Dobre Słowo 26.11.2010 r.
Wpatrywać się w Życie
Zdaje się, że na jednej z okładek Frondy – pisma poświęconego – znajduje się rycina anioła, o którym mówi dziś Apokalipsa. Anioł ten trzyma w ręku klucz do czeluści i wielki łańcuch. Dawniej kaznodzieje lubili podczas kazań potrząsać łańcuchem. Ten łańcuch był znakiem działania odwrotnego, tego, że zły duch może człowieka spętać swoim łańcuchem. Taki rodzaj kaznodziejstwa wzmagał lęk przed diabłem, złym duchem, przed mocami ciemności.
My nie mamy mieć w sobie lęku przed złym duchem. Mamy mieć w sercach bojaźń Bożą. Nie chodzi tu na pewno o jakiś rodzaj trwogi i wewnętrznego drżenia, skupienia swojej uwagi na diable, który może znienacka wskoczyć w moje życie i całkowicie nim zawładnąć. A jednak taki rodzaj religijności, opartej w dużym stopniu na strachu przed złem, gdzieś w zakamarkach naszej religijnej wyobraźni i duszy wciąż próbuje umościć sobie gniazdko.
Obraz z Apokalipsy z niezwykłą siłą, bardzo sugestywnie, pokazuje czas od paschalnego zwycięstwa Syna Bożego – czas bardzo długi, ale określony. Jest to czas Kościoła. W tym czasie, po zwycięstwie Pana, On sam już się tym nie musiał zajmować, tylko wysłał anioła, który jest przecież stworzeniem, żeby przyszedł, związał Bestię łańcuchem, wrzucił do klatki i zamknął na klucz.
Jest to niezwykle Dobra Nowina dla nas, chrześcijan, wezwanych przez Pana do tego, abyśmy odwrócili nasze pełne trwogi spojrzenie od zła, które może zniszczyć mnie, innych, może mną zawładnąć, a skierowali je ku Panu, który jest życiem. Abyśmy podnieśli głowę i wpatrywali się w życie, które jest w Chrystusie, i w życie, które wzbiera wokół nas. Życie w pewnym momencie eksploduje i połączy się z oceanem, bezmiarem łaski zstępującego Miasta Świętego –Jezruzalem. To życie, poza granicą widzialności, obfituje w niepojęty dla nas sposób w zasługach świętych, zwycięstwie męczenników, w zwycięstwie nad własnymi słabościami wszystkich świadków Jezusa. Ta pełnia życia połączy się kiedyś z tym życiem, które już teraz tutaj wzbiera.
Jesteśmy wezwani, aby wpatrywać się w to życie wzbierające w oczach naszego Zbawcy, skierowanych na nas jako światło, w których odbija się każde dobro. Jan Paweł II napisał, że gdy Bóg stwarzał świat, to dobra stworzone przez Niego, odbijały się w Jego oczach. Bóg widział, że to, co uczynił, było bardzo dobre.
Gdy wpatrujemy się w płomienne spojrzenie naszego Zbawcy, które pozwala nam widzieć w tym świecie dobro strzeżone przez Niego, to budzi się w nas radość, uwielbienie dla Boga oraz pragnienie, aby o to dobro się zatroszczyć, aby je rozwinąć.
Gdy powstawały zakony franciszkańskie i dominikańskie, był to czas, kiedy wprowadzono wielu ludzi w ogromną trwogę przed potępieniem. Powstającym wówczas grupom nie brakowało gorliwości, ale głoszona przez nie nauka spychała człowieka w obszary lęku, braku jasnego spojrzenia na Boga, na Zwycięzcę, na naszego Zbawcę, a wraz z Nim na świat, na rzeczywistość.
Pomóc mogę komuś wówczas, kiedy widzę w nim dobro i chcę je chronić, pomagać mu wzrastać, kiedy nie przeraża mnie to, co jest w nim mrocznego i złego.
Wpatrywać się w życie…
Wpływ Bestii, będącej za kratami, jest radykalnie ograniczony. Znajduje się ona pod Boską kontrolą. Bestia oczywiście chciałaby nas wciągnąć do swojego domku, ale jeżeli trwamy wpatrzeni w Boga, w Tego, który jest Życiem, ona nie ma do nas dostępu. Mało tego, jak anioł dostał klucz do czeluści, tak i my także go otrzymujemy. Co to za klucz? – To możliwość odmowy dana nam przez Boga, który pragnie tylko dobra, tylko zbawienia. Jest to dana nam siła, łaska odmowy w tych wszystkich momentach, kiedy brak życia, ciemność, zapraszają nas do tańca.
