Zachować proporcje
Iz 49, 14-15; Ps 62; 1 Kor 4, 1-5; Mt 6, 24-34
Specjaliści od zmartwień to my. Typowo polskie słowo to martwić się. Niedaleko od niego do słowa martwota. Martwiący się szybciutko wprowadzają się w stan martwoty duchowej, intelektualnej, martwoty serca. Kto z nas, przy całej swej trosce, wszystkich zmartwieniach, jakie pozbierał, jakie poukładał jak dżemy w słoikach, może choćby jedną chwilę dołożyć do wieku swego życia? Kto z nas przez zmartwienia przedłużył swoje życie? Kto ma taką siłę?
Duże pokrzepienie płynie ze słów dzisiejszej Ewangelii, wziąwszy pod uwagę, że często nasze wyobrażenia o Panu Bogu związane są z jakimś ogromnym majestatem, z tysiącami spraw, które Pan Bóg ma na głowie, takich jak dzieci w Afryce, głód, trzęsienie ziemi w Chinach, a już na pewno Jego zmartwienia nie są związane z naszą codziennością i kłopotami.
Chrystus przeczy temu błędnemu wyobrażeniu – często się w nas budzącemu – Boga wielkiego, tak ogromnego, że nie ma czasu zajmować się jakimiś drobnymi sprawami.
Jezus ukazuje Boga, który wpisał się w codzienność, we wszystko, co się wiąże z konkretnymi zmartwieniami człowieka. Jezus pokazał i pokazuje swoją Osobą, działalnością, zainteresowaniem, że ciekawi Go zarówno drachma zgubiona przez kobietę, radość z odnalezienia jej, jak i zaczyn mąki. Interesuje Go wszystko, co stanowi codzienność.
Pokrzepienie, że Bóg zainteresował się i interesuje naszymi zmartwieniami, naprawdę niesie ulgę, jeżeli je właściwie odczytamy. Bo Chrystus właściwie zajął się konkretami życia. Nie przesadza ani w jedną, ani w drugą stronę. Nie wprowadza superuduchowionej perspektywy, nie mówi, że sprawami materialnymi w ogóle nie powinniśmy się zajmować ani nie uczynił ich centrum. Nie stwierdza, że przede wszystkim trzeba zabiegać o to, żeby było coś do zjedzenia, do ubrania się, i tylko tym mamy się zajmować. Nie. Jezus daje właściwe proporcje.
Wychodzi od prawdy o tym, że człowiek nie potrafi swojego serca podzielić. Jego serce musi być całkowicie w coś zaangażowane i wtedy przynosi człowiekowi pełną satysfakcję, czy też ku tej satysfakcji zmierza.
„Nikt nie może dwom panom służyć.”
W czasach, kiedy Jezus fizycznie chodził po ziemi, pojęcie służby panom wiązało się z całkowitym poświęceniem czasu przez tego, kto był sługą. On właściwie nie miał czasu dla siebie. Musiał całkowicie poświęcić się temu, co mówi pan.
Jezus, przyglądając się relacjom panującym wśród ludzi, zauważa, że podobnie jest w odniesieniu do Boga i trosk doczesnych, które ujmuje w sformułowaniu mamona. Zarówno Bóg, jak i mamona, pochłaniają człowieka w całości. Uczy tego życie i pokazują to przykłady. Gdy weźmiemy przykład mamony, zabiegania o to, żeby coraz więcej mieć, to rzeczywiście pochłania to człowiekowi nie tylko jawę, ale i sen. Iluż ludzi nie może spać, bo wymyśla, w jaki sposób zabezpieczyć sobie byt i powiększyć majątek!
Podobnie jest, jeżeli ktoś oddaje się na wyłączną służbę Bogu, chce, aby jego niepodzielne serce należało tylko do Boga. Doświadcza, że rzeczywiście tylko Jemu pragnie służyć i Jego chce odnajdywać w tym, co robi, bo w przeciwnym razie wszystko traci sens. Jaki sens miałoby poświęcenie życia Bogu w zakonie czy w kapłaństwie, gdyby było to przeznaczone tylko dla oka ludzkiego? To jest bez sensu – kompletnie nie przynosi satysfakcji. Czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie – powie św. Paweł – wszystko na chwałę Bożą czyńcie.
