Dobre Słowo 22.10.2011 r.
"A jeśli nie, w przyszłości możesz je wyciąć..."
Panie, wejrzyj na pragnienie mojego serca, na pragnienia serc moich braci i sióstr. Proszę Cię, aby te pragnienia spotkały się z Twoimi pragnieniami, które nie wyrządzają krzywdy, ale oczyszczają i umacniają. Niech one w nas zapłoną, żeby nie była to teoria. Panie, odkryj i odczytaj nas Twoim słowem. Uwolnij nas od tego, co odczytuje nas ludzkimi spojrzeniami i opiniami, które zawsze są niedostateczne. Daj łaskę zasłuchania się i spotkania z Tobą w słowie, które wzywa nas do zbliżenia się do Ciebie – do nawrócenia, do czerpania życia ze zwycięstwa, jakie przynosisz, do radości. Pomóż nam ucieszyć się spotkaniem z Tobą. Uwolnij nas od postaw najemników – osób, które przychodzą do Ciebie bardzo nie po Twojemu.
Trzy lata to czas, jaki drzewo figowe potrzebuje na wydanie owoców. Aby je zasadzić, szukano szczególnych miejsc i odpowiedniej ziemi. Gdyby więc po trzech latach nie wydawało owocu, to rzeczywiście w praktyce takie drzewo nie nadawało się do niczego i nikt nie oczekiwał, że coś z niego jeszcze będzie.
Słyszymy, że Jezus czyni taką obserwację w określonym kontekście i kieruje ją do swoich słuchaczy. Jaki to kontekst? – Historycznie rzecz ujmując, Jezus najprawdopodobniej wyłapał dwa zdarzenia, nakładające się na siebie i – jak mówią komentatorzy – chyba ze sobą bardzo powiązane.
Pierwsze to kryzys finansowy w budżecie Piłata. Piłat robił, co mógł, żeby go podreperować, a potrzebował funduszy na różne rzeczy, więc postanowił, że zaczerpnie jeszcze ze skarbca świątynnego. Pierwszymi, którzy się temu sprzeciwili, byli ludzie o niezwykle wojowniczym temperamencie – Galilejczycy. To oni wzniecali różne bunty. Wtedy Piłat wysłał swoich ludzi na dziedziniec świątyni i wmieszał ich, jako swoich agentów, w tłum. Doszło do rozróby. Najprawdopodobniej nie do końca intencją Piłata był przelew krwi. Chciał buntowników tylko mocno złoić, ale ostatecznie krew została przelana. Ich krew Piłat zmieszał z krwią ich ofiar. Nastąpiła wielka wrzawa.
Drugi kontekst to fakt, że pieniądze szły też na budowę kolejnego akweduktu i nowych wież, a to wymagało ludzi i inwestycji. Jakaś wieża się zawaliła, co było dla Żydów bardzo jednoznacznym sygnałem, że ta inwestycja i poczynania nie są po Bożej myśli, a katastrofa jest karą za niewłaściwe potraktowanie tego, co najświętsze.
Jezus zmierzył się z tym myśleniem. Wszedł w konfrontację z czymś bardzo trudnym – ze schematycznym rozumowaniem, które – oklepane ze wszystkich stron, przekazywane z pokolenia na pokolenie – wbiło się tak mocno, że stało się częścią ludzkiego oddechu. Ono – jak każde schematyczne myślenie, uprzedzenie – jest niezwykle trudne do wyrwania, wycięcia z człowieka. Jeśli mamy w sobie jakieś schematy, uprzedzenia, tkwiące głęboko już we krwi i w oddechu, a najczęściej są to zjawiska szkodliwe, to niezwykle trudno jest je wytępić i wyciąć z nas. Ale Jezus z tego nie zrezygnuje.
Myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloam i zabiła ich, było większymi winowajcami niż inni mieszkańcy Jerozolimy? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie. To są znaki, które trzeba odczytywać. Jezus mówi o nich także w kontekście wcześniejszego fragmentu Ewangelii: Obłudnicy, umiecie rozpoznawać wygląd ziemi i nieba, a jakże obecnego czasu nie rozpoznajecie? Nie pyta: Może macie jakieś zranienia czy trudności w odczytywaniu znaków? Trzeba je uwzględnić. – Nie. Nie bierze na terapię tych, do których się zwraca, ale uderza w samo centrum mówiąc: Obłudnicy! Macie zdolność do odczytywania znaków w świetle tego, co się dzieje, gdy jesteście ze Mną. Macie tę zdolność, siłę i moc. Ona w was jest. Wykorzystujecie ją na bzdety, niepotrzebne rzeczy, utarczki słowne, uprzedzenia, wzniecanie niepokojów i intryg. A całą energię trzeba inwestować w odczytywanie tego, co dzieje się w waszym życiu, przez co Bóg przemawia, co On wam mówi. A co mówi? – Bądźcie coraz bliżej Mnie. Nawracajcie się.
