Dobre Słowo, 31.01.2014 r. – piątek, III tydzień zwykły
2 Sm 11,1-4a.5-10a.13-17.27c; Ps 51,3-7.10-11; Mt 11,25; Mk 4,26-34
On sam nie wie jak
Otaczają nas dwie znaczące tajemnice. Jedna obejmuje gnicie, czyli całkowity rozkład. Proces ten jednak w przedziwny sposób zmierza do życia w obfitości. Natomiast druga tajemnica ujawnia życie trawione przez zgniliznę rozciągającą się w nieskończoność śmierci. Jeśli nawet nie rozumiemy tych tajemnic, dobrze śpimy w ich otoczce bądź zachowujemy czujność, to i tak ich nasienie kiełkuje i rośnie. Zboże wraz z chwastem. Rosną aż do żniw. W każdym człowieku i pośród wszystkich ludzi. Święty Paweł określa je w dość łagodny sposób jako tajemnicę pobożności i nieprawości.
Dziś w czytaniach liturgicznych chcą nas dotknąć obie te tajemnice. Może to się dokonać jedynie w modlitewnej refleksji nad Słowem Życia.
Z obfitego plonu, który przynosi wrażliwy na słowo Pana Dawid, zaczyna powoli wydobywać się zapach stęchlizny. Jakieś ziarna zarażone chorobą stopniowo przenoszą swe nieszczęście na inne. Małe liski zaczynają pustoszyć winnice w czasie, gdy pięknie kwitną (por. PnP 2, 15). O co chodzi w tych obrazach? Jest w nich zawarta pewna symbolika, którą ukazuje nam dzisiejsza Liturgia Słowa.
Pierwsze czytanie podejmuje temat króla Dawida. Jesteśmy przy nim w momencie, w którym zrezygnował z podjęcia zadań, należących do jego kompetencji. Na początku roku, gdy królowie zwykli udawać się na wojnę, Dawid zamiast wyruszyć z wojskami, wyprawia jako dowódcę dzielnego wojownika Joaba. Sam natomiast pozostał w Jerozolimie. Zaprzestał czynności, które – dzięki zdolnościom i otrzymanym kompetencjom – miały służyć innym ludziom. Przez to zaniechanie stanie się teraz dla nich zagrożeniem. „Zaowocuje” to zgnilizną. Kto wie, jak czynić dobro, a nie czyni, popełnia grzech (Jk 4, 17). Dawid z pasterza przepoczwarza się w wilka. Idąc tokiem tego myślenia, jednocześnie trzymając się użytego porównania do wilka, można by się pokusić o pewną analogię do procesu powstawania zboża, którym Jezus posłużył się w przypowieści. Najpierw pojawia się źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarno w kłosie. W zachowaniach Dawida podobnie: najpierw pojawiają się pazury, potem kły, a potem całe zwierzę jest już gotowe do krwawej uczty.
On sam nie wie jak… Czy to oznacza, że nie ma wpływu na bieg zdarzeń? Nic bardziej błędnego. Dawid właśnie w tej chwili zdecydował się je tworzyć. Czy ktoś, kto rozpędził auto pod górę, a potem, zjeżdżając z niej, nie dodawał gazu, gdy śmiertelnie kogoś potrąci, wytłumaczy się tym, że przy zjeździe nie wciskał pedała gazu? W filmie pt. „Misja” (reż. Rolland Joffe) jest w końcowej scenie pewien pouczający dialog. Dokonuje się on pomiędzy przedstawicielem kolonialnej potęgi a papieskim komisarzem uczestniczącym w likwidacji kwitnącej misji indiańskiej w Ameryce Południowej: Eminencja nie mógł inaczej. Świat jest właśnie taki! – Nie, świat nie jest taki. Myśmy go takim uczynili. Ja go takim uczyniłem.
Król Dawid, zaniedbując walkę, daje się też pokonać. A przecież: Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą (św. Augustyn). I nie chodzi w tym momencie tylko o militarne bitwy. Symbolicznie ukryta jest tu także prawda o ludzkiej współpracy z łaską bądź zaniedbaniu w przyjmowaniu jej zbawiennej mocy. Twoja łaska jest cenniejsza od życia (Ps, 64, 4). Tam, gdzie nie walczy się o życie, współpracując z łaską, zaczyna się walczyć z życiem. Kroki Dawida są prawie nie do odkrycia. Szczegółowo w przebiegłości zaplanowane działania nabierają rozmachu. Te same zdolności, ta sama moc otwartości, a jednak inne zastosowanie – użycie. Nawet wyraz zdaje się oddawać klimat wytwarzany właśnie przez Dawida. Użycie zastąpiło służbę. Jego działania są radykalnie inne od wcześniejszych. Dopóki człowiek służy, dopóty wszystko dla niego jest darem. Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie (Mt 10, 8). Kiedy zaczyna panować i używać, dary zamieniają się w coś, czym nie są, czyli w rzeczy na własność. Pasterz zamienia się w wilka, sługa w rządcę, miłość w pożądanie, a życie w śmierć. I nie jest to bynajmniej rodzaj jakiegoś awansu. Jeśli już, to można by tu powiedzieć o karierze robionej we współpracy ze złem.
