Efekt Jezusa, który zmęczony usiadł sobie przy studni…
Tekst rozważany: J 4, 1-26
Jesteśmy zaproszeni na spotkanie z Panem i Samarytanką w momencie wzmożonej aktywności Jezusa – niestrudzonego Głosiciela obdarowującej miłości Ojca.
Jezus panuje nad sytuacją cały czas, bo to On decyduje, kiedy odda życie. Nikt Mu życia nie odbiera. On ma moc je oddać i odzyskać na nowo. Znowu znajduje się w kręgu obstrzałów faryzeuszy zazdrosnych o to, że – jak zauważa Ewangelista – Jezus pozyskuje sobie więcej uczniów.
Apostołowie są już na tyle wtajemniczeni w sens pojawienia się Jezusa na ziemi, że podejmują się roli tych, którzy chrzczą. Trzeba rozszerzać krąg osób oczyszczanych i umacnianych miłością obdarowującą, spragnionych jej.
Jezus zatem pozyskuje coraz więcej uczniów, co wzbudza zazdrość, bo faryzeusze nie potrafią spojrzeć na Niego inaczej jak tylko w kategoriach niezdrowej konkurencji. Biorą jeszcze do ręki zestawienia, porównują statystyki mówiące, że Jezus chrzci więcej niż Jan, a przecież Jan to dopiero był chrzciciel! – Chrzci więcej niż Jan. – W związku z tym faryzeusze już kombinują, co by tu zrobić z Jezusem. To ich kolejny podstęp.
Jezus kontroluje sytuację. Wyrusza do Galilei. Trzeba Mu było przejść przez Samarię. To nie jest nic nie znacząca wzmianeczka. Zatrzymajmy się przez chwilę nad problemem relacji Samarytan i Żydów. Chodzi nie tylko o kontekst historyczny, ale o realia, w których Jezus głosi Ewangelię i w których do nas przychodzi – bo słowo jest żywe, dotyka nas.
Samaria i Judea pozostają ze sobą w starym jak świat konflikcie. Judea to miejsce zamieszkania Żydów. Samarytanie uważają się za osoby pobożne. Ich korzenie sięgają do Aarona. Ojcem ich, jak przyznaje Samarytanka, jest też Jakub, który wraz z częścią ziemi kupił studnię. Spotkanie Izaaka z Rebeką i wymiana spojrzeń odbyła się właśnie przy tej studni. Dlatego Samarytanie powołują się na bliskość Jahwe, na bardzo głębokie korzenie.
Kiedy przyszły czasy prześladowań – a jak pamiętamy biczem Bożym dla Żydów była w kolejnych latach zarówno napaść Asyrii, jak i niewola babilońska – to Samarytanie przeszli do konspiracji. Wyznawali swoją wiarę, ale się ukrywali. Żydzi nie mogli im tego wybaczyć, bo kiedy nastąpiło wyzwolenie, Samarytanie wyszli ze swoją religią. Żydzi mieli do nich o to poważne pretensje: niby tacy pobożni, a jak przyszło co do czego, to się chowają.
Były też inne konflikty, związane z tym, że Samarytanie wprowadzili synkretyzm religijny. Po reformie, za króla Jozjasza, kiedy Ezdrasz i Nehemiasz ogłaszali prawo, na nowo je odczytali, bo znaleźli na terenach świątyni zakurzone zwoje Pisma Świętego, ludzie płakali, gdy słyszeli, jak wielka jest miłość Boga i co zaprzepaścili przez swoją głupotę. Wprowadzono wtedy między innymi zakaz mieszania krwi żydowskiej z obcokrajowcami. Samarytanie tego nie przestrzegali. Później wpadli w drugą skrajność, która dziś się przejawia ich mniejszą liczebnością. Zaczęli interpretować przepis w ten sposób, że zawierali małżeństwa tylko w obrębie swojego plemienia. Jest to tzw. endogamia, która spowodowała wiele problemów genetycznych, ujawniających się nawet u Samarytan żyjących współcześnie. Ta sytuacja też była ogniskiem zapalnym.
Kolejnym przedmiotem spornym była góra, na której trzeba było składać ofiary Panu. Kiedy przyszła reforma, kazano wyburzyć wszelkie sanktuaria poboczne, bo tam oddawano hołd nie tylko Jahwe, ale także Baalowi. Wszyscy wyznawcy Pana mieli gromadzić się w Jerozolimie. Samarytanie też chcieli w tym uczestniczyć, a w późniejszych czasach budować świątynię Salomona. Żydzi ich odsuwali, uważali za pogan. Konflikt trwa do dziś, bo Żydzi uważają Samarytan za Palestyńczyków, a Palestyńczycy za Żydów.
Na tle konfliktu o miejsce oddawania czci Jahwe, w sytuacji odrzucenia przez Żydów, Samarytanie wybudowali sanktuarium na innej górze i tam sprawowali kult. Dlatego też byli znienawidzeni. Żydzi trwali w takim zacietrzewieniu, że nie do pomyślenia było spotkać się z Samarytaninem, dotknąć rzeczy, której on dotykał. Sprowadzało to na nich nieczystość. Jeżeli już przechodzili przez Samarię, a zdarzało się to, gdyż tamtędy biegła najkrótsza, chociaż niebezpieczna droga, to nie chcieli się tam nawet zatrzymywać, aby nie doszło do jakiegoś kontaktu. Z Samarytanami nie rozmawiali w ogóle. Samo słowo Samarytanin wywoływało bardzo pejoratywne konotacje.
Musimy o tym wiedzieć nie tylko ze względów historycznych, ale również dlatego, że w tym momencie dotykamy też naszego zacietrzewienia. My także mamy swoich Samarytan, swoich Żydów. Nosimy wiele uprzedzeń. Św. Jan napisał oględnie: Żydzi bowiem z Samarytanami unikają się nawzajem – delikatnie rzecz ujmując. Tam można było – jak mówią niektórzy – „mache sklepać”, kogoś natłuc, jeżeli się trafiło w tamten teren.
Zatem z kim Jezus będzie rozmawiał? – Z kimś uprzedzonym.
Jak będzie z nim rozmawiał?
Jezus robi coś, co jeszcze dodatkowo zirytuje faryzeuszy i Żydów, Jego współziomków. Uczniowie też nie wiedzą, jak na to reagować. Widzą, że ich Nauczyciel siedzi z kobietą. Z kobietą! W dodatku z Samarytanką! Najprawdopodobniej flirtuje! Tego przecież czynić nie wolno. Nauczyciel rozmawia z kobietą? Apostołowie nie wiedzą, jak do tego podejść. Nie będą się odzywać, bo co można powiedzieć w takiej sytuacji?
Mamy więc w tych kilku zdaniach bardzo jasny, skrótowo przedstawiony kontekst, potrzebny do zrozumienia, co się dzieje. Jezus idzie do pogan, a nawet do ludzi traktowanych gorzej niż poganie, i głosi im słowo Boże! Przekracