Dobre Słowo 26.06.2010 r.
Nie bój się być ograniczony
Gdyby każdy z nas działał w ramach swojej wiedzy, kompetencji i nie wykraczając poza nią, relacje między nami byłyby bardzo zdrowe i otwarte. Ilekroć przekraczamy swoje kompetencje, niewłaściwie szacujemy możliwości, przyczyniamy się do różnego rodzaju zgryzoty w sobie samych, a także utrudniamy funkcjonowanie innym.
Słowo Boże, głoszące prawdę i przynoszące nam właściwe proporcje w relacjach do Pana Boga i siebie samych, pragnie dziś wzbudzić w naszych sercach refleksje na temat działania, myślenia, które podejmujemy. Czy jest ono zsynchronizowane, zgodne z tym, co otrzymaliśmy, z darami, które w nas są, czy też przekracza te kompetencje?
Dwie sceny w obrazach, wydarzeniach, próbują nam w tej refleksji pomóc. Pierwsza to sytuacja Jerozolimy, miasta obmurowanego, w którym gromadzą się mieszkańcy również z okolicznych stron, aby wspólnymi siłami stawić czoło Babilończykom, przeciwnikom oblegającym miasto. Gromadzą zapasy żywności, zdając sobie sprawę, że to oblężenie może się przeciągać w czasie. Lud w mieście podejmuje wspólną akcję przeciwko wrogowi.
Przypomnijmy, że oblężenie Jerozolimy przez Babilończyków i chęć zdobycia miasta przez wroga staje się konsekwencją systematycznego lekceważenia ostrzeżeń, jakie z Serca Boga przez usta proroków były kierowane do mieszkańców. Różnymi drogami Pan Bóg próbował ostrzec: Nie bawcie się grzechem, nie bawcie się relacją ze Mną. Niech ona będzie zawsze żywa, priorytetowa. Każdy grzech, odkładany w wyznaniu na później, przybiera na sile, która was oszukuje, kłamie, wmawia wam, że właściwie nic złego się nie dzieje, wprowadza was w świat porównań z innymi – porównań swoich win z winami innych i wyciągania bardzo kłamliwych wniosków: wszyscy tak robią, więc nic się nie dzieje.
Prorok, który nawołuje – jak robił to Jeremiasz – do konkretnej refleksji, do nawrócenia, jest sam. A jeśli jest sam, to po prostu jest śmieszny, żałosny. Jego nawoływania i ciągłe zachęty do powrotu serca do Boga nie trafiają na właściwy grunt: nie trzeba aż tak się angażować w relację z Bogiem…
Jerozolima i jej mieszkańcy niewłaściwie oszacowali stan swoich możliwości, kompetencji. Zbytnio – mówiąc bardzo delikatnie – położyli ufność w sobie, zlekceważyli słowo Pana, nie chcieli Go słuchać.
Dziś z Księgi Lamentacji wydobywają się bardzo konkretne obrazy świadczące o tym, do czego człowiek jest w stanie doprowadzić siebie – czy to w wymiarze społecznym, tak jak mieszkańcy Jerozolimy, czy też w wymiarze osobistym. Do czego? – Do stanu Jerozolimy.
Nagłówek dzisiejszego czytania mówi: Na gruzach Jerozolimy. Zburzył Pan bez litości wszystkie siedziby Jakuba; wywrócił w swej zapalczywości twierdze Córy Judy, rzucił o ziemię, zbezcześcił królestwo i możnych.
Taki jest stan Jerozolimy. To są gruzy, całkowite fiasko, klęska myślenia, działań, które swoje źródło miały w przekonaniu, że nie dzieje się nic strasznego, jeżeli Bóg nie jest na pierwszym miejscu. Że Bóg jest Kimś, kto zawsze sprzyjał Jerozolimie, więc dalej jej będzie sprzyjał i to po myśli, jaką mieszkańcy w sobie pielęgnowali, czyli: mamy świątynię, mamy Księgę, wszystko nas chroni, działa jakby automatycznie …
Tymczasem jest kompletnie inaczej, gdyż takie myślenie doprowadziło do ruiny. Co robi autor Księgi Lamentacji? – Widzi, w jakim tragicznym stanie znajduje się lud. Komentarze mówią, że w czasie owego oblężenia wewnątrz Jerozolimy dochodziło do takiego głodu, że pojawiały się akty kanibalizmu, co w skrajnych warunkach wycieńczenia – choćby obozów zagłady dwudziestego wieku – było rzeczywistością niezwykle realną.
Co autor Księgi Lamentacji poleca, do czego zachęca? – Jak cię pocieszyć? Z czym porównać, Córo Jeruzalem? Co ci przyrównać, by cię pocieszyć, Dziewico, Córo Syjonu? Gdyż zagłada twoja wielka jak morze. Któż cię uleczy? Przecież nie widać tu szansy na jakiś element nadziei, uzdrowienia, tak jak na ogromnym morzu nie widać wyspy, lądu. Kto to zmieni?
Kłamliwi twoi prorocy – trzeba to dodać – miewali dla ciebie widzenia próżne i marne. Szukałeś ludzi, którzy potwierdzą twój powierzchowny styl życia, powiedzą ci: nie ma sensu aż tak angażować ludu Jerozolimy. Nie odsłonili twojej złości – nie nazwali po imieniu twoich zgubnych myśli – by od wygnania cię ustrzec; miewali dla ciebie widzenia zwodnicze i próżne.
To jest czynnik często pojawiający się przy niewłaściwym oszacowaniu swoich możliwości. Często jako ludzie szukamy potwierdzenia naszej powierzchowności, głupoty. Gdzieś przyjmujemy tylko i wyłącznie te uwagi z zewnątrz, które potwierdzą to, co czujemy, co nam się wydaje słuszne.
Autor mówi i jest to wniosek zasadniczy w takich sytuacjach, gdy człowiek odkrywa swoją klęskę, ruinę w myśleniu, odczuwaniu, w relacjach: Wołaj sercem do Pana, Dziewico, Córo Syjonu; niech łzy twe płyną jak rzeka we dnie i w nocy; nie dawaj sobie wytchnienia, niech źrenica twego oka nie zna spoczynku. Wylej całą swoją gorycz, całą ruinę, jaka jest w tobie, choćby nawet przez łzy, na które sobie pozwalaj, które wylewaj przed Bogiem jak rzekę.
Powstań, wołaj po nocy do straży porannej, wylewaj swe serce jak wodę przed Pańskim obliczem, podnoś do Niego swe ręce o życie twoich niemowląt, które padały z głodu na rogach wszystkich ulic. Niech cała wina, świadomość zgubnego myślenia, które teraz tak boleśnie przeżywasz, zostanie wylana jak rzeka przed Bogiem, który w swojej łaskawości chce ciągle twojego dobra, nawet kiedy przeżywasz tak traumatyczne doświadczenia. Wylewaj swoje serce przez Bogiem.
W chwilach ruiny, kiedy stwierdzamy, że maksymalnie przekroczyliśmy swoje kompetencje, wołanie i odwoływanie się do miłosierdzia Boga jest sprawą kluczową. Kto wie – powie w innym miejscu autor natchniony – może się Pan ulituje nad nami, może znajdzie się jeszcze jakaś łaskawość dla nas. Mówi to bardzo dramatycznie, ale i bardzo realnie, zdając sobie sprawę z tego, w jakim zagmatwaniu się teraz znalazł. Prorok Ozeasz powie: U Ciebie znajdzie litość sierota.
W takich sytuacjach wołanie, które podejmuje psalmista, jest uzupełnieniem tych traumatycznych doświadczeń: O życiu biednych nie zapomnij, Panie. Dalej pyta: Dlaczego, Boże, odrzuciłeś nas na wieki, dlaczego gniewem płoniesz przeciw owcom Twego pastwiska? Pomnij na lud Twój, który dawno nabyłeś, na pokolenie, które wziąłeś w posiadanie. I to przepiękne zdanie, które w chwilach odkrycia ruin swojego myślenia, złych inwestycji uczuć, klęski grzechu, jest zbawienne, dzięki któremu można być jak obłąkany w relacji do Pana Boga, mając je na ustach i w sercu: Skieruj swe kroki ku niekończącym się ruinom, nieprzyjaciel wszystko spustoszył w świątyni. W miejscu świętych zgromadzeń, na spotkaniach wspólnotowych, rozległ się ryk Twoich wrogów. Rozlega się ryk świata, który mówi: jesteście żałośni, zatknęli tam swoje proporce, oznaczyli teren: te spotkania nie mają już żadnego znaczenia, została wyczerpana ich formuła. Tu jest teraz wróg.
Widać, że się podnoszą siekiery jak w leśnej gęstwinie. Wyłamali wszystkie bramy, zniszczyli je toporem i młotem. Wydali Twą świątynię na pastwę ognia, zbezcześcili do szczętu przybytek Twego imienia.
Wszystko obrócone w ruinę. Psalmista, widząc ten stan, woła: Wspomnij, Boże, na Twoje przymierze, bo mroczne zaułki ziemi pełne są przemocy. Mroczne zaułki mojego myślenia, że sam sobie poradzę, są pełne przemocy. Tam jest agresja względem mnie. Tam, gdzie zaczynam bawić się grzechem, staję się agresywny dla siebie i innych. Może to przybierać formę jakiegoś cwaniactwa, cynizmu, ale tak naprawdę jest to autodestrukcja. Niechaj uciśniony nie wraca ze wstydem, niech biedny i ubogi wychwala Twe imię.
Brzmi tu bardzo mocne wołanie i zachęta do zwrócenia się do Boga po tym, jak oszacowaliśmy wartość swojego powierzchownego sposobu myślenia, działania, swojej klęski.
