Przyjrzeć się sobie
Iz 50, 4-9a; Ps 69; Mt 26, 14-25
Mamy się przyjrzeć sobie po to, żeby odkryć te miejsca w naszym sercu, w których odpowiadamy na Bożą miłość, idąc wśród przeciwności, obelg, pokus, zdrady, w których odpowiadamy na Jego zaproszenie do tego, by poddać się działaniu Jego Ducha, nawet czyniąc twarz jak głaz, będąc nieczułym. Jesteśmy też zaproszeni do odkrycia w sobie brzęczących srebrników, przeliczników – przeliczników naszej siły, zmęczenia, kiedy mamy podjąć kontakt z Bogiem, z Jego słowem, z drugim człowiekiem.
Panie, obdarz mnie językiem wymownym. Nakłoń nasze uszy, abyśmy się nie opierali ani się nie cofnęli przed przyjęciem Twojego słowa. Oczyść nas z oczekiwań, jakie mamy względem komentarza do Twojego słowa i uzdolnij nas do przyjęcia tej prawdy, którą niesie Twoje słowo głoszone w świętym Kościele.
Cierpiący Sługa Jahwe rozpoznaje dary, jakie otrzymał od Pana Boga: Pan Bóg mnie obdarzył językiem wymownym. Dar jest mu po to przekazywany, aby dzielił się nim z innymi. Boży dar zatrzymany w sercu człowieka wzbudza egoizm – apetyt na egoizm rośnie.
Sługa Jahwe dzieli się tym darem, bo otrzymał go, by przyjść z pomocą strudzonemu przez słowo krzepiące. Kim są ci strudzeni? – To niewielka garstka ludzi, którzy postanowili jeszcze wierzyć Bogu w warunkach niewoli. Ciężko jest im przyjmować życie każdego dnia. Są bardzo utrudzeni oczekiwaniem, które nie ma końca, dobijającą ich niewolą.
Sługa Jahwe każdego rana odkrywa w sobie bardzo mocne przynaglenia, pobudzenia do tego, by słuchał jak uczeń. Każdego rana jest wezwany do tego, by słuchał, co się dzieje, jak uczeń. By się uczył żyć na nowo.
Pan Bóg – mówi Sługa – otworzył mi ucho, a ja się nie oparłem ani się nie cofnąłem. Uczy się.
Otrzymany dar, którym się dzieli, natychmiast przekłada się na konkrety: Podałem grzbiet mój bijącym i policzki moje rwącym mi brodę. Nie zasłoniłem mojej twarzy przed zniewagami i opluciem. Podałem siebie samego życiu, które obudziło mnie rano. Podałem swój grzbiet do bicia, policzki do tego, by rwać mi brodę. By życie biło mnie do bólu i rwało na strzępy to, co nie prowadzi mnie do Jahwe, co sprawia, że już nie ma apetytu na egoizm, ale jest sam egoizm.
Nie zasłoniłem mojej twarzy przed zniewagami i opluciem.
Rzeczywistość otwarcia na dary Pana, czyli rzeczywistość walki z egoizmem, z zapatrzeniem się w siebie, jest naznaczona dostaniem w twarz zniewagą, opluciem. To rzeczywistość sponiewierania przez życie.
Czy to wszystko, co ma do powiedzenia Bóg? – Gdyby to było wszystko, powinniśmy popełnić zbiorowe samobójstwo. Obdarzył, później sponiewierał i tyle... Bóg zna władzę szatana, potęgę zła. Jeżeli decyduje się na niewolę, jeżeli decyduje się uderzyć w twarz, opluć, to znaczy, że ta władza jest poza naszym wyobrażeniem. Kompletnie nie zdajemy sobie z niej sprawy.
Władza zła, władza szatana, jest potężna. Komplikacje grzechu są ogromne. Ale ta władza nie jest absolutna. Szatan nie jest wszechmogący.
Pan Bóg mnie wspomaga – mówi dalej sługa Jahwe – dlatego jestem nieczuły.
Nieczuły... Boimy się odkryć prawdę o tym, że Bóg jest czasami nieczuły. Niestety, jest nieczuły. Na szczęście czasem jest nieczuły. Nie można się bawić w uczucia, kiedy widzi się nóż w ręku dziecka. Trzeba mocno, zdecydowanie działać. A jeżeli widzi się jeszcze, że już są zadane rany, to absolutnie nie wolno się zgodzić na czułość.
Pan Bóg nie godzi się na czułość. Jak Mu nie dziękować, że w wielu sytuacjach nie godzi się na czułość względem nas...
