Dobre Słowo 6.03.2010 r.
Kochać to znaczy powracać
Panie Jezu, Twoja Ewangelia jest piękna. Dzisiejszy fragment, dla nas przygotowany, znany nam prawie na pamięć, też ma swoje piękno. Daj nam łaskę zasłuchania, abyśmy nie uwłaczali temu darowa, jaki w nas jest – darowi refleksji i słuchania Twoich słów. Daj mi łaskę słowa, abym nie ośmieszył Twojej mądrości, Panie.
W owym czasie zbliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Zbliżali się także faryzeusze i uczeni w Piśmie, ale po to, aby komentować.
Mocne uderzenie jak na początek refleksji, ale także mocna prośba, abyśmy Pana słuchali, nie komentowali. Tym bardziej, iż mamy trudność, gdyż tę przypowieść już znamy.
Opowiedział im wtedy następującą przypowieść. Zaprasza do przemyśleń zarówno tych, co słuchają, jak i tych, którzy komentują i jedyne, co mają, to może ręce założone w geście zamknięcia, kiwanie głową lub ewentualnie jakieś przykre uwagi. Ale Jezus mówi dalej. Mówi o wydarzeniu, które niewykluczone, że rozgrywa się w bardzo niewielu domach we wszechświecie – jeśli istnieje życie w kosmosie, Chrystus też je zbawił. Ale jest taki jeden Dom, w którym rozgrywa się ono zawsze – Dom niebieskiego Ojca. O tym Jezus mówi. Mówi o młodszym synu, starszym synu i o ojcu, który ma i rozdaje tyle, ile przypada na każdego.
W dzisiejszej przypowieści ważne jest zasłuchanie, aby usłyszeć to, co jest głównym przesłaniem tego tekstu i co jest prośbą samego Boga, który zdradza się jednoznacznie w tej przypowieści: Wracajcie do Mnie. Jezus w innym miejscu powie: Nawracajcie się. Nie: Wróćcie do Mnie, nawróćcie się do Mnie, ale: Wracajcie, nawracajcie się do Mnie.
Jezus kreśli tutaj obraz domu niebieskiego Ojca, ale posypał także komplementami pod adresem człowieka. Jednym z piękniejszych – jak zauważa jeden komentator – jest słowo: Wtedy zastanowił się i rzekł. Czyli krótko mówiąc, wszedł w siebie. Jest to ogromny komplement pod adresem każdego z nas. Mamy zdolność wejścia w siebie, życia w sobie. Nie na zewnątrz siebie, w opiniach na swój temat, nie w swoich grzechach, przykrościach, słabościach – nie każda słabość musi być grzechem – ale życia w sobie, sobą, tym, co dzieje się we mnie, co się we mnie rozgrywa.
Komplementem jest powiedzieć komuś, że tak potrafi. Taki komplement kieruje do nas Jezus.
Zastanowił się i wszedł w siebie. Motywacje ku temu niekoniecznie są najlepsze, może są wyrafinowane, cwane, bo przecież kiedy syn roztrwonił swój majątek, żyjąc rozrzutnie, nieprzypadkowo w tym czasie nastąpił głód w całej krainie. Jak przychodzi moment, że wszystko mi mówi, że mnie ktoś pokochał, tak przychodzi też moment, że wszystko mi mówi, że coś tracę. Gdy wszystko wydał, nastał ciężki głód w owej krainie. Tak to jakoś jest w Bożych planach, że jeżeli dotyka nas bida z nędzą na skutek roztrwonienia darów, które mamy od Pana, to już nieszczęścia chodzą parami i na zewnątrz też się sypie. Dobrze, że się sypie, bo wówczas może – nie musi – nastąpić to, co Jezus ujął w formie komplementu: Wtedy zastanowił się i rzekł. Ten powód – powtórzmy to – nie musi być wcale głęboki ani religijny. Może syn zaczął kombinować mówiąc: Powiem do mojego ojca: zgrzeszyłem. To będzie dobry argument. Powiem, że zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie. Może nie było to do końca czyste, uczciwe, religijne, pobożne, pełne miłosierdzia, odpowiedzi na miłość. Nie jest to ważne. Naprawdę. Może to było faktycznie tylko i wyłącznie pragnienie jedzenia, bo siedzieć z wieprzakami przy stole nie jest najbardziej komfortową sytuacją… Nieważne. Ważne, że syn wybrał się i poszedł do swojego ojca.
