Dobre Słowo 14.06.2010 r.
A jak widziałby to Pan Bóg?
Jeden z kaznodziejów papieskich, Raniero Cantalamessa, podpowiada dość cwaną sztuczkę, która może się przydać w kontakcie z Panem Bogiem na modlitwie. Kiedy staje przed dylematem, co ma zrobić, co wybrać, co powiedzieć, gdzie się udać, klęka do modlitwy i prosi o słowo – o jakąś wskazówkę, o światło. Później podejmuje działanie, bo modlitwie ma towarzyszyć praca. I tak tłumaczy: Nawet jak się pomylę, jak zrobię coś złego i głupiego, to przecież się modliłem, prosiłem Cię, Panie Boże, o znak. Jest to dość przebiegłe, ale z drugiej strony bardzo mądre, bo – jak czytamy w Liście do Rzymian – Bóg z tymi, którzy Go kochają w sposób autentyczny, otwarty, wszystkie sprawy przedstawiają z serca – współdziała we wszystkim dla ich dobra. To znaczy, wszystko wyprowadzi na dobre. Jeśli kontaktuję się z Bogiem, a potem działam, to nawet jeśli się pomylę, najwyraźniej ta sytuacja ma mnie czegoś nauczyć. Bóg zawsze wyprowadzi z tego dobro.
Stąd wniosek i zachęta wypływające dziś z pierwszego czytania, żeby podtrzymać taką praktykę, jeśli ona była obecna, a jeżeli nie, to ją wprowadzić, bądź do niej wrócić, jeśli ją zaniedbaliśmy. Jaka to praktyka? – Pytanie Pana Boga przed podjęciem decyzji lub gdy mamy jakiś dylemat, jakie jest Jego zdanie na ten temat. Co On myśli?
Ta praktyka jest mocno zakorzeniona w Biblii. Do niej odwoływały się wszystkie postacie biblijne, występujące w imię Boga. Każdy prorok rozmawiał z Bogiem, pytał, prosił o dar rozeznania, pokazywał rozdarte serce – tak jak niezwykle emocjonalny Jeremiasz, który mówił, że już nie wie, co ma wybrać. Z jednej strony doznawał nalegań, z drugiej strony doznawał nalegań, chciał wszystko rzucić, przeklinał nawet dzień, w którym się urodził, a później wychwalał Boga. Taka emocjonalna huśtawka nie jest niczym złym, jeżeli jest autentyczna.
O tej głęboko biblijnej praktyce słyszymy w dzisiejszym czytaniu. Królestwo Izraela jest podzielone na dwie części: Izraela i Judę. Dwaj królowie, właściwie ze sobą nie współpracujący, czując, że zbliża się niebezpieczeństwo, postanawiają zawrzeć koalicję i ruszyć na wojnę. Ale trzeba by skorzystać z tej praktyki – przynajmniej teoretycznie: klęknąć i zapytać, jakie zdanie na ten temat ma Bóg. Król izraelski zwraca się do króla judzkiego z pytaniem: „Czy pójdziesz ze mną przeciw Ramot w Gileadzie?” Król judzki Jozafat odpowiada bardzo lojalnie: „Ja tak jak i ty, lud mój jak i twój lud będziemy z tobą na wojnie”, ale dodaje: „Najpierw zapytaj, proszę, o słowo Pana”. Wszystko wydaje się być zgodne z praktyką: Pomódl się wcześniej, zanim z czymś ruszysz. Ale król izraelski zachowywał już tylko pozory pobożności – zewnętrzne praktyki. Moglibyśmy dziś powiedzieć: Był w niedzielę w kościółku. Ale poza oglądem torebki czy ubioru sąsiadki w czasie znaku pokoju, niewiele z tego wyniósł.
Król zgromadził czterystu proroków. To jest dopiero siła. Czterystu księży z diecezji pytał, jaką ma podjąć decyzję. Czy iść na tę wojnę, czy nie? – „Czy powinienem wyruszyć na wojnę o Ramot w Gileadzie, czy też powinienem tego zaniechać?” A oni odpowiedzieli: „Wyruszaj, a Bóg je da w ręce króla”. Jozafatowi nie podobała się ta zgodność.
Można sobie wytresować klakierów w otoczeniu, w pracy. Można zwracać uwagę tylko na tego, kto mówi dobrze. Jeśli źle mówi, jest wrogiem.
Król izraelski wyszkolił sobie klakierów i zauważył, że nie tak ważny jest szef, jak ten, kto mu doradza J. Doradcy są niezwykle ważni. Każdy z czterystu doradców miał posadkę, ciepełko, jedzonko, zabezpieczenie. Trzeba było ich jakoś wyszkolić. Ale ich odpowiedź nie podobała się Jozafatowi, więc zapytał: „Czy nie ma tu jeszcze jakiegoś proroka Pana, abyśmy przez niego mogli zapytać?” Ta szczerość izraelskiego króla też jest ważna. W nerwach odpowiada Jozafatowi, który dotknął w nim tego „wrzoda”: „Jeszcze jest jeden mąż, przez którego można zapytać Pana. Ale ja go nienawidzę, bo mi nie prorokuje dobrze, tylko zawsze źle. Jest to Micheasz, syn Jimli.” Jozafat widząc, że uderzył w czułe miejsca króla, chce mu pomóc. „Nie mów tak, królu.”
Nieraz jesteśmy w takiej sytuacji, że wszystko jest dobrze, ale jak dotkniemy czyjegoś wrzoda, to się wycofujemy. Słowo poucza nas, że nie trzeba się wycofywać, ale jeszcze próbować.
Zawołał więc król izraelski któregoś dworzanina i rzekł: „Pośpiesz się po Micheasza, syna Jimli”. Ten zaś posłaniec, który poszedł zawołać Micheasza, powiedział mu tak: „Oto przepowiednie proroków są jednogłośnie pomyślne dla króla, niechże twoja przepowiednia, proszę cię, będzie jak każdego z nich, taką, żebyś zapowiedział powodzenie”.
Ustawił sobie już człowieka, żeby nie wystrzelił z czymś niewygodnym. Z pewnością znamy takie metody – ustawić kogoś, żeby czasem źle nie wypadło. Tak jak w ostatniej scenie filmu „Alternatywy 4”. Odgrywający rolę gospodarza domu, pan Roman Wilhelmi, szykował się do awansu. Przygotował cały blok. Porozdzielał lokatorom wierszyki. Wszystko było dopracowane. Gdy przyjechał urzędnik z Komitetu Centralnego, wszystko wyszło na opak J.
Micheasz zachowuje się bardzo ciekawie. Jest realistą. Mówi: „Na życie Pana, na pewno będę mówił to, co powie mój Bóg”. Trzeba zachować wierność nawet wtedy, kiedy trzeba mówić niewygodne rzeczy. Prorok jest po to, żeby mówił prawdę w imieniu Boga. Czy ona się podoba, czy nie – ma ją głosić. Prorok ma być mocny i zdecydowany w treści, a łagodny w formie przekazu.
Micheasz przyszedł przed króla. Możemy sobie wyobrazić, co czuł król – jak się w nim gotowało, gdy zapytał: „Micheaszu, czy powinniśmy wyruszyć na wojnę przeciw Ramot w Gileadzie, czy też powinniśmy tego zaniechać?” Pada ciekawa odpowiedź Micheasza: „Wyruszcie, a zwyciężycie. Będą oni oddani w wasze ręce”. Wychodzi na to, że mówi tak, jak czterystu innych. Ale Micheasz zastosował tu metodę „świętej ironii”. Ona jest dość przydatna w niektórych sytuacjach. W demaskowaniu zła można ją stosować inteligentnie, z konkretną intencją skłonienia kogoś do refleksji – użyć jego języka, jego sposobu myślenia.
Często w relacjach z otoczeniem trzeba wejść w sposób myślenia innych, żeby spróbować skłonić ich do refleksji.
Kiedyś na lekcji jeden z uczniów mnie „wypuszczał”. Widząc, że jestem trochę niedospany, zapytał: Co się księdzu śnią koszmary? – Nie, Michał, ty mi się jeszcze nie śniłeś. J Zrozumiał aluzję razem z klasą, która też zareagowała bardzo żywiołowo. Święta ironia. Micheasz stosuje ten sposób. Król rozpoznaje ją natychmiast, bo on dobrze wie, że kręci, że sam siebie zakłamał, bo w nim się coś odzywa. Coś mu nie daje spokoju.
Nie da się żyć w kłamstwie. To jest nieopłacalne. Można przez jakiś czas nawet nieźle się urządzić, ale to się odzywa w człowieku. Jeden uczeń z drugiej klasy szkoły podstawowej mówił, że on już nie będzie kłamał, bo później nie pamięta, co komu powiedział.
Nie da się żyć w kłamstwie. Dlatego psalmista powie bardzo mocno: Nienawidzisz wszystkich, którzy zło czynią. Zgubę zsyłasz na każdego, kto kłamie. Bóg nie jest odwetowcem, bo nie stosuje prawa: „Oko za oko i ząb za ząb”, ale dopuszcza konsekwencje kłamstwa. Ono ma krótkie nogi – wcześniej czy później wyjdzie. Dlatego Bóg mówi: Nienawidzę kłamstwa, bo ono mi niszczy ukochanych ludzi, moich wyznawców. Brzydzę się kłamstwem – mówi Bóg z całą mocą. – Troszcz się o prawdę.
