Dobre Słowo 14.07.2014 r. – poniedziałek, XV tydzień zwykły
Iz 1,11-17; Ps 50,7-8.16-17.21.23; Mt 10,40; Mt 10,34-11,1
Strajk Pana Boga, czyli: Co ty dajesz?
Duchu Święty, oszczędź nam świętego spokoju, natomiast nie oszczędzaj nam miecza słowa. Daj nam odkryć, że cokolwiek Jezus robi, robi z miłości do nas, z troski o nas.
To nie należy do najgrzeczniejszych sformułowań, jakie pojawiają się w ustach ludzi, ale jest wyrazem pewnego sprzeciwu w zdziwieniu czy jakiegoś zbulwersowania, kiedy młody człowiek mówi do kogoś: Co ty dajesz?! Tak, jakby chciał zaprotestować, wyrażając swoje zdziwienie wobec jakiejś postawy, wobec zachowań drugiej osoby: Jak ty się zachowujesz?! Co ty sobie w ogóle myślisz?! Co ty chcesz przez to osiągnąć?! Zdaje się, że dzisiaj coś z tych klimatów wybrzmiewa w Księdze proroka Izajasza.
Rzeczywiście, Bóg staje wobec swojego ludu i mówi przez proroka: Co mi po mnóstwie waszych ofiar? - mówi Pan. Syt jestem całopalenia kozłów i łoju tłustych cielców – to najlepsza i najwyższa półka produktów, ofiar, jakie można było złożyć – Krew wołów i baranów, i kozłów mi obrzydła. Gdy przychodzicie, by stanąć przede Mną, kto tego żądał od was, żebyście wydeptywali me dziedzińce? Przestańcie składania czczych ofiar! Co ty dajesz? Choćbyście nawet mnożyli modlitwy, Ja nie wysłucham.
Tak, Bóg stawia takie pytanie, wyraża swoje zbulwersowanie, bo jest niepoważnie traktowany. Chce się Mu pozapychać miłość brakiem miłości, to znaczy zbywaniem tego, co jest miłością, zajmowaniem się wszystkim, tylko nie miłością.
Może nieraz mamy takie doświadczenia, że kiedy trzeba zrobić coś ważnego i kiedy wisi nam już to bardzo nad głową, robimy wszystko, tylko nie to, co trzeba. Coś z tych klimatów jest właśnie w relacji do Pana. On – zbulwersowany, zaangażowany sercem – nie chce czczych ofiar. Nawet mówi: Przestańcie przychodzić na te dziedzińce! Nie pozwolę wam się tu pojawiać dopóty, dopóki nie odkryjecie, że potrzebuję waszego serca. I to nie serca, które się już uformowało, które już jest doskonałe, tylko serca, które staje wobec Mnie bezradne. Jedyne, co ma, to to, że jest skruszone. – Sercem skruszonym nie pogardzisz, Boże (Ps 51,15). Nie: doskonałe, wykształcone, już systematyczne w rozważaniu słowa, w przeżywaniu ofiary, jaką w Nowym Testamencie jest Ofiara Eucharystii. Nie! – Serce skruszone. Serce, które jest w pogotowiu. O to Mi chodzi.
A zatem: co ty dajesz Bogu? – To pytanie pełne miłości, ale i zbulwersowania, dlatego, że... Człowieku, otrząśnij, się! W rzeczywistości to, czego Bóg oczekuje od ciebie – mało tego: to, co jest ci potrzebne do szczęścia, jest bardzo proste. Chodzi o skruszone serce. Serce, które się nie pyszni i przechwala, porównując z innymi bądź dołuje, też zestawiając z innymi. Ale serce, które jest wolne! Wolne, bo jest kochane takim, jakie jest!
Ten protest, który Pan podejmuje, właściwie strajk w relacji, jaki Bóg ogłasza, wiąże się także i z tym, że człowiek pozostaje w tych pogmatwaniach i komplikacjach nie jest tylko wobec Boga, ale też wobec innych ludzi, którzy są darem Boga. Czyli: zapycha mnóstwem ofiar, zapycha mnóstwem modlitw, mnoży modlitwy, a nie potrafi dostrzec obecności Boga w innych ludziach. Nie potrafi zawalczyć o to, by dostrzec obecność Boga w innych ludziach.
A kiedy może dostrzec tę obecność? Dostosowując się do nich? Nie. Widząc także ich biedę. Nie traktując ich wad jako wojny i złości wypowiedzianych wobec siebie samego, ale biedę. Po prostu biedę.
Dlatego Jezus, który przychodzi na świat, odziera nas ze wszelkich złudzeń: Słuchajcie, Ja nie przyszedłem wam przynosić świętego spokoju i nie przyszedłem robić wiecznego urlopu. Wręcz przeciwnie. Przyszedłem do was po to, żebyście byli kreatywni, żebyście odkrywali, jak pięknym może być człowiek, który pokonuje swoje ograniczenia miłością otrzymywaną ode Mnie, pouczeniem wypływającym z mojego słowa, kiedy je przyjmuje.
Bóg chce być przyjęty. Mało tego! Chce, żeby robić przyjęcie z tego, że przyjęliśmy Jego miłość. Dlatego może być tak i staje się tak, że ten, kto przyjmuje Jego miłość, wchodzi w konflikt. Wchodzi w konflikt z innymi, nawet z najbliższymi. Ale uwaga! Nie jest to konflikt polegający na różnicy upodobań – bo mi na odcisk nadepnął, bo mnie denerwuje. Nie. To jest konflikt z powodu Jego miłości. Z powodu tego, że nie widzę, jak ktoś może być biedny, bo nie ma miłości Jezusa, tylko postrzegam go jako wroga. Z powodu tego, że nie widzę w sobie, jaki jestem biedny, kiedy nie otwieram się na miłość Jezusa, kiedy nie mam skruszonego serca, tylko widzę w sobie wroga.
Panie, Ty chcesz, abyśmy Cię przyjmowali i dajesz nam pouczenia. Prosimy, zrób wszystko, co w Twojej mocy, żebyśmy Cię nie zbyli, żeby nasze serce skruszało, żeby nie było harde. Nagnij, co jest harde, rozgrzej serca twarde, prowadź zabłąkane. Daj Twoim wierzącym, Tobie ufającym, siedmiorakie dary.
Ksiądz Leszek Starczewski