Uczyć się bliskości
Jeżeli czujesz zbliżające się zniechęcenie, jeżeli doświadczasz przeciwności, to jest to tylko i wyłącznie potwierdzenie Bożego słowa o tym, że Pan jest blisko, że przez to się trzeba przebijać, nie gorszyć się i nie dziwić, że pojawiają się zaskakujące przeciwności, ale odkrywać Boga i uczyć się ufać Mu w tych warunkach. Rzeczywiście, słowa – uczyć się zawierzenia Bogu – są tutaj jak najbardziej na miejscu. W takiej szkole znajduje się teraz Naaman.
Boję się Boga, z którym mogę minąć się w drodze – miał ponoć powiedzieć św. Augustyn. Z tej bojaźni o minięcie się z Bogiem w drodze może zrodzić się bardzo wielka uległość serca na wszelkie znaki każdego dnia. W tych znakach przychodzi do nas Bóg. Może też zrodzić się strach i paraliż, destrukcyjna obawa. Słowo Boże staje wobec nas z propozycją otwierania coraz szerszych horyzontów naszego myślenia, postrzegania i większej otwartości na bliskość Boga, która zaskakuje, rozbija nasze wyobrażenia, naszą małość, małostkowość, przywiązania niewnoszące niczego poza cierpieniem, nierozwijające nas.
Jesteśmy świadkami zaskakującej drogi przychodzenia Pana do potrzebującego Go człowieka, który nawet nie wie, że Pan Bóg jest pełen pomysłów w podejmowaniu bardzo zdecydowanych kroków, silnych uzdrawiającą miłością, skierowaną do każdego, nawet tego, kto Go nie zna.
Staje przed naszymi oczami Naaman, wódz wojska króla syryjskiego, mający wielkie znaczenie u swego pana. Doznawał względów, ponieważ przez niego Pan spowodował ocalenie Syryjczyków, ale miał problem – był trędowaty. No właśnie, możemy mieć mnóstwo zabezpieczeń ludzkich, względów, chwały, uznania, ale jeśli pojawi się problem z nami samymi, z poczuciem wartości, przydatności, z jakimś paraliżem, chorobą, trądem, to ludzkie względy niewiele nam się przydadzą. Droga dojścia Pana do tego człowieka, przyjście w jego codzienności, są pełne sytuacji, które człowiek leniwy nazwie przypadkiem. Przypadkowo, można by powiedzieć, podczas napadu gromady Syryjczyków zabrały z ziemi Izraela młodą dziewczynę, którą przeznaczono do usług żonie Naamana. Ona rzekła do swojej pani: „O, gdyby pan mój udał się do proroka, który jest w Samarii! Ten by go wtedy uwolnił od trądu”. Przypadkowa sytuacja nie jest traktowana jako przypadkowa. Człowiek szuka w niej nadziei. Tonący brzytwy się chwyta, więc w przypadkach też szuka ratunku.
Pan Bóg często doprowadza w swoim chodzeniu za człowiekiem do sytuacji, kiedy istotnie nieszczęście, choroba, trąd, mogą być okazją do większego uwrażliwienia na Jego obecność.
Droga siostro i drogi bracie, chwile, kiedy wydaje nam się, że jesteśmy ubezwłasnowolnieni, odstawieni gdzieś na bok, wyrzuceni poza krąg ludzi, z którymi ktoś się liczy, stanowią miejsce ogromnego błogosławieństwa i okazję do zdobycia większej wrażliwości na obecność Pana. On nas nie wyrzuca, ale słucha i przychodzi do człowieka.
Naaman idzie tym tropem. Prosi króla, aby wysłuchał propozycji dziewczyny pochodzącej z kraju Izraela. Odpowiedź jest bardzo przychylna: Wyruszaj! A ja poślę list do króla izraelskiego. Wydaje się, że jeszcze nie ma klimatu odpowiedniego do uzdrowienia, to znaczy klimatu wiary. Na razie wszystko jest oparte na bardzo urzędowych rozwiązaniach.
