Dobre Słowo 03.06.2010 r.
Aż tak bliski
Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Stał się Człowiekiem. Staje się Chlebem. To wszystko wypływa z jednego pragnienia – bycia blisko tych, których kocha, bycia blisko każdej i każdego z nas. Chce być traktowany jak ktoś bliski w rodzinie, z kim się rozmawia, komu wpatruje się w oczy, z kim dzieli się chleb. Sam stał się Chlebem.
Dzisiaj przeżywamy wielkie święto Eucharystii, czyli pokornego przebywania Jezusa między nami, przez wszystkie dni, aż do skończenia świata. Bóg jest bliski. Razem z Kościołem po pierwsze dziękujemy, że Bóg aż tak kocha, że Jemu miłość nie mija, nie jest wakacyjnym sentymentem, przygodą w sanatorium, ale jest nieodwołalna. Bóg kocha w sposób całkowity i chcemy Mu za to dziękować.
Po drugie chcemy dziękować za to, że traktuje nas jako uprzywilejowanych, bo katolicy mają łaskę uczestniczenia w tak bliskiej relacji z Bogiem, jaką jest Eucharystia, jaką jest Msza Święta, więc gratulujmy sobie nawzajem, że Bóg traktuje nas z wielkim szacunkiem i przychodzi do nas, by dzielić z nami swoją miłość.
Odkrycie bliskości Boga ma swoją drogę. Nie wszyscy od razu jesteśmy w stanie zbliżyć się do tej tajemnicy i rozpoznać, że Bóg jest też dla mnie, dla mojego życia. Każdy z nas ma swoją drogę, zresztą to Bóg wybrał proces odkrywania Jego obecności w Izraelu, w Kościele, czyli w życiu każdej i każdego z nas. Zapowiadał różnymi znakami swoją bliskość. Słyszymy w pierwszym czytaniu, że Abram po zwycięstwie nad swoimi wrogami mógł odetchnąć z ulgą. Spotyka się z wychodzącym naprzeciw królem Szalemu, miasta pokoju – Jerozolimy – Melchizedekiem. Jest on jednocześnie kapłanem Boga Najwyższego. Przynosi proste dary, bo z Bogiem nie trzeba komplikować relacji. Z Panem Bogiem trzeba prościutko, tak pokornie, jak On jest pokorny. Im prościej, tym bliżej Boga. Im bardziej komplikujemy, tym dalej do Niego i mniej Go doświadczamy.
Melchizedek przynosi zatem proste dary chleba i wina. Uwielbia i błogosławi Boga za wszelkie łaski, których udzielił Abramowi, i mówi: „Niech będzie błogosławiony Abram przez Boga Najwyższego, Stwórcę nieba i ziemi. Niech będzie błogosławiony Bóg Najwyższy, który w twe ręce wydał twoich wrogów”. Pada zapowiedź bliskości Boga również w obliczu trudności i nieprzyjaciół. Przy Tobie panowanie w dniu Twojego triumfu – mówi psalmista – Pan rozciągnie moc Twego berła z Syjonu: „Panuj wśród Twych nieprzyjaciół”. Ten, kto karmi się Eucharystią, nie boi się wrogów ani trudności, bo wie, jaką siłę otrzymuje. Odkrywanie Eucharystii dokonuje się stopniowo. Zapowiedź z dzisiejszego czytania, dary chleba i wina, kapłan Melchizedek i Abram, są przygotowaniem do tego, co w pełni objawia dopiero Jezus.
W Ewangelii słyszymy, jaką moc objawił swoim uczniom i ludowi. Nakarmił rzesze samych mężczyzn, a wiemy, że mężczyzna zjeść potrafi. J Rozmnożył dary, które były śmiesznie małe – pięć chlebów i dwie ryby. Jedli i nasycili się wszyscy, i zebrano jeszcze dwanaście koszów ułomków, które im zostały. Bóg zapowiada, że ten, kto przyjmuje Go w Eucharystii, ma zapewnione siły do życia, ma zapewnioną obfitość łask i mądrość. Ten, kto Go przyjmuje – nie chodzi więc o to, żeby patrzeć na Eucharystię, być obserwatorem, ale przyjmować Chrystusa, który w Eucharystii, najpierw przez słowo, a później przez swoje Ciało i Krew, przychodzi.
