Dobre Słowo, 30.01.2014 r. czwartek, III tydzień zwykły

Dobre Słowo, 30.01.2014 r. – czwartek, III tydzień zwykły

2 Sm 7,18-19.24-29; Ps 132,1-5.11-14; Ps 119,105; Mk 4,21-25

Wreszcie usiąść z wrażenia

Dawid rozkleił się przed Panem. Trudno dopatrywać się tu tkliwości, przed którą – zdaje się – mocno bronią się mężczyźni. Nie ona tu się ujawnia. Mowa i zachowanie króla świadczą o mocnym poruszeniu serca. To wszystko następuje w odpowiedzi na słowa Boga przekazane mu przez proroka Natana. Wtedy król Dawid poszedł do świętego namiotu, usiadł w obecności Pana i tak przemówił: „Panie, mój Boże, kim ja jestem
i czym jest mój dom, że przywiodłeś mnie aż dotąd?”
Dawid rzeczywiście usiadł
z wrażenia po tym, co odkrył w słowach i działaniu Boga. Jego serce zostało w sposób tajemniczy, bo związany z działaniem Bożego Ducha, głęboko ujęte przez jedynego Boga! Ten, którym fascynuje się męskie serce Dawida, Pan Zastępów(!), zdobywa go kolejny raz. I Dawid to dostrzega!

Niesamowicie ważne jest to, że jego otwartość na Pana, nastawienie do Jego działania w konkretnej rzeczywistości, są wciąż tak pełne świeżości życia! Dlatego też odkrywa się przed Dawidem niebywały dynamizm Bożej miłości, która nie jest w stanie zaprzestać obdarowywania. Bogu wciąż jest mało tego, co dał, i wciąż chce ponawiać swoje zabiegi o ludzkie serce kolejnymi darami! Bóg nie daje za wygraną nawet wówczas, gdy – po ludzku – Jego dary wydają się chybione, bo zostaną zmarnowane przez człowieka. Tak też ewangeliczny Siewca rzuca ziarno nawet w te miejsca, w których ono nie wyda plonu. Ale dla Ciebie, Panie mój, Boże, nie było tego dosyć! Zechciałeś jeszcze udzielić obietnic domowi Twojego sługi na daleką przyszłość! To są tak pewne
i trwałe obietnice, że życie, rzeczywiście, nie może mieć końca! Wiele się w nim zmieni, ale się nie skończy – czego gwarantem jest sam Pan. Albowiem życie Twoich wiernych, o Panie, zmienia się, ale się nie kończy, i gdy rozpadnie się dom doczesnej pielgrzymki, znajdą przygotowane w niebie wieczne mieszkanie (z prefacji Mszy św. za zmarłych).

Dawid zdaje się drżeć przed tak wielką, objawioną mu właśnie, tajemnicą Bożych zamiarów. Gdy patrzy się tylko po ludzku, one są przecież nie do ogarnięcia! Król jest całkowicie zdumiony, ale wciąż zachowuje przed Panem szczerą otwartość serca.
I zechciałeś do mnie mówić, choć jestem tylko człowiekiem. Cóż może jeszcze Dawid powiedzieć do Ciebie? Ty znasz Twojego sługę, Panie mój, Boże! (w. 20). Tak pokorne wyznanie może stać się udziałem każdego człowieka, który przeżywa spotkanie własnej małości z wielkością Pana. Wiele tego przykładów znajdziemy na kartach Biblii. Choćby historia Rut, ubogiej wdowy i cudzoziemki, na którą zwraca uwagę zamożny Booz. Rut uważa się za tak małą, że czymś niewiarygodnym wydaje się jej to, iż została zauważona (Anna Maria Canopi, Księga Rut. Zaufać Bożej Opatrzności, Kraków 2009). Dawid, mając taką świadomość, nie skrywa się w swej małości – ani nie kokietuje, ani nie manipuluje nią.
W całej swej prostocie staje więc przed Panem. Jest to dla niego okazja do zdobycia nowego doświadczenia, bo on chce się wciąż uczyć od Boga. On pozwala się uczyć. Przez wzgląd na Twoje słowo i życzenie Twojego serca uczyniłeś te wspaniałe rzeczy, aby pouczyć Twojego sługę (w. 21).

