Immanencja i transcendencja...
Immanencja i transcendencja Istoty Absolutnej absolutnie nie czyni wiary abstrakcyjną. A poza tym determinizm balaktyczny teorii absolutu antycypuje teorię aspektów respektywnych. Amen. Powinno być jeszcze: „Panie Boże zapłać” i to tyle, jeśli chodzi o dzisiejsze rozważania. Widzę, że jeżeli chodzi o zrozumienie, to spotkaliśmy się na tej płaszczyźnie. Zachwyt i refleksja, która się w was wzbudziła, uczyni was herosami wiary, potężnymi w mocy. Na szczęście Chrystus takich kazań nie głosi.
Ten niezrozumiały na pozór język zawiera w sobie głęboki sens. Jest specjalistyczny. Chrystus mówił takim językiem i głosił słowo w ten sposób, że było zrozumiałe. Zrozumiałe przez tych – uwaga bardzo ważna – którzy chcieli słuchać, nastawili się, że jeżeli przychodzą na spotkanie z Chrystusem, to chcą coś wynieść do życia. Nie założyli sobie, że jakoś muszą to przeczekać, np. odstać Mszę Świętą.
Chrystus mówił w sposób zrozumiały. Dzisiaj w Ewangelii słyszymy, że zwraca się do apostołów tuż przed śmiercią, żeby czasem nie zainwestowali w lęk. Żeby nie byli osobami, które zobaczywszy, co dzieje się na świecie, a będzie się działo różnie – czasem bardzo źle – nie wystraszyli się tego. Jezus mówi: Niewiele już wam powiem, poza jednym. Niech się nie trwoży serce wasze. Nadchodzi władca tego świata, książę ciemności, który szuka frajerów, aby zwątpili w Boga, a tym samym, aby mógł panować w ich sercach lękiem i strachem. Jezus prosi: Nie inwestujcie w strach. Słuchajcie moich słów. Zapowiada, że ten, kto będzie chciał w Niego wierzyć i cieszyć się wiarą dającą radość i siłę do życia – jak dzisiaj słyszymy w pierwszym czytaniu – będzie musiał przejść przez wiele ucisków, żeby się dostać do królestwa niebieskiego.
Dobrze, że Chrystus nam to oznajmia w sposób zrozumiały. Dobrze, że nam nie mówi: Chrześcijanin zawsze jest uśmiechnięty, nigdy się nie smuci, ma na wszystko dobrą odpowiedź. I w ogóle jest tak na ten świat posłany, że jeśli ktoś go kopnie, to się cieszy, że został kopnięty i mówi: „Kopnij mnie jeszcze raz, bo jestem naśladowcą Chrystusa. Możesz mi nawet sprzedać cewkę. Cokolwiek. Bo ja jestem naśladowcą Chrystusa”.
Nie tak mówi Chrystus i nie tak pokazują życie Ewangelią Jego naśladowcy. Wśród nich wychodzi dzisiaj na czoło święty Paweł. Głosząc słowo Boże, spotykał się on z różnymi reakcjami. Wczoraj słyszeliśmy, że kiedy nastąpiło uzdrowienie dzięki jego modlitwom, ludzie z miasta, gdzie się to dokonało, pomyśleli, że to Zeus i że trzeba mu złożyć ofiarę. Przynosili nawet cielęta, krowy, żeby to zrobić. A Paweł mówi: Ludzie, jestem człowiekiem, tak jak i wy. Spotykał się więc z taką reakcją. Dzisiaj słyszymy we fragmencie z Dziejów Apostolskich, że podburzony przez Żydów tłum kamienował Pawła i wywlókł go za miasto sądząc, że nie żyje. Co to znaczy? Paweł pokazał, że jeżeli wierzysz w Chrystusa, to nie boisz się też dla Niego cierpieć. Nie boisz się dla Niego otrzymać jakieś ciosu czy drwiącego tekstu, który zaboli tak, jakby ktoś rzucił w ciebie kamieniem.
Paweł się nie boi i pokazuje: Wiem, w kogo wierzę. Mój Pan pokonał śmierć, więc ja dla Niego wszystko zniosę. Nie zniosą wszystkiego dla Chrystusa tylko ci, którzy myślą, że On umarł i koniec rozgrywek. Wszystko się skończyło. Tylko że na Wszystkich Świętych nie trzeba jeździć i szukać grobu Jezusa Chrystusa. Nie musimy palić mu znicza. Bo On żyje. Obecny jest w nowy sposób i rozdziela moc potrzebną do tego, by wyznawać wiarę w różnych okolicznościach, szczególnie na Mszy Świętej. Brawo dla tych, którzy się skupiają i biorą moc do pójścia dalej i pokonywania lęków.
Kojarzymy pewnie Jana Budziaszka, muzyka, który przeżył potężne nawrócenie. Upadł bardzo nisko, poddał się w niewolę różnych nałogów, potem się nawrócił i postanowił o tym mówić: Ludzie, weźcie się za swoje życie, bo szkoda go marnować na strach, na smutek. Trzeba z tym walczyć, a już najbardziej trzeba walczyć z tym, co nas zniewala. Kiedy mówił o tym publicznie, niektórzy się z niego śmiali. Pewnego dnia stał na przystanku autobusowym. W pewnym momencie doszło czterech panów w ciasnych butach. Ich zachowanie wskazywało na to, że mają wiele do powiedzenia światu, bo są bardzo wylewni – widać wcześniej nie wylali czegoś za kołnierz. Zaczęli rozmawiać między sobą: Patrzcie, to jest ten nawrócony. Chodźcie sklepiemy mu maseczkę... I zaczęli się zbliżać. Budziaszek poczuł, że coś się w nim gotuje, ale z drugiej strony bardzo wierzył, że nie jest sam. W pewnym momencie jeden z tamtych mówi: Ten to już zawsze będzie nawrócony, zostawcie go. I go nie ruszyli.
