By się do Niego przekonać
Niedawno jedna z uczennic powiedziała swojemu katechecie, po pięciu latach, że przekonała się do niego, że uznała go za swojego księdza. Taki proces przekonywania się do kogoś dotyka właściwie każdego ludzkiego serca. Nie da się go w żaden sposób wymusić czy też nim dyrygować. Związany jest on z bardzo indywidualnymi, osobistymi doświadczeniami, które każdy z nas w sobie ma. Człowiek potrzebuje czasu, żeby przekonać się do drugiego człowieka.
A ile czasu potrzebuję ja, ile potrzebujesz ty, żeby przekonać się do Boga? Tak, do Boga. Pan Bóg chce nas do siebie przekonać. To jest niesamowita prawda, którą dziś Kościół bardzo mocno głosi. Bóg podejmuje drogę, aby przekonać do siebie człowieka. Prawda ta jest rzeczywistością niebywałą, bo po ludzku rzecz biorąc, nie ma właściwie żadnego powodu, żeby pracować nad przekonaniem do siebie, kiedy jest się doskonałym. Każdy z ludzi, patrząc na kogoś doskonałego, niezwykle wrażliwego, mądrego i kochanego, właściwie z natury powinien lgnąć do niego, powinien na samym starcie, poznając kogoś takiego, być do niego przekonanym. Tymczasem tak nie jest. Pęknięcie w naszej naturze nie pozwala nam przekonać się do Boga i sprawia, że jesteśmy na etapie ciągłego niedowierzania, chodzenia w podejrzliwości względem zamiarów, jakie Bóg ma wobec nas. Pan Bóg jednak chce nas do siebie przekonać. Kluczem tej chęci i tego pragnienia może być i jest tylko miłość, bo bez niej wszelkie inne kalkulacje nie wchodzą w grę.
Pan Bóg chce nas przekonać i przekonuje do siebie. Święty Piotr powie: Jemu zależy na nas.
Jak Bóg wyraża to pragnienie? Zaczyna od słowa. Ono było na początku u Niego i było Nim – było Bogiem. Święty Paweł napisze, że wszystko Bóg podtrzymuje słowem swej potęgi. Jan w pierwszych wersetach Ewangelii powie, że wszystko przez nie się stało, a bez niego nic się nie stało, co się stało. Bóg podejmuje drogę przekonania nas do siebie, zaczynając od słowa, które stwarza świat i człowieka. W słowie, pochodzącym od Niego i będącym Nim samym, znajdują się życie i światłość. I to tak potężne, że śmierć i ciemność nie są w stanie ich pokonać. Światłość i życie, obecne w słowie, radzą sobie z ciemnością, ze śmiercią, z grzechem, z tym, co przeszkadza przekonywać nasze serca i umysły do Pana Boga.
Słowo zawarte w Biblii w wielu miejscach wręcz podpowiada nam modlitwę, prośbę kierowaną do Pana Boga: Naucz mnie chodzić Twoimi ścieżkami, nakłoń ku mnie swe ucho, niejako przekonaj mnie do siebie. Pamiętam, że jednym z kluczowych słów, wypowiadanych przeze mnie w modlitwie przed przyjęciem pierwszych święceń, czyli diakonatu, i później ponowione przed kluczowymi święceniami prezbiteratu, była modlitwa: Przekonaj mnie, Boże, do siebie. Przekonaj mnie, że nie marnuję życia, rezygnując z bycia małżonkiem, idąc za Tobą. Że nie marnuję darów, które dzięki Twojej łasce w sobie odkrywam. Przekonaj mnie do siebie...
Jest to bardzo biblijne i wypływające z natchnienia Ducha Świętego słowo – zachęta, żeby Bóg, który podjął trud wychodzenia do nas, mógł spotkać się z nami w drodze, mógł nas zaskakiwać tym, że potrafi kochać we wszystkich okolicznościach życia.
Druga zatem, niezmiernie istotna prawda, potwierdzająca Boże zamiary względem nas, chęć przekonania nas do siebie, to potęga światła i życia obecna w słowie, która potrafi wykorzystać takie przeciwności, przeszkody, jak ciemność i śmierć, na użytek naszego serca, naszego zbawienia i szczęścia. Dzięki swojemu słowu i swej mocy Bóg obraca ciemność i śmierć na nasz użytek. One mają nam służyć. Chociażbyś przechodził przez ciemną dolinę, nie bój się zła, bo Bóg jest z tobą, Bóg prowadzi cię przez to, co przeżywasz. Słowo, którym Bóg przekonuje nas do siebie, ma ogromną moc.
Wielokrotnie i na różne sposoby, powie autor Listu do Hebrajczyków, przemawiał niegdyś Bóg do ojców przez proroków. Tak, to jest kolejny sposób, jakim Bóg posługuje się, aby przekonać nas do siebie. Posyła proroków. Pośród całkowitej głuchoty, ogłupienia różnymi czynnościami i zajęciami, słówkami, które nie niosą w sobie nic poza pustką, słyszą oni, jak mówi Bóg, potrafią wskazać miejsce Jego obecności, dostrzegają Jego mądrość, umieją Go głosić, nie tylko poprzez wypowiadane słowa, ale także przez doświadczenia swojego życia. Bóg czyni kogoś zasłuchanym w moc, jakiej udziela. Wywołuje i powołuje spośród ludzi proroków. Bóg przekonuje nas do siebie przez proroków.
Siostro, bracie, w zasięgu twojej dłoni, umysłu, twoich doświadczeń, Bóg na pewno stawia jakiegoś proroka, kogoś, kto objawia ci Jego obecność. Może to być osoba bardzo ci bliska, a może to być ktoś, kto nie jest ci bliski, ale niezwykle skupia twoją uwagę, prowokuje cię do myślenia, do wychodzenia z układów bardzo cię ograbiających z wrażliwości, z życia, do wyzwolenia ze schematów, które mogą pojawić się w modlitwie czy w relacjach z innymi osobami.
Wielokrotnie i na różne sposoby Bóg przemawia do ciebie przez proroków. Jan w swojej Ewangelii wskazuje na największego spośród proroków, a mianowicie Jana Chrzciciela – Jan mu było na imię. Przychodzi on na świadectwo, aby zaświadczyć o prawdziwej światłości, by wszyscy uwierzyli przez niego. Tak, prorok ma wskazać na Boga, ma zaświadczyć o światłości. Taką misję wypełnia Jan, angażując całą moc swojego temperamentu, charakteru, stylu bycia, angażując całe swoje życie, oddając je w męczeński sposób, wskazując na Chrystusa, wskazując właśnie na Słowo, które stało się Ciałem, na Boga, który stał się Człowiekiem. Tu wchodzimy na kluczowy dzisiaj, centralny punkt objawienia. Temu służą wszelkie znaki, doświadczenia, pojawiający się prorocy. Mają wskazać na Boga. Cała ziemia wskazuje na Niego.
Jeden z polskich zespołów śpiewał kiedyś: Wszystko mi mówi, że mnie ktoś pokochał. W tym właśnie streszcza się prawda o wielokrotnych próbach i sposobach przemawiania do nas Boga, przekonywania nas do siebie. W ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna, którego ustanowił dziedzicem wszystkich rzeczy. Przekazał Mu panowanie nad wszelką rzeczywistością. Dana jest mi wszelka władza na ziemi i na niebie, mówi Jezus. I tej władzy On udziela. Przychodzi do swoich, przychodzi do tych, którzy właściwie są Jego, ale tego nie rozpoznają. Święty Jan dodaje gorzką, ale bardzo realną prawdę, że przyszedł do swoich, a swoi Go nie przyjęli. Tak, bo nie wszyscy się przekonali do tego, że Bóg jest źródłem szczęścia, życia, że Bóg jest odpowiedzią na pytania, których człowiek jeszcze nawet nie postawił, że Bóg ma moc wyprowadzić z największej niedoli, jaką jest utrapienie, ucisk, nałóg, grzech, śmierć. Tylko Bóg.
Nie wszyscy przekonali się do Niego. Słowo przybliżyło się do swoich, ale nie wszyscy się przekonali. Natomiast byli tacy, którzy się przekonali, którzy się przejęli, i otrzymali moc – tę samą moc, jaką ma Jezus – by stać się dzieckiem Bożym. Ci, którzy narodzili się nie tyle z krwi, z żądzy ciała, z woli męża – czyli nie tylko w sposób fizyczny – ale z Boga się narodzili.
Tak więc Bóg przychodzi do swojej własności, przychodzi do tej ruiny, w jakiej znalazł się człowiek, odchodząc od Niego, nie dając się do Boga przekonać.
W proroctwie Izajasza przyjście Boga jest potęgowane okrzykami, wdziękiem, który pojawia się właśnie wtedy, kiedy Bóg objawia swoją bliskość. Jak pełne są wdzięku na górach nogi zwiastuna radosnej nowiny, który ogłasza pokój, który zwiastuje szczęście, obwieszcza zbawienie, który mówi do Syjonu: Twój Bóg zaczął królować.
Bliskie jest królestwo niebieskie, powie Jezus. Bóg już działa, już króluje, już chce przejąć serca – tę ruinę, jaką często stanowią nasze przekonania, nasza wrażliwość, nasze relacje do innych osób, nasze doświadczenia, zranienia. Bóg kieruje słowo do tego stanu, do tego miejsca, w którym w tej chwili jesteśmy. Słyszymy, jak strażnicy, czy ci, którzy czuwają, są wezwani do tego, by obwieszczać nadejście kogoś. Podnoszą głos, wznoszą okrzyki radosne, oglądają na własne oczy powrót Pana na Syjon. Bóg przychodzi do ruiny, w jakiej znalazł się człowiek, w jakiej znalazłem się ja. Ta ruina potrzebuje wielu starań i wysiłków, aby zostać odbudowana. Zabrzmijcie radosnym śpiewaniem, wszystkie ruiny Jeruzalem, krzyczy prorok Izajasz. W Psalmie 74 psalmista woła nad gruzami świątyni: Skieruj swe kroki ku ruinom bez końca, niekończącym się ruinom. Nieprzyjaciel wszystko spustoszył w świątyni. Możemy przenieść ten obraz na ruiny naszych zamiarów, planów, starań o to, żeby odkryć o własnych siłach Boga. Bóg kieruje swe kroki ku niekończącym się ruinom, ku naszej ograniczoności. Kieruje je z radością, z wielką wytrwałością, rozbija namiot, zaczyna królować w sposób, który jest absolutnym zaskoczeniem, to znaczy stając się jednym z nas, stając się najbliższym nam.
Tęsknota za tą bliskością, wpisana w oczekiwania adwentowe, nie gaśnie. Rzeczywiście oczekujemy powtórnego przyjścia Jezusa, czerpiąc z Jego teraźniejszej obecności, szczególnie w słowie, w Eucharystii. Bóg staje się i jest nam bliski w słowie. Tym, którzy je przyjmują, nieustannie daje moc, aby odzyskiwali godność dziecka Bożego, aby z podniesioną głową zmierzali w stronę powtórnego przyjścia Jezusa Chrystusa.
Bóg z pełności swojej posyła nam łaskę po łasce, zaskakuje i zasypuje nas różnymi pomysłami. Czyni to znów wielokrotnie i na różne sposoby. Bóg w swoim Synu Jezusie Chrystusie pozwala się oglądać, pozwala się zobaczyć z bliska.
Chrystus wpatrzony w człowieka w tajemnicy Bożego Narodzenia wpatruje się w nas bardzo delikatnymi, wrażliwymi, pełnymi niewinności i pokoju oczami Dziecka.
Na jakim etapie odkrywania Boga w swoim życiu jesteś?
Na ile już przekonałeś się do Niego?
W których miejscach nie dotyka jeszcze twojej codzienności?
Gdzie Go nie dostrzegasz?
Gdzie jeszcze macie sporo do zrobienia?
W czym ze swojej strony nie odpowiedziałeś na Jego sposoby przemawiania do ciebie?
W czym wydaje ci się mało wiarygodny?
Gdzie winieneś sobie samemu większą modlitwę i staranie o wiarę, o ufność, czyli o żywy kontakt z Jego słowem?
Dziękujemy Ci, Panie, za to, że jesteś Bogiem, który chce nas przekonywać do siebie. Podjąłeś tak radykalne, mocne kroki, by walczyć o nasze serca. Nie zrezygnujesz z nas nigdy i w żaden sposób nie odwołasz swojej miłości.
Budź w nas, Panie, Twoimi staraniami o nas zachwyt nad tajemnicą Twojej bliskości. W staraniach o nas nikt Ci nie dorówna, nikt Cię nie przebije.
Dziękujemy Ci, Panie, za to, że ta miłość jest bardzo konkretna, że można jej doświadczyć, że zapraszasz nas, abyśmy ją przyjęli w słowie, które budzi wiarę i daje nadzieję.
Ksiądz Leszek Starczewski