Dobre Słowo 2.10.2011 r.
Inwestycje w miłość
Dobry Boże, pomóż, aby nie był to wiec polityczny ani mówienie o wszystkim i o niczym, ale spotkanie z Twoim słowem. Obdarz, proszę, miłosierdziem mnie oraz tych wszystkich, którzy decydują się podjąć to rozważanie. Obdarz nas łaską zasłuchania w Twoje słowo, które niesie ogromny pokój i oczyszcza ze złudzeń.
Zdaje się, że na homilii mogą wystąpić u głoszącego dwie postawy. Pierwsza: mówić tak, żeby nikogo nie urazić. Druga: mówić tak, żeby wszyscy poczuli się urażeni. Te dwie skrajności nie mają nic wspólnego z przepowiadaniem proroków. Ktoś zauważył, że – niestety – często jest tak, że ateista przychodząc gościnnie na Mszę Świętą, może sobie siedzieć zupełnie spokojnie. W czasie kazania nic go nie ruszy.
Zgoła odmienne jest nauczanie proroków. Przyjrzyjmy się dziś temu nauczaniu w oparciu o teksty, które Kościół nam daje tak, jak dobra mama daje dzieciom dobry pokarm.
Najpierw prorok Izajasz. Ubierając w przypowieść, czyli opowiadanie z życia wzięte, realia bardzo dobrze znane mieszkańcom Palestyny, mówi o winnicy, która często była jedynym źródłem utrzymania dla wielu osób. Chce – niejako w kontekście – pokazać Boże starania o inną winnicę, którą – jak wyjaśnia na końcu – jest dom Izraela. Ukazuje starania Właściciela tej winnicy, czyli Boga.
Ziemia palestyńska jest miejscem trudnym do pewnych upraw. Trzeba tam sporo się natrudzić, żeby coś wyhodować. Prorok Izajasz mówiąc, że właściciel znalazł żyzny pagórek, okopał ją i oczyścił z kamieni i zasadził w niej szlachetną winorośl; pośrodku niej zbudował wieżę, także i tłocznię w niej wykuł, podkreśla starania posunięte do granic możliwości. Co jeszcze można zrobić? Wszystko już zrobiono jak należy, teraz tylko kwestia wydania winogron. I spodziewał się, że wyda winogrona. To jest naturalna kolej rzeczy.
Ktoś, kto wchodzi w związek małżeński – sakramentalny, jeśli mówimy o katolikach – spodziewa się, że w tym związku będzie kwitła miłość. Niektórzy mówią, że narzeczeństwo jest przedszkolem, a małżeństwo to już poligon, małżonkowie się nawzajem doświadczają, uczą się wędrować w jedną stronę, to znaczy w stronę nieba. Spodziewają się wsparcia od siebie wzajemnie, bo to jest naturalne. Jeżeli to wsparcie nie jest dawane, jest to coś nienaturalnego, jakiś cierpki owoc małżeństwa.
Gdy Bóg widzi, że po staraniach, jakie podjął jako Właściciel winnicy, ona – zamiast słodkich winogron – cierpkie wydała jagody, posyła swoich proroków, którzy w sposób bardzo obrazowy, ale jednoznaczny i dramatyczny, próbują dotrzeć do świadomości ludu z tym orędziem. Bóg, dając życie, ma prawo oczekiwać, że to życie będzie owocować. Ma prawo. Dlaczego? Bo daje wszystko, co potrzebne, żeby owocowało.
Mąż, kochając żonę – kochając, a nie traktując jak rzecz – ma prawo oczekiwać, że zacznie pięknieć mu w oczach, że miłość będzie podtrzymywana. I odwrotnie: żona, kochając męża, ma prawo oczekiwać, że w jego ramionach będzie znajdowała oparcie i bezpieczeństwo. Po prostu tak jest, że gdzie inwestuje się w miłość, tam ona wydaje owoce. Chyba, że się nie inwestuje.
Bóg inwestuje w miłość. Jeżeli ta inwestycja wydaje cierpkie jagody, powstaje pytanie: O co chodzi? Prorok Izajasz podpowiada nam, w czym tkwi sekret tego, że winnica nie wydaje winogron. Otóż sekret tkwi w tym, że wszelkie starania przyjmuje, ale obraca w niewłaściwą stronę. Przekładając to na życie i na naszą codzienność: można codziennie przyjmować Komunię Świętą, można się modlić i uznawać za katolika, można przyjmować dar życia, ale nie współpracować z Bogiem. Można nawet przyjmować przebaczenie Boże i nie współpracować z Bogiem, nie przenosić tego na konkrety.
To jest ból Boga. Wielki ból Boga. Ból Boga, który będzie miał swój finał. I to jest bardzo jednoznaczne i wstrząsające dla tych, których wrażliwość nie opuszcza, którzy wsłuchują się w Boże słowo: będzie finał. Bo nie jest tak, że to będzie trwało wiecznie, że Bóg inwestuje, inwestuje, inwestuje, człowiek przyjmuje i nie odpowiada, nie odpowiada, nie odpowiada, i tak będzie do końca świata. Nie. Nie. Nie. Przyjdzie moment, o którym mówi prorok Izajasz: Więc dobrze! Pokażę wam, co uczynię winnicy mojej: rozbiorę jej żywopłot, by ją rozgrabiono; rozwalę jej ogrodzenie, by ją stratowano. Zamienię ją w pustynię, nie będzie przycinana ni plewiona, tak iż wzejdą osty i ciernie. Chmurom zakażę spuszczać na nią deszcz. Tak deklaruje się Bóg, który jest miłością. Zresztą, tak deklaruje się każdy człowiek, który kocha naprawdę.
Jest taki moment, że druga strona potrzebuje wstrząsu, gdy nie przyjmuje miłości lub gdy przyjmuje miłość, obracając ją przeciwko komuś drugiemu.
Zawsze kojarzy mi się tutaj przykład rodziców, którzy mocno inwestowali w swoją córkę. Pewnego dnia zorientowali się, że traktuje ich jak bankomat – zna pin do ich serca, wie, jak ich podejść. Kiedy zabrakło córce żywych relacji z rodzicami, a miała świetne relacje z ich pieniędzmi, poprzewracało się jej w głowie. Wdała się w świat różnego rodzaju uzależnień, niewinnie się zaczynających – miłe złego początki. Finał był taki, że uzależnienie od narkotyków rozwijało się. Wynosiła z domu różne rzeczy, okradając rodziców, żeby mieć na kolejną działkę. Przyłapywana na gorącym uczynku – oczywiście tkwiąc w uzależnieniu – rzucała się na kolana przed rodzicami i błagała, aby dali jej jeszcze szansę. W końcu mądrzy rodzice wpadli na to, że to uzależnienie i że potrzebna jest fachowa pomoc psychoterapeuty, psychologa. Po wielu spotkaniach, doszło w końcu do takiego momentu, w którym podjęli dramatyczną decyzję, polegającą na tym, że w dzień Wigilii nie wpuścili dziecka do domu. Matka, która mi to opowiadała, stała w oknie, patrzyła, jak córka chodzi i płacze. Ona sama także płakała, ale taka była ich decyzja, która okazała się momentem przełomowym w tym, żeby w dziecku coś zaskoczyło.
Bóg także stosuje terapię wstrząsową, kiedy mówi: Rozbiorę jej żywopłot, by ją rozgrabiono; rozwalę jej ogrodzenie, by ją stratowano. Zamienię ją w pustynię, nie będzie przycinana ni plewiona, tak iż wzejdą osty i ciernie. Chmurom zakażę spuszczać na nią deszcz.