Sługa Jahwe, wspomagany przez Boga, nie może być inny. Nie może być uczeń nad mistrza. Ja też jestem nieczuły na obelgi. Uczyniłem twarz moją jak głaz – nie ma uczuć, uśmiechu – i wiem, że wstydu nie doznam.
Pan Bóg mnie wspomaga. To mocne wyznanie wiary, niezbędne w takich chwilach. To jedyne, co człowiekowi zostaje. Już nawet nie ma siły przyznawać się do tego, że jest bezsilny. Nie ma siły, by przyznać się do bezsiły... Wyznaje: Pan Bóg mnie wspomaga. A czego doświadcza? – Nieczułości, obelg.
Blisko jest Ten – wyznaje dalej – który mnie uniewinni. Nic nie czuć, a blisko jest Ten, który mnie uniewinni.
Kto się odważy toczyć spór ze mną? Wystąpmy razem! Kto jest moim oskarżycielem? Niech się zbliży do mnie!
Doświadczenie sługi Jahwe, który przeżywa bliskość Boga będąc nieczułym, mając twarz jak głaz, to doświadczenie kogoś, kto jest smagany potęgą zła, od którego musi przyjąć ranę po słabości. Odważnie staje i pyta: Kto się odważy toczyć spór ze mną? Kto jest moim oskarżycielem?
Jeden jest tylko oskarżyciel. Demaskuje złego, demaskuje szatana, który rozdmuchał zranienia, sprawił, że atakujemy Pana Boga, że mamy fałszywy obraz Boga, że uwierzyliśmy w to, że Bóg, jeśli jest nieczuły to dlatego, że nie kocha. Nie uwierzyliśmy w prawdę, że jeżeli Bóg wybiera nieczułość to dlatego, że kocha.
Jest jeden oskarżyciel. Niech się zbliży do mnie! Zbliży się. Zbliży się szczególnie w tych dniach, kiedy Sługa Jahwe będzie oddawał swoje życie. Oj, zbliży się. Oj, pokaże potęgę – potęgę nienawiści, bicia, pogardy. Potęgę, o której nie mamy pojęcia. Jesteśmy w stanie uchwycić tylko część potęgi przebiegłości, krętactw. Zły pokaże potęgę. Zbliży się.
Sługa Jahwe wyznaje: Oto Pan Bóg mnie wspomaga! Któż mnie potępi?
Te słowa są dla mnie szczególnym doświadczeniem modlitwy, której łaskę dał mi Pan, zwłaszcza w chwilach mocnych ataków złego również i na moją posługę jako księdza, w chwilach oskarżeń, wściekłości, wręcz słyszalnych wyzwisk, obelg. Chcę złożyć świadectwo, nie popisywać się czy mówić rzeczy, które mają wzbudzić tanią popularność. Kiedy zbliżam się do ołtarza czy do głoszenia słowa, wyczuwalna jest nienawiść, pomyje wylewają się na mnie gdzieś w myślach, odbierane mi jest poczucie siły Pana, Jego bliskości, kiedy dotykam świętych postaci.
Te słowa są dla mnie ogromną pomocą i doświadczeniem bliskości Pana. Często przejawiają się podobnie jak u Sługi Jahwe. Uczę się mówić na modlitwie: Jeżeli chcesz mnie oskarżyć, idź do Jezusa, który mnie wybrał. Do Niego miej pretensje, że jeszcze mnie trzyma przy ołtarzu, że każdego rana pobudza me ucho, bym słuchał. A jeżeli obdarza językiem wymownym, to jest Jego dar, bym umiał przyjść z pomocą utrudzonemu przez słowo krzepiące. To Pan Bóg mnie wspomaga. Taką decyzję podjął.
Mam oskarżyciela. Masz oskarżyciela, droga siostro, drogi bracie, bo jest w tobie znamię Świętego Ducha. Bo w sakramencie chrztu i bierzmowania zostałeś namaszczony obecnością Jezusa. Oskarżyciel nie może tego wybaczyć. Dlatego będzie rwał ci brodę, będzie cię walił po grzbiecie. Będzie podsuwał zniewagi i pluł ci w twarz chichocząc.
Blisko jest Ten, który cię uniewinni! Pan Bóg cię wspomaga! – mówi dziś słowo. Jeżeli obdarzy cię łaską chłosty, podaj swój grzbiet. Jeżeli będzie chciał rozerwać ci brodę, uderzyć w twarz, czyli dotknąć szczególną łaską, proś o pokorę, by wszystko przyjąć, nie chwalić się i nie traktować tego jako chłosty przeciw tobie.
