Dobre Słowo 26.02.2010 r.
Przylgnąć sercem
Kiedy proszę kogoś o rozmowę bądź ktoś o nią mnie prosi, to niesamowity jest moment, kiedy udaje nam się wspólnie złapać duchową więź, wejść w wewnętrzną otwartość. Wtedy szczerość pozwala wypowiedzieć to, co nam leży na sercu i tym samym przynosi ulgę. To taki moment wzajemnej otwartości na siebie w poszukiwaniu różnych rozwiązań czy miejsc, w których można dojść do porozumienia, odkryć wnioski podnoszące w nadziei i otwierające nowe pespektywy myślenia i działania.
Takie relacje mają w sobie coś Boskiego, bo właśnie Bóg jest tak pootwierany na nas. On nieustannie się odznacza wewnętrzną uległością względem naszego serca, wciąż można Go takiego zastać. Nam często brakuje wewnętrznej otwartości, zamykamy się w zewnętrznych tylko znakach, gestach, które zbyt często bywają puste. Wie o tym Jezus i absolutnie całą swoją energię, siłę, inwestuje w to, aby nas wewnętrznie uczynić otwartymi, aby nasze serca zaktywizować, zmobilizować do przyjmowania otwartego Serca Boga. Celem tego jest pełnia zbawienia, pełnia szczęścia. Bez tego wewnętrznego otwarcia, zewnętrzne znaki zostaną puste.
Święty Paweł powie do Tymoteusza, że nadejdą takie czasy, kiedy ludzie będą uprawiać pozory pobożności, a wyrzekną się jej mocy. Tak, Chrystusowi chodzi o moc jednoczącą z Bogiem, otwierającą na Boga i człowieka. Dlatego dzisiaj czyni swoim uczniom bardzo stanowczą uwagę: Jeżeli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Nie ma szans spotkać otwartego Boga, kiedy się próbuje do Niego dostać w zewnętrznych rytuałach i pusto brzmiących słowach, kiedy nie są one nasączone autentycznością. Autentyczność nie oznacza tylko i wyłącznie zachwytu, chociaż o to też chodzi, ale oznacza autentyczny bunt, szczere zdegustowania sobą, swoim grzechem, które otwiera się przed Bogiem.
Jezus, przyglądając się uczonym w Piśmie i faryzeuszom, tak bardzo naszpikowanym zewnętrznymi obrzędami, mówi do swoich uczniów: Niech tak nie będzie między wami, niech wasze serca w to nie wchodzą, bo zostaną zniszczone, bo się miną z Sercem Boga.
Faryzeusze i uczeni w Piśmie bardzo surowo traktowali siebie w związku z przykazaniami i rzeczywiście nie zabijali, nie cudzołożyli, nie kradli, bo tak nakazywało Prawo. I w tym się zamknęli. Uważali, że to jest wszystko, co mają do zaoferowania Bogu. Ta pokusa ciągle stoi przed nami. Można stanąć przed Bogiem i powiedzieć: Nie zabiłem, nie ukradłem, nie cudzołożyłem i więcej grzechów nie mam. Ja w ogóle grzechów nie mam, jestem w porządku wobec Boga. Tymczasem Chrystus odwołuje się do tego, co nam najbliższe, co wewnętrzne, co mamy przysypane jakimiś czystymi pozorami. Odwołuje się do naszego serca. Wchodzi w przedpola naszych decyzji, odczuć, zamknięcia i naszej chęci do tego, aby się otworzyć. Wchodzi i mówi: Słyszycie „Nie zabijaj”, a ja wam mówię: Kto się gniewa, kto swojego brata poniża w godności, wyzywając go, kto go czyni gorszym, już łamie przykazanie, ten go zabija. Ten zabija też siebie, zabija w znaczeniu dosłownym, bo morduje w sobie życie Boże, obecność Boga, czy precyzyjnie mówiąc – otwartość na obecność Boga. Zabija w znaczeniu przygwożdżenia siebie samego, zabija drzwi swojego serca przed dopływem łaski, przed wejściem Boga do serca.
Droga siostro i drogi bracie, Chrystus pragnie, abyśmy czerpali całym sercem z żywej relacji z Nim. Dlatego apeluje, abyśmy uruchamiali serce, aby było ono oczyszczane, bo może jest rzeczywiście zamknięte w jakichś zewnętrznych rytuałach, może brak komunikacji między tym, co na zewnątrz, między czynami, a tym, co wewnątrz, między sercem, między postanowieniami. Może jest jakiś rozdźwięk, rozbicie, między tym, jakim czujesz, że powinieneś być, a tym, jakim jesteś. W to rozbicie chce wejść Chrystus. Dziś przychodzi ze swoim słowem. Pragnie odkryć przed tobą swoje otwarte Serce, pełne mocy, gotowe uzdrawiać twoje serce.
Panie, wprowadzaj w nasze serca Twój pokój, wprowadzaj w nasze serca Twoje słowo, które leczy, dodaje otuchy, jednoczy nas z Tobą.
Ksiądz Leszek Starczewski