Dobre Słowo 9.09.2011 r.
Znawcy
Czy może niewidomy prowadzić niewidomego? Czy nie wpadną w dół obydwaj? Odpowiedź na te pytania wydaje się bardzo oczywiste. Wydaje się, że każdy, kto słucha tych słów, jednoznacznie przytaknie Jezusowi. Jednak w przełożeniu na konkrety postaw, w których jesteśmy, ta rzeczywistość gdzieś nagle nam umyka. Owa tendencja, pokusa, żeby obserwować innych i ich krytykować przy doskonałym kamuflowaniu, zakrywaniu tego, co jest osobistą słabością, często w nas zwycięża.
Dobre Słowo 9.09.2011 r.
Znawcy
Panie Jezu, pomóż nam w tym rozważaniu spotkać Ciebie. Dotknij naszej bezsilności. Dotknij tego, co sprawia, że nie czerpiemy radości z rozważania Twojego słowa, bo tam Cię nie doświadczamy. Zmiłuj się nade mną i zmiłuj się nad tymi, którzy chcą Cię doświadczać i dlatego sięgają po te rozważania.
Ks. Piotr Pawlukiewicz zauważył: Przekonywano kiedyś, że wśród nas najwięcej jest lekarzy, bo każdy zna się po swojemu na chorobach i ich leczeniu. Ale to błąd. Stokroć więcej pośród nas sędziów. Ktoś zajechał samochodem drogę - to prymityw. Ktoś źle załatwił sprawę - jest beznadziejny. Ktoś ma inne poglądy - jest całkiem bezsensowny. To już nie sądy dwudziestoczterogodzinne. To sądy dwudziestoczterosekundowe. Spojrzenie. Odruch. Wyrok. A Chrystus tak mocno podkreślał: „Nie sądźcie!” Bo tylko Bóg przenika i zna człowieka. Każde sądzenie brata jest pychą. A pycha ludzka jest tak wielka, że oto człowiek porwał się, by sądzić Boga. Ślepy Piłat osądzał Syna Bożego. Ten człowieczek chciał sądzić Światłość ze Światłości. Ziarnko piasku z dna morza chciało ogarnąć ocean.
Jezus dużą troską ogarnia relacje, w jakich są Jego wyznawcy. Ciągle po mistrzowsku kształtuje je mocą swojego Ducha na jeden najwłaściwszy wzór i podobieństwo – na relacje, w których jest On sam z Ojcem w Duchu Świętym.
Jest to właściwe kryterium dla każdej relacji. Ilekroć brakuje nam takiego spojrzenia i odniesienia do relacji obecnych w Bogu, tylekroć na lewo, na prawo, wśród sąsiadów, znajomych, szukamy odniesienia siebie samego i swoich relacji do tego, jak widzimy innych. To błąd, bo porównywanie się z innymi, może w pewnym momencie doprowadzić nas do przekonania, że niewiele jest w nas do zmienienia, bądź odkrycia tego, że ktoś jest w gorszym położeniu, niż ja. Natomiast zestawienie się z relacjami, jakie są w Trójcy Świętej, zawsze będzie nas prowadzić do pełni, nie zatrzyma nas na przekonaniu, że już wszystko jest zrobione.
Warto o tym pamiętać i pytać samego siebie, czy mam konkretną świadomość, nad czym w relacjach obecnie pracuję i na ile moja praca wzorowana jest na relacjach, jakie Ojciec w Duchu Świętym przez Jezusa nam dał, które poznaję z objawienia.
Jezus bardzo troszczy się o relacje, w których jesteśmy. Słyszymy, jak dziś demaskuje w sposób z lekka humorystyczny pewne zakłamane, obłudnie przechowywane w wielu z nas poglądy: Czy może niewidomy prowadzić niewidomego? Czy nie wpadną w dół obydwaj?
Odpowiedź na te pytania wydaje się bardzo oczywiste. Wydaje się, że każdy, kto słucha tych słów, jednoznacznie przytaknie Jezusowi. Jednak w przełożeniu na konkrety postaw, w których jesteśmy, ta rzeczywistość gdzieś nagle nam umyka. Owa tendencja, pokusa, żeby obserwować innych i ich krytykować przy doskonałym kamuflowaniu, zakrywaniu tego, co jest osobistą słabością, często w nas zwycięża.
Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? Jak możesz mówić swemu bratu: «Bracie, pozwól, że usunę drzazgę, która jest w twoim oku», gdy sam belki w swoim oku nie widzisz? Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka swego brata.
Ktoś zauważył, że w najlepszym z nas jest tak dużo zła, a w najgorszym z nas jest tyle dobra, że nikomu nie wypada szukać winy u innych.
Jezus ostrzega przed wchodzeniem w krytykanctwo, bo jest to stawianie się w pozycji kogoś, kto sam będąc niewidomym, prowadzi niewidomego. Taka chęć udoskonalanie innych bez poddawania się procesowi przemiany własnego serca i myślenia prowadzi do zdołowania siebie i innych osób.
Ostrzeżenie Chrystusa, pełne mocy Ducha Świętego, zaprasza nas dziś do postawienia sobie bardzo konkretnych pytań:
Ile w moim myśleniu, działaniu, jest krytycznych uwag pod swoim adresem?
Na ile przekłada się to na jakieś konstruktywne wnioski, a ile jest w tym dołowania siebie?
Ile w chęci wyjścia z pomocą do innych osób, będących w jakimś zagubieniu czy błądzących, jest w nas rzeczywistej pomocy, która przekłada się na konkretne rozmowy w cztery oczy, konkretne upomnienia i konkretną rozmowę o problemach, a ile tropienia, kto śmiał to powiedzieć, kto śmiał tak napisać czy tak zrobić?
Pytajmy samych siebie także i o to, czy jest w nas przestrzeń pozwalająca w głębokiej refleksji innym osobom, które jeszcze pewnych rzeczy nie przeszły, bardzo konkretnie dochodzić do wniosków, może dla nas już oczywistych?
Ile jest w nas blokady, która z góry zakłada, że jeżeli ja już coś przeszedłem, a widzę, że ktoś tego jeszcze nie przeszedł, to ja mu pokażę, to ja mu powiem?
Niedawno rozmawiałem z mamą, która kompletnie nie rozumie zachowań swojej córki. Ilekroć zwraca jej uwagę, tylekroć spotyka się z jakąś krytyką. Pierwsza zasadnicza sprawa, to na pewno konflikt pokoleń. Ale druga rzecz, to również i to, że często w nas, dorosłych – w rodzicach, wychowawcach, nauczycielach – brakuje refleksji. Po prostu nie jesteśmy w stanie objąć tego, że każdy ma swoją drogę dojścia do pewnych rzeczy. Wcale nie pomaga, jeżeli nieustannie dziecko słyszy nad sobą: Ja już przez to przeszłam i chcę cię ochronić. To żadna ochrona. To jest nic innego, jak prowokacja do tego, żeby zrobić coś na złość. Oczywiście, w efekcie końcowym nie wyjdzie to na złość mamie, tacie, ale dziecku. Jednak niemałą rolę w tym wyjściu na złość, mogą odgrywać bardzo nieroztropne, ograniczone w tej przestrzeni wolności dla innych ludzi, uwagi dorosłych.
Prośmy, żeby światło Bożego słowa, które chce dotrzeć do tego, co w nas jest jakąś ciemnością, zwyciężyło każdy opór wobec konkretnych wniosków, do których dziś słowo nas wzywa, konkretnych postaw, które słowo chce z nas wydobyć.
Ksiądz Leszek Starczewski