Pożądliwość, która „wpadła” tylko na moment, zasiedziała się na dłużej. Bardzo piękna kobieta, Batszeba, zostaje przez Dawida potraktowana jak rzecz. Mąż jej, Uriasz Chetyta – jak przedmiot, który w pewnym momencie przestał być przydatny, więc można go było wyrzucić. Byli zabici wśród ludu i sług Dawida; zginął też Uriasz Chetyta. Ujawnia się rąbek tajemnicy bezbożności, czyli takiego patrzenia na świat, jakby Bóg na niego przestał już patrzeć. A w praktyce, to jakby Go w ogóle nie było. A wszystko zaczęło się od – wydawałoby się – małych zaniedbań. I w tym momencie autor natchniony dodaje lapidarny, ale treściwy komentarz do tej pogmatwanej historii: Postępek, jakiego dopuścił się Dawid, nie podobał się Panu. Tu można by zapytać: No i co z tego, że się nie podobał? A jednak, jak okaże się w dalszej części zdarzeń, to zdanie ma ogromne znaczenie i znajdzie swoje głębokie rozwinięcie.
Ile we mnie, czytającym tę żywą historię, jest ograniczonego zaufania w podejściu do siebie? Na ile potrafię badać natchnienia, które wciąż – jak myśli – żywo się pojawiają? Które z podejmowanych przeze mnie obowiązków leżą w moich kompetencjach, a gdzie wkraczam na teren obcy upodobaniom, jakie Pan ma względem mnie?
A czym w takim razie jest tajemnica pobożności? To działanie odwrotne do wcześniej opisanego. Tajemnica pobożności jest więc żywym spojrzeniem na świat dziecka, które swe oczy „ma po Tatusiu”, czyli po Bogu. W takim widzeniu świata ufa się mocy ziaren sianych przez Siewcę. Czy człowiek śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy nasienie kiełkuje i rośnie, on sam nie wie jak. Wie jednak gdzie. Z dnia na dzień i z nocy na noc staje się dla nasion coraz żyźniejszą glebą. Rozmaite wydarzenia i osoby są darami, przez które Pan dokonuje wielkich dzieł. Nawet, jeśli każdy z nich wydawać by się mógł na początku niepoważnie małym, to jednak zmierza do znaczącego celu. Zupełnie tak, jak wsiane ziarnko gorczycy. Jest najmniejsze ze wszystkich nasion na ziemi. Lecz wsiane, wyrasta i staje się większe od innych jarzyn; wypuszcza wielkie gałęzie, tak że ptaki powietrzne gnieżdżą się w jego cieniu.
Warto podkreślić raz jeszcze to, że człowiek sam nie wie, jak (to się dzieje), ale wie, gdzie (się odbywa). A gdzie? W glebie użyźnianej coraz lepszym zaufaniem. Im głębsze zaufanie, tym żyźniejsza gleba. A w niej dokonuje się powolny proces gnicia, czyli rozkładu, z którego – w przedziwny sposób – rodzi się plon, jak życie. Stopniowo i w obfitości. Ziemia sama z siebie wydaje plon, najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarno w kłosie. A gdy stan zboża na to pozwala, zaraz zapuszcza sierp, bo pora już na żniwo.
Jaki jest obecny etap mojego uczenia się zaufania do Pana, czyli użyźniania gleby mego serca? Ile we mnie jest dziś otwartości na – choćby nawet – najmniejsze ze wszystkich nasion na ziemi, czy źdźbła dobra?
Panie, dziękujemy Ci za każde ziarno Twego słowa. Budź w nas, prosimy, coraz większe zaufanie do jego potężnej mocy. Spraw, abyśmy jej ulegali w czasie, jaki wyznaczasz swoją mądrą miłością i przez to stawali się czytelnymi znakami Twojej zwycięskiej obecności w świecie.
Ksiądz Leszek Starczewski