Nawet całopalne ofiary nie pomogą odkryć bliskości Boga, jeśli...(11.03.2011r.)

Dobre Słowo 11.03.2011 r.

Nawet całopalne ofiary nie pomogą odkryć bliskości Boga, jeśli...

Na próżno pragnie bliskości Boga ten, kto gardzi bliskością człowieka. Jak możesz mówić, że kochasz Boga, którego nie widzisz, jeżeli brata swego, którego widzisz, nienawidzisz, lekceważysz?
Kiedy słyszymy dziś zdecydowane przynaglenie proroka Izajasza, aby wykrzyczał na całe gardło prawdę o bliskości Boga w drugim człowieku, jesteśmy zaproszeni do skonfrontowania jej z naszą drogą wielkopostną w piątek po Popielcu.

 

Dobre Słowo 11.03.2011 r.

Nawet całopalne ofiary nie pomogą odkryć bliskości Boga, jeśli...

Boże, Ty nie radujesz się ofiarą. Nawet gdyby była całopalna i przekazana Tobie, nie przyjmiesz jej. Tym, co zbliża nas do Twojego Serca, jest duch skruszony, pokorne i skruszone serce, którym Ty, Boże, nie wzgardzisz. Uczyń nasze serca pokornymi i skruszonymi, nawet kiedy boimy się, że skruszenie ich będzie wiele od nas wymagało. Wsparci Twoją łaską chcemy pokornego i skruszonego serca, a jeśli go nie chcemy, to obudź w nas to pragnienie.

Na próżno pragnie bliskości Boga ten, kto gardzi bliskością człowieka. Jak możesz mówić, że kochasz Boga, którego nie widzisz, jeżeli brata swego, którego widzisz, nienawidzisz, lekceważysz?

Jest to prawda z Bożego słowa, którą w takim streszczeniu chce wykrzyczeć na całe gardło, nie przestając, podnosząc swój głos, jak trąbę, prorok Izajasz. Chce ją wytknąć ludowi, który jest nieustannie pod działaniem słowa Boga, szuka Go dzień za dniem, chce Go poznać i pragnie Jego bliskości.

Ta bliskość objawia się przez przeróżne znaki, słowa, wydarzenia, przez drugiego człowieka. Jest to sprawdzian tego, czy my rzeczywiście chcemy bliskości Boga.

Wspomnieliśmy w jednym z rozważań, że dla osoby wierzącej drugi człowiek to żywe, chodzące tabernakulum, to ktoś, w kim mieszka Chrystus. Chrystus może być w tej osobie obecny w taki sposób, że rozpoznajemy Go jakby w tajemnicach chwalebnych, radosnych, ale może być też obecny w tajemnicach bolesnych. Ale to zawsze jest ten sam Chrystus.

Kiedy słyszymy dziś zdecydowane przynaglenie proroka Izajasza, aby wykrzyczał na całe gardło prawdę o bliskości Boga w drugim człowieku, jesteśmy zaproszeni do skonfrontowania jej z naszą drogą wielkopostną w piątek po Popielcu.

Lud pyta: «Czemu pościliśmy, a Ty nie wejrzałeś? Umartwialiśmy siebie, a Tyś tego nie uznał?» Pytania te są bardzo istotne, szczególnie dla osób, które mają nawet wytyczony rytm i wyznaczone konkretne wielkopostne zobowiązania. Jeżeli ktoś ich nie ma, a rozważa to słowo, to Pan przynagla, aby Wielki Post był czasem naznaczonym jakimiś konkretnymi praktykami,  mobilizującymi nasze serca do wierności Bogu, do odkrywania Jego bliskości.

Pan odpowiada na pytania ludu, wskazując na relacje: Czyż nie jest raczej ten post, który wybieram: Rozerwać kajdany zła, rozwiązać więzy niewoli, wypuścić wolno uciśnionych i wszelkie jarzmo połamać? Dzielić swój chleb z głodnym, wprowadzić w dom biednych tułaczy, nagiego, którego ujrzysz, przyodziać i nie odwrócić się od współziomków?

Pewnie, że nie my wybieraliśmy sobie rodzinę, czasem nie mamy też większego wpływu na otoczenie, w którym przebywamy, a czasem mamy. Ale jest to konkretne środowisko stanowiące dla nas i wyzwanie do szukania w nim Boga, i będące sprawdzianem, na ile chcemy realnej bliskości Boga, obecnego w drugim człowieku – nie tylko w prywatnych ujęciach, doznaniach, przemyśleniach, które coś o nas mówią, ale mówią za mało, bo sprawdzianem tego, czy jesteśmy blisko Boga, czy nasz post, wyrzeczenia, rzeczywiście służą otwarciu serca na Boga, jest zawsze relacja do drugiego człowieka.