Drugi obraz docierający do nas z Ewangelii przedstawia setnika, który przychodzi do Jezusa z pewnością po dokonaniu pewnych obserwacji, analiz. Sam widzi, jak szeroko może dysponować swoją władzą, ale również dostrzega jej granice. Przychodzi z bardzo ludzkim pragnieniem świadczącym o tym, że nie traktuje swojej władzy żołnierza tylko jako urzędu, ale że dostrzega człowieka. Obchodzi go, czy ktoś jest na zwolnieniu lekarskim, czy nie, czy cierpi czy też nie.
„Panie, sługa mój leży w domu sparaliżowany i bardzo cierpi”. Jednoznacznie sugeruje, że jego kompetencje zostały w tym momencie wyczerpane, że on nie wie, co się z tym dalej robi, nie potrafi sobie sam poradzić.
Jezus odpowiada na tę prośbę następująco: „Przyjdę i uzdrowię go”. Natomiast setnik prezentuje postawę kogoś, kto rozszerza swoje serce i myślenie na temat Jezusa, uznając Jego niesamowitą władzę, moc, Jego panowanie: „Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój, ale powiedz tylko słowo, a mój sługa odzyska zdrowie. Bo i ja, choć podlegam władzy, mam pod sobą żołnierzy. Mówię temu: «Idź», a idzie; drugiemu: «Chodź tu», a przychodzi; a słudze: «Zrób to», a robi”.
Setnik mówi niejako Jezusowi: Ty masz jeszcze większe kompetencje. Ja to uznaję. Widzę swoje ograniczenia. Boleśnie, dotkliwie je przeżywam, natomiast wiem, że Ty masz większą władzę.
Jezus bardzo konkretnie próbuje zasugerować nam, że Boga można zaskoczyć, zadziwić, że Bóg – zorientowany w całym tragizmie, jako jedyny kompetentny, aby mówić coś na temat traumy grzechu – jest z lekka zszokowany tym, że człowiek też potrafi to przeczuć i nie babrze się w tym, że nie jest w stanie zrozumieć grzechu, ale wyznaje go właśnie Jemu. Przynosi Mu swoją biedę.
„Zaprawdę powiadam wam: U nikogo w Izraelu nie znalazłem tak wielkiej wiary. Lecz powiadam wam: Wielu przyjdzie ze wschodu i zachodu, i zasiądą do stołu z Abrahamem, Izaakiem i Jakubem w królestwie niebieskim. A synowie królestwa zostaną wyrzuceni na zewnątrz w ciemność; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów”.
Tam, gdzie człowiek, będąc bardzo blisko Boga, przejmuje Jego kompetencje czy też ma jakieś postawy roszczeniowe, w których nieustanie widzi Boga jako kogoś, kto ma spełniać jego życzenia, będzie przeżywał całkowitą traumę. Tylko ludzie zachowujący świeżość w podejściu do Boga, potrafią nieustanie i wciąż powtarzać, że Bóg jest Panem, zaś moje kompetencje są ograniczone. Może z bólem uznając ograniczoność swojej natury, doświadczają mocy wiary. Doświadczają siły.
Dziś, zaproszeni do refleksji na temat swojego myślenia o możliwościach, jakimi dysponujemy, uwzględniania w tym mocy Boga, jesteśmy twarzą w Twarz, serce w Serce z Jezusem, który przez to słowo i przez te obrazy próbuje do nas dotrzeć.
Droga siostro i bracie, odbiorco Dobrego Słowo, w tej chwili najistotniejsze jest to, abyś uchwycił się jednej myśli, która gdzieś do ciebie dotarła, żebyś nie próbował w tym momencie zgłębiać wszystkiego. Sensem i celem tego rozważania jest zaproszenie cię do osobistej relacji z Jezusem, do pozwolenia Jezusowi, żeby cię ujrzał – może leżącego w gorączce twoich przemyśleń, ograniczeń – tak jak ujrzał teściową Piotra – i ujął za rękę, abyś pozwolił Mu ująć cię teraz w mocy Ducha Świętego w modlitwie, w chwili refleksji, skupienia, abyś pozwolił się dotknąć łaską, która uzdrawia i daje szersze perspektywy.
Jezu, Ty – jak mówi proroctwo Izajasza – bierzesz na siebie nasze słabości i nosisz nasze choroby, dotykaj tych stanów naszych serc, w których jesteśmy obolali niewiarą, rozczarowaniem, błędnymi decyzjami i wyborami. Pomagaj nam dźwigać się z nich Twoją mocą. Pomagaj nam wyciągać wnioski i wołać do Ciebie. Pragniemy przedstawiać się jako Twoi poddani, którzy znając swoją ograniczoność, nie chcą nad nią rozpaczać, ale wylać ją przed Tobą, abyś Ty mógł napełnić nas swoją mocą.
Ksiądz Leszek Starczewski