"... Dzielmy się Dobrym Słowem" na 6.01.2009 r. uroczystość Objawienia Pańskiego


Otwarcie się Boga

Tym, co często w ludzkich przyjaźniach pomaga otworzyć serce przed inną osobą, jest to, że druga strona chce przyjąć to wyznanie, chce się w nim zadomowić, wysłuchać tego, co mamy jej do powiedzenia.

W Bożej przyjaźni względem nas istnieje trochę podobna konstrukcja. Oznacza to, że Pan Bóg otwiera się na nas – Pismo nazywa to objawieniem – bo doskonale wie, że my chcemy, żeby się na nas otworzył, żeby był nam przyjazny, żeby znajdował dla nas czas i nami się zajął. Człowiek naprawdę tego chce. Owszem, często jest tak, że człowiek zamyka się przed tą prawdą, niejako zamyka swoje chcenie, chowając je czy też przymykając w różnych zranieniach, kłamstwach, które zostały mu podpowiedziane, w które uwierzył. Jesteśmy nieustannie okłamywani przez różne wydarzenia, przeciwności, że tak naprawdę już nie chcemy Pana Boga, nie chcemy, żeby się na nas otwierał. Tak podpowiadają nam rozczarowania życiem, tym, że nie ułożyło się tego dnia tak, jak sobie zaplanowaliśmy, że znowu kogoś zraniliśmy lub zostaliśmy zranieni.

               Bóg otwiera się na nas między innymi dlatego, że naprawdę Go chcemy. Ale głównym motywem otwarcia się Boga na nas jest Jego miłość, która nie może się powstrzymać, bo chce się nieustannie wylewać, wychodzić naprzeciw człowieka. Chce go szukać, bo jednym z poważniejszych dowodów na autentyczność miłości jest to, że jest w niej szukanie. Pan Bóg szuka, aby znaleźć.

Nie dało się zatrzymać miłości w grocie betlejemskiej, nie będzie się jej dało zatrzymać w grobie. Bóg się otwiera, Bóg wychodzi.

Jesteśmy dzisiaj wraz z całym Kościołem wprowadzani w tajemnicę Objawienia Pańskiego, popularnie zwaną świętem Trzech Króli. Jest to otwarcie się Boga na wszystkich ludzi, reprezentowanych przez Mędrców przybyłych ze Wschodu. Oni tak tropili niebo, że odnaleźli tam specyficzny układ gwiazd, spośród których jedna miała ich zaprowadzić do wyjątkowej Osoby, niecodziennego wydarzenia.

Jest to ciekawe spostrzeżenie. Ludzie z autentyzmem podchodzący do nauki, poszukiwań, wiedzy, muzyki, sztuk artystycznych, wcześniej czy później dojdą do Źródła, dojdą do Boga.

Albert Einstein powiedział kiedyś: Nauka bez wiary jest kulawa; wiara bez nauki jest ślepa.

Wiara pozbawiona oparcia w rozumie skupiłaby się bardziej na uczuciach i przeżyciach, co stwarza zagrożenie, że przestanie być propozycją uniwersalną – mówił z kolei Jan Paweł II w encyklice Fides et ratio. – Złudne jest mniemanie, że wiara może silniej oddziaływać na słaby rozum. Przeciwnie, jest wówczas narażona na poważne niebezpieczeństwo, może bowiem zostać sprowadzona do poziomu mitu lub przesądu. Wiara potrzebuje nauki, nauka potrzebuje wiary.

Ludzie autentycznie szukający wiedzy, wcześniej czy później dojdą do Boga, dojdą do Tego, który jest samym pięknem, dobrem i miłością, jest piękną symfonią, jest muzyką, poezją, jest Przyjacielem.

