Dobre Słowo młodym 10.05.2011 r.
Mocne sceny mocnych
Dzisiaj w pierwszym czytaniu rozgrywa się bardzo mocna i krwawa scena. Młody, odważny chłopak o imieniu Szczepan, publicznie – na forum – wychodzi i mówi, że Ten, którego skazaliście, wyśmialiście, opluliście, ukrzyżowaliście, to posłany od Boga Jego Syn. Gdy o tym dzisiaj mówimy, jedni ziewają, inni nie zwracają na to uwagi, natomiast w tamtym momencie trzeba było naprawdę nie lada odwagi. To mniej więcej tak, jakby kibic sportowy sam stanął wobec przeciwnej drużyny i mówił bardzo odważnie o barwach swojego klubu i jego osiągnięciach. Tak też Szczepan staje naprzeciwko innej „drużyny” i publicznie mówi o Jezusie.
Dobre Słowo młodym 10.05.2011 r.
Mocne sceny mocnych
Zasadniczo są chyba dwie kategorie ludzi, reagujących na mocne sceny w filmie. Pierwsza to ci, którzy bardzo chcą widzieć krwawe sceny, z dużą dawką przemocy, kiedy bohaterowie się tłuką, widać kunszt bicia się i to, że mamy do czynienia z artystami, jeśli chodzi o łomot. Do tej grupy należą zasadniczo mężczyźni, choć znam też dziewczyny lubiące mocniejsze sceny w filmach. Druga kategoria to osoby, które albo się boją scen przemocy, albo nie chcą na nie patrzeć.
Mocne sceny. Bywa, że ktoś oglądający film, widząc scenę, w której wzrasta napięcie, jeszcze huknie, żeby podkręcić nastrój, jeśli obok niego siedzi ktoś drugi. Wtedy napięcie rośnie, a ten drugi rzeczywiście przeżywa to ze zwielokrotnioną siłą. Pomijam sytuacje, kiedy ktoś widział już film i oglądając go z kimś drugim, uprzedza, co będzie. Wtedy przemoc pojawi się nie na ekranie, a przed ekranem, bo chciałoby się tego kogoś skutecznie wyciszyć.
Dlaczego o tym mówimy? – Bo dzisiaj w pierwszym czytaniu rozgrywa się bardzo mocna i krwawa scena. Młody, odważny chłopak o imieniu Szczepan, publicznie – na forum – wychodzi i mówi, że Ten, którego skazaliście, wyśmialiście, opluliście, ukrzyżowaliście, to posłany od Boga Jego Syn. Gdy o tym dzisiaj mówimy, jedni ziewają, inni nie zwracają na to uwagi, natomiast w tamtym momencie trzeba było naprawdę nie lada odwagi. To mniej więcej tak, jakby kibic sportowy sam stanął wobec przeciwnej drużyny i mówił bardzo odważnie o barwach swojego klubu i jego osiągnięciach. Tak też Szczepan staje naprzeciwko innej „drużyny” i publicznie mówi o Jezusie.
Jak słyszymy dzisiaj w relacji św. Łukasza, Szczepan mówi do Żydów: Twardego karku i opornych serc i uszu! Bóg wam powiedział o najważniejszych sprawach w waszym życiu, przekazał wam te sprawy przez aniołów. Mało tego, przysłał wam swojego Syna, a wy twierdzicie, że jesteście najlepszą ekipą na świecie! Nie wychodzi do nich i nie śpiewa: Nic się nie stało, chłopaki, nic się nie stało, tylko woła: Twardego karku i opornych serc i uszu! I mówi rzecz niebywałą – trzeba mieć odwagę, żeby tak wystąpić: Wy zawsze sprzeciwiacie się Duchowi Świętemu. Wam nikt nie dogodzi. Zawsze wam źle. Nawet jak Bóg posyła swojego Syna.
Szczepan liczy się z tym, że za taką odwagę może zapłacić najwyższą cenę. Tu mi się przypominają właśnie te mocne sceny przesłuchań, wypraw wojennych poza granice naszego kraju, a nawet poprzedniego ustroju, kiedy w naszym kraju Służba Bezpieczeństwa potrafiła skatować człowieka przyznającego się do tego, że jest prawdziwym Polakiem. W takich sytuacjach trzeba było do końca być twardym. I Szczepan do końca jest twardy.