Ale to nie wszystko, co Pan w swojej mocy i mądrości przygotował. Kościół dziś modli się przed Liturgią Słowa bardzo mocnymi sformułowaniami: Boże, Ty chciałeś, aby Twój Syn przez śmierć na drzewie krzyża uwolnił nas spod władzy szatana. Ktoś analizował modlitwy Kościoła, w których pojawia się wprost określenie szatan. Jest ich niewiele w liturgii.
Nie toczymy boju przeciwko działowi marketingu, jakiejś reklamie. Nie toczymy boju przeciwko jakimś śmiesznym dziewczynkom w strojach, w których reklamują nowy model samochodu. Toczymy bój z wrogami zbawienia, z wrogami twojej wieczności, droga siostro i drogi bracie, z wrogami mojej wieczności. Wieczności. Nie wakacji, udanego życia w małżeństwie, w kapłaństwie, fajnej przygody, spokoju na święta, ale wieczności.
Rozżarzone pociski złego są wysyłane w samo Serce Jezusa Chrystusa i jego Kościoła, Jego ukochanych, do których należysz ty, droga siostro, ty, drogi bracie, i ja. Przyjmujemy je w świetle wiary, jak Sługa Jahwe. W takich chwilach, w doświadczeniach całkowitego sponiewierania, Pan prosi, aby wyznawać wiarę, aby zrobić Mu więcej miejsca, choć się nic nie czuje, choć się ma twarz jak głaz i wydaje się, że jest się już potępionym. Choćbym był w piekle – mówi jeden ze świętych – będę Ci dalej ufał.
Pan prosi nas o wyznawanie wiary, o odwoływanie się do Jego dobroci. Kiedy doświadczasz ogromu zła, odwołuj się do dobroci Boga, bo zło dobrem się zwycięża.
W swojej dobroci wysłuchaj mnie, Panie – mówi psalmista. I wyznaje wiarę. Jest posłuszny prośbie Pana. Ta prośba jest skierowana nie tylko do psalmisty czy Sługi Jahwe, ale do każdego z nas. Jaki pokorny jest Bóg, który prosi cię o wiarę... – Pozwól Mi działać. Wyznaj wiarę.
Jak wyznać wiarę? – Dla Ciebie bowiem znoszę urąganie, hańba twarz mi okrywa. Dla braci moich stałem się obcym, i cudzoziemcem dla synów mej matki.
Bo gorliwość o dom Twój mnie pożera – bo gorliwość, pragnienie tego, żebym był już w Twoim domu, pożera mnie i dlatego spadły na mnie obelgi złorzeczących Tobie.
Jakie obelgi? – Ty jesteś niedzisiejszy. Dziś już nikt nie traktuje tak wiary...
Psalmista w wyznawaniu wiary nie popuści Panu Bogu w relacji o tym, co się z nim dzieje w tej chwili. On musi Mu wszystko powiedzieć.
Hańba złamała me serce i sił mi zabrakło, czekałem na współczucie, lecz nikt się nie zjawił – nie zjawił się nikt, kto wszedłby w moje położenie – i na pocieszycieli, lecz ich nie znalazłem.
Złamany w sercu, czeka na współczucie, lecz nikt się nie zjawił, i na pocieszycieli, lecz ich nie znalazł. Szukał. Mało tego, że złamali go duchowo, łamią go także fizycznie: Domieszali trucizny do mego pokarmu, a gdy byłem spragniony, poili mnie octem.
Co mówi psalmista? – Mówi prawdę, do której ma prawo – tak, jak każdy z nas ma prawo do zdania relacji z tego, co się w nim dzieje. Ale za chwilę dodaje równie ważną prawdę: Pieśnią chcę chwalić imię Boga i wielbić Go z dziękczynieniem. Patrzcie i cieszcie się, ubodzy, niech ożyje serce szukających Boga. Niech ożyje serce szukających Boga w tych warunkach. Bo Pan wysłuchuje biednych i swoimi więźniami nie gardzi.
Obdarowany Sługa Jahwe, doświadczony, sponiewierany przez życie jak więzień, wyznaje wiarę, śpiewa, wielbi z dziękczynieniem Boga. Chce szukać Boga, bo wie, że gdy będzie Go szukał w tych warunkach, jego złamane serce ożyje.
Hańba złamała me serce i sił mi zabrakło.
Wszystkie doświadczenia, które zapowiada Sługa Jahwe i wyraża psalmista, w pełni objawiają się w Jezusie i w każdym, kto z Jezusem przez Ducha Świętego w sakramencie chrztu i bierzmowania, w posłuszeństwie słowu, jest zjednoczony. Nie może być uczeń nad Mistrza.
