Dobre Słowo 6.04.2011 r.
Pobożne zasłanianie Pana Boga
Boże Ojcze, jesteś zatroskany o swoje dzieci, dlatego posyłasz im życie. Tym życiem, obecnym w Twoim słowie, w Jezusie Chrystusie z nami się dzielisz. Wprowadzasz nas coraz bliżej tego źródła, które bije w Tobie. Dziękujemy Ci za Twoją wielką cierpliwość do nas. Dziękujemy za to, że uwzględniasz nasze opory odkrywania i zamykania serc przed Tobą, że ze swoją ogromną miłością przychodzisz teraz, by nas zapewnić, że chcesz nas zbawiać i wyrazić wolę zbawczą wiecznego szczęścia dla nas.
Przedziwna sytuacja. Pobożni Żydzi ścigają Jezusa – prześladują Go nawet – ponieważ uzdrowił w szabat. Jezus chce działać, objawiać miłość Ojca i pobożni ludzie Mu w tym przeszkadzają. Jaki motyw musi temu towarzyszyć?
Nie zapomnijmy, że Żydzi, po doświadczeniach dwukrotnej niewoli – ruiny materialnej i duchowej, w jakiej się znaleźli na skutek własnego odstępstwa od Boga – są ogromnie wyczuleni na religijność. Bardzo jej pilnują i są niesamowicie uwrażliwieni, a nawet przewrażliwieni na tym punkcie, gdy ktoś przychodzi i próbuje tłumaczyć Boże sprawy. A jeżeli ktoś robi to tak, jak Jezus, który siebie samego nazywa Synem Bożym, Boga nazywa swoim Ojcem, czując się równym Bogu, to jest to ktoś szczególnie niebezpieczny. To ktoś, na kogo trzeba bardzo uważać. Żydzi, bojąc się wpaść znowu w pułapkę, z której bardzo długo próbowali się wydostać, są bardzo czujni wobec Jezusa.
Jezus bierze to pod uwagę i jest bardzo zdecydowany w objawianiu woli Ojca. Bierze pod uwagę, że opór, który stawiają Żydzi wypływa także z ich troski. Chce jednak, i to bardzo wyraźnie wynika z tekstu, oczyścić tę troskę z tego, co w takiej przewrażliwionej pobożności często się pojawia, czyli po prostu z zaślepienia.
Mogę być święcie przekonany, że to, w jaki sposób wyznaję Pana Boga, w jaki sposób o Panu Bogu mówię, naprawdę mi służy i powinno też służyć innym. Ale w tym świętym przekonaniu powinienem być nieustannie otwarty na weryfikację każdego dnia przez czyny i relacje z innymi ludźmi.
Ta relacja do Jezusa ze strony Żydów przechodzi powoli w chęć zamordowania Go. Żydzi prześladują Jezusa i – jak wiemy – to będzie się nasilać. Jezus chce oczyścić oczy z tego, co zostało zaślepione, wyprowadzić ich z grobów. Dlatego mówi też o tym, że sytuacja pobożności zamkniętej na bliskość Boga jest niezwykle niebezpieczna. Albowiem jak Ojciec wskrzesza umarłych i ożywia, tak również i Syn ożywia tych, których chce.
Jezus czyni wyraźną aluzję, że coś w pobożności Izraelitów umarło. A co umarło? Umarła świadomość, że Bóg może być aż tak bliski, że może być Emmanuelem. Że może chodzić, być i działać non stop między nimi i nie ma urlopu. Że szabat nie jest czasem, kiedy Bóg rezygnuje z pomocy ludziom, ale Ojciec mój działa aż do tej chwili i Ja działam. Nie przeszkadzajcie Miłości rozwijać się każdego dnia. Nie róbcie sobie wakacji od uczenia się miłości i „świętych dni” w znaczeniu bardzo negatywnym, w których zamykacie się na miłość.
Ojciec bowiem miłuje Syna i ukazuje Mu to wszystko, co On sam czyni. Syn nie mógłby niczego czynić sam od siebie, gdyby nie widział Ojca czyniącego.
Jezus tylko pokazuje bardzo wiernie, jak działa miłość Ojca. Po co Jezus to pokazuje? Abyście się dziwili – aby wzbudzić w was zdziwienie. Z tego zdziwienia może wyjść albo otwartość na słowo – na życie, które daje Pan – albo jakieś dziwactwo. W przypadku Żydów wyszło dziwactwo. Takie dziwactwo, że z jednej strony pragną bliskości Boga, a jak Bóg się objawia bardzo blisko, to się na Niego zamykają. Oczywiście, że Jezus odda życie także i za nich. Nie nam sądzić Żydów.
W ostatniej swojej książce papież Benedykt XVI bardzo wyraźnie tłumaczy ogromny błąd w rozumieniu wielu chrześcijan, przerzucających odpowiedzialność za odrzucenie Jezusa na wszystkich Żydów. To jest wielkie nieporozumienie i nadużycie. Nie tak należy to rozumieć.
