Odwzajemniona
Bliskość Jezusa uwalnia prawdę ukrytą w sercu człowieka. Uwalnia i pokazuje etap odpowiedzi na miłość, jaką On daje. Maria dała się ponieść temu szaleństwu. Zgodziła się, aby jej serce, jej ciało, wyraziło miłość. Jej ciało, jej serce, ożyło przy Jezusie, nabrało nowego wymiaru, nowej odwagi. Nowa przestrzeń pojawiła się w tej miłości. Każde serce i każde ciało odżywa przy Jezusie, jeśli pozwala Mu na działanie, pozwala Mu, aby tą miłością obdarowywał, i pozwala sobie odpowiadać na miłość. Takie jest przesłanie i zachęta Bożego słowa w refleksji, do której jesteśmy zaproszeni. Akcentujmy to mocno, że Duch Święty uzdalnia do odpowiedzi na miłość, do szaleństwa miłości.
Panie Jezu, bardzo chcę ukazać Twoje zatroskane oblicze. Proszę Cię o miłosierdzie dla mojego serca. Oczyść je z tego, co przeszkadza objawiać się Tobie i umocnij w tym, co przybliża Ciebie. Proszę o namaszczenie Twoim Świętym Duchem dla moich sióstr i braci, których osobiście chcesz nawiedzić w tym słowie.
Sześć dni przed Paschą, czyli dzisiaj, Jezus przybywa do Betanii. Betania była jedną z miejscowości urzędowo zajmujących się organizowaniem zaplecza dla ogromnej rzeszy pielgrzymów zmierzających do Jerozolimy. To, że Jezus wybiera się na Paschę, jest czynem bardzo odważnym, bo – jak słyszeliśmy niedawno w Ewangelii – arcykapłani i faryzeusze wydali już konkretne rozporządzenie, aby każdy, kto będzie znał miejscu pobytu Jezusa, doniósł na Niego. Jezus jest stracony w ich oczach. Pójście do Jerozolimy na Paschę jest więc aktem niezwykłej odwagi, ale ta odwaga Jezusa jest cały czas podyktowana namaszczeniem od Świętego Ducha, które otrzymał. To w Jego mocy Jezus mierzy się z codziennością. To Duch Święty zaprawia Go do walki, która za sześć dni będzie miała swoje apogeum.
W Wielki Poniedziałek kolejny raz zatrzymujemy się nad sceną pobytu Jezusa w domu Łazarza. Marta – tradycyjnie już – zajęta jest posługiwaniem. Tym kochała Pana, tak objawiała miłość do Niego. Maria w swoim zakochaniu i w swojej miłości do Pana przyjmuje postawę dla niej charakterystyczną.
Drogocenny olejek nardowy to pachnidło z najwyższej półki, którym namaściła Jezusowi nogi, a włosami swymi je otarła. W Psalmie 23, o pasterzu, jest powiedziane: Namaszczasz mi głowę olejkiem, kielich mój pełny po brzegi. Psalmista wyraża przez to, że jest przez Pana traktowany niesamowitymi darami. Namaszczenie komuś głowy olejkiem było wyraz najwyższej czci, jaką można okazać.
Maria kocha Jezusa w sobie właściwy sposób. Ile osób kocha, każda z nich w sobie właściwy sposób tę miłość wyraża i przeżywa. W całej swojej delikatności nie odnajduje się przy Jezusie jako ktoś, kto może okazać aż taką cześć w formie i w wyrazie, żeby namaścić Mu głowę. Namaszcza Mu nogi. Włosami swymi je otarła – to szczegół niezmiernie ważny i istotny, bo publiczne pokazanie się kobiety z rozpuszczonymi włosami było wysoce nietaktowne. Jednoznacznie klasyfikowało ją jako kobietę, która się nie szanuje. Kiedy dziewczyna wychodziła za mąż, chowała włosy, bo od tej pory całe jej piękno należało już tylko do pana młodego. Wiele zgromadzeń zakonnych zachowało ten zwyczaj. Gest Marii potrójnie zatem uderza swoją niesamowitością i świadczy o biciu jej serca w rytmach ogromnej miłości.
Jeżeli ktoś nie kocha, będzie mu trudno zrozumieć tę rozrzutność i delikatność wyrażaną przez to, że w tym momencie Maria nie namaszcza głowy, tylko nogi, oraz gest rozpuszczonych włosów, którymi nogi wyciera. Tak istotnie jest. Zakochani nie liczą niczego, nie tylko czasu. To jest to szaleństwo, które Jezus przyjmuje.
