Z tłumu w intymność
Kiedy zakochani chcą się ze sobą spotkać i wymienić doświadczeniem miłości, dotykającym ich serc, pragnień i ciał, planują najdrobniejsze szczegóły. Czasem wydaje się, że te szczegóły, które z taką troskliwością pielęgnują, są nieistotne. Tworzą one jednak klimat, w którym może nastąpić rzeczywiste spotkanie, poruszające serca. Wtedy oboje czują, że to serce pracuje, płonie, jest gorące.
Takie głębokie pragnienie spotkania, mocno i nieodwołalnie zakochanego w nas Pana Boga, chce dotrzeć do nas dzisiaj z proroctwa Ozeasza. Pan Bóg niejako traci głowę. Już nie wie, jak zwrócić na siebie uwagę, żeby tylko do tego spotkania doszło. Tak jak w przypadku zakochanych, to onieśmielenie, speszenie, drżenie serc jest obecne, tak w sytuacji opisanej przez proroka Ozeasza mamy do czynienia z kolejną próbą zdobycia osoby niewiernej. Bóg, jako Oblubieniec, staje wobec Oblubienicy, która wzgardziła i znużyła się Nim. Już nie imponuje jej miłość Oblubieńca. Może nawet przestaje wierzyć w zachwyt, który mógłby wywołać znany jej Oblubieniec. Rzeczywistość opisywana przez Ozeasza jest trudniejsza od tych pierwszych, speszonych spojrzeń zakochanej dziewczyny i wewnętrznie poruszonego chłopca, od momentów, w których cały człowiek chodzi na wysokich obrotach.
Mamy tu do czynienia z rzeczywistością niewiernej dziewczyny, czy chłopca, którzy mają zostać zdobyci. Mówi Pan: „Chcę przynęcić niewierną oblubienicę, na pustynię ją wyprowadzić i mówić do jej serca”. Bóg zdradza się z tym pragnieniem, że Jemu nie przeszła miłość. Że nawet surowość, jakiej doświadcza, odrzucenie i wzgarda, nie są w stanie przesłonić tych poruszeń serca, które zawsze zwyciężają i znów zwyciężyły, mimo gniewu, odtrącenia i lęku.
Jakiego sposobu użyje Bóg, żeby móc mówić do serca? Warto zwrócić uwagę na te przepiękne teksty z proroctwa Ozeasza, aby samego siebie postawić wobec prawdy o nieodwołalnej miłości, jaką Bóg ciągle żywi do nas, i pytać, z której strony Pan Bóg chce przynęcić moje serce do bliskości, której tak pragnie, jak oddaleni od siebie, zakochani w sobie chłopiec i dziewczyna? Jakich sposobów w ostatnim czasie użył, żeby nastąpiło to spotkanie? Prorok Ozeasz mówi o pustyni, czyli o pierwotnym miejscu spotkania Boga z Izraelem. Jakich sposobów w ostatnim czasie Pan używał, aby przynęcić nasze serce do bliskości? Mogło to być jakieś zauroczenie – doświadczenie radosne – ale mogło też być poczucie odrzucenia, bólu, krzyża. Co jest dzisiaj tą pustynią? – bo z pewnością Pan chce mówić do mojego serca. Gdzie Panu Bogu najlepiej mówi się do mojego serca? Gdzie najlepiej Go słyszę w moim sercu?
Warto zmierzyć się z tymi pytaniami, bo to jest zaproszenie miłości. Chce ono dotknąć tego, co i w nas jest ogromnym pragnieniem i co w nas chce zwyciężać obawy przed odrzuceniem, zapomnieniem i zmarginalizowaniem nas.
Chcę mówić do jej serca i będzie mi tam uległa, jak za dni swej młodości, gdy wychodziła z egipskiego kraju. Serce, które zostaje zdobyte, staje się uległe, podatne na drugą osobę. W tym zestawie, o którym dziś mówi prorok Ozeasz, staje się uległe wobec miłości Boga. Jedną z cech piękna miłości jest uległość – podatność i bliskość. O to zabiega Pan Bóg i mówi, zdradzając swoje pragnienia: I stanie się w owym dniu, że nazwie Mnie: «Mąż mój», a już nie powie: «Mój Baal». Odezwie się do Mnie prawdziwym imieniem. Jej wyznanie będzie szczere. Nie będę dla niej produktem zastępczym, zastępczym opakowaniem, lecz jej życiem. Nie częścią jej życia, ale jej całym życiem. To pragnienie Boga jest tak silne, że używając doświadczeń Ozeasza, Pan Bóg mówi: I poślubię cię sobie znowu na wieki, poślubię przez sprawiedliwość i prawo, przez miłość i miłosierdzie. Poślubię cię sobie przez wierność, a poznasz Pana.