Przyglądajmy się sobie samym i pytajmy nasze serca w sposób bardzo konkretny, odwołując się do faktów, określonych relacji, szczególnie z bliskimi, z którymi przebywamy: Na ile jesteśmy na nich otwarci?

Na ile to, co zależy od nas, stało się powodem do rozerwania kajdan zła w relacjach z naszymi domownikami, współziomkami?

Na ile rozwiązujemy więzy niewoli milczenia, niedomówień?

Na ile puszczamy wolno uciśnionych przez nasze kaprysy, fochy, nie wiadomo jakie oczekiwania?

Jak wygląda nasze dzielenie chleba z głodnymi?

Jak wygląda nasze spojrzenie na osoby biedne przez jakieś skaleczenia, raniące nas dlatego, że same są skaleczone?

Ile jest w nas świadomości, którą przynosi nam słowo, że nie mamy tych osób zmieniać? Jedyne, co możemy zmienić, to nasze podejście do nich – przez modlitwę, jałmużnę, post – bo tylko to jest zależne od nas, leży w zasięgu naszych możliwości.

Bardzo istotne jest postawienie sobie tych pytań, jeżeli chcemy w sposób bardzo realny, rzeczywisty, spotykać się z Panem i podejmować trud kształtowania serca w świetle Jego słowa.

Dziś faryzeusze i uczniowie Jana przychodzą do Jezusa z pytaniem: „Dlaczego my i faryzeusze dużo pościmy, Twoi zaś uczniowie nie poszczą?” Jezus im rzekł: „Czy goście weselni mogą się smucić, dopóki oblubieniec jest z nimi? Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im oblubieńca, a wtedy będą pościć”.

Dwie prawdy z tego słowa próbują do nas dotrzeć. Pierwszą zapowiada wcześniejsze zdanie z naszego rozważania, że to nie innych mamy zmieniać, tylko nasze podejście do nich.

Dlaczego my i faryzeusze dużo pościmy, Twoi zaś uczniowie nie poszczą? – Problem jest dość prosty. Zadajmy pytanie może bardziej w tej chwili trafiające do naszej rzeczywistości. Bywa, że ktoś pyta: Dlaczego uczeń nie jest taki, jakiego bym chciał mieć w klasie? Dlaczego moja córka, mój syn, moi rodzice nie są tacy, jakich bym pragnął? – Bo to nie jesteś ty.

Drogi nauczycielu, to nie ty jesteś w twoim uczniu. Drogi rodzicu, to nie ty jesteś w twoim dziecku. Ono nie będzie takie, jak ty. Im wcześniej się z tym pogodzisz i nie będziesz miał o to ukrytych czy jawnych pretensji, tym więcej wolności będzie w twoim sercu.

Jest to bardzo ważna prawda. Nie kształtuj ludzi na swój obraz i podobieństwo. Nie przypisuj swoim często nienazwanym bądź ukrytym chęciom urobienia sobie ucznia, syna, córki, rodzica na swój obraz i podobieństwo jakichś pobożnych praktyk.

To jest pierwsza warstwa. Druga warstwa: jeżeli nie rozpoznaję tych dwóch wezwań, czyli tego, aby widzieć w drugim człowieku obecnego Chrystusa, Oblubieńca, i tego, że nie ma szans na odkrycie bliskości Boga, jeżeli nie odkrywam Jego obecności w drugim człowieku, to tym bardziej jestem wezwany do postu. Bo wychodzi na to, że przyszedł czas, kiedy zabrali mi Oblubieńca, kiedy ja nie widzę Go w drugim człowieku, kiedy mogły Go zakryć moje grzechy, mogła Go zabrać próba wiary. Ale za tym wszystkim nie kryje się jakaś bezsensowna siła, ale wielki zamysł Boga, który znając moje serce, dopuścił to doświadczenie, jak dopuścił czas, kiedy Oblubieniec, jakim jest Jezus Chrystus, został zabrany na trzy dni.

Jestem wezwany do podjęcia postu, rozważań słowa i pytania siebie samego o konkretne sprawy, o podejście do ludzi, o moją ukrytą bądź jawną motywację działań, w których szukam bliskości Oblubieńca – Tego, który chce mnie zabrać na wieczne wesele. Wtedy twoje światło wzejdzie jak zorza i szybko rozkwitnie twe zdrowie. Sprawiedliwość twoja poprzedzać cię będzie, chwała Pana iść będzie za tobą. Wtedy zawołasz, a Pan odpowie, wezwiesz pomocy, a On rzecze: «Oto jestem».

Ksiądz Leszek Starczewski