Dobre Słowo 12.06. 2011 r.
Oferta dla sztucznych i niemrawych
Ojcze, moc Ducha Świętego, którego posyłasz nam przez Jezusa, jest większa od przyzwyczajeń, skurczów naszej wiary, potężniejsza od grzechów. Proszę Cię o dar Twojego Ducha, o otwarcie naszych umysłów i serc, ale także o otwarcie dłoni w gotowości do działania zgodnie z wolą Ducha Świętego. Pomóż nam, aby w tej chwili nasze skupienie rozproszyło wszelkie rozproszenia, których będzie multum, abyśmy mogli usłyszeć to, co do nas mówisz, czym nas uzbrajasz, posyłając swoje słowo.
Niebywałe jest to, z czym – jako pierwszym – spieszy Chrystus do tych, którzy Go pominęli, wyparli się Go i zostawili: do swoich uczniów. Niejako na jednym tchu przynosi im Ducha Świętego, przynosi pokój.
Gdy patrzymy na relacje, jakie często nas łączą, to rzeczywiście mamy wiele do uczenia się od Jezusa. Mały test: jeśli ktoś nam podpadnie, ewentualnie nas zawiedzie albo bardzo mocno wpłynie na nasz system nerwowy, to przypomnijmy sobie, jaka jest nasza pierwsza reakcja. Co jako pierwsze z nas się wydobywa? Pewnie te reakcje są różne, ale nierzadko pojawia się szereg pretensji: Jak mogłeś? Znowu... Po tobie to już nie ma się co spodziewać. Natomiast w Sercu Jezusa – bardzo otwartym, w którym mogłoby być mnóstwo pretensji do uczniów, multum oskarżeń, mógłby ich punktować od A do Z, wykazywać im, jacy są zawodni – jest dar Ducha Świętego. Jezus bardzo chce, aby Duch został przez nich przyjęty.
Pokój wam! – jako pierwsze mówi Chrystus. A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Pokazał im ślady swojej męki. Serca zatrwożonych i zamkniętych z obawy przed tym, że strzelili największą gafę, jaką mogli strzelić w historii swojego życia, że nie rozpoznali szczęścia, sił, które były na wyciągnięcie ręki, serca scykorzałych apostołów rozradowały się darem pokoju, rozradowały się tym, że Jezus nie przynosi pretensji, nie wyjeżdża z listą zarzutów, skrupulatnie notowanych przez te trzy dni – od śmierci do jej pokonania. Jezus nie przynosi listy zarzutów, tylko pokój, który niesie radość.
Niebywałe i niesamowite jest również to, że ten pokój jest nie tylko dla uczniów. Jezus chce, aby apostołowie przekazywali pokój innym, bo mówi także na jednym tchu: Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane.
Darem pokoju warto się dzielić – szczególnie w niespokojnych czasach. Daru pokoju nie da świat, nie dadzą żadne układy ani porozumienia, żadne ludzkie – nawet najbardziej szlachetne – ustalenia. Może go dać tylko Bóg.
Ten dar pokoju w Duchu Świętym chce dzisiaj spłynąć także na nas. Czemu chce spłynąć? – Bo nasze serca często są pełne niepokoju, pozamykane z obawy przed tym, co ludzie powiedzą, jak będzie wyglądał nasz następny dzień. Jest taka modlitwa, hymn nieszporów w Liturgii Godzin, którą każdy ksiądz zobowiązany jest zanosić do Pana Boga, gdzie zwracamy się do Jezusa mówiąc: Słuchasz słów zrodzonych z lęku przed jutrem pełnym tajemnicy. Potrzebujemy daru Ducha Świętego, żeby nasza niemrawość, nasze rozmydlenie, które często sprawia, że ktoś, kto na nas patrzy, nie wie, czy jesteśmy poganie, czy katolicy, zostało przemienione tak, jak zostało przemienione u apostołów – w odwagę, czytelność, klarowność i taką jasność w naszych postawach, żeby nie było wątpliwości, kogo uznajemy za Boga i Pana w tym świecie.
Duch Święty przychodzi, aby rozprawić się z mnóstwem naszych lęków i z całą naszą dwulicowością, która grozi każdemu. Aby rozprawić się wreszcie z naszymi przyzwyczajeniami, zamykającymi nas na żywotność i sprawiającymi, że w swoim życiu jesteśmy byle jacy. Duch Święty chce to zmienić.
Jeżeli dominuje w nas przyzwyczajenie, jeżeli przychodząc na Mszę Świętą, nie spodziewamy się niczego wielkiego poza tym, że trzeba odsiedzieć, odstać swoje, przetrzymać duszność, to Duch Święty chce to w nas przemieniać. Bo przyzwyczajenie i brak oczekiwań, nastawienie, że już nic więcej nie zdarzy się w moim życiu, nie ma nic wspólnego z Duchem Świętym, a jest podobne do impregnatu, czyli substancji, którą kładzie się np. na drewno. Ona sprawia, że można tam lać wodę, ale i woda spłynie jak po kaczce. Przyzwyczajenia, rutyna, zero oczekiwań oraz: Dajcie wy mi wszyscy święty spokój! – to niesamowicie utrudnia radość w postawie życiowej. Jeszcze jakby dołożyć do tego: Nie wychylaj się! – brak odwagi – to już mamy komplet wyposażenia sztywnego, drętwego chrześcijanina, który nic nie wnosi w ten świat. Jest on jak sól, która utraciła swój smak.