I wreszcie Ostatnia Wieczerza, kiedy Jezus postanawia związać się z człowiekiem na wieki przez obecność w Eucharystii. Apostołom bardzo trudno przychodzi odkrywanie tej prawdy. Oni do końca nie pojęli tego, co się dzieje. Mało tego, można by powiedzieć, że po przyjęciu Komunii Świętej wszyscy uciekli, ale Jezus, który wiedział o tym, nie zrezygnował z podawania im swojego Ciała. Nie zrezygnował z bliskości, bo wiedział, że ona zaowocuje, że przyjdzie moment, kiedy oni wszyscy pokonają strach. Nadejdzie chwila, kiedy będą mieć na tyle siły, żeby innym o bliskości Boga opowiadać.
Każdy z nas ma swoją drogę odkrycia Eucharystii. Pytajmy samych siebie, jak jest dzisiaj z odkryciem prawdy o tym, że Bóg jest blisko mnie. Kim On dla mnie jest? Czy rzeczywiście traktuję Go jako Kogoś bliskiego, Kto chciałby podzielić się swoją miłością, Kto pragnie, aby rozmawiać z Nim jako z Kimś żywym? Na ile moje uczestnictwo we Mszy Świętej jest pełne, czyli na ile słucham, odpowiadam, modlę się i przyjmuję Jego Ciało?
W odkrywaniu Eucharystii pamiętam ze swojej małej historii życia trzy punkty. Pierwszy to ten, który pewnie w niejednym katolickim domu ma miejsce, a mianowicie niezwykła troska moich rodziców o to, żeby w niedzielę centralnym punktem dnia była Msza Święta. Pamiętam, jak tato nas ganiał: w sobotę trzeba było przygotować ubranie na niedzielę. Kiedyś oberwałem, nie w znaczeniu, żeby było jakieś bicie, tylko tato dość wyraziście zwrócił mi uwagę, kiedy pastowałem buty w niedzielę, przygotowując się do wyjścia na Mszę Świętą. Eucharystia była centrum dnia. Wszystko miało jej być podporządkowane. Do końca tego nie rozumiałem. Przez wiele lat po prostu uczestniczyłem we Mszy Świętej jak kołek, bo nie wiedziałem, o co chodzi, ale pamiętam, że rodzice zawsze nam kładli to na serca. To jest najważniejszy punkt dnia. To jest najważniejszy punkt tygodnia – Msza Święta.
Drugi punkt jest bardziej przykry. Kiedy z takim szacunkiem wobec Eucharystii służyłem jako ministrant, pamiętam wiele postaw księży. Jedna mi szczególnie utkwiła w pamięci. Było mi wtedy najzwyczajniej w świecie przykro, gdy zobaczyłem, jak ksiądz niedbale sprawuje Mszę Świętą. Nawet mi łezka poleciała, kiedy spostrzegłem, jak powierzchownie podchodzi do Najświętszych Postaci, jakby dotykał rzeczy, jakby w ogóle się tym nie przejmował, jakby miał odrobić pańszczyznę. Było to dla mnie dużym bólem i nawet zgorszeniem.
Trzeci punkt dotyczy tego, że już jako kleryk razem z kolegami zostałem wysłany na sympozjum do Wrocławia. Spotkaliśmy pewnego zakonnika, który je prowadził. Wtedy pootwierały mi się klapki na oczach. Ten kołek, jakim wtedy byłem, stał się ociosany. Zobaczyłem, z jakim szacunkiem, z jakim drżeniem ten zakonnik podchodzi do Ciała Pana Jezusa, sprawując Eucharystię. Dla niego to nie była rzecz. Z jednej strony zawstydziłem się, bo do tej pory reagowałem jak kołek, ale z drugiej strony ucieszyłem się. Jezus naprawdę żyje! To naprawdę jest Osoba, tak bardzo pokornie obecna w znaku Chleba i Wina. Jezus naprawdę jest Kimś, do Kogo warto się zbliżać, Kto daje siłę.
Każdy z nas ma jakąś drogę odkrycia Eucharystii. Najważniejsza w odkryciu Eucharystii jest prawda o tym, że Bóg jest bliski wszystkim wydarzeniom naszego życia. Ilekroć stawiamy Go na pierwszym miejscu, dbamy o to, żeby naprawdę był bliski, inaczej wyglądają nasze relacje z przyjaciółmi, z rodziną, z wrogami. Inaczej nie znaczy lekko i że wszystko jest poukładane. Inaczej nie znaczy, że nie ma problemów. Inaczej oznacza, że jest siła, żeby stawiać czoło każdemu problemowi i każdej sytuacji. Tak bliski i tak bardzo ważny jest Bóg.
Mogą nam grozić dwa niebezpieczeństwa. Po pierwsze możemy bardzo machinalnie i rutynowo podchodzić do prawdy, jaką jest Eucharystia. Możemy się do niej przyzwyczaić. Często jest tak, że doceniamy to, co dla nas najdroższe, gdy to tracimy. Po katastrofie w Smoleńsku rozmawialiśmy o niej z młodzieżą na katechezach. Każdy z nas traumatycznie ją przeżywał. Byliśmy wstrząśnięci. Poprosiłem młodych o jedno: Nie biadolmy teraz nad tym. Nie wiemy, o co w tym wszystkim chodzi. Kiedyś nam to Pan Bóg wyjaśni, bo tylko On zna prawdę. Ale proszę was, podziękujcie dzisiaj waszym rodzicom za to, że są waszymi rodzicami. Zwróćcie się do swoich przyjaciół i powiedzcie: „Cieszę się, że żyjesz, że jesteś”. Doceń to, co masz. Może jest to niewiele, może to jest te pięć chlebów i dwie ryby, może to jest śmieszne, pewnie inni mają więcej, ale doceń to, co masz, żeby nie było tak, że docenisz dopiero, jak stracisz.
Rozejrzyj się w swoim życiu z wdzięcznością wobec Boga za te proste dary, takie jak chleb i wino, jak rodzina, bo mimo kłótni, przecież jednacie się ze sobą, mimo tego, że różni was tysiąc spraw, jednak próbujecie szukać dróg porozumienia. Doceń to. Krótki kurs na to, żeby zostać docentem – doceń to, co masz J. Proste, zwykłe znaki. Córko, synu, doceń mamę, tatę, uciesz się nimi. Rodzice, pewnie, że chcielibyście, żeby dzieciaki były bardziej doskonałe, ale doceńcie je i ucieszcie się nimi. Podziękujcie, bo dzisiaj jest święto Eucharystii, dziękczynienia za proste dary, proste znaki. Wpisujcie sobie w serca zakaz narzekania. Dziękujcie za to, co proste, a wtedy odkryjecie to, co stanowi istotę dzisiejszego święta – jak wiele sił daje Bóg. Drobne rzeczy budują wielkie.
Ponieważ grozi nam przyzwyczajenie, dzisiejsze święto wzywa nas do wdzięczności, do stawiania Chrystusa w centrum, żeby Go nie zgubić, bo zgubić Go można też na Mszy Świętej. Można ją przespać, można technicznie być dopracowanym, wstawać w odpowiedniej chwili, klękać, dokładnie odpowiadać na wezwania i zgubić Jezusa.
Ponoć w jednej parafii był taki ksiądz proboszcz, który musiał mieć wszystko dopracowane – jak w wojsku. Ministranci chodzili jak w zegarku. Strażacy, wszystkie służby musiały być dostosowane do rozporządzeń księdza proboszcza. Jak ktoś się odzywał, ksiądz proboszcz szybko go ustawiał, równał w szereg. Nie wolno było. Nadeszła uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Pana Jezusa, Boże Ciało. Wszyscy zabiegani – pod komendą księdza proboszcza. Nikt nie mógł mu zwrócić uwagi. Przychodzi moment procesji. Ruszają. Jeszcze ktoś coś chciał powiedzieć – nie wolno. No i wyszli. Okazało się, że w monstrancji nie było Pana Jezusa... O wszystko szła troska, tylko nie o Tego, kto najważniejszy.