Dzisiejsza Ewangelia jest zaproszeniem do osobistej refleksji na temat naszych reakcji, naszych gestów miłości, będących odpowiedzią na miłość Jezusa. Jakie to są gesty? Na ile jesteśmy w nich obecni my, ze swoją wrażliwością, pomysłowością, z autentyzmem? Na ile świadczymy gesty miłości? Bo miłość jest wzajemna. Nie charytatywna, tylko wzajemna. Nie działa jednostronnie, tylko dwustronnie: poprzez przyjęcie i oddanie. Jezus takiej miłości uczył: Jak Ojciec Mnie umiłował, tak Ja was umiłowałem. Miłujcie się wzajemnie – tę samą miłość przekazujcie, tej samej miłości się uczcie.
A dom napełnił się wonią olejku. Ten dom i to miejsce, które – moglibyśmy powiedzieć – jeszcze niedawno cuchnęło śmiercią, grobem Łazarza, teraz napełnia się życiem. Tu rozchodzi się życie. Roznosi się miłość. Miłość ma to do siebie, że chce być roznoszona. Mało tego. Miłość niesie. Jest bardzo nośna, jeśli tylko jest zgoda, aby ją przyjąć i wyrazić. Niedoskonałość, jakaś rysa na miłości, ma to do siebie, że ona zaczyna kalkulować. Kiedy ktoś nie wydoskonala się w miłości, ale tkwi w jakiejś jej karykaturze, to wiele rzeczy kalkuluje.
Maria nie kalkuluje opinii ludzkich, nie rachuje. Ona po prostu chce przylgnąć do Jezusa. Pragnie Mu okazać miłość. To jest niesamowite. Przepiękne.
Jeszcze raz: sensem tej Ewangelii, tych rozważań, jest nasza refleksja nad sposobem przyjmowania miłości i oddawania jej, czy też reagowania na miłość. Jeśli ktoś gromadzi miłość w spichlerzach dobrego samopoczucia i własnego wygodnictwa, to nic, poza egoizmem, z tego nie będzie.
Hojność Marii jest dla nas zaproszeniem i przynagleniem do tego, by patrząc na naszą odpowiedź na Jezusową miłość, prosić Pana o to, by budził naszą oryginalność i kreatywność, byśmy nie wstydzili się gestów wpisanych w nasz sposób odpowiedzi na miłość. Żebyśmy uczyli się wierzyć, że jesteśmy do tego uzdolnieni i że źle nam będzie, gdy zaczniemy kopiować czyjeś gesty. Źle nam będzie, jeśli będziemy książkowo podchodzić do uczenia się tych gestów. One są w nas. Duch Święty wyzwala te gesty w nas, jeśli damy ponieść się miłości.
Bliskość Jezusa uwalnia prawdę ukrytą w sercu człowieka. Uwalnia i pokazuje etap odpowiedzi na miłość, jaką On daje. Maria dała się ponieść temu szaleństwu. Zgodziła się, aby jej serce, jej ciało, wyraziło miłość. Jej ciało, jej serce, ożyło przy Jezusie, nabrało nowego wymiaru, nowej odwagi. Nowa przestrzeń pojawiła się w tej miłości. Każde serce i każde ciało odżywa przy Jezusie, jeśli pozwala Mu na działanie, pozwala Mu, aby tą miłością obdarowywał, i pozwala sobie odpowiadać na miłość. Takie jest przesłanie i zachęta Bożego słowa w refleksji, do której jesteśmy zaproszeni. Akcentujmy to mocno, że Duch Święty uzdalnia do odpowiedzi na miłość, do szaleństwa miłości.
Bliskość Jezusa odkrywa też to, co dzieje się w sercu Judasza. Zatrzymajmy się chwilę nad tym. Mianowicie: jeden z uczniów Jego, ten, który miał Go wydać, odpowiedzialny za pieniądze Apostołów, ukazuje, co jest w jego sercu. Zgadzam się z opinią, że najbardziej jesteśmy kuszeni, zniechęcani i atakowani w tych miejscach, w których jesteśmy najbardziej uzdolnieni. Jeżeli mamy do czegoś smykałkę, to tutaj jesteśmy najszybciej i najskuteczniej atakowani.