Jezus szokuje stwierdzając, że każde wydarzenie, nawet to traumatyczne i wstrząsające, ma jeden cel: Bądź bliżej Mnie. – Być bliżej Ciebie chcę, o Panie mój… Te wydarzenia mają jeden cel: zwrócić nasze serca, odczucia, myślenie ku Chrystusowi. Nie jest to proste.
Apokalipsa mówi, że w ostatnich dniach będą się mnożyć różne zjawiska. Bóg wypuści swoich apokaliptycznych jeźdźców, którzy wyrządzą szkodę jakiejś części ziemi. To wszystko będzie służyć zwróceniu się jeszcze bardziej ku Bogu. – Jak widzicie, że to się dzieje, podnieście głowy, zbliża się wasze odkupienie i bliżej wam do Boga. Nie biadolcie, nie narzekajcie, nie idźcie na łatwiznę pytając: „Gdzie jest Bóg?”, tylko tym bardziej lgnijcie do Niego mówiąc: „Boże, zwróć mnie ku Tobie”.
Apokalipsa zapowiada, że część dotkniętych chorobami i kataklizmami nie nawróci się. Jeszcze bardziej będzie bluźniła przeciwko Bogu.
Jezus bardzo wyraźnie chce uruchomić w nas zdolność do nieustannego nawracania się. Św. Paweł mówi: Dla tych, którzy są w Chrystusie Jezusie, nie ma już potępienia. Co to znaczy? – Że cokolwiek odkryją ci, którzy uwierzyli w Chrystusa w sobie, czyli w wymiarze osobistym, w innych, czyli w wymiarze społecznym, wspólnotowym, to wszystko zostało przyjęte przez Wcielenie Chrystusa, odkupione. Wychodzące problemy nie mają nas odciągać od Boga, ale jeszcze bardziej do Niego zbliżać.
Nie przypominam sobie, żeby Chrystus, fizycznie obecny na ziemi, gdy pojawiał się problem wśród Jego wyznawców, mówił: No jak możesz?! Chodzisz ze Mną – Synem Boga Najwyższego – i takie rzeczy robisz?! Nie było czegoś takiego. Nie wyganiał ludzi, a wręcz przeciwnie, tym bardziej siadał z nimi i tym usilniej starał się wytłumaczyć, oczyścić ich z błędnego myślenia. Nie rozwiązał Dwunastki Apostołów, ale jeszcze bardziej wiązał ich ze sobą. Judasza do ostatniej chwili próbował wiązać ze sobą: Przyjacielu, po coś przyszedł?
Jeśli ktoś chce iść za Mną – to słowa, w których Jezus sugeruje, kto może, a kto nie może iść za Nim – niech weźmie swój krzyż. Niech weźmie te odkrycia, które dzieją się w życiu, i niech Mnie nimi naśladuje, a nie gorszy się. Nie zgorszę Boga żadnym grzechem ani obrzydliwością – w wymiarze społecznym, gospodarczym, politycznym, osobistym, wspólnotowym. Nie, bo On przez tajemnicę Wcielenia wszedł we wszystko. Dobrze o tym wiemy, ale też dobrze byłoby to skonfrontować z rzeczami, które ostatnio mogły nas zbulwersować – w sobie, w świecie, gdziekolwiek indziej, z tym, co jest dla nas wielkim znakiem zapytanie. To wszystko woła o jedno: Wróć do Mnie! Zbliż się do Mnie! Tym bardziej zbliżaj się do Mnie, im mniej rozumiesz, co dzieje się w twoim życiu, tym bliżej Mnie bądź w słowie, Eucharystii, we wspólnocie i w konkretach twojego życia!
Jest też w Ewangelii zdanie Jezusa: Jeśli ktoś przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa niebieskiego. Jeżeli ktoś przyszywa do starego ubrania kawałek łaty z nowego, to wszystko jest bez sensu. Ma nas ciągle charakteryzować nowe myślenie. Jesteśmy zapraszani do nowego myślenia o życiu. Wszystko, co nas spotyka – szczególnie negatywnego – napędza w nas stare myślenie starego człowieka, egoistycznego wieprza, krowy Baszanu. Paweł nazywa to życiem według ciała. Jesteśmy wypasieni w stare myślenie, w stare nawyki: ustaliłem, już wiem, koniec, nic poza. Bo jak poza, to znaczy, że ktoś czegoś ode mnie będzie wymagał. A ja już się w życiu nawymagałem i swoje odkryłem. Mam swoje mądrości, których strzegę tak, że nikt nie zna klucza do tego sejfu, nikt nie wie, jak się do nich dostać.
Św. Paweł mówi: Ci, którzy żyją według ciała, dążą do tego, co chce ciało. A ciało na nic się nie przyda – dodaje w innym miejscu. – Bo królestwo Boże to nie jest sprawa tego, co się je, pije, ale to sprawiedliwość, radość i pokój w Duchu Świętym.