Droga siostro i drogi bracie, warto podkreślić niezmiernie ważną rzecz, którą często możemy lekceważyć czy też odsuwać na bok. Każdy człowiek, nawet urzędowo traktujący swoje relacje z Panem Bogiem, dotyka ogromnej tajemnicy Jego działania. Ona może się ujawnić, jeżeli tylko będzie odruch wiary. Nawet do urzędowych, dyplomatycznych rozwiązań króla syryjskiego i króla izraelskiego, wymiany korespondencji, dołączona jest łaska Boża. Człowiek może jej nie widzieć – i tu jest problem – ale idźmy dalej tym tropem, którym idzie Pan Bóg. On chce okazać swoją łaskę, życzliwość i przychylność skierowaną do każdego człowieka.
Kiedy Naaman wyrusza do króla izraelskiego, szukając proroka posiadającego moc potrzebną do uzdrowienia, pojawia się problem dyplomatyczny. Król izraelski rozdziera szaty, wpada w furię, czuje jakąś prowokację.
Czy ja jestem Bogiem, żebym mógł uśmiercać i ożywiać? Bo ten poleca mi uwolnić człowieka od trądu! Tylko dobrze zastanówcie się i rozważcie, czy on nie szuka zaczepki ze mną! Intrygi, prowokacje, różne przeszkody są nieodzownie wpisane w przychodzenie Pana Boga do nas, w Jego drogi prowadzenia nas.
Droga siostro i drogi bracie, dobrze, żebyś to usłyszał. Ilekroć zbliżasz się do Pana, tylekroć komplikacje, różne przeszkody, intrygi, zaczną się pojawiać. Będzie ci towarzyszyć zupełne niezrozumienie pewnych wydarzeń, reakcji ludzi, splotu obowiązków, ilekroć Pan zbliża się do ciebie – szczególnie w tym ostatnim momencie. Podobnie działo się przy uzdrowieniu człowieka stojącego przed Jezusem w synagodze. W ostatniej chwili demon krzyczał przez niego: Przyszedłeś nas zgubić, Jezusie Nazarejczyku! Do momentu bezpośredniej interwencji Boga, który uzdrawia, komplikacje, krzyki i wrzaski, wszystko, co ma nas zniechęcić, będzie się pojawiać.
Jeżeli czujesz zbliżające się zniechęcenie, jeżeli doświadczasz przeciwności, to jest to tylko i wyłącznie potwierdzenie Bożego słowa o tym, że Pan jest blisko, że przez to się trzeba przebijać, nie gorszyć się i nie dziwić, że pojawiają się zaskakujące przeciwności, ale odkrywać Boga i uczyć się ufać Mu w tych warunkach. Rzeczywiście, słowa – uczyć się zawierzenia Bogu – są tutaj jak najbardziej na miejscu. W takiej szkole znajduje się teraz Naaman.
Elizeusz, mąż Boży, dowiedział się, iż król izraelski rozdarł swoje szaty, polecił powiedzieć królowi: „Czemu rozdarłeś szaty? Niechże on przyjdzie do mnie, a dowie się, że jest prorok w Izraelu”.
Naaman zjawia się przy Elizeuszu i otrzymuje formę pomocy, która go kompletnie zaskakuje i zupełnie burzy jego wyobrażenie o tym, w jaki sposób Pan Bóg ma przyjść.
„Idź, obmyj się siedem razy w Jordanie, a ciało twoje będzie takie jak poprzednio i staniesz się czysty!” Rozgniewany Naaman odszedł, mówiąc: „Przecież myślałem sobie: Na pewno wyjdzie, stanie, następnie wezwie imienia Boga swego, Pana, poruszy ręką nad miejscem chorym i odejmie trąd. Czyż Abana i Parpar, rzeki Damaszku, nie są lepsze od wszystkich wód Izraela? Czyż nie mogłem się w nich wykąpać i być oczyszczony?”
Ta bardzo szczera wypowiedź rozgniewanego Naamana jest nam niezwykle potrzebna – szczególnie gdy mamy swoje scenariusze spotkań z Panem, swoje modlitwy, sposoby przeżywania Eucharystii, oczekiwania po spotkaniu ze słowem. Ileż my mamy scenariuszy!
Droga siostro i drogi bracie, ileż razy nasze scenariusze i wyobrażenia Pana Boga wyglądają tak jak Syryjczyka Naamana? Ile razy reagujemy jak on – odchodzimy rozgniewani, bo w ogóle nie pasuje nam taki Pan Bóg. Jeżeli Pan Bóg ma tak działać, to ja dziękuję, znajdę sobie zupełnie inne sposoby. Pójdę gdzieś na skróty i rozwiążę swoje problemy. Nie będę trwał na kolanach czy też wiernie rozważał słowo. Dziękuję za takie objawianie się Pana Boga. Mnie to nudzi, nuży. Znajdę inny sposób. Mamy takie pokusy i możemy je mieć. Słowo Boże je dzisiaj nazywa z całą mocą, zapraszając nas do refleksji, do przyjrzenia się naszym scenariuszom i wyobrażeniom Pana Boga.
Pełen gniewu zawrócił, by odejść. Tak. Trzaskam drzwiami po nie tak, jak sobie wyobrażałem, przeżytej Eucharystii, nie tak rozważonym słowie Bożym, nie tak przeżytej spowiedzi, modlitwie. Pełen gniewu zawrócił, by odejść. Jak wielki w swoim miłosierdziu jest Pan i jak głupie po ludzku sposoby wybiera! Jak „przypadkowych” ludzi posyła.
Lecz słudzy jego przybliżyli się i przemówili do niego tymi słowami: „Mój ojcze, gdyby prorok kazał ci spełnić coś trudnego, czy byś nie wykonał? O ileż więc bardziej, jeśli ci powiedział: «Obmyj się, a będziesz czysty»”. To przekonuje Naamana do posłuszeństwa poleceniu proroka. Odszedł więc Naaman i zanurzył się siedem razy w Jordanie według słowa męża Bożego, a ciało jego na powrót stało się jak ciało małego dziecka i został oczyszczony. Godna uwielbienia jest konsekwencja i zdeterminowanie Pana przychodzącego, by objawiać swoją bliskość i zamiary wobec człowieka.
Droga siostro i drogi bracie, nawet kiedy my odchodzimy – przepraszam za wyrażenie – jak gówniarze, obrażeni na Pana Boga, On nie przestaje nas kochać. Nie przestaje nas szukać i w najmniej oczekiwany sposób zwraca się ku naszym sercom. Przemawia do nas bardzo życzliwie, skłaniając do refleksji. To zobowiązuje. Taka postawa Boga zobowiązuje do bojaźni, do większej wrażliwości na Jego bliskość. Mam szukać bliskości Boga, otwierać się na nią.
Wtedy wrócił do męża Bożego z całym orszakiem, wszedł i stanął przed nim, mówiąc: „Oto przekonałem się, że na całej ziemi nie ma Boga poza Izraelem”.
Droga siostro i drogi bracie, po rozważaniu tego słowa warto przyjrzeć się ostatniej drodze przyjścia Pana Boga do nas, ostatnim etapom, przez które próbował dostać się do naszych serc, zbliżyć z łaską uzdrowienia. Warto zapytać siebie i poszukać tych „przypadkowych” ludzi – takich, jakich w swoim zasięgu miał Naaman. Przypomnieć sobie urzędowe formy trwania przy Nim, wymuszone pacierze, odstane Msze, przez które Pan też do nas przychodził. Jakżeż Go nie kochać, jak Go nie wielbić, jak Mu nie dziękować, że jest Bogiem starannie dobierającym sposoby przyjścia do nas.
Boję się Boga, z którym mogę minąć się w drodze – mówi święty Augustyn, zapraszając nas do tego, byśmy uczyli się bojaźni, to znaczy większej podatności, uległości serca i umysłu na znaki Pana. Tyloma rzeczami chce cię dzisiaj zaskoczyć. Na tyle sposobów przyjść do ciebie. Zaskoczenie nie oznacza, że pragnie wzbudzić w tobie zachwyt. Chodzi raczej o nakłonienie do refleksji. Pozwolisz się poprowadzić? Pan zaprasza.
Nie bez znaczenia są więzy rodzinne, narodowe, kultura, tradycja i patriotyzm, związany z wartościami, w których wyrośliśmy w Ojczyźnie, w domu. Bóg mądrze wpisuje się w te relacje i z pewnością Jego mądry zamysł ma służyć wzajemnemu zbliżeniu, budowaniu, wsparciu.