Jak zauważył jeden z komentatorów, Judasz nie otrzymał trzosu pieniędzy, żeby się szybciej wykończył, żeby „przy okazji” zdrady wyszła jeszcze i ta potworna jego przypadłość, jaką było złodziejstwo. To była dla niego bardzo wielka szansa. Niewykluczone, że otrzymał tę funkcję, żeby rzeczywiście mógł się rozwinąć, bo miał smykałkę do pieniędzy. Let's make money – róbmy pieniądze... Judasz miał smykałkę do robienia pieniędzy. I to była dla niego szansa, a nie gwóźdź do trumny. Jezus nie robi takich rzeczy. Jeżeli coś daje, to daje też siły na to, żeby to spełnić. Może niektórzy z nas mają wysłuchać tych rozważań tylko po to, żeby zapytać siebie: Czemu się dziwię, gdy po otrzymaniu jakiegoś zadania natychmiast mam pod górkę? Niewykluczone, że do tego zadania, które otrzymuję, jestem szczególnie uzdolniony i dlatego szczególnie w tym miejscu poniewierany, atakowany, zniechęcany. Warto o tym pomyśleć.
Reakcja Judasza uzewnętrznia to, co się w nim psuje. Czemu to nie sprzedano tego olejku za trzysta denarów i nie rozdano ich ubogim? Przecież to też była forma oddawania miłości, jaką otrzymało się od Boga. Troska o ubogich... To byłby też świetny sposób: Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, Mnieście uczynili. A jednak jest tutaj pewne zakłamanie, które w tej chwili demaskuje Jezus. Nie demaskuje go łagodnie, bo mówi: Zostaw ją! – Tu jest wykrzyknik, bardzo mocno przemawiający do nas, jeśli chodzi o intencje Jezusa. Jezus bierze Marię w obronę. Maria, w swoim szaleństwie miłości, prorokowała, sama o tym nie wiedząc. Bo miłość ma w sobie moc proroctwa. Ma moc pokazywania tego, co jest dalej, przeciągania przez grób, przez zniechęcenie... Miłość ma moc proroctwa.
Przechowała to, aby Mnie namaścić na dzień mojego pogrzebu. Bo ubogich zawsze macie u siebie, ale Mnie nie zawsze macie. Odpowiedź Judasza w Betanii, w warunkach, które stwarza mu Jezus, a także Maria poprzez odpowiedź na miłość Jezusa, uzewnętrznia w Judaszu to, nad czym mógłby pracować, za co powinien się wziąć z pomocą łaski Pana, który jest bardzo blisko. Nie jest to oskarżenie Judasza dla oskarżenia, tylko pomoc, wyciągnięta dłoń, której Jezus nie odmówi mu do końca. Do końca kocha także jego.
Ilekroć w różnych sytuacjach, w bliskości Jezusa, odkrywamy rzeczy, które mogą nam się wydawać albo są jednoznacznie przykre i złe, ilekroć odkrywamy coś dzięki obecności innych osób, które mówią nam o rzeczach złych, niewłaściwych, jakie w nas widzą, tylekroć jest to okazja nie do tego, żeby się zacietrzewić, zatrzasnąć w sobie i zamknąć na cały świat, traktując go jako jednego wielkiego oskarżyciela, ale szansa na zbliżenie się do Jezusa. Nie chodzi o to, żeby kalkulować: Dam radę czy nie dam rady?, bo Jezus jest blisko. Mam zbliżać się do Niego i otwierać na Niego swoje serce, swoje słabości, rany, by On mógł je opatrzyć oliwą, namaścić swoim Świętym Duchem.
Panie Jezu, Ty jeden wiesz, jakie reakcje są teraz w sercach słuchających tego słowa. Zawierzam je wszystkie Tobie, który jesteś pełen miłości i dobroci.
Proszę Cię, oczyszczaj w nas to, co sprawia, że sami komplikujemy bliskość z Tobą i pokazuj nam moc większą od tych komplikacji, które robimy, moc Twojej miłości, która zaczyna ogarniać nas i działać w nas, gdy jest przyjmowana i przekazywana. Dodaj nam odwagi, abyśmy w sposób właściwy dla swojej wrażliwości i pomysłowości dzisiaj także odpowiedzieli na Twoją miłość.
Ksiądz Leszek Starczewski