Dobre Słowo 20.01.2013 r.
Chrześcijanie gdzie ta wasza radość? I nie jest to pytanie o sztuczny uśmiech.
Duchu Święty, Ty nie znosisz, kiedy zatrzymujemy się w półprawdach czy w pół drogi do Jezusa, ale interweniujesz i działasz, pobudzasz nas i często nie dajesz nam wewnętrznego pokoju. Proszę, pomóż nam odkryć te miejsca w spotkaniach z Jezusem, w których zatrzymaliśmy się w pół drogi, gdzie teoretyzujemy na temat wiary, radości, miłości. Przyjdź z wolnością, która jest darem spotkania z Jezusem wcielonym, z wyzwalającym słowem.
Dobrym uczynkiem ze strony ateistów jest, kiedy widząc nas, chrześcijan, smutnych, śmieją nam się w twarz. A jeszcze innym, kiedy z nas kpią w sytuacjach, kiedy widzą sztuczną radość czy wesołkowatość, uśmiech przyklejony do naszych twarzy, nieprzekładający się na wewnętrzny pokój serca czy na pełną radość.
Dziś słowo mówi o radości. Z treści poszczególnych czytań próbuje do nas dotrzeć zachęta do postawienia sobie bardzo osobistego pytania: Co z moją radością? Jak ona wygląda? Czy ona w ogóle wygląda, a jeśli tak, to jak wygląda z mojego serca, z oczu, z uśmiechów, z zachowania?
Prorok Izajasz stawia sobie bardzo wymagające zadanie: Przez wzgląd na Syjon nie umilknę, przez wzgląd na Jerozolimę nie spocznę, dopóki jej sprawiedliwość nie błyśnie jak zorza i zbawienie jej nie zapłonie jak pochodnia. Stawia je sobie w sytuacji niezwykle trudnej – zupełnej ruiny, w jakiej znajduje się naród izraelski, wobec spustoszenia i doświadczalnego porzucenia. To zadanie obejmuje dwie postawy, będące dziś w słowie wyraźnym sygnałem skierowanym do nas w kontekście tej refleksji, o której wspomniałem na początku, czyli pytania o naszą radość o i to, jak ona wygląda.
Po pierwsze, Izajasz mówi, że nie umilknie. Ma konkretny cel: Przez wzgląd na Syjon i na Jerozolimę, czyli na miejsca, w których lud ma się cieszyć świętością i obecnością Boga, nie umilknę, to znaczy: będę głosił słowo Boga. Nie spocznę, to znaczy: nie tylko będę głosił to słowo, ale będę je wprowadzał w życie dotąd, aż sprawiedliwość Jerozolimy, Syjonu nie błyśnie jak zorza i zbawienie jej nie zapłonie jak pochodnia. Najwyraźniej prorok, wsparty pragnieniami Ducha, nie chce zatrzymać się w pół drogi, czyli na obecnie przeżywanej sytuacji spustoszenia i porzucenia. Pragnie głosić słowo i wprowadzać je w życie. Oddzielając od siebie te dwa bardzo ważne elementy, parodiujemy wiarę, czyli dajemy powód do dobrych uczynków ateistom – wręcz powinni oni śmiać się w twarz tym wyznawcom Boga, którzy są smutni, czy też kpić z tych wyznawców Boga, którzy przyklejają sobie do twarzy telewizyjny uśmiech nr 137, robiących dobrą minę do złej gry. Nie umilknę, słucham słowa, głoszę słowo, nie spocznę, dopóki go nie wprowadzę w życie.
Żebyśmy doświadczyli tego, że nie jesteśmy porzuceni i spustoszeni, nawet gdy wszystko na to wskazuje, te dwa elementy ze słowa stają dziś przed nami jako bardzo wyraźne propozycje. Oczywiście, skierowane są zarówno do tych, którzy może dopiero od kilku dni słuchają słowa, jak i do tych, którzy już są – mówiąc delikatnie – bardzo zaawansowanymi słuchaczami, oraz do tych, którzy ostatnio, mimo że zobowiązali się do rozważań, nie podejmują już komentarzy do słowa. To słowo jest skierowane do konkretnych sytuacji życiowych, w których nas zastaje, dając bardzo wyraźne wskazania: nie umilknę, nie spocznę.