Nieprzypadkowo zatem Chrystus, przychodzący do Nazaretu, gdzie się wychował, wypomina swoim rodakom brak otwartości na tę prawdę. Korzysta przy tym z historii mających miejsce w Izraelu.
Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie. Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman.
Macie bardzo blisko moc – mówi niejako do nas Chrystus. Jest ona w zasięgu waszych relacji, w których jesteście poobijani przyzwyczajeniem, różnymi pretensjami, często zawiścią, niezrozumieniem, niedogadaniem, zaślepieniem. Te relacje mogą przybierać postać jakiegoś niezauważania się, niedoceniania, bardzo destrukcyjnego wychowania, bycia ze sobą, w którym nie ma miejsca naprawdę – są tylko udawane, pozorowane gesty – lub klasycznej nieprzydatności społecznej, patologii, gdzie jest całkowite zaniedbanie siebie i fizyczne znęcanie się nad sobą.
W naszych relacjach rodzinnych, domowych, Pan Bóg skrył wielką moc i siłę do wsparcia, wzajemnego budowania się. Jeden drugiego ciężary noście. Często z tego najzwyczajniej w świecie nie korzystamy. Ma to miejsce w wymiarze rodzinnym, narodowym, ale też wspólnotowym. Często przyzwyczajenie, obycie się, nawyk, że oto mam pod ręką możliwość spotkań, rozważania słowa, rozmów, może stać się dla nas miejscem uśpienia. Jak wielkiej czujności trzeba! Z dzisiejszego słowa ta prawda do nas chce dotrzeć, żebyśmy nie minęli się z Bogiem, który pośród nas żyje i działa. Jak wielkiej czujności trzeba, żeby przyjąć również i uwagę. Ona ma w sobie coś z bardzo stanowczej formy upomnienia, ze zdecydowanej interwencji.
Mieszkańcy Nazaretu słysząc te biblijne prawdy o Eliaszu i Elizeuszu odniesione do nich, unieśli się gniewem. Porwali Go z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić. On jednak przeszedłszy pośród nich oddalił się.
Wyrzucili Jezusa z miasta i pewnie spotykali się jak zawsze w synagodze, otwierali Pismo Święte, tylko nie zauważyli, że Jezus przeszedł pośród nich i oddalił się – na ich życzenie. Pewnie spotykamy się we własnych gronach, dotykamy codziennie relacji, jakie nas łączą w domu, we wspólnocie. Pan nas dzisiaj wzywa – Bądźcie czujni, bo tu jest dużo mocy. Bądźcie czujni, bo tutaj jest wasze wsparcie. Sięgajcie po nie, rozmawiajcie, dawajcie sobie szansę, wprowadzajcie mądre wybaczenie w konkrety życia. Kiedy spotykacie się i rozważacie słowo, bądźcie czujni, chłonni modlitwą o Ducha Świętego, który będzie was otwierał. Obyśmy nie otwierali słowa, w którym nie przechadza się Chrystus, to znaczy, obyśmy nie sięgali do słowa tylko i wyłącznie w poszukiwaniu własnych interpretacji, ale – otwierając swoje serce mocą Ducha Świętego na interpretacje, które przynosi Pan – słyszeli, co On mówi i dostrzegali Go nawet wówczas, kiedy mówi zdecydowanie i mocno.
Niewykluczone, że często prosimy Pana o uzdrowienie relacji łączących nas z osobami nam drogimi, z którymi zdarzają się elementy zatargu, zranień. A może warto częściej prosić – Panie otwórz moje oczy na dobro obecne w tych relacjach. Może bardziej trzeba akcentować wołanie do Ducha Świętego, który w tym, co jest, będzie ukazywał ślady obecności Jezusa przychodzącego z wielką mocą?
Panie, przybliż nas do Ciebie, żeby Twe słowo było jak najbardziej skuteczne, żebyśmy mogli odkrywać, jak działasz pośród nas, w relacjach narodowych, rodzinnych, wspólnotowych. W relacji do siebie samego. Nie daj nam, Panie, przegapić Twojej obecności pośród nas, a jeżeli tak się stanie, daj szansę powrotu.
Pozdrawiam w Panu – ks. Leszek Starczewski.