W naszym życiu może być podobnie. O wszystkim możemy pamiętać, na wszystko mieć czas, tylko nie na Tego, kto jest najważniejszy. Chyba dlatego jest często tyle zniechęceń, bo na pierwszym miejscu, w centrum, nie stawiamy Jezusa, który w Eucharystii karmi nas swoim Ciałem. Może dlatego nie mamy sił wracać, bo to, że upadamy, musimy wpisać w słabą ludzką naturę. Nie wracamy, bo mało w nas płynie Jego Krwi. Mało w nas Jego Ciała. Może za często w procesji do Komunii Świętej przychodzi żołądek, a nie serce. Jakoś bez wiary przyjmujemy Tego, który przychodzi, a Bóg jest tak bliski – na wyciągnięcie serca.
Drugie bardzo ważne wskazanie: Nie komplikujmy sobie relacji z Bogiem wymyślając, że o nas zapomniał. Czy może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu – pyta prorok Izajasz – ta, która kocha syna swego łona? Jak się patrzy na taką małą istotkę, czy można o niej zapomnieć? Jak jej nie kochać? Czy może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? Nawet gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie – mówi Bóg. – Ja nie zapomnę, to ty mogłeś zapomnieć, ale nie Ja. To ty mogłeś odejść, ale nie Ja. To ty mogłeś odwołać swoją wierność, modlitwę, mogłeś zaniedbać Eucharystię, ale nie Ja.
Bóg bliski nie chce komplikowania swoich relacji.
Film Krzysztofa Kieślowskiego „Dekalog I” przedstawia historię pewnej rodziny, z lekka wybrakowanej, bo ojciec, człowiek wykształcony, wykładowca na uniwersytecie, wychowywał sam syna. Jest tam kilka dialogów dających dużo do myślenia. Syn tak był zafascynowany wiedzą ojca i jego poznaniem świata komputerów, że ojciec postanowił opracować mu program, który z konsolety pozwalał otwierać drzwi, włączać telewizor, nawet puszczać wodę w kranie. Komputer odpowiadał na wszystkie pytania, aż przyszedł moment, kiedy syn zapytał, co śni się mamie, która wyjechała daleko za granicę do pracy. Komputer odpowiedział: Nie wiem. Chłopiec zaczął się zastanawiać, że jednak wszystkiego nie da się zmierzyć, zważyć, są rzeczy umykające obliczeniom. W tym domu mieszkała też siostra ojca, ciocia tego chłopca, kobieta bardzo oddana Bogu i ludziom, wrażliwa i czuła. Pokazywała swojemu bratankowi zdjęcia z wizyty u papieża Jana Pawła II. Kiedy chłopiec je oglądał, zaczął sobie porównywać świat ojca i świat cioci. Wreszcie zapytał: Wy jesteście z jednego domu? – Tak, a o co ci chodzi? Pewnie o to, że się tak różnimy? Pokiwał głową. Wtedy ciocia zaczęła wyjaśniać: Zostaliśmy wychowani w katolickim domu. Twój tata dużo wcześniej, niż ty, zauważył, że dużo rzeczy można zważyć, zmierzyć. Potem pomyślał, że wszystko, i tak zostało do dzisiaj. Czasem pewnie w to nie wierzy do końca, ale nam się nie przyzna. Takie życie jak taty może wydawać się rozsądniejsze, ale to wcale nie znaczy, że Boga nie ma. Dla taty też. Rozumiesz? Chłopiec odpowiada: Nie bardzo. – Bóg jest, mówi ciocia. – To takie proste, jeśli się wierzy. – A ty wierzysz, że Bóg jest? – pyta chłopiec. – Tak. – Czym On jest? – pyta dalej. Wtedy ciocia, patrząc na chłopca, poprosiła, żeby się do niej zbliżył. Przytuliła go, czule, ciepło objęła ramionami. – Co teraz czujesz? – zapytała. Chłopiec odpowiedział: Kocham cię. – Właśnie – mówi ciocia. – I On w tym jest.
Bóg jest obecny w prostych znakach. Szczególnie w Eucharystii, w znakach Chleba i Wina, które dzięki mocy Ducha Świętego stają się Ciałem i Krwią Jezusa.
Panie Jezu, dziękujemy Ci za tę bliskość. Naucz nas doceniać to, że mamy Ciebie na wyciągnięcie serca. Pomóż nam, żebyśmy nie komplikowali sobie życia odchodząc od stołu, od przyjmowania Ciebie w czasie Mszy Świętej, i daj nam ucieszyć się tym, że jesteś z nami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata.
Ksiądz Leszek Starczewski