Dobre Słowo 11.09.2010 r.
Stosowane działa
Boże Ojcze, dziękuję Ci za dar Jezusa, który jest Słowem skierowanym od Ciebie do nas – Słowem pełnym miłości – widzialnej, doświadczalnej, która jest mądrością i w Duchu Świętym spływa na nas. Prosimy Cię, Ojcze, abyś zmiłował się nad nami, nad naszą powierzchownością, chęcią niewchodzenia głębiej w spotkanie z Tobą, zbycia Cię w tych rozważaniach i otworzył obecną w nas zdolność do zbliżenia się ku Tobie sercem, aby nasze serca spotkały się z Tobą.
Kiedyś w czasie lekcji religii pytałem uczniów, co ich najbardziej denerwuje na kazaniach. Jedna uczennica powiedziała, że traktowanie wiernych z góry. Pytałem, o co dokładnie jej chodzi. Odparła, że czasem czuje się tak, jakby wszyscy ludzie byli głupi, nie potrafili myśleć, jakby trzeba było im tłumaczyć wszystko z precyzją, dokładnością, jakby sami nie potrafili do pewnych rzeczy dojść, jakby nie mieli w sobie rozsądku, roztropności.
Świetna intuicja, bo rzeczywiście tak bywa. Często odkrywam to u siebie w głoszeniu Bożego słowa, że chciałbym przedobrzyć w tłumaczeniu, jakbym zakładał, że ci, którzy przyszli, są kompletnie pozbawieni działania Ducha Świętego.
Św. Paweł głosi słowo wspólnocie korynckiej i dba o nią. Staje wobec bardzo poważnych dylematów, kłopotów w niej się pojawiających, mających na celu rozbicie wspólnoty. Przemawia do Koryntian: Najmilsi moi, strzeżcie się bałwochwalstwa. Mówię jak do ludzi rozsądnych. Jak do ludzi, którzy mogą to odkryć.
Paweł ukazuje nam, że głosiciel Bożego słowa – czy to wierny duchowny, czy wierny świecki – to ktoś, kto nie zakłada z góry, że druga strona jest głupia, że nic kompletnie nie wie, że jej historia życia jest śmieszna, żałosna, że nie dojdzie do pewnych rzeczy. Nie. Św. Paweł zakłada, że mówi do osób posiadających potencjał, które trzeba obudzić.
Drugą cechą głosiciela Bożego słowa jest to, iż wskazuje na Chrystusa, jako centrum. Ma na Niego wskazywać, ma Jego ukazywać. Nie przekonywać, w znaczeniu usilnych zabiegów, ale ma złożyć świadectwo prawdzie, jaką jest Chrystus. Tak właśnie robi św. Paweł.
Jaki problem wystąpił we wspólnocie Korynckiej? – Otóż część wyznawców Chrystusa chodziła na imprezy, w czasie którym składano ofiary bożkom. Bożków przecież tak naprawdę nie ma. Św. Paweł pyta: Czy sam bożek jest czymś? Później, kiedy ludzie zjedli posiłek z ofiar składanych bożkom, szli na Eucharystię, pili Krew Pańską i spożywali Ciało Pańskie.
Paweł apeluje: Mówię jak do ludzi rozsądnych. Rozważcie. Jeżeli przyjmujecie Ciało Pana, macie udział we Krwi Chrystusa, to macie wszystko. Już nie potrzebujecie zabiegać o nic więcej. Stąd pochodzą siły do życia. Przypatrzcie się Izraelowi – odwołuje się do przykładu Narodu Wybranego, który krytykuje za ślepe przestrzeganie Prawa – czyż nie są w jedności z ołtarzem ci, którzy spożywają z ofiar na ołtarzu złożonych? Nawet oni potrafią dochować wierności, a wy co wyprawiacie?
Nie da się pogodzić jednego z drugim. Nie można – przysłowiowo – zapalić Panu Bogu świeczki, a diabłu ogarka. Nie da się. Radykalne opowiedzenie się za Jezusem, tak powiedziane Jezusowi, ma być kontynuowane. Żadnych kompromisów ze złem. Żadnych! A jeżeli rozpoznasz, że poszedłeś na kompromis ze złem, to odwołaj się do Bożego słowa i w prawdzie nazwij to po imieniu, tak jak robi to Paweł. Stawia on bardzo ważne pytania, które mają pobudzić nasz rozsądek.
Słowo Boże nie traktuje cię, droga siostro i drogi bracie, jak kogoś, kto nie potrafi dojść do pewnych rzeczy i nie tłumaczy ci wszystkiego, jak jakiemuś głupolowi, ale mówi do ciebie jak do człowieka, który ma w sobie zdolność dochodzenia do pewnych rzeczy.
Na zakończenie Paweł pisze: Nie możecie pić z kielicha Pana i z kielicha demonów. Nie da się grać na dwa fronty. Nie udawaj kogoś, kim nie jesteś. Bądź autentyczny we wszystkich swoich odkryciach.
Czyż będziemy pobudzali Pana do zazdrości? Czy chcemy wywołać zazdrość? Nieraz może tak być w relacji chłopiec – dziewczyna, że on albo ona celowo wywołuje zazdrość. Nie trudno sobie wyobrazić, jaka będzie wtedy reakcja drugiej strony. Możemy przenieść to oczywiście na zazdrość pełną czystości Boga, który nie chce stracić nikogo, dlatego jest zazdrosny. Czyż jesteśmy mocniejsi od Niego? Paweł stawia bardzo mocne pytania.
Słowo Boże pyta nas dziś po pierwsze o postawę głoszenia słowa naszym życiem. Czy jest to postawa zakładająca proces myślenia, rozsądek, czy jest to jakieś ślepe naśladownictwo? Po drugie, pyta nas o obecny etap opowiedzenia się za Chrystusem. Na ile nasze radykalne tak jest ciągle odnawiane? Po trzecie, pyta o jakieś kompromisy, które warto w świetle dzisiejszego słowa nazwać, pyta o drogę ku demonicznemu obrazowi Boga, ku demonicznemu wyobrażeniu siebie i demonicznemu traktowaniu innych.
Mistrzem w głoszeniu słowa jest Jezus. Od niego czerpał Paweł. Jezus stosuje przypowieści, którymi chce pobudzić słuchaczy do myślenia. Kiedy naucza, nie traktuje swoich słuchaczy z góry ani nie wypowiada słowa przeciwko nim. Psalmista powie o człowieku, który w sposób bezduszny powołuje się na to, że jest wierny Bogu, ale swoją postawą odpycha innych od siebie: Zasiadłszy przemawiasz przeciw bratu, znieważasz syna swej matki, a moje przykazania odrzuciłeś za siebie, ty, co nienawidzisz karności.
Jezus nie przemawia przeciwko tobie, droga siostro i drogi bracie. Nie jest dla ciebie zagrożeniem nawet wówczas, kiedy krzyczy. Nie krzyczy On wówczas na ciebie, ale na obecne w tobie zło, które chce wypędzić. Nawet jeśli cię rani, to nie rani tak naprawdę ciebie, ale odcina cię od tego, co cię rani. My interpretujemy Jego zachowania przeróżnie: Ty mi to uczyniłeś, Panie. Oczywiście, On weźmie to na siebie. Ale prawdą jest, że odcina mnie od tego, co mnie rani. I to boli. Dobrze, że boli, bo z tego bólu ma się coś narodzić – ma się narodzić dobry, zdrowy owoc. Z bólu gnicia ziarna rodzi się owoc.
Jezus nie traktuje z góry swoich słuchaczy, tylko zaprasza ich do refleksji.
Dzisiejsza Ewangelia, odczytana bez miłości, może zakończyć się bardzo niebezpiecznymi wnioskami. Bo na przykład przyglądam się obecnej sytuacji w swoim życiu i powiem: Nie wydaję owoców takich, jakich oczekuje Pan. To, co podjąłem, nie wydaje owoców, jakich oczekuje Pan. I jaki wówczas nasuwa się wniosek? – Bardzo przepraszam, nie nadaję się do tego, idę w odstawkę, jestem do niczego, powinienem zerwać ze słowem Bożym, nie rozważać go. Nie będę parodiować Jezusowi wyznawców, nie będę Mu profanować Ewangelii.
Takie niebezpieczne wnioski mogą się nam nasuwać. Kiedy tak radykalnie próbujemy interpretować słowo, zapominamy o tym, że owoc potrzebuje czasu. Jest proces myślenia, jest i proces dojrzewania owocu. Nie zrywa się owocu przedwcześnie, bo można się zatruć. Nieraz na działce u rodziców, kiedy za wcześnie chciałem zjeść agrest, mama mówiła: Nie jedz agrestu w tym stadium, bo będzie cię bolał brzuch. Pamiętam, że jako dzieciak wiele razy się zatrułem, bo za wcześnie zerwałem owoc. Mnie się wydawało, że już jest dobry.
Jest to banalny przykład, ale odnieśmy go do swoich wyborów życiowych. Do pewnych rzeczy potrzebujemy dorastać, dochodzić. Jezus mówi o stadium finalnym. Dobre drzewo wyda dobry owoc, a złe drzewo wyda zły owoc.
Stąd słuchanie Bożego słowa to również stosowanie go w życiu. Zapytaj się, droga siostro i drogi bracie, gdzie zastosowałaś/zastosowałeś słowo Boże w życiu, a gdzie tylko słuchałaś/słuchałeś, bo słuchanie słowa Bożego to bardzo proste zajęcie. Można się nasłuchać, a później powiedzieć, że to teoria. Tylko w jednym wypadku mówi się, że jest to teoria: gdy się nie zastosowało słowa w życiu i tym samym swoje wyobrażenie o Ewangelii, o Jezusie, zbudowało się na piasku. Stosując słowo w życiu, doświadczasz ogromnej mocy Ewangelii. Odkrywając siebie jako grzesznika w świetle Ewangelii, doświadczasz mocy potrzebnej do zachowania dystansu do swoich słabości, leżących u twych stóp, i czerpania z miłosierdzia, które cię oczyszcza, uczy pokory w podejściu do siebie i przyglądaniu się procesowi dorastania, dojrzewania w wierze.
Panie, dziękujemy Ci za to, że swoim słowem budujesz w nas mocny fundament, że systematycznością w rozważaniu słowa wkopujemy się głęboko w Ciebie, w Boży obraz i podobieństwo, jakie nosimy. Dziękujemy Ci, Panie, za to, że jest to proces, że uwzględniasz także błędy, upadki, wszystko, czego my nie jesteśmy w stanie przewidzieć, że Twoja miłość ogarnia nas w słowie, chcąc obdarzyć pokojem. Ty trzymasz rękę na pulsie. Daj, abyśmy nie poprawiali Ewangelii, ale stosowali ją w życiu.
Ksiądz Leszek Starczewski