Dawid, rozpoznając w usłyszanych słowach życzenie serca Pana, zdobywa się na odwagę modlitwy. Wybór Dawida nie pada więc na niedowiarstwo, ale decyzja jego idzie po linii pokornej wiarą prośby. A dom Twojego sługi, Dawida, niech będzie trwały przed Tobą zgodnie z tym, co Ty, Pan Zastępów, Bóg Izraela, objawiłeś swojemu słudze: „Ja ci zbuduję dom”. Dlatego Twój sługa zdobył się na odwagę, by zanieść do Ciebie tę modlitwę. To nieprzypadkowe określenie, jakie się tu pojawia, w związku z modlitwą. Szczera rozmowa z Bogiem zawsze wymaga od nas odwagi wiary. Odwaga wiary wiele kosztuje, ale wy nie możecie przegrać miłości – uczy Jan Paweł II (Homilia w Sandomierzu, 12.06.1999 r.). Koniecznie trzeba tu podkreślić, że trud odczytania swego serca przed Panem jest zawsze poprzedzony Jego natchnieniem. To tak zwana uprzedzająca łaska. Pan słucha, jak wydobywamy ze swego serca słowa, ale jednocześnie nam w tym towarzyszy. Czyta je wraz z nami. To takie specyficzne lectio divina, czyli odnajdywanie wraz z Bogiem tego, co jest zapisane i dzieje się w naszym sercu. Gdy nie wiemy, jak mamy się modlić, Duch wstawia się za nami wołaniem bez słów. A Bóg, który przenika serca, zna pragnienie Ducha, ponieważ to właśnie zgodnie z Jego wolą Duch wstawia się za świętymi (Rz 8, 26 b – 27). Trud autentycznej modlitwy staje się błogosławieństwem, czyli uzdolnieniem nas do życia. Kiedy jest ona szczera? Kiedy wypływa z serca
w obecności Pana. Wtedy król Dawid poszedł do świętego namiotu, usiadł w obecności Pana i tak przemówił: „Panie, mój Boże, kim ja jestem i czym jest mój dom,
że przywiodłeś mnie aż dotąd?”

Może dobrze byłoby sobie dziś porządnie usiąść w obecności Pana. Rzekł Pan do Pana mego: „Siądź po mojej prawicy, aż uczynię twych wrogów podnóżkiem stóp twoich” (Ps 110, 1). Co to znaczy porządnie? Po prostu usiąść – mówiąc potocznie – na tyłku. Ani nie biegać, ani nie popędzać się i przyśpieszać na modlitwie. Zresztą trudno będzie skojarzyć z modlitwą wydobywanie z siebie dźwięków przypominających turkot kolejowych wagonów. Chodzi o to, aby rzeczywiście usiąść w obecności Pana. Czasem po prostu trzeba przestać sobie pozwalać na powtarzanie wkoło swych żałosnych piosenek typu: Nie mam czasu. Może później. Nie mam dziś weny do modlitwy. Nie czuję potrzeby itp.

Czy po to otrzymujemy od Pana światło różnych łask i darów, aby je postawić pod korcem, czyli naczyniem służącym do przechowywania zboża, lub pod łóżkiem? Czy nie po to, aby je postawić na świeczniku? Tak wiele się dzieje w naszym życiu, że możemy być pewni, iż materiału na modlitwę nigdy nam nie zabraknie. Nie będziemy pozbawieni też wsparcia – o czym wspomnieliśmy – nawet wtedy, gdy nie wiemy, jak się modlić (Rz 8, 26b). Otrzymywane od Pana dary i tak kiedyś ujrzą światło dzienne, bo nie ma nic ukrytego, co by nie miało wyjść na jaw. Szkoda, gdyby miało to stać się dla nas okazją do zgnuśnienia. A do tego może w końcu dojść, jeśli zaniedbujemy konkretną wdzięczność. Jeszcze gorzej, gdyby nagle okazało się (a przecież tak jest), że na każdą, ale to naprawdę każdą sytuację życia, mieliśmy potrzebne łaski! Tylko „nie wiadomo dlaczego” tak nam one „jakoś” spowszedniały, że przestaliśmy je traktować jako dary od Pana. Wtedy zostałaby nam tylko wściekłość – jak u starszego syna z przypowieści o marnotrawnych – pretensje do całego świata i jego Stwórcy: Oto tyle lat ci służę, ale mnie nie dałeś nigdy koźlęcia. Jeśli odkrywamy w sobie takie tonacje, to teraz jest czas, by ponownie usłyszeć: Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy Mnie i wszystko moje do ciebie należy.

Codziennie możemy wciąż na nowo uczyć się odkrywania otrzymywanych darów. Gdy połączymy to z obecnością Dawcy, od którego pochodzą, i dopełnimy wdzięcznością, szerzej otwierać się nam będą oczy. A wówczas coraz bardziej będzie się w nas umacniała pewność życia wiary w zbawczej obecności Pana. Kto nie dziękuje, ten marudzi i truje.

Konkretnym owocem dzisiejszych rozważań może być pewne modlitewne zadanie. Chodzi o wypunktowanie sobie takich powodów, a nawet wypisanie ich na kartce, dla których możliwe okaże się zakończenie modlitwy szczerym, czyli wypływającym z serca, wyznaniem: Panie, mój Boże, kim ja jestem i czym jest mój dom, że przywiodłeś mnie aż dotąd?

Wiara rozkwita w adoracji Boga ( H. de Lubac).

Kiedy ostatnio posiedziałeś na adoracji Boga?

Ksiądz Leszek Starczewski