Moi drodzy, każdy z nas otrzymuje wielką łaskę wiary i siły do tego, żeby nie poddać się przeciwnościom, ale też żeby przed nimi nie uciekać. Żeby nie stchórzyć, jeśli ktoś zapyta, czy ty wierzysz Chrystusa, czy chodzisz do kościoła. Bo na nas może nikt nie rzuci kamieniem, ale potrzebna jest konkretna postawa powiedzenia: Wierzę, że w tym świecie Chrystus zmartwychwstał i żyje w Kościele. Kto się chowa ze swoją wiarą, nigdy nie doświadczy, jaka jest silna i mocna. Będzie w nim kisła i w końcu wyda się zupełnie śmieszna. Może nikt nie będzie rzucał na was kamieniami za to, że wierzycie. Nasi bracia w wierze, w wielu miejscach, szczególnie w Indiach, przeżywają okropne tragedie. Media to wyciszyły, ale dzieją się tam rzeczy, o których w normalnym, cywilizowanym świecie, by się nie pomyślało. Chrześcijanie są prześladowani, szykanowani, zabijani. Podpalają im domy, bo przyznają się do swej wiary. Ale może przyjdzie wam, na przykład w wakacje lub w innych okolicznościach – przyznać się do Pana Boga choćby przez to, że klękniecie do modlitwy w pokoju na koloniach, chociaż wszyscy naokoło powiedzą: Co ty, wakacje są.
Kiedy jeździłem na kolonie, będąc z lekka młodszym chłopcem, to było nie do pomyślenia, że ktoś chciał w ogóle w niedzielę iść na Mszę Świętą. Wychowawcy się tym nie zajmowali, był konkretny zakaz. Moi rodzice postanowili, że napiszą oświadczenie: Biorę odpowiedzialność za mojego syna na czas uczestnictwa w niedzielnej Mszy Świętej. Zezwalam, aby poszedł sam. Okazało się, że na całej kolonii tylko dwie osoby chciały iść do kościoła: ja i jeden kolega. Ktoś powie: Ale mi heroizm, wielka rzecz. Otóż wielka rzecz, bo wszyscy patrzyli i się śmiali. I tak chodziliśmy bodajże przez trzy tygodnie w upał, ileś tam kilometrów piechotą. Kiedy wracaliśmy ostatniej niedzieli z tym kolegą Tomkiem, rozmawialiśmy: Wszystko pięknie, ale grzeje tak, że w ogóle się nie chce wracać. Byłoby dobrze, gdyby się tę drogę dało skrócić. Kto chce wierzyć, to uwierzy, a kto nie chce, to i tak nie uwierzy, choćbym tu cuda czynił, że w pewnym momencie zatrzymał się samochód. Starsze małżeństwo, które było w kościele, mówi: Ej, chłopcy, widzieliśmy, że byliście na Mszy. W którą stronę idziecie? – Do Firlejowa (to jest taka miejscowość, w której były kolonie). - Podwieziemy was. I nas podwieźli. Dla nas to był wyraźny znak, że jeżeli ktoś się przyzna do Pana Boga, to On zatroszczy się o najmniejsze szczegóły. Ale trzeba pamiętać, że przez wiele ucisków trzeba wejść do królestwa niebieskiego, a nie nastawiać się na to, że wszystko przyjdzie łatwo i wygodnie.
Na szczęście Chrystus o tym mówi zrozumiale i w bardzo prosty sposób daje nam siebie jako pokarm pod osłoną znaku Chleba. Jeśli ktoś ma czyste serce, wolne od grzechu, przyjmuje Go też w ten sposób. Bo pierwszy sposób to przyjęcie Pana przez słowo Boże. Kto Go przyjmuje, dostanie siłę, jeśli tylko będzie chciał wierzyć. Otrzyma potrzebną moc. Przeciwności mu nie przeszkodzą, a jeszcze bardziej pomogą, tak jak Pawłowi, żeby był coraz odważniejszy. Bo on dostał za swoje, a mimo to poszedł jeszcze innych umacniać w wierze. Nie dajcie się, bo się będzie źle działo. Jeśli ktoś nie ma teraz stanu łaski uświęcającej, czystego serca, to jest pogotowie ratunkowe, kościelny Czerwony Krzyż, jakim są konfesjonały, spowiedź. Pan tam ciągle czeka, aby zbierać z pola bitwy rannych w walce ze strachem. Zawsze można wrócić. My też mamy taką możliwość. Można się zawsze wyspowiadać, żeby mieć więcej siły. Jeśli ktoś chce korzystać z tych sił – zawsze może.
Zatem: immanencja i transcendencja bytu absolutnego absolutnie nie czyni wiary abstrakcyjną. To, że Pan Bóg jest bardzo blisko i wewnętrznie obecny wśród nas, a jednocześnie jest kimś nieosiągalnym, bo tak wielkim, wcale nie czyni naszej wiary nieprzydatną do życia. Wiara jest do tego, żeby z niej czerpać siłę i radość.
Panie Jezu, pomóż nam wierzyć naprawdę, nie z przymrużeniem oka i nie na niby. I nie tylko wtedy, gdy wszystko nam się układa, ale szczególnie wtedy, kiedy wiara w Ciebie bardzo wiele kosztuje.
Pozdrawiam w Panu – ks. Leszek Starczewski.