Słuchając tych słów i tego, jak bardzo Jezus zaangażowany jest w nasze życie, pytajmy samych siebie o naszą pobożność, o nasze rozumienie świętości. Pytajmy samych siebie, na ile gotowi jesteśmy przyjąć, że Bóg nie śpi? Nie ma urlopu od naszego życia. To, że nie doświadczamy Go z wielkimi fajerwerkami, czy też tak, jak by nam się wydawało satysfakcjonujące, nie znaczy, że On nie działa. Bóg działa aż do tej chwili.
Ważne jest też to, do czego zachęca psalmista: Pan jest blisko wszystkich, którzy Go wzywają, wszystkich wzywających Go szczerze. Tu nie jest powiedziane: wszystkich wzywających Go pobożnie, tylko szczerze, to znaczy w sposób autentyczny, z tego stanu, w którym się jest.
Bardzo często wraca to w naszych rozważaniach i warto codziennie się do tego odwoływać. Szczerość jest gwarancją bliskości Pana. Pan jest blisko wszystkich, którzy Go wzywają, wszystkich wzywających Go szczerze. Oczywiście nie chodzi o szczere wzywanie tylko za pomocą słów, ale o konkretne postawy i przeżycia. Tak wygląda teraz mój stan odkrywania Ciebie. Niewykluczone, Panie Jezu, że i ja Cię prześladuję. Niewykluczone, że moją pobożnością tak się rozpycham w moim życiu, że Cię nie widać. Że nie widać Twojej bliskości i tego, że masz ogromną moc wyciągania z grobów. Że moją pobożnością wciągam innych w grób przygnębienia i przekonania, że coś jest z nimi nie tak – że coś nie tak robią. Że to moja wizja pobożności i że zasłoniła Twoją obecność.
Ale jeśli nawet tak jest, to dzisiaj słowo – które wypowiada Jezus – mówi, że nadchodzi godzina, nawet już jest, kiedy to umarli usłyszą głos Syna Bożego, i ci, którzy usłyszą, żyć będą.
Pan pyta nas o jakość naszej pobożności. Jest łagodny i miłosierny, nieskory do gniewu i bardzo łaskawy.
Pan jest wierny we wszystkich swoich słowach. To jest dla nas gwarancja miłosierdzia. Tego, że warto nad sobą się ciągle pochylać, nawet wtedy, gdy nam się już nie chce, i pytać samego siebie o jakość swojej wiary. Czy w naszych czynach widać Boga, który jest otwarty na wszystkich ludzi? – Na podstawie tych czynów będziemy też sądzeni. Ci, którzy pełnili dobre czyny – ukazywali dobroć Boga – pójdą na zmartwychwstanie życia; ci, którzy pełnili złe czyny – nie ukazywali otwartości Pana Boga, Jego wielkiego miłosierdzia – na zmartwychwstanie potępienia.
Pan podtrzymuje wszystkich, którzy upadają, i podnosi wszystkich zgnębionych
I ostatnie pytanie: Jak odbieramy Boże słowo? Jak ono przekłada się na nasze życie? Czy dostrzegamy, że Bóg rzeczywiście taki jest? Czy dostrzegamy Boga nieskorego do gniewu? A kiedy się gniewa, jak zrobił to w odniesieniu do narodu izraelskiego, o czym słyszeliśmy w proroctwie Izajasza, to tylko wtedy, kiedy człowiek sam siebie potępia i jest przekonany, że dobrze mu się wiedzie, że nie potrzebuje duchowego poruszenia, wewnętrznego znaku zbawienia.
Kiedy w proroctwie Izajasza słyszymy, że naród wraca z wygnania i widzi całą klęskę tego, co zrobił i co się stało z ojczyzną, to Bóg wychodzi przed szereg i mówi, że okazuje swoją litość. Wszystkie góry wymiecie, żeby zrobić z nich drogę. Gościńce wzniosą się wyżej, abyście mogli dojść do tego, co w wierze najistotniejsze, czyli do bliskości Pana, która zbawia. A co mówi Syjon? – «Pan mnie opuścił, Pan o mnie zapomniał.» Bóg zapomniał o mnie w moim małżeństwie, w relacjach przyjaźni, w moim podejściu do mego ciała, marzeń, talentów. Pan o mnie zapomniał – to się marnuje.
Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? Współczesne czasy pokazują, że niestety może. A nawet gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie!
Panie, otwieraj nas na Twoje słowo. Czyń nas podatnymi na refleksję i modlitwę, aby to słowo i dziś nas przemieniło. Aby godzina, o której mówisz, która już jest, stała się dla nas godziną zbawczą. Żebyśmy nie ociągali się z odpowiedzią na to słowo w sposób szczery, autentyczny, czyli taki, który pozwala doświadczyć Twojej bliskości.
Ksiądz Leszek Starczewski