Dobre Słowo 03.12.2010 r.
Mogę to uczynić?
Boże, nie wstydzisz się nosić imienia naszego Ojca. Dziękujemy Ci za to, że pochylasz się nad każdym z nas. Dziękujemy Ci, że Twoja troska o nas wyraża się w codziennie posyłanej mocy, w sakramentach, w słowie. Dziękujemy Ci, że chcesz do nas przemawiać także i w tej godzinie – przez Jezusa, w Duchu Świętym. Pomóż nam, okazując swoje miłosierdzie i zmiłuj się nad nami, aby obchodziło nas to, czego Ty czujesz, czego pragniesz, co do nas mówisz – abyśmy się tym przejęli i doświadczyli spotkania z Tobą w przyjęciu Tego słowa i przejęciu się nim, aby ono nas umacniało, zachęcało, inspirowało i oczyszczało z tego, co przeszkadza nam doświadczać Twojej obecności pośród nas.
Zmiłuj się nad nami, Ojcze, przez Jezusa w Duchu Świętym.
Spośród wielu powodów, które mogły przyświecać Jezusowi nieodpowiadającemu od razu na głośne wołanie dwóch niewidomych, trafiają do mnie szczególnie dwa. Chciałbym się nimi podzielić.
Pierwszy powód to „zawód” żebraka, świadomość bycia poszkodowanym. Św. Marcin, biskup, miał dar uzdrawiania. Podanie mówi, że przy bramie pewnego miasta siedziało dwóch żebraków. Jeden mówi do drugiego: Wiesz co, Marcin przyjeżdża do naszego miasta. Na co ten drugi: Uciekajmy, bo może nas uzdrowić i co wtedy będziemy robić?
To jest ten pierwszy powód – „zawód” żebraka, bycie kimś, kto lubi mówić o swoich słabościach nie po to, aby zostać z nich wyprowadzonym, ale żeby o nich mówić. W tłumie idącym za Jezusem na pewno była spora grupka „zawodowych” żebraków.
To może być jeden z powodów, że Jezus nie odpowiada im od razu. Bo wielu wołało. Także tym dwóm mogło nie zależeć na uzdrowieniu, ale na tym, aby zostać pokrzepionym w doczesnym, materialnym wymiarze. Może nie wierzyli, że zostaną uzdrowieni lub byli przekonani, że wezmą kogoś na litość i będą z tego jakieś pieniądze?
Mógł to być zatem pierwszy powód, dla którego Jezus wprowadza niewidomych do swojego domu. Bo jeśli rzeczywiście są zdeterminowali i gotowi do zmiany, jeżeli chcą podjąć odwagę zmiany stanu, w którym są, to pójdą za Nim dalej.
Może to być pierwszy powód i jednocześnie pierwsze zaproszenie nas do refleksji, aby z wielką czujnością przysłuchiwać się swojemu sercu, szczególnie w tych miejscach, w których zostało pobite, zranione, dotkliwie uszczypnięte. Pytajmy, czego ono pragnie, o czym mówi. Czy rzeczywiście pragnie uzdrowienia? Czy naprawdę chce zmian? Nie chodzi o to, aby podejrzewać siebie, że jest się „zawodowym żebrakiem” i doszukiwać się w sobie kogoś, kto tak naprawdę lepiej wygląda, kiedy źle wygląda, lepiej się czuje, kiedy źle się czuje, ale żeby w uczciwości pozwolić swojemu sercu przez to słowo przysłuchać się sobie, aby ono wybrzmiało przed Panem, spotykając się z Nim, kiedy do nas przychodzi.
Komentatorzy często zwracają uwagę na drugi powód milczenia Jezusa: Gdy wszedł do domu, niewidomi przystąpili do Niego. Przystąpili. – Nie odstąpię od Ciebie. Nie wyobrażaj sobie, że mi uciekniesz, Panie Jezu. Nie odstąpię od Ciebie. Choćby mnie straszyli wizjami Apokalipsy i ogólnego zepsucia, tego, że nawet prorok i kapłan, niczego nie pojmując, błąkają się po kraju, choćby brakowało mi inspiracji, które miałem wcześniej, choćbym już nie widział Ciebie, a tylko słyszał, nie odstąpię od Ciebie.
Przystąpili do Niego. Jezus zapytał ich wówczas: „Wierzycie, że mogę to uczynić”? Musiała to być bezpośrednia konfrontacja ich stanu i Jezusa, który z tego stanu jest gotów ich wyprowadzić, jeśli tylko wierzą.
Jak głęboki był to dialog? Na ile szczery? – Możemy tego doświadczyć, jeśli przez modlitwę podejmiemy zaproszenie do spotkania się z Chrystusem po przysłuchaniu się swojemu sercu i dotknięciu tych miejsc, które nie widzą, nie czują, są sparaliżowane. – Wierzysz, że mogę to uczynić? Że mogę zmienić ci horyzont, sposób patrzenia? Że mogę zmienić twoją sytuację życiową? Naprawdę w to wierzysz?
Gdzieś w tle tych słów można by się doszukać wejścia Jezusa w wątpliwości często nawiedzające nasze serca. Może w Jego pytaniu także jest wątpliwość? – Czy naprawdę wierzysz, że Ja mogę ci to uczynić? Poważnie wierzysz, że Ja mogę ci coś zmienić w życiu? Wierzysz w to?
Trochę pewności, że tak jest, mam wówczas, kiedy słyszę Jezusa, który zdziwił się, kiedy usłyszał o wierze setnika. Bo dwaj niewidomi z dzisiejszej Ewangelii chcą dołączyć do grona tych, którzy przez wiarę coś otrzymają. – To wy wierzycie, że Ja mogę wam coś zmienić dziś, tu i teraz?
Tak pyta Jezus. On wszedł w wątpliwość. Mierzy się z nią. Pyta przez nasze zranienia, wątpliwości: Wierzysz, że mogę ci to uczynić? Wchodzi w nie. Jeśli wszedł w grób, to musi wejść także w nasze wątpliwości.
Odpowiedź dwóch niewidomych jest jednoznaczna: „Tak, Panie”. Wtedy dotknął ich oczu.
A zatem – niewidomi przystąpili do Niego, podjęli dialog i spotkali się z dotykiem. Jezus zawiesza tę sytuację w jakiejś niepewności, z którą może poradzić sobie tylko ufność. W tej szamotaninie może pomóc tylko ufność. Bo Jezus mówi: Według wiary waszej niech się wam stanie.
Jaka była ta wiara? – I otworzyły się ich oczy.
Kiedy słuchamy tych słów, jesteśmy zaproszeni do przysłuchania się swojemu sercu, aby zbliżyć je do otwartego Serca Jezusa, które w pierwszy piątek miesiąca szczególnie czcimy. Podejmijmy z tym słowem dialog – może na ostrzu noża – zadajmy sobie pytania, które być może coś w nas zdekonspirują, zdemaskują, że często mówię, że nie czuję Boga, bo jest mi z tym lepiej. Nie czuję Boga, bo czuć Boga, to znaczy zobowiązać się do jakiejś konsekwencji. Może tak jest. Nie chciałbym, żeby te słowa, które teraz wypowiadam, były ukrytą czy jawną sugestią, że tak właśnie jest. Nie. Niech raczej będą zaproszeniem do tego, żeby zadać sobie pytania i spotkać się z Jezusem, który wchodzi z nami w dialog.
Wierzysz, że mogę ci to uczynić?
Ksiądz Leszek Starczewski