Celem tego nie jest zagłada. Bóg nigdy nie ma na celu zagłady, nawet jeśli dopuszcza w naszym życiu traumatyczne doświadczenia. Jeśli przychodzą na mnie trudne chwile, niewykluczone, a w świetle Bożego słowa wysoko prawdopodobne, że właśnie w tych wydarzeniach Bóg puka do mojego serca, puka do serca tych, którzy w takich doświadczeniach mają w tej chwili udział. Pyta o owoce współpracy. Zaprasza mnie do refleksji.
Przypomnijmy, że celem przepowiadania proroków nie jest to, aby nikogo nie urazić lub aby wszyscy poczuli się urażeni, ale obudzenie tych, którzy jeszcze chcą się obudzić. Nie czarujmy się. Nie wszyscy się obudzą. Św. Piotr mówi: Ratujcie się z tego przewrotnego pokolenia! Są osoby, do których nic nie trafia. Jezus mówi: Pośród was są tacy, którzy nie wierzą. Są osoby, które uciekły od zdolności do autorefleksji, którym można ciągle mówić, tłumaczyć i nic do nich nie trafi.
Jeśli byłaby teraz w nas pokusa, żeby w wyobraźni znaleźć sobie taką osobę, to słowo Boże zawsze nas prosi, abym pierwszy na liście był ja, abym pytał siebie, czy do mnie jeszcze coś trafia, czy trafi tylko to, co mi się podoba, czego łatwo mi słuchać, co jestem w stanie przyjąć, co mnie nie bulwersuje. Obyśmy byli zbulwersowani w momentach, w których uśpiliśmy już naszą wrażliwość, w których tak naprawdę przychodzimy nie tyle po to, aby posłuchać Boga, ale żeby naopowiadać, nawyżalać się Mu i to wszystko. Do widzenia za tydzień.
Czy Bóg nie chce dać nam pokoju? – Oczywiście, że chce. Św. Paweł mówi: Bóg pokoju niech będzie z wami. Ale pokój nie przychodzi z tego, że wyżalę się Bogu. Absolutnie nie! Pokój nie przychodzi z tego, że zagadam Pana Boga. Pokój przychodzi z przyjęcia Jego słowa i stosowania go w życiu. Stąd przychodzi pokój.
Ci spośród nas, którzy odkrywają, że zostali urażeni czy też słowo w ogóle na nich nie działa, zaproszeni są przez słowo Boże do modlitwy: Boże, otwieraj moje oczy, moje serce, moje uszy, żebym widział, jak wiele darów mi posyłasz, jak bardzo starasz się o moje życie, abym nie przypisywał sobie Twoich starań o mnie. Psalmista mówi: W Twoich staraniach o nas nikt Ci nie dorówna. Boże, spraw, abym był wdzięczny, żebym uszanował dary, które najpełniej przekazujesz nam w swoim Synu, Jezusie Chrystusie, abym uszanował dary, jakimi są moi bliscy, abym ich doceniał i spieszył się ich kochać dziś, tu i teraz, żebym zauważał, że nie jestem pępkiem świata.
Jak mówią, egocentryk to ktoś, kto chce być panną młodą na weselu i nieboszczykiem na pogrzebie. Ważne jest, żebym dostrzegał, że nie jestem pępkiem świata, że moje żale, bóle i zranienia są ważne dla Boga, ale nie są najważniejsze. Najważniejsze jest przyjęcie Jego mocy, Jego słowa, Jego wsparcia, Jego starań o mnie, które sprawiają, że to, co wydarza się w moim życiu, jest nie tylko do zniesienia, ale staje się miejscem spotkania z Bogiem i z ludźmi.
Dzisiejszą Ewangelię kończą mocne słowa: Dlatego powiadam wam: Królestwo Boże będzie wam za brane, a dane narodowi, który wyda jego owoce. Mocne słowa. Tydzień temu słyszeliśmy: prostytutki, celnicy, cinkciarze, łapówkarze, którzy uznali swój błąd, wchodzą przed wami – rozmodlonymi – do Królestwa Bożego.
Mocne słowa, których cel jest jeden: obudzić wrażliwość, nie dać się uśpić.
Ksiądz Leszek Starczewski