To jest serce dzisiejszej przypowieści. Wybrał się i poszedł. Kombinator, cwaniak, wiedział, że dotknie czułych punktów w sercu ojca, musiał wyczuwać, że ojciec może tak zareagować. Cwany i bezczelny. Nieważne. Wybrał się i poszedł.
Tak, drogie siostry i drodzy bracia, wybrał się i poszedł. Ile razy mamy przebaczać? – pytał Piotr Jezusa. Siedem razy? – Nie, Piotrze, siedemdziesiąt siedem razy. Zapytajmy troszkę z innej strony: Panie, ile razy mam do Ciebie wracać? Siedem razy? Czy mam do Ciebie wrócić dopiero wówczas, kiedy będę miał czyste, pobożne, szlachetne intencje, czy też takie prosto od chlewa moich grzechów? Ile razy mam wracać? Ileż można wraca? Ileż można? – Dokąd słyszymy tę przypowieść, dokąd głosi ją Kościół, dokąd śpiewamy: Pan jest łaskawy, pełen miłosierdzia, dotąd mamy wracać.
W innym miejscu Pisma jest fragment, w którym po refleksji o tym, że zgrzeszyliśmy, upadliśmy, autor mówi: Wróćmy, kto wie, może Bóg znajdzie litość. Biskup Zawitkowski z gracją w głoszeniu słowa Bożego, pięknym językiem, tłumaczył kiedyś to słowo w kościele św. Anny w Warszawie: Chyba przywykliśmy do tego, że wchodzimy w spowiedź na pewniaka, a tu trzeba trochę zadrżeć. Kto wie, może zlituje się, może przebaczy. Kto wie… Kto to wie? – Bóg wie i tą wiedzą się dzieli w przypowieściach. Nie tylko w tej dzisiejszej, ale w przypowieściach naszego życia.
Siostro, bracie, wydarzenia twojego życia także są przypowieścią. Ale możesz powiedzieć, że są przypadkiem. Pierwsze głoski tych wyrazów brzmią tak samo. To my decydujemy, którą wersję wybieramy: przypowieść, czy przypadek.
Słyszysz, siostro, bracie? Pan trzyma rękę na pulsie. Wszystkie wydarzenia w twoim życiu są przypowieścią – te, z których coś rozumiemy, i te kompletnie niezrozumiałe.
Młodszy syn wraca. A gdy był jeszcze daleko, a gdy było mu jeszcze daleko do tego, aby powrót nastąpił, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko. Wzruszyć się głęboko… Być dogłębnie wstrząśniętym wzruszeniem, być dogłębnie poruszonym…
Trudno uwierzyć, że Bóg reaguje tak za każdym razem, kiedy nasze uczucia nie wyrabiają na zakrętach i nie potrafią za każdym razem tak się odnaleźć. Ale to mówi Jezus. Za te słowa odda życie i zmartwychwstanie. Znaczy, że tak jest. Czy ja muszę to rozumieć, wyczuwać, rozpoznawać, akceptować, zgadzać się na to? Mogę nawet na to pluć, a i tak On wzruszy się głęboko. Na krzyżu, na uderzenie włócznią, odpowie miłością: Miłości pragnę.
Co tu zrobić naszemu Panu Bogu, żeby był taki, jak my sobie Go wyobrażamy? Czemu On jest taki uparty, czemu nie chce być taki, jak my sobie Go wyobrażamy? Czemu nie chce postępować z nami według naszych grzechów i czemu nie odpłaca nam według naszych win? Czemu chce wybaczać za każdym razem? Czemu On taki jest? Ale ja Mu udowodnię, ja Mu jeszcze pokażę, że ma być taki, jak ja sobie Go wyobrażam, więc zmarnuję tę łaskę, zmarnuję i to rozważanie, zmarnuję i następne wydarzenia mojego życia. Wszystko będę robił na opak, kompletnie się zablokuję, nikt do mnie nie dotrze… A On dalej będzie pełen miłosierdzia, łaskawy.