Tym, co przychodzi jako druga pomoc w odpowiedzi na pytanie o miejsce mojej radości i o to, jak ona dziś wygląda, jest uwaga, którą Paweł apostoł czyni Koryntianom. Mówi o wielu różnych darach łaski, lecz o tym samym Duchu, o różnych rodzajach posługiwania, o obecnej w nas różnorodności, ale o tym samym Duchu. I dodaje: Wszystko zaś sprawia jeden i ten sam Duch, udzielając każdemu tak, jak chce.
Wszystko zaś sprawia jeden i ten sam Duch. Czyli: nie umilknę, nie spocznę, uzupełnione zostaje o prawdę o działaniu w nas Ducha. Albowiem to Bóg jest w was sprawcą i chcenia, i działania (Flp 2,13). Czyli: Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić (Mt 8,2). Zatem to nie moje wysiłki, czynione jako uszczęśliwianie siebie i innych, ale słuchanie słowa i wprowadzanie go w życie dzięki współpracy z Duchem Świętym otwiera moje serce na radość. Jeśli brakuje tych dwóch elementów, to po raz kolejny dajemy ateistom uzasadniony powód do śmiania się nam w twarz i do kpienia z naszych zakłamanych postaw.
Ewangelia łączy w sobie całość. W Kanie Galilejskiej pojawia się – symbolicznie, ale i realnie – problem zagrożenia czy zalania uroczystości weselnej smutkiem i hańbą: zabrakło wina. Widzimy reakcję Maryi, która przynosi tę sprawę do Jezusa i uzyskuje znaną nam odpowiedź. Trzeba by się zapytać: na ile ja stosuję w życiu taką postawę? Na ile przynoszę Jezusowi – jak Maryja – ten problem zagrożenia, zalania smutkiem, depresją, zniechęceniem? I choć rzeczywiście odpowiedź Jezusa jest trudna, interpretatorzy naświetlają ją z różnych stron, ale sedno całej sytuacji wydaje się zawierać w prostym stwierdzeniu Maryi skierowanym do sług: Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie.
Przez wzgląd na Syjon nie umilknę, przez wzgląd na Jerozolimę nie spocznę. – Zróbcie, co powie.
Słudzy rzeczywiście wykonują polecenia.
Stajemy wobec pytania, które padło na początku rozważań: co jest z naszą radością? Jeżeli to pytanie zostanie pozbawione kontaktu z drugim pytaniem, może być tylko teoretyzowaniem i niczym nieubogacającym nas rozważaniem tego słowa. Drugie pytanie brzmi: Co zrobiliśmy ze słowem usłyszanym w tym tygodniu, w ostatnim czasie?
Czy udało nam się po każdym rozważaniu wypisać sobie choć jedno zdanie, nad jednym zdaniem się zatrzymać?
Czy wysłałem do kogoś echo słowa – choćby w formie sma-a, świadectwa pisanego, czy przekazanego w rozmowie na temat słowa?
Czy zastosowaliśmy w sposób praktyczny te elementy ze słowa, które nas pobudziły, przyniosły natchnienie do konkretnego działania, do zrobienia wszystkiego, co powiedział nam Jezus?
Droga siostro i bracie, rozważania te nie mają na celu wzbudzenia w nas postawy kogoś, kto rozwiązuje problemy czy znajduje odpowiedź na każdą kwestię. Ich celem ma być zażyła rozmowa z Jezusem, dotykająca zagrożeń smutkiem naszego życia czy też realnej kapitulacji wobec smutku – wszystkiego, co chce przepędzić z nas pełną radość. Ta zażyła rozmowa z Jezusem jest kluczem do każdego rozważania słowa i do spełniania tego, co Jezus w tym słowie mówi.
Jedna z osób rozważających w tym tygodniu Dobre Słowo zatytułowane Spragnione spotkania napisała: Przyszłam dziś na adorację do kościoła z taką radością, a rozważany był temat cierpienia i ta radość gdzieś tam popłynęła. Ale ważne, że było pragnienie spotkania z Miłością. Trzymajmy się pragnień, które chcą radości, nawet gdy wdziera się smutek i jest pokusa, której – zdaje się – nie stawimy czoła. Prośmy przez Maryję, żywo przy nas obecną w tajemnicy Kościoła, aby nasze przyglądanie się temu, co idzie jako zagrożenie dla pokoju naszego serca i dla pełnej radości, zawsze owocowało natychmiastową interwencją modlitewną, szczególnie przez Jej wstawiennictwo.
Ksiądz Leszek Starczewski