Dobre Słowo 20.11.2011 r.
Króluje bliżej niż przypuszczam
Kilka lat temu jeden z księży umieścił ogłoszenie na swoim blogu, że jest potrzebna pomoc na operację dziecka, które bardzo cierpi – urodziło się z wadą serca. Chodziło o zebranie jakiejś kwoty pieniędzy. W jednym komentarzu pod ogłoszeniem, pojawiło się zdanie: A gdzie jest Bóg? Dlaczego do tego dopuścił? Świetna była odpowiedź księdza: Nie zajmujmy się pytaniem: „Gdzie jest Bóg?”, skoro możemy teraz konkretnie Go objawić, pokazać, pomagając temu dziecku.
Często w naszym życiu nie dostrzegamy śladów obecności Boga, bo przerażająca jest świadomość, że może być aż tak blisko – przerażająca nie dlatego, że nie mamy takich pragnień, aby był blisko, ale dlatego, że roluje nami na prawo i lewo grzech i jego konsekwencja, ułuda tego, co nam wydaje się dobre, właściwe, która nie ma w sobie nic wspólnego z prawdą.
Dziś w Kościele obchodzimy Uroczystość Chrystusa Króla. Św. Paweł mówi: Trzeba bowiem, ażeby królował. Trzeba, żeby Jego Królestwo było widzialne, żeby stawo się rozpoznawalne.
Jezus czyni rozpoznawalnym swoją obecność przez to, że utożsamia się z każdym człowiekiem. Jan Paweł II podczas jednej ze swoich pielgrzymek powiedział, że Chrystus przez chrzest, przez tajemnicę wcielenia, utożsamił się z człowiekiem – nie tylko z chrześcijanami, ale z każdym.
Chrystusa można albo przyjąć, albo odrzucić. Nasze życie wiary najlepiej i najwidoczniej sprawdza się w relacjach z innymi ludźmi. Dlatego dzisiaj Chrystus, mówiąc w swojej Ewangelii o Królestwie, w sposób niezwykle precyzyjny punktuje miejsca, w których jest obecny. Wyjmuje z zagonionej rzeczywistości, z różnych naszych pośpiechów, przyzwyczajeń, sytuacje zdarzające się w każdej epoce. One będą się zdarzały do końca świata.
Głodny, spragniony, przybysz, nagi, chory, więzień, to miejsca, w których Jezus w stu procentach jest obecny. Bardziej precyzyjnie się nie da. Jest to przerażająca rzeczywistość, że On jest obecny w osobach będących pośród nas. On jest żywo obecny w tych osobach z działaniem swojej mocy.
Dlaczego z działaniem swojej mocy? – Pamiętam, że kiedy w młodszych latach słuchałem tej Ewangelii, to – może też ze względu na sposób interpretowania jej przez niektórych kaznodziejów – czułem się ciągle atakowany, że mam służyć, mam się postarać, mam wyjść do kogoś i w jakiś sposób poświęcać się dla innych. Czułem się atakowany, nieuzdolniony do tego. Dużo światła przyszło w momencie, kiedy odkryłem, że tak naprawdę wychodząc do drugiego człowieka, zostaję obdarowany, uzdolniony i wprowadzony w obecność Boga. Że wychodząc do drugiego człowieka, tak naprawdę doświadczam obecności Boga i Jego mocy.
Jan Paweł II w encyklice Dives in misericordia mówi, że nie da się czynić dobra, mając tylko taką świadomość, że to ja komuś pomagam. To nie jest czynienie dobra. To nie jest dobro, o które chodzi. Dobro może się stać wtedy, kiedy mam w sobie świadomość, że wychodząc do innych osób, sam zostaję obdarowany obecnością Chrystusa, Jego mocą, miłością, Jego panowaniem.
„Nawet w wypadkach, w których wszystko zdawałoby się wskazywać na to, że jedna strona tylko obdarowuje, daje — a druga tylko otrzymuje, bierze — (jak np. w wypadku lekarza, który leczy, nauczyciela, który uczy, rodziców, którzy utrzymują i wychowują swoje dzieci, ofiarodawcy, który świadczy potrzebującym), w istocie rzeczy zawsze również i ta pierwsza strona jest obdarowywana. A w każdym razie także i ten, który daje, może bez trudu odnaleźć siebie w pozycji tego, który otrzymuje, który zostaje obdarowany, który doznaje miłości miłosiernej, owszem, doznaje miłosierdzia.” Dives in misericordia nr 14
Wychodząc do innych, już jestem uzdolniony, już jestem błogosławiony. Bóg do tego uzdalnia. Oczywiście, bez Jego pomocy jest to niemożliwe. Bez Jego pomocy Ewangelia jest jednym wielkim atakiem. Budzi przestrach.
Gdyby sobie dziś postawić pytanie: Droga siostro, drogi bracie, powiedz tak uczciwie, w której grupie się odnajdujesz: tych po prawej stronie, czyli wśród owiec, czy tych po lewej stronie, czyli wśród kozłów?, ilu z nas zdobyłoby się na to, żeby odpowiedzieć sobie na to pytanie z miłości do Jezusa, z miłości do siebie i z miłości do innych osób, a ilu stałoby w pozycji kogoś, kto stwierdziłby: Przecież to jest jasne. Ja wszystkim pomagam. Nie zabiłem, nie ukradłem… lub w pozycji kogoś, kto powie: Nie, ja się ludzi boję, już się nie raz sparzyłem… Ilu z nas znalazłoby się w pozycji kogoś, kto chciałby przyjąć Dobrą Nowinę o miłosierdziu i obecności Boga, a jednocześnie odkryć, że królowanie Boga, wyrażające się w czynach, tak naprawdę zaczyna się od miłosierdzia?
Na sądzie, o którym mówi dziś Jezus, jedni i drudzy są zaszokowani. I jedni, i drudzy bazują tylko na uczynkach, zapominając, że są one wynikiem działania miłosierdzia Bożego, do którego Bóg uzdalnia. W odpowiedzi końcowej – gdybyśmy chcieli kontynuować tę Ewangelię – mogliby powiedzieć: Nie, Panie. Nie, nie, absolutnie nie nadaję się, nie wejdę do Królestwa. Lub: Tak, jasne, nic nie zrobiłem i nie nadaję się do Królestwa. Tylko miłosierdzie mówi: Jezu, dziękuję Ci, że jesteś aż tak miłosierny, że pozwoliłeś Tobie usłużyć, że pozwoliłeś wyjść do Ciebie w tych ludziach, którzy tak naprawdę nie znajdowali się w kręgu osób, w których mógłbym przypuszczać, że Ty jesteś, że Ty żyjesz, działasz, w których mnie kochasz, zbawiasz.
Prośmy Pana, aby działanie Jego Królestwa, które jest bardzo precyzyjne i nie ma w sobie nic z jakiegoś głośnego krzyku, z wielkich akcji służących tylko i wyłącznie pompowaniu własnej pychy, naszego poczucia spełnienia, było rozpoznawalne przez wiarę, żebyśmy przyjmowali miłość, jaką On nam posyła, i żebyśmy pokonując miłosierdziem strach przed wyjściem ku innym osobom, rozpoznawali, że On w nich do nas przychodzi.
Papież Jan Paweł II, ogłaszając rok 2000 rokiem jubileuszowym, zachęcając do różnych pielgrzymek, żeby uzyskać odpust zupełny, mówił: Odwiedziny chorych, to pójście do sanktuarium cierpienia i spotkanie się z Chrystusem, który w tym sanktuarium przebywa. Wyjście do drugiego człowieka jest najpiękniejszą pielgrzymką do sanktuarium obecności Boga. Ten Bóg może być pięknie widoczny w uśmiechu, w sympatycznej twarzy, może być głodny, może być nierozpoznawalny, ale jest obecny.
Panie, uzdalniaj nas do tego, abyśmy spotkawszy się z Twym słowem, przez wiarę rozszerzali nasze serca na Twoją obecność i działanie Twojego Królestwa, żeby ci, którzy patrzą na nas, na nasze ograniczone możliwości, widzieli naszą otwartość na Ciebie, na Twoje miłosierdzie, dostrzegali naszą świadomość, że jesteśmy słabi i bez Ciebie nic nie możemy uczynić, że jeżeli jakiekolwiek dobro zdarza się w naszym życiu, jest to działanie Twojej łaski, a jeżeli wybieramy zło, to jest to przejaw wielkiej agresji wobec siebie, drugiego człowieka i Ciebie. Jest to punkt do wołania o Twoje miłosierdzie, o zlitowanie się nad naszą nędzą.
Działaj w nas, Panie, i sprawiaj, żeby Twoje Królestwo, zajmowało coraz większe obszary w naszym myśleniu, odczuwaniu i wychodzeniu do innych ludzi.
Ksiądz Leszek Starczewski