Król wyczuwa, że coś jest nie tak: „Ile razy mam ciebie zaklinać, żebyś mi mówił tylko prawdę w imieniu Pana?” Wtedy Micheasz przechodzi już do konkretnego sposobu, który też jest świetny, do obrazów mających pobudzić myślenie w kontaktach z człowiekiem, z którym trudno się dogadać. Jezus stosował przypowieści. Jeżeli nie zadziała ironia – trzeba spróbować dotrzeć przez jakieś porównanie, przez obraz. To jest niesamowita, bardzo dobra taktyka.
„Ujrzałem całego Izraela rozproszonego po górach, jak trzodę owiec i kóz bez pasterza. Pan Bóg rzekł: «Nie mają swego pana. Niech wróci każdy w pokoju do swego domu».” Obraz trzody bez pasterza, bardzo dobrze znany Izraelitom, daje do myślenia.
Wtedy król izraelski zwrócił się do Jozafata. Król nie chce prowadzić tego dialogu. Nadchodzi taki moment, że dialog z druga osobą jest już bez sensu. Psalmista powie w Psalmie 1: Błogosławiony, kto nie zasiada w gronie szyderców. Nie mówi: siada ostrożnie, żeby czasem się nie zarazić, ale: nie zasiada. Bardzo konkretne słowo: Nie zasiada w gronie szyderców, lecz w prawie Pańskim upodobał sobie.
Król izraelski zwrócił się do Jozafata: „Czyż ci nie powiedziałem?” Nie mówiłem? Nie klaszcze mi. Nie jest po mojej myśli. Nie mówi tak, jak chciałem. Nie mówi tego, czego oczekuję, lecz to, co myśli. Jeszcze powołuje się na Boga. Król nie chce przyjąć prawdy: „Nie prorokuje mi pomyślności, tylko nieszczęścia”. Micheasz zaś mówił dalej, jakby się tym już nie przejmował: „Oto Pan dał teraz ducha kłamstwa w usta tych twoich proroków. Pan bowiem zawyrokował twoją zgubę”. Ponieważ odrzucasz prawdę, wybierasz konsekwencje kłamstwa. Jeżeli wybierasz konsekwencje kłamstwa, nie dziw się, że wprowadzasz się w zgubę. Krótko i na temat.
Ilekroć przychodzi nam rozmawiać z Panem Bogiem, prosić Go na modlitwie o rozeznanie pewnych rzeczy, niezmiernie ważne jest, aby prosić o prawdę, nawet gdyby była gorzka, bo ona ma siłę wyzwalającą. Żebyśmy nie zatopili się w półprawdach, bo one są gorsze od kłamstwa. Półprawdy są bardzo niebezpieczne. Specjaliści mówią, że gorsze od choroby jest zaburzenie funkcjonowania organizmu. Dlatego mamy stanąć w prawdzie i rozpoznawać, co też Pan Bóg mówi w kontakcie z nami, a szczególnie w Eucharystii, w spowiedzi, w Piśmie Świętym i w rozmowach z innymi ludźmi. Jeżeli coś nie daje mi spokoju, to znaczy, że mam wołać o pokój, bo może być tak, że szybciej i leniwiej, ze względu na naszą słabą naturę, będziemy wybierać to, co jest kłamstwem.
Modlitwa, rozeznanie, prośby, uwielbienie, nie zawsze pokrywają się z dobrym samopoczuciem i nie zawsze pokrywają się nawet ze słowami. Czasem trudno nazwać to, co kierujemy do Pana Boga jako modlitwę. To nie jest ważne. Ważne, aby była zanoszona – z każdej sytuacji.
Psalmista definiuje dziś modlitwę w bardzo specyficzny sposób – to jest jęk. Mówi: Wysłuchaj, Panie, głośnych jęków moich. Czasem jęk jest modlitwą. W innym miejscu autor natchniony powie: Kwilę, jak pisklę jaskółcze. Wzdycham, jak gołębica. Nie zawsze modlitwa jest słowem. Nie zawsze jest po ludzku udana. Byleby była zanoszona. Byleby stawała się prostą formą spotkania z Bogiem. I o to w niej chodzi – żeby odkryć Boga, który jest potężniejszy od naszych przeciwności, obdarza mnie łaską i zmiłowaniem, napełnia moje serce i umysł mądrością, dodaje mi odwagi, otuchy i pociechy, zawsze nieodwołalnie mnie kochając.
Ksiądz Leszek Starczewski