Dążność ciała wroga jest Bogu. Stare myślenie, które katastroficznie widzi to, co dzieje się w świecie i chce upatrywać tylko jakiejś kary, a nie pouczenia w tym, co spotyka nas w życiu, jest przeciwne, wrogie Bogu.
Nie podporządkowuje się bowiem Prawu Bożemu ani nawet nie jest do tego zdolna. Nie jesteśmy zdolni o własnych siłach odkryć Boga. Naszymi ofiarkami, modlitewkami, nastawieniami, naszą wiernością, nie jesteśmy w stanie odkryć Boga. To On do nas wychodzi. To On nas obdarowuje. To On staje wobec nas jako Ten, który ożywia i usprawiedliwia – jeden, prawdziwy Bóg.
Ogrodnik słyszy bardzo jednoznaczny osąd drzewa figowego: Oto już trzy lata, odkąd przychodzę i szukam owocu na tym drzewie figowym – ileś lat chrześcijaństwa, mniej lub bardziej oryginalnego, bardziej lub mniej udawanego – a nie znajduję. Ogrodnik słyszy: Wytnij je: po co jeszcze ziemię wyjaławia?
Po trzech latach wypadałoby powiedzieć: Tak, to już nie ma sensu. To słowo jest bardzo wyraźnie skierowane do tych spośród nas, którzy jedyny sposób na rozwiązanie własnych, osobistych, rodzinnych, społecznych, wspólnotowych problemów widzieliby w takim: Wytnij to, odetnij się, odejdź, zostaw!
Ogrodnik odpowiada: Panie, jeszcze na ten rok je pozostaw; ja okopię je i obłożę nawozem; może wyda owoc. A jeśli nie, w przyszłości możesz je wyciąć.
Ktoś nazwał tę Ewangelię Ewangelią ostatniej szansy, ktoś inny zaś – kolejnej szansy. Bóg ciągle daje szansę.
Boże, jakie jest niepojęte… Jak często osadzone w klimacie jakiegoś przyzwyczajenia, bez odrobiny zachwytu. Bóg ciągle dający szansę i mówiący: W przyszłości możesz je wyciąć, to ten sam Bóg, który kocha i objawia się w swoim Synu, Jezusie Chrystusie. On przychodzi do nas teraz i zaprasza, abyśmy przejęli się słowem, wzywającym nas do nowej jakości myślenia, do niewyżywania się na sobie, kiedy nasze ciało i myślenie są po prostu ograniczone, kiedy nie rozumiemy tego, co się dzieje, kiedy nie potrafimy tego zinterpretować i przyjąć, ale do gorliwszego zbliżania się do Pana, siedzenie u Jego stóp.
Ogrodnik staje w obronie drzewa figowego. Maria Magdalena pomyliła zmartwychwstałego Jezusa z ogrodnikiem.
Panie, czego oczekujesz ode mnie, od każdego z nas?
Co budzi się w moim sercu, w moich odczuciach, gdy odkrywam, że zaprosiłeś mnie do wspólnoty Kościoła?
Ile jest tam otwartości na coś nowego, a ile pańszczyzny, bycia najemnikiem, męczennikiem, który niestety musi iść, bo wybrał?
Ty umiesz, Panie, wzniecić w nas zapał. Ty potrafisz dotknąć serca w taki sposób, aby ożywić je Twoim tchnienie, Twoim Duchem. Proszę Cię, zmiłuj się nade mną, zmiłuj się nad moimi siostrami i braćmi – nieborakami, małymi robaczkami, często deptanymi przez buty zniechęcenia i grzechu, rozgniatanymi przez przeciwności.
Panie, kiedy budzą się w naszych myślach i odczuciach bardzo radykalne osądy względem siebie czy innych ludzi: Wytknij ją! Zetnij! Dotknij ją!, kiedy budzą się bardzo radykalne osądy względem siebie samego, spraw, abyśmy usłyszeli: Jeszcze okopię ją, obłożę, jeszcze zainwestuję. Jeszcze cię sobą zachwycę.
Uzbrój nas cierpliwością bazującą na tym, co najważniejsze: na rozważaniach Twojego słowa, Eucharystii, modlitwie, na spotkaniu, które ma owocować konkretnymi postawami. Daj, abyśmy odkrywali obecną w nas obrzydliwość i podłość, żebyśmy nie traktowali jej jak wypadku przy pracy – ale odkrywszy to, co w nas słabe i grzeszne, jednoznacznie nazywali po imieniu i przynosili do Ciebie. Uczyń z nas, Panie, naprawdę Twoich, naprawdę kochanych – realnie, ze swoją grzesznością i z pragnieniami dążenia do pełni zbawienia.
Ksiądz Leszek Starczewski