Tam, gdzie człowiek zaczyna robić coś pod oko przełożonego, podwładnego, biskupa, księdza, natychmiast sypie się mu cały obraz świata. Człowiek potrzebuje całkowitego poświęcenia się Bogu. Dopiero wtedy jego służba nabiera sensu, smaku, znaczenia. Oczywiście uczymy się tego, bo przyłapujemy się niejednokrotnie, że robimy coś pod oko kogoś drugiego, żeby ktoś z ludzi zauważył, docenił. W ten sposób eliminujemy to, co stanowi istotę służby. Robisz coś, to rób w ukryciu. Ojciec niebieski, który widzi w ukryciu, odda tobie. Jeśli się modlisz, rób to tak, żeby to przede wszystkim było dla Pana Boga, a nie na pokaz biskupa, przełożonego, podwładnego.
Chrystus wie o tych przynależności ludzkiego serca, o jego niepodzielności, i z całą mocą powtarza: „Nikt nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego będzie miłował; albo z jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie”. Po prostu się nie da.
Każdy, kto próbował pogodzić jedno z drugim, wcześniej czy później przeżył frustrację, depresję, z której trudno później wyjść.
Stąd to rozpoznanie ze strony Chrystusa – bardzo jasne, rzeczowe, konkretne i życiowe. Niesie ono dla każdego, kto słucha i bierze je do siebie, wyzwolenie i oczyszczenie. Nie oglądajmy się na osoby stojące obok. Często mamy taką skłonność. Mówimy: Dobrze w Ewangelii jest powiedziane. To o moim współbracie w kapłaństwie, o współsiostrze... Nie, to słowo jest skierowane do mnie. Posłuchaj, córko, spójrz i nakłoń ucha. Konkretnie do mnie jest to powiedziane. Tu i teraz mówi do mnie Bóg.
Słowo Boga niesie ulgę. Utrwala w nas to, że nasza codzienność pojmowana we właściwych proporcjach może być na chwałę Boga i na pożytek ludzi, jeżeli tylko przyjmuję to pouczenie, jako skierowane do mnie.
Chrystus, wyjaśniając oddanie, niepodzielność serca, zaraz przechodzi do konkretów: „Dlatego powiadam wam: nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co macie jeść i pić; ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać. Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie?”
Czyż Bóg, który dał życie, nie wie, że ma się troszczyć o wszystko, co do niego potrzebne? Skoro dał tak potężny dar, jakim jest życie, to zapomina o tym, że ma troszczyć się o wszystko, co życiu potrzebne?...
Jezus stawia takie mocne pytania. I za chwilę zwraca się do słuchaczy napiętych w swoich planach, zaniepokojonych tym, co będzie jutro, czy się coś uda wygospodarować, żeby zjeść, żeby przetrwać. Mówi: „Przypatrzcie się ptakom w powietrzu; nie sieją ani żną i nie zbierają do spichrzów, a Ojciec wasz niebieski je żywi”. To znaczy, zdobądźcie się na troszeczkę refleksji nad tym, co się dzieje w waszym życiu. Nabierzcie dystansu. Przypatrzcie się ptakom. „Czyż wy nie jesteście ważniejsi niż one?” Wy, stworzeni na obraz i podobieństwo Boga. Ptak ma służyć człowiekowi – budzi go rano, śpiewa, wpływa na jego poczucie piękna, daje wrażenia estetyczne. Chyba, że ktoś już jest tak znerwicowany, że słysząc rano ptaki, budzi się i mówi: Niech się przestaną wreszcie drzeć! : ) Ale zasadniczo ptak służy człowiekowi.
Jeżeli tak jest, to tym bardziej człowiek, stworzony na obraz i podobieństwo Boga, jest kimś, o kim Bóg pamięta, o kogo zabiega. Psalmista powie nawet: W Twoich staraniach o nas nikt Ci nie dorówna. Tak się starasz o nas każdego dnia. Przecież Bóg nie może się doczekać, żeby od samego rana napełniać nas swoją łaską, abyśmy my tę łaskę przekazywali dalej.
„Kto z was – powie Chrystus dalej – przy całej swej trosce może choćby jedną chwilę dołożyć do wieku swego życia?”
Specjaliści od zmartwień to my. Typowo polskie słowo to martwić się. Niedaleko od niego do słowa martwota. Martwiący się szybciutko wprowadzają się w stan martwoty duchowej, intelektualnej, martwoty serca. Kto z nas, przy całej swej trosce, wszystkich zmartwieniach, jakie pozbierał, jakie poukładał jak dżemy w słoikach, może choćby jedną chwilę dołożyć do wieku swego życia? Kto z nas przez zmartwienia przedłużył swoje życie? Kto ma taką siłę?
Chrystus mówi dalej, bo wchodzi w coraz bardziej konkretne, życiowe przykłady: „A o odzienie czemu się zbytnio troszczycie? Przypatrzcie się liliom na polu, jak rosną: nie pracują ani przędą. A powiadam wam: nawet Salomon w całym swoim przepychu nie był tak ubrany jak jedna z nich. Jeśli więc ziele na polu, które dziś jest, a jutro do pieca będzie wrzucone – najprawdopodobniej chodzi o kwiat kwitnący tylko jeden dzień na polach, po których wędrował Jezus – Bóg tak przyodziewa, to czyż nie o wiele pewniej was, małej wiary?” Jeżeli interesuje Boga ziele na polu, to człowiek na ziemi Go nie interesuje?...
„Nie troszczcie się więc zbytnio i nie mówcie: co będziemy jeść? co będziemy pić? czym będziemy się przyodziewać? Bo o to wszystko poganie zabiegają”. Nie zachowujcie się jak poganie – mówi Jezus do swoich uczniów – mimo że świat często tryumfuje pośród swojego zabiegania.
Ten, kto dzisiaj nie zalicza kolejnych stopni awansu, nie powiększa coraz bardziej swoich zasobów, wydaje się pozostawać w tyle, bo świat mówi, że trzeba być na topie.
Wy nie zachowujcie się jak świat. Ja nie po to was na ten świat posłałem, żebyście poganieli. Troszczcie się przede wszystkim o odkrycie działania Boga w waszym życiu, o królestwo Boga. Troszczcie się o to, aby doświadczać Jego mocy, rozlewanej w każdej modlitwie, na którą organizujecie sobie czas, w Eucharystii przeżywanej z żywą wiarą, a jeśli jej brakuje, to proście o miłosierdzie Boga, żeby przetrzymać czas martwoty w wierze. Zabiegajcie najpierw o to. Zabiegajcie o żywą relację ze Mną – mówi Pan. Wszystko inne będzie wam dodane. Nie zabiegajcie o dodatki. To tak, jakby najważniejszy w czasie zakupów w sklepie był dodany gratis. Kupuję podstawowy produkt, żeby otrzymać gratis. Produkt kosztuje znacznie więcej, ale dla mnie ważniejszy jest gratis.
Nie zabiegajcie o dodatki, troszczcie się o podstawowe wartości, o najważniejszą relację ze Mną – mówi Pan.
Na koniec Chrystus dodaje: „Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy”.
Dosyć jest zajęć każdego dnia. Nie zajmujmy się jednego dnia całym tygodniem. Nie tak dawno w Liście św. Jakuba czytaliśmy ostrzeżenia dla tych, którzy się pysznią: Jutro pojadę tam, zrobię to... Jeżeli Pan da, to pojadę. Jeżeli Pan pozwoli. Niby drobnostka, ale zasadnicza, ogromna różnica istnieje między stwierdzeniami jutro pojadę i jeżeli Pan da, to jutro to zrobię. Między jednym a drugim jest przepaść.
Św. Jakub, czerpiąc z nauczania Chrystusa, wzywał nas do tego, żebyśmy ustawili prędkość życia. Jezus ją dzisiaj wyraźnie podpowiada. Mam żyć dzień na dzień, a nie tydzień na dzień, miesiąc na dzień, rok na dzień. Dzień na dzień. To jest podstawowa prędkość. Chwila za chwilą. Teraz najważniejsze jest, żeby z sercem podejść do Pana, który z Serca daje nam takie pouczenia, żeby odkryć po raz kolejny swoją nędzę i znów zobaczyć, że On tej nędzy się nie brzydzi. Nie gardzi nią, tylko wychodzi do niej, by wziąć ją w swoje ręce, jako Dawca życia.
Panie Jezu, dziękujemy za Twoją Ewangelię, za Twoją mądrość przekazaną nam w tych słowach. Dziękujemy za to, że jedynie w Bogu nasza dusza znajdzie spokój, że od Niego przychodzi nasze zbawienie. Tylko On jest opoką i zbawieniem moim, twierdzą moją, więc się nie zachwieję. Tylko w Nim pokładając ufność, mam pewność, że się nie zachwieję.
Jedynie w Bogu szukaj pokoju, duszo moja, bo od Niego pochodzi moja nadzieja. On tylko jest skałą i zbawieniem moim, On moją twierdzą, więc się nie zachwieję.
Panie, przymnóż nam wiary w to, że jeśli tylko będziemy rozważać i odnosić do życia słowo zasiane w naszych sercach, to przyniesie ono prawdziwy pokój i zbawienie, którego nie da nam człowiek i zabieganie o troski tego świata.
Pozdrawiam w Panu –
ks. Leszek Starczewski