Nie zapamiętuje się w sporze. Ciekawe, bo przecież do sporu zaprasza: Chodźcie i spór ze Mną wiedźcie. Najpierw prowokuje do kłótni, do wywalenia wszystkiego – tak naprawdę to nawet jednej czwartej nie wywalimy – do krzyku, do wrzasku, a później nie zapamiętuje się w sporze, jakby go nie było. Nam tu trochę brakuje, bo jak już się z kimś pokłócimy, to często będziemy to nosić przez długi czas. A Bóg niejako mówi: Ja się z tobą kłóciłem? Ja cię kocham!
Nie zapamiętuje się w sporze, nie płonie gniewem na wieki. Jego gniew płonie tylko tyle, ile jest potrzebne, aby wypalić w nas niewiarę w miłość. Nie postępuje z nami według naszych grzechów ani według win naszych nam nie odpłaca.
Psalmista wznosi się w niebo: jak wysoko niebo wznosi się nad ziemią. Po co tam wyfrunął? – Aby powiedzieć: tak wielka jest łaska Pana dla Jego czcicieli. Jak odległy jest wschód od zachodu, tak daleko odsunął od nas nasze winy.
W Psalmie 51 jest przejmujące wołanie: Odwróć swe oblicze od moich grzechów. Niedawno odkryłem w rozważaniach, że jest to bardzo mądra prośba, bo to, na co Bóg nie patrzy, przestaje istnieć. Zresztą, nie ma w Piśmie Świętym głupich próśb.
Odwróć swe oblicze od moich grzechów. Nie patrz na nie, to ich nie będzie. Jeżeli Bóg odpuszcza grzechy, to już na nie nie patrzy. Tak mówi Pismo Święte. Te słowa są niepojęte.
Mało tego: On odpuszcza wszystkie twoje winy – poczucie winy też odpuszcza, nawet jeśli uczucia mówią: Gdzie tam, trzymaj dalej, ładuj, masz mieć to poczucie winy. Poczucie winy nie jest grzechem, a już na pewno nie zawsze jest grzechem. Odpuszcza wszystkie twoje winy i leczy wszystkie choroby.
Na koniec jeszcze zdanie z Księgi Micheasza, w którym Bóg mówi o tym, że nasze grzechy ściera w proch: Ulituje się znowu nad nami, zetrze nasze nieprawości i wrzuci w głębokości morskie wszystkie nasze grzechy.
Zetrze w proch. Nie ma. Kochanie, nie ma. – Ale moje uczucia, moje upadki mówią coś innego… – N i e m a.
Tak dziś przedstawia się nam Pan, zapraszając do tego, byśmy modlili się o wiarę w miłość, w Jego przychylność do nas, byśmy odkryli, że mamy wracać. Nawet kiedy nie chce się nam wracać do naszych domów, to przecież mamy gdzie indziej dom wiecznie trwały – niebieski Dom. Gdy wracamy przez te domy, do których nie chce się nam wracać, miejsca, sytuacje, w których nie chce się nam żyć, słowo ciągle zaprasza nas, abyśmy mieli przed oczami Dom niebieskiego Ojca, żebyśmy wiedzieli, dla kogo to znosimy. Czy jecie czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie. Ze względu na Bożą obecność.
Panie, pomóż nam wierzyć w Twoją przychylność do nas, w Twoje miłosierdzie. Pomóż nam wyznawać Twojemu miłosierdziu nasze grzechy. Pomóż nam uwierzyć, że Ty zawsze jesteś miłosierny. Jak mówi prorok Micheasz, Ty lubisz miłosierdzie, masz w nim upodobanie.
Ksiądz Leszek Starczewski