To „znowu” jest prześliczne i przeurocze w wyznaniu Pana Boga, które zapisał Ozeasz. Pan Bóg wie, że ma kochać nas znowu. Na nowo pocieszać i zdobywać – jak mówi psalmista. Dla Niego jesteśmy ciągle w centrum zainteresowania. Jesteśmy ciągle kimś, o kogo warto walczyć. Taka jest Jego miłość. Dziś w swoich słowach prorok Ozeasz prosi, abyśmy nad taką miłością się pochylili, zatrzymali i kolejny raz ją odkryli w chwili milczenia, adoracji, zadumy, refleksji, a może i łez, że Pan jest łaskawy, pełen miłosierdzia, że znowu chce nas zdobyć przez miłość i miłosierdzie, że pragnie nas poślubić. Chce wejść z nami w najintymniejszą relację, w której są obecne również nasze niewierności, lęki, ale w której ciągle zwycięża Jego miłość. Za taką miłością, pokonującą wszelkie przeszkody, niewierności, a nawet śmierć, tęskni człowiek.
Dzisiaj wobec nas, tęskniących z obumarcia, z różnych przeszkód, zniechęceń, wypowiada się pewien zwierzchnik synagogi, który przychodzi i oddając Jezusowi pokłon, prosił: „Panie, moja córka dopiero co skonała, lecz przyjdź i włóż na nią rękę, a żyć będzie”.
Takie ustawienie sprawy i takie stawanie przed Bogiem, to uczciwość wobec swojego serca i nihilizmu, który często może nas ogarniać, wobec zniechęcenia, czy też śmierci w różnych sposobach kontaktu z Panem Bogiem – czy to przez martwą, uciążliwą ciszę modlitewną, dialogową, czy przez stanie jak kołek na Eucharystii, czy zaniedbanie słowa. To wszystko sprawia, że obumieramy, ale z drugiej strony jest też okazją do bardzo wyraźnego i zdecydowanego opowiedzenia się po stronie Tego, który może przyjść i włożyć rękę na mnie, czy na tę sytuację, i ożywić mnie. Kiedy rzeczywiście uznajemy Jezusa za Pana życia i śmierci, On natychmiast wstaje i rusza, żeby położyć na nas swoją rękę i uzdrawiać.
W tym, co zapisał św. Mateusz, znajduje się też, niejako po drodze, dwunastoletnie cierpienie kobiety, która dotknęła się płaszcza Jezusa, mówiąc sama sobie: Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa. Poszła śladami zwierzchnika synagogi, który prosił: Włóż na nią rękę, a żyć będzie – żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa. Taka postawa, czy takie stwierdzenia, z pewnością zdarzyły nam się przynajmniej raz w życiu. Jest to postawa uczciwości wobec naszego serca. Ale dzisiejsza Ewangelia zaprasza nas również do tego, aby nie były to jednorazówki. Żebyśmy posłuchali też odpowiedzi Jezusa zmierzającego do domu, w którym leży zmarła córeczka, i zwracającego się do kobiety słowami: Ufaj córko; twoja wiara cię ocaliła.
Wyznawana wiara i ufność będąca odpowiedzią na wyznanie wiary, to pewien proces i droga. Pozostań ufny, cokolwiek się dzieje, nawet jeśli okaże się, że życie posypało ci się w śmierć i proch, tak jak posypało się życie córki zwierzchnika synagogi.
Działanie Jezusa, wobec nas podjęte, nawet ta zachęta do ufności, często może spotkać się z reakcją będącą udziałem tłumu. Kiedy Jezus mówi: „Dziewczynka nie umarła, tylko śpi”, oni wyśmiewali Go. Kiedy słuchamy tych zachęt, rozważamy słowo i kolejny raz słyszymy: Ufaj mimo wszystko, może się w nas budzić pusty śmiech – to nie działa.
Niektóre osoby odchodzą od rozważań Dobrego Słowa, czy ze wspólnoty, nie dlatego, że rozeznały, że to nie jest czas dla nich, ale dlatego, że uważają zachęty do ufności za śmieszne.
Oni wyśmiewali Go. Skoro jednak usunięto tłum, nastąpiło osobiste przylgnięcie, pozostanie człowieka z Jezusem sam na sam, z całą tą biedą, śmiercią, krwotokiem, upływem życia, kiedy możliwe jest stanięcie na solo z Panem Bogiem, bez tłumaczenia, bez uciekania w jakieś: nie wiem, nie rozumiem. Pozostaje tylko: ufam. Jezus wszedł i ujął ją za rękę, a dziewczynka wstała. Jezus wtedy może działać.
Panie Jezu, dziękujemy za dar Twojej miłości, która jest potężniejsza od naszych niewierności, oschłości i tego, co sprawia, że umieramy z naszych zaniedbań. Dziękujemy, że ta miłość jest żywa i obecna, że Duch Święty, który w tych słowach chce nam udzielić miłości, już się za nas wziął, już zmierza w naszą stronę.
Pozwól nam, Panie, ufnie Ciebie oczekiwać, tęsknić i wyglądać, bo przecież przychodzisz tak utęskniony, jak chłopiec ogromnie zakochany w swojej dziewczynie i jak tęsknoty dziewczyny, która z miłości po prostu szaleje, nie wiedząc już, jak ją okazać.
Ksiądz Leszek Starczewski