalna prawda, niezwiązana tylko z jakimś jednorazowym aktem, z jednorazową czynnością. Każdego dnia, ilekroć tylko odkryjemy w sobie motyw wyboru grzechu, czyli motyw, w którym krzyżujemy Jezusa, jesteśmy wezwani do tego, aby tym mocniej lgnąć i wracać do Niego, uznawać swoją słabość, nawracać się, ponownie przeżywać prawdę o odpuszczeniu grzechów danym każdemu, kto je uznaje i przynosi nie tylko po to, żeby je wyznać, ale po to, żeby otrzymać w darze nową energię, nowe siły Ducha Świętego. Każdego dnia jesteśmy do tego wezwani.
«Bo dla was jest obietnica i dla dzieci waszych, i dla wszystkich, którzy są daleko, a których powoła Pan Bóg nasz».
Droga siostro i drogi bracie, Kościół głosi prawdę o Zmartwychwstałym, który przychodzi w tej chwili do ciebie w słowie i zaprasza cię do przyjęcia Jego darów – darów Ducha Świętego – w Eucharystii. O tę prawdę każdy z nas ma dbać, ma się troszczyć, do niej w pierwszej kolejności ma lgnąć swoim sercem. Ta prawda ma nas ratować pośród tego przewrotnego pokolenia, grymasów, kaprysów świata, który ciągle wydaje się być jakoś nieusatysfakcjonowany miłością Boga, absolutnie nie kontempluje jej, nie przygląda się jej, a już ją ocenia i klasyfikuje jako zużytą, nienadającą się do dzisiejszej rzeczywistości.
Świat często przejawia myślenie bardzo przewrotne, oderwane od prawdy. Nie jest to tylko myślenie naszych wrogów zewnętrznych, osób obojętnych, ale myślenie będące przede wszystkim w nas. To ja ukrzyżowałem Chrystusa.
Tego ukrzyżowanego Chrystusa Bóg czyni Panem i Mesjaszem, Kimś, kto w miejscu, w którym przyznam się do ukrzyżowania, wyznam grzech, podnosi mnie i obdarowuje Świętym Duchem, daje mi odpuszczenie grzechów, obdarza siłą do życia dalej.
Ratujmy się spośród tego przewrotnego pokolenia – przenieśmy te słowa św. Piotra do nas.
Jezus, który przychodzi z darem Ducha Świętego, z darem życia większego od naszych słabości, staje bardzo osobiście przed tobą – w tej chwili także.
Droga siostro i drogi bracie, wołanie o przymnożenie wiary wypływa z odkrycia własnej nędzy polegającej na tym, że nie słyszę, że Pan teraz do mnie przemawia, że gdzieś budzi się we mnie smutek czy też płacz, dlaczego ja tego nie doświadczam, tak jak Maria Magdalena...
Jeśli to wołanie autentycznie wypływa z poruszeń mojego serca, staje się miejscem spotkania – może najpierw z ogrodnikiem, z osobą, która w zastępstwie, jak aniołowie, wskaże, gdzie jest Jezus, będzie prowadzić do Jezusa i doprowadzi, bo On wie, w jaki sposób ma do nas przyjść.
Z kim dzisiaj pomyliłeś Jezusa?
Z jakim ogrodnikiem Go pomyliłeś? To znaczy, w czym nie rozpoznałeś przychodzącego do ciebie Pana?
Gdzie brakuje ci odwagi zorganizowania sobie czasu – bo tu jest bardzo potrzebny czas – na to, żeby w tygodniu zmartwychwstania siąść przed Panem i nawet się rozpłakać czy z mocniejszą nutą smutku wykrzyczeć wręcz: Zabrano Pana mego i nie wiem, gdzie Go położono. Jednocześnie nie skupiać się tylko na tym, że zabrano Pana, ale rozglądać się, odwrócić się od swojego smutku, tak jak odwróciła się Maria Magdalena, by szukać Jezusa dalej.
Panie Jezu, przychodzisz do nas prawdziwie zmartwychwstały i przynosisz w swoim słowie zachętę do tego, by wierzyć Ci, że świętujemy nie tylko wydarzenie historyczne, ale tu i teraz dokonuje się nasze osobiste spotkanie z Tobą. Przymnóż nam wiary. Przez wstawiennictwo Marii Magdaleny, która tak bardzo Cię ukochała, że absolutnie nie wyobrażała sobie życia poza Tobą, wzbudź w nas pragnienie trwania w Tobie, które będzie nas odcinać od przekonania, że poza Tobą ułożymy sobie życie.
W Tobie, Panie, jest światło rozjaśniające ciemność. W Tobie jest życie, które zwycięża śmierć. W Tobie są siły pokonujące moją bezsiłę.
Pozdrawiam w Panu –
ks. Leszek Starczewski