Jezus, kuszony na pustyni, specjalnie chciał wejść w kuszenie, aby już wtedy pokazać nam, jaką moc nam obiecuje – moc odmowy wobec zła, sprawiającą, że obrzydliwa Bestia, która pragnie śmierci, zguby, zostaje zatrzaśnięta w swojej klatce.
Mogę odmówić trwania w nienawiści, kiedy łapię się na tym, że mam ochotę jeszcze podkarmić wrogość, wyobrazić sobie jego, ją, popastwić się nad nim wewnętrznie, potrzymać go w klatce swojej pamięci i jeszcze trochę poużywać sobie wspominaniem i powracają falą złości na niego i sycenia się, że: Nie zapomnę ci tego, a przyjdzie czas, że jeszcze się na tobie odegram… Kiedy łapiemy się na takich odruchach, chęciach, aby karmić, żywić swoją złość, nienawiść do kogoś, możemy postawić tamę odmowy. Mamy od Boga taką siłę, aby przekręcić klucz w zamku. Bo kusi nas, aby otworzyć, aby jeszcze w nas ta fala złości, wspomnień, poprzelewała się, bo czujemy wówczas, że żyjemy.
Mogę odmówić udziału w intrydze niszczącej drugiego człowieka. Kiedy jestem wciągany w spisek przeciwko komuś, który ma pokazać mu, gdzie jest jego miejsce, gdy ludzie się nawzajem nakręcają przeciwko komuś i myślą, w jaki sposób pokazać mu, że jest tragiczny, beznadziejny, głupi – mogę odmówić. Odmowa za każdym razem zamyka Bestię. Masz ten klucz w ręku! Mogę odmówić wchodzenia w powtarzane plotki, oszczerstwa.
Mogę odmówić trwania w nienawiści do siebie samego, kiedy przez całe lata, miesiące, dni podkarmiam w sobie niechęć do samego siebie, złość, nienawiść, obrzydzenie, wstręt. Mogę postawić tam tamę odmowy i przerwać to. Odmowa ma wielką siłę, bo stawia nas natychmiast w Sercu Tego, który jest Życiem i nie chce śmierci ani zguby grzesznika, ale by żył. Każda taka odmowa stawia nas w szeregu żywych, żyjących, tętniących życiem.
Mogę zastosować odmowę wobec egoistycznych odruchów, rodzących się we mnie. Ileż jest takich sytuacji, kiedy egoistyczny odruch podpowiada pewien konkretny ruch, który będzie na moją korzyść. W tych niezliczonych sytuacjach mogę odmówić pójścia za tym odruchem, odmówić lenistwu, które błaga mnie na kolanach i skamle: Nie rób mi tego, nie rób mi tego, nie zmuszaj mnie do ruchu. Zostaw, proszę cię…
Odmowa to moment, kiedy zostajemy przenoszeni w świat potęgującego się życia. Ta przestrzeń zwycięskiego życia powiększa się wraz z każdym takim momentem, kiedy Bestia zostaje zamknięta na kolejny klucz.
Ten rodzaj odmowy często wiąże się z jakimś rodzajem śmierci, straty, która w perspektywie przynosi życie. Może być to śmierć towarzyska, może być to śmierć, w której stanę się przedmiotem obmowy, oczerniania, przykrości, osamotnienia. Ale odnajdujemy w tym inne towarzystwo. Czytamy w Apokalipsie: Ujrzałem dusze ściętych dla świadectwa Jezusa i dla Słowa Bożego, i tych, którzy pokłonu nie oddali Bestii ani jej obrazowi. Czemu nie oddali? – Ponieważ mieli podniesione głowy, wpatrzone w życie, którego źródłem jest Zmartwychwstały. To życie rozlewa się na cały świat. My możemy je potęgować. Mieli głowy podniesione, a nie schylone w ukłonie dla Bestii. Jeśli więc mieli je podniesione, to im je ścieli. Nieraz jest to denerwujące, że ktoś ma podniesioną głowę, że uporczywie wpatruje się w życie, które jest w Bogu, w pełnię życia Zmartwychwstałego.
Nasi bracia i siostry, pierwsi chrześcijanie, na progu próby przed śmiercią męczeńską, byli tak urzeczeni, oszołomieni tempem, w jakim zbliżało się rozlewane, kwitnące życie, wzbierające na ziemi pośród zła, pokus, grzechu, pośród ciemności, że w ich głowach nie było ani jednej myśli, żeby się z tego wycofać. Mieli udział w mistycznym doświadczeniu rozlewającego się życia, połączenia się nieba z ziemią, odkupioną przez Boga.
Nie musimy bać się Bestii. Anioł zamknął ją na czas Kościoła, byśmy mogli z wielką gorliwością oddać się dziełu pomnażania życia i odmowy współdziałania ze śmiercią.
Ojciec Wojciech Jędrzejewski OP