Bóg objawia się w taki sposób, że Mędrcy ze Wschodu może nie bardzo potrafili rozpoznać to od razu. Zwróćmy uwagę, że zanim dojdą do Betlejem, trafiają na dwór, do pałacu króla Heroda, który ma znaczne możliwości. Może świetnie usprawniać życie swoich podwładnych, może rozdzielać miłość. Ma on pałac, spore zasoby, ma swoich proroków, ale nie inwestuje w to, gardzi tym. Nie zainwestuje w ulepszanie życia, tylko będzie życie odbierał. Chytry i sprytny Herod sam złapie się w pułapkę, jaką będzie przechytrzenie go w tym wydaniu, o którym mamy dziś możliwość przeczytać w Ewangelii.

Bóg otwiera się na tych, którzy Go potrzebują, a potrzebują Go wszyscy ludzie. Otwiera się z całą swoją miłością i zaprasza do tego, żeby na Jego otwarcie odpowiedzieć swoim otwarciem, na Jego poszukiwanie – swoim poszukiwaniem. On zawsze robi pierwszy krok, zawsze pierwszy zaczepi, zagada przez różne wydarzenia i zaprasza do tego, żeby rozpocząć z Nim rozmowę. Nie rezygnuje z nas również i wtedy, kiedy pojawiają się słabości, bo wówczas najbardziej Go potrzebujemy, choć nawet wewnątrz wydaje się nam albo jesteśmy wręcz przekonani, że Go nie chcemy.

O. Augustyn Pelanowski tak to tłumaczy: Bóg na dwa sposoby uświadamia nam to, czego nie chcemy sobie uświadomić, czego potrzebujemy w słabości – czyni nas niezmiernie słabymi i bezbronnymi, wręcz okaleczonymi. Po pierwsze odsuwa się od nas, sprawiając, że jak dzieci, które straciły z oczu tatę, biegniemy za nim w ciemnym korytarzy tym usilniej, z tym większą determinacją, im bardziej staje się On niewidoczny. Tu zacytuję znowu Waniera: To tajemnica, ale coś takiego przydarzyło się Teresie z Lisieux. Kiedy miała około 10 lat, przeżywała silną psychozę. Nie mam wątpliwości – pisał Wanier – że był to rodzaj psychozy. Gdy leżała na łóżku w pokoju, w którym przebywali inni ludzie, nie mogła otworzyć oczu. Gdy pokój pustoszał, otwierała oczy. Więc jest to lęk przed więzami z ludźmi. Bała się nawiązać relacje z ludźmi. Potworny lęk wypływa stąd, że Teresa przeżyła kilka bolesnych rozstań, okaleczeń: trafiła do mamki, która kilka lat później zmarła, zmarła również jej matka, jej ukochana siostra Paulina opuściła dom. Przepełniał ją zatem potężny lęk. Nie potrafiła nawiązywać kontaktów, bo ciągle traciła kogoś ukochanego. Bała się więc jakiejkolwiek więzi, bo znowu mógł pojawić się ból. Właśnie dlatego uciekła do świata psychotycznego. Dopiero kiedy spojrzała na figurkę Madonny i dostrzegła Jej uśmiech, odkryła, że jest kochana. Ale doświadczenie lęku było jej potrzebne. Dużo później – mniej więcej półtora roku przed śmiercią – przeżyła kolejne rozstanie. Czuła się opuszczona przez Boga, wątpiła w Jego istnienie. Ale teraz mogła już znieść to opuszczenie. Wcześniej musiała się posłużyć psychotyczną ochroną, kryjówką. Teraz już nie, bo ujawniła się łaska. Widać zatem, że obecność Boga pozwala nam znosić cierpienia i przezwyciężać je ku radości, ku zmartwychwstaniu. Teresa wcześniej nie mogła znieść cierpienia. Mogła wpaść w trwałą, pogłębiającą się psychozę, ponieważ była ogromnie wrażliwa. U schyłku życia mówiła: „Wierzę, bo chcę wierzyć, a nie dlatego, że mi się chce wierzy”. Kiedy schodzi się w głąb ciemności, wiara przestaje być uczuciem, a staje się cienką nitką, która spaja. W tej kobiecie istniało jakieś najgłębsze pragnienie. To miłość kazała Teresie wierzyć.

Kiedy zgłębiamy tajemnicę Objawienia Pańskiego, zaproszeni jesteśmy – tak jak Mędrcy, którzy z tego zaproszenia skorzystali – do wejścia w nią, zobaczenia Dziecięcia z Matką Jego, Maryją, upadnięcia na twarz i oddania Mu pokłonu. Może niewiele w tym momencie trzeba mówić, ale ważne jest, żeby wejść, zobaczyć, upaść, oddać Mu pokłon.

Wejść, to znaczy nieustannie pobudzać swoje serce świadomością, że Bóg ma Serce aktywne i otwarte i pozwalać memu sercu na wędrówki, na wysiłek czuwania, modlitwy, rozmowy, poszukiwań.

Zobaczyć, to znaczy odwołać się do biblijnego rozumienia słowa patrzeć, zobaczyć, czyli kontemplować, zatrzymywać się, wpatrywać uporczywie, nie dawać za wygraną – tak jak z wielką wnikliwością wpatrujemy się w twarz osoby mającej jakieś niepowtarzalne cechy, przykuwającej uwagę, umiejącej nas skupić.

Upaść na twarz i oddać pokłon, to przyjąć właściwą pozycję w dialogu z Bogiem. Mamy oddać pokłon, adorować, zobaczyć Boga, który wybiera taką, a nie inną formę, taki, a nie inny sposób objawienia się – jest Dziecięciem razem z Matką, Maryją. Mamy uznać, że On ma naprawdę znacznie korzystniejszą wersję naszego życia, niż nam się wydaje.

W ten sposób objawia się Bóg, czyli zaprasza do tego, żeby zgłębiać pokorę, która w ludzkich kategoriach wydaje się głupstwem, przegraną, ale tak naprawdę jest wielkim zwycięstwem, daleko przewyższającym cwaniactwo, chytrość, przebiegłość świata, mędrkowanie i zawodzenie oraz oszustwa. Wprowadza nas w nie współczesny Herod, czyli to wszystko, co chce nas przechytrzyć, wszystkie wmawiane nam kłamstwa, w które wierzymy, które sami sobie wmawiamy.

I otworzywszy swe skarby, ofiarowali Mu dary: złoto, kadzidło i mirrę, dary symboliczne, zapowiadające to, że Chrystus jest Królem, Kapłanem, że jest zwycięzcą, który nie próżnuje, ale otwiera się ze swoim zwycięstwem już teraz, nawet w tak mizernej postaci – jako małe Dziecko.

Droga siostro i drogi bracie, objawienie, którego dokonuje Bóg, nie zakończyło się. Przypominamy je sobie w świetle dzisiejszej uroczystości po to, żeby jeszcze głębiej nad nim się zatrzymać, jeszcze głębiej pozwolić się wprowadzić Panu Bogu w Jego miłość.

Ofiaruj swój czas Bogu, a Bóg przez ciebie ofiaruje się innym – tak przez dzisiejszą uroczystość Kościół chce streścić główne przesłanie świętowania Objawienia Pańskiego. Modlimy się dziś szczególnie za osoby głoszące słowo Boże na różnych misjach, ale nasza ziemia, nasz dom, też są terenami misyjnymi. Nasze serce ciągle potrzebują objawiania się Boga. Serca naszych braci ciągle potrzebują objawiania się Boga.

Ofiaruj swój czas Bogu, a Bóg przez ciebie ofiaruje się innym. Pan zaprasza cię dziś do tego, żebyś dalej ruszał w Jego stronę, cokolwiek wyprawiać się będzie w twoich myślach i wspomnieniach, jakkolwiek Herod spróbuje cię oszukać, jakiekolwiek liche znaki będzie dawał ci Pan Bóg. Przyjdź, zobacz Dziecię z Matką Jego, Maryją. Padnij na twarz, oddaj Mu pokłon. Kto poddaje się Chrystusowi, nie wchodzi w niewolę, lecz staje się naprawdę wolnym człowiekiem.

Pozdrawiam w Panu – ks. Leszek Starczewski.