Duch Święty przychodzi, aby wydobyć z nas te bardzo mocno skrywane energie życia w każdych latach, bez względu na ilość doświadczeń i zdarzeń stanowiących nasze życie.
Co robić, aby Duch Święty rzeczywiście z nas wychodził?
Kiedy młody Karol Wojtyła pierwszy raz pojechał do Kalwarii Zebrzydowskiej ze swoim tatą, kiedy chodzili po dróżkach Najświętszej Maryi Panny i po stacjach Drogi Krzyżowej, usłyszał: Synu, módl się codziennie do Ducha Świętego, a będziesz mądrym człowiekiem. Tak się tym przejął, że rzeczywiście, modlił się codziennie do Ducha Świętego – młody Karol, który później został papieżem.
Ta historia nie ma nas wyłącznie wprawić w zadumę. Ona potwierdza, co robi Duch Święty z tymi, którzy Go wzywają. Nie z tymi, którzy siedzą, obserwują, ale z tymi, którzy Go wzywają i chcą, aby ich życie – jakkolwiek ono wygląda – Duch Święty przemieniał. Potrzebujemy wołania o Ducha Świętego.
Weźmijcie Ducha Świętego! Pokój wam! – To znaczy: przyjmujcie te dary w modlitwie, w natchnieniach, w rozmowach, które sprawiają, że w wasze relacje wnosicie dobro. Różne są dary łaski, lecz ten sam Duch, różne są rodzaje posługiwania, ale jednemu Panu się służy. Różne są wreszcie działania, lecz ten sam Bóg, sprawca wszystkiego we wszystkich.
Żywy Duch Święty, który do nas przychodzi, nigdy nie chce się od nas odkleić. To my możemy się na Niego zamknąć, ale On od nas odkleić się nie chce.
Działanie Ducha Świętego – jak mówi autor natchniony – można poznać po bardzo konkretnych owocach: po ludzkiej dobroci, po uprzejmości, życzliwości, po miłości. Po pokoju, który się wnosi. Po otwartości sprawiającej, że potrafimy otworzyć usta i rozmawiać o prostych rzeczach. Po tym można poznać działanie Ducha Świętego. Nie chodzi o jakieś spektakularne gesty, efektowne dary, ale o rzeczy zwykłe, codzienne, wyrażające się nawet w prostym pytaniu: Ile łyżeczek cukru sypiesz do herbaty? O proste spojrzenie, które sprawia, że aż cieplej się robi na sercu, bo są jakieś oczy, które rozumieją sprawę. O przebywanie i rozmawianie ze sobą, a nie wyręczanie się komórką, telewizorem albo komputerem. Chodzi o proste gesty. To naprawdę jest w naszym zasięgu. Bo Duch Święty, który przychodzi, gdy jest przywoływany, nie odrywa nas od życia, ale w życie wprowadza.
Prośmy dzisiaj Ducha Świętego, żeby nasze serca, umysły, ręce, były otwarte na Jego działanie. Prośmy Ducha Świętego, żebyśmy wyszli z tego, co sprawia, że jesteśmy rozmydleni, rozmazani, że nie mamy wyraźnego obrazu, że jesteśmy nieczytelni, strasznie drętwi, niemrawi, aby przemieniał to w nas na wielką odwagę, wyrażającą się w prostych gestach.
Słyszałem ostatnio piosenkę, która od strony muzycznej nie zachwyciła mnie, ale trafiły do mnie jej słowa. Piosenkarka zwraca się do swojego chłopca: Kupiliśmy prawie wszystko, a nie mamy nic. Wróćmy do małych rzeczy, bo w nich ukryte jest szczęście.
Duchu Święty, Ty nie odrywasz nas od życia, nie sprawiasz, że jesteśmy drętwi, sztywni i sztuczni, ale pełni mocy, wyrażającej się w prostych gestach, w tym, że codzienność traktujemy jako miejsce spotkania z Bogiem. Zmiłuj się nad nami, kiedy parodiujemy chrześcijaństwo, kiedy swoim zachowaniem sprawiamy, że ludzie patrzący na nas pragną nie spotkać się z nami. Przemów do naszych serc tak, abyśmy przyjęli dar pokoju nie tylko dla siebie – nie po to, żeby schować się w czterech ścianach, ale właśnie po to, by się otwierać, by innym ten pokój przez zwykłe gesty przekazywać.
Ksiądz Leszek Starczewski