Jeszcze raz: przywykliśmy do historii Szczepana, ale nie wiadomo, co by było, gdyby nam przyszło stanąć wobec tej sytuacji i przeżywać ją jak Szczepan, kiedy on wypowiada tak odważne słowa. Tym, którzy je słyszą – jak mówi św. Łukasz – zawrzały gniewem serca i zgrzytali zębami na niego. A on z jeszcze większą odwagą mówił pełen Ducha Świętego – tego samego Ducha Świętego, który może być przyjęty tylko "formalnie" w sakramencie bierzmowania, ale może być też przyjęty przez wielką wiarę – patrząc w niebo: Widzę niebo otwarte i Syna Człowieczego. Widzę Chrystusa stojącego po prawicy Boga Ojca. Ja wiem, dla Kogo to robię i dlatego się nie boję. Co się wtedy stało? – A oni podnieśli wielki krzyk – możemy sobie wyobrazić wielki krzyk stadionowy, czy krzyk rozwścieczonego tłumu – zatkali sobie uszy i rzucili się na niego wszyscy razem. Co robi Szczepan? – Nie krzyczy: Wypieram się! Żartowałem! Pomyliłem się! Przesadziłem! Chłopaki, przestańcie! To nie tak! Zmieniam barwy klubu! Przechodzę gdzie indziej! – Nie! Tylko co robi?...
Wyrzucili go poza miasto i kamienowali. A on w ostatniej chwili życia – i to jest dopiero bohater: nie ten, który siedzi i coś mruczy pod nosem, nie ten, który chojrakuje. Szczepan mówi: Panie Jezu, przyjmij ducha mego! I modlił się nawet o to, by Bóg nie poczytał tego grzechu jego zabójcom. To dopiero jest klasa!
Po co o tym mówimy? Żeby sobie popodziwiać? Nie, ale żeby podkreślić, że Bóg, w którego wierzymy, to Bóg dający taką siłę i odwagę. Jeżeli ktoś myśli, że Bóg zamula albo zatruwa życie, to w stu procentach jest pewne, że nie ma kontaktu z Bogiem, który objawił się w swoim Synu, Jezusie Chrystusie. Jeżeli ktoś twierdzi, że jedyne, co Bóg ma do zaoferowania, to zanudzanie go, zamulanie jego życia, zabieranie mu marzeń, to znaczy w stu procentach, że ma kontakt nie z tym Bogiem, który objawił się w Jezusie Chrystusie. Bo jak się patrzy na Szczepana i na wielu innych męczenników, którzy nie bali się oddać życia, to jest jednoznacznie pewne: Bóg daje wielką moc i siłę do realizacji marzeń, planów, do odważnych akcji.
To działo się w pierwszych wiekach Kościoła, ale dzieje się i dzisiaj. Swego czasu było mocno nagłośnione to, co opowiadał pewien misjonarz: Młodego chłopaka złapali ekstremiści islamscy i bardzo jednoznacznie powiedzieli, żeby wypluł imię Jezusa, żeby powiedział, że to jest Ktoś mniejszy, niż Mahomet, że to nie jest Bóg. A on – cały drżący – powiedział: Bardzo się boję, ale jeszcze bardziej kocham Jezusa. Został zamordowany. Szczepan został ukamienowany, a ten chłopak został zamordowany.
Po co o tym mówimy? Żeby podkreślić, że Bóg daje moc. Jeżeli ktoś odkrywa, że ma przed oczami Boga, który zatruwa mu życie, odbiera radość, to na sto procent nie jest to Bóg, który objawił się w Jezusie Chrystusie. Jeżeli ktoś odkrywa, że boi się swojej wiary, to znaczy, że jej nie rozwija. Jeżeli ktoś myśli, że w sakramencie bierzmowania formalnie przyjął jakieś „regułki”, a nie odkrywa, że w tym sakramencie spotyka się z żywym Duchem Świętym, który – jak Szczepanowi – daje siłę każdemu z nas, to wychodzi stąd jeden bardzo ważny motyw: trzeba mocno prosić o wiarę, która jest odważna, żeby nie zmieniać barw klubu, jakim są chrześcijanie. I żeby patrząc na Szczepana, nie widzieć w nim kogoś, kto wychodzi przed drugi klub po to, żeby mu tylko nawtykać, ale kogoś przekonanego do swojej wiary i do Chrystusa.
Ksiądz Leszek Starczewski