Przyglądając się prawdzie, którą objawia nam słowo, jesteśmy zaproszeni na Wielki Tydzień, żeby przejąć się tym, co dzieje się ze Sługą Jahwe, co dzieje się z Jezusem, co dzieje się z Jego Kościołem, co dzieje się ze mną. Jesteśmy zaproszeni przez wiarę do życia według Ducha Świętego. Jesteśmy wezwani do przyjrzenia się sobie – jednemu z wyznawców Chrystusa, jednemu z Dwunastki.
Mamy przyjrzeć się sobie również w kontekście zachowania Judasza Iskarioty. Dzisiejsza Ewangelia kończy się sformułowaniem: «Tak jest, ty». Przyjrzyjmy się jej nie po to, żeby przy okazji Judasza Iskarioty użyć sobie na nim, potępiając go bądź usprawiedliwiając. Nie. Judasza mamy zostawić Komuś, kto ma więcej danych na jego temat, Komuś, kto go sprawiedliwie osądzi. Tym Kimś jest Bóg. Naszym zadaniem w tym momencie nie jest zastanawiać się, dlaczego, co i jak... Znany tę prawdę, że każdy gest Jezusa z dzisiejszej Ewangelii, to gest walki o Judasza. Nawet te mocne słowa: Lepiej by było, człowieku, gdybyś się nie urodził, niż żebyś zrobił to, co chcesz zrobić. – Każdy gest Jezusa jest gestem walki.
Mamy się przyjrzeć sobie po to, żeby odkryć te miejsca w naszym sercu, w których odpowiadamy na Bożą miłość, idąc wśród przeciwności, obelg, pokus, zdrady, w których odpowiadamy na Jego zaproszenie do tego, by poddać się działaniu Jego Ducha, nawet czyniąc twarz jak głaz, będąc nieczułym. Jesteśmy też zaproszeni do odkrycia w sobie brzęczących srebrników, przeliczników – przeliczników naszej siły, zmęczenia, kiedy mamy podjąć kontakt z Bogiem, z Jego słowem, z drugim człowiekiem. Kiedy ja jestem zmęczony, ten człowiek przychodzi, czegoś chce ode mnie, nie spełnia moich oczekiwań... Ja nie mogę teraz cię przyjąć.
Mamy odkryć w sobie te miejsca, w których uciekamy przed Bożą miłością, mądrością, w których uciekamy, żeby szukać sposobności do wydania jej, odłożenia na bok.
Jeżeli odpowiadamy na zaproszenie Pana, to przyglądamy się sobie, żeby odkryć motyw Judasza Iskarioty. By usłyszeć słowa: «Jeden z was Mnie zdradzi». By się zasmucić i zapytać: «Chyba nie ja, Panie?» By zanurzyć z Nim rękę w misie. I po to, by usłyszeć: «Syn Człowieczy odchodzi, jak o Nim jest napisane». To znaczy – wszystko dzieje się w świetle Bożej mądrości, miłości. Jeżeli mam odkryć w sobie to, w czym trwam w Panu, to dzieje się to w świetle Bożej mądrości. Jeżeli mam odkryć w sobie to, co jest we mnie z Judasza, z przeliczników, dzieje się to w świetle Bożej mądrości.
Judasz doszedł do miejsca, w którym – jak wiemy – popełnił samobójstwo. Ta negatywna odpowiedź na miłość Boga jest jak ostrzeżenie przed powtórzeniem tego, co zrobił Judasz. Jest jak sygnalizator, czerwone światło: Tu już nie wchodź.
Chcemy razem z Panem wkroczyć w Triduum Paschalne, by ze swoim życiem mierzyć się na nowo w świetle Jego słowa. Nawet gdy jest nam źle, nawet gdy czujemy się potwornie zmęczeni, nawet gdy jesteśmy zmęczeni sobą, słuchaniem słowa, Pan zaprasza nas, byśmy szli dalej.
Jezu, Ty przychodzisz do nas w słowie. Prosimy, nakłoń nasze uszy, jak uszy ucznia. Spraw, abyśmy potrafili przyjąć światło Twojego słowa i rzetelnie na nie odpowiedzieć, nazywając po imieniu to, w czym dochowujemy Ci wierności i to, w czym potraktowaliśmy Cię trzydziestoma srebrnikami – naszymi przelicznikami, w czym szukamy sposobności, by odłożyć Cię na później. Umocnij nas, Panie, w wiernym kroczeniu za Tobą – naszym Mistrzem i Nauczycielem.
Pozdrawiam w Panu –
ks. Leszek Starczewski