Dobre Słowo 9.01.2013 r.
Rozmodlił i jakby minął
Duchu Święty, Ty znasz najlepsze, czyli najskuteczniejsze sposoby dotarcia ze słowem Jezusa do naszych serc. Proszę Cię, wykorzystaj je teraz.
Kiedy Jezus nasycił pięć tysięcy mężczyzn, zaraz przynaglił swych uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, do Betsaidy, zanim odprawi tłum. Gdy rozstał się z nimi, odszedł na górę, aby się modlić.
Budzą się we mnie dwa powody fascynacji postawą Jezusa. Pierwszy to ten, że Jezus mówi o Ojcu nie po to, żeby się pochwalić, jakiego ma Ojca, ale żeby wywyższyć Ojca – jaki jest. Kiedy mówił do Żydów, w Ewangelii Jana, podkreślał: Ja nie szukam swojej chwały. Wy nie uznajecie obecności Boga dlatego, że szukacie swojej chwały, a nie Boga. Ja szukam chwały Tego, który Mnie posłał – szukam Jego obecności. Druga kwestia: będąc w takiej serdecznej zażyłości z Ojcem – Ja i Ojciec jedno jesteśmy – Jezus najzwyczajniej w świecie idzie się modlić. To jest powód do fascynacji Jezusem. Można wiele mówić o słowie, można wiele czytać słowa, można przyjmować przeróżne postawy, ale jeśli zabraknie modlitwy, to jest psu na budę.
Łatwo da się odróżnić chrześcijanina, księdza, siostrę zakonną, mówiących o Bogu, do którego się modlą, od mówiących o Bogu, o którym się nauczyli, tylko i wyłącznie usłyszeli. Jezus się modli. To wyraźny sygnał z dzisiejszego fragmentu Ewangelii według św. Marka – Jezus po prostu zatapia się w modlitwę.
Kolejna rzecz to nietypowe, zaskakujące działanie Jezusa: Wieczór zapadł, łódź była na środku jeziora, a On sam jeden na lądzie. Widząc, jak się trudzili przy wiosłowaniu, bo wiatr był im przeciwny, około czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze, i chciał ich minąć. Oni zaś, gdy Go ujrzeli kroczącego po jeziorze, myśleli, że to zjawa, i zaczęli krzyczeć. Widzieli Go bowiem wszyscy i zatrwożyli się.
Jezus ma też taki sposób odnajdywania nas. Wchodzi w nasze życie po pierwsze tak, jakby je mijał, jakby nie był nim zainteresowany, po drugie, jest w centrum naszych lęków, zwidów, zjaw, a jednocześnie jakby je wywoływał.
On zaraz przemówił do nich: „Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się”. I wszedł do nich do łodzi, a wiatr się uciszył. Oni tym bardziej byli zdumieni w duszy, że nie zrozumieli sprawy z chlebami, gdyż umysł ich był otępiały. Do uczniów docierało coś zupełnie innego, a Jezus ich tak zaskakuje. To jest jeden ze sposobów przychodzenia Jezusa. Wywołuje nasze zjawy, lęki, stawia się w pozycji kogoś, kto najwyraźniej nas nie słucha, nie jest zainteresowany odpowiedzią na nasze prośby i modlitwy, czy po prostu mija nas, lekceważy, pomija nasze życie, a tymczasem jest w jego centrum. Ma moc, która potrafi uciszyć wiatr, uspokoić nasze najgorsze nawet stany i siąść w środku, wejść do łodzi, w miejsce, gdzie żeglujemy przez morze życia.
Otępiały umysły uczniów. Jesteś siostro, bracie, otępiała/otępiały, kiedy rozważasz to słowo? Jeśli nie, to gratulacje – szczere, pełne podziwu. Jeśli tak, jest nad czym pracować. Jest gdzie przyjmować łaskę Jezusa, który zbawia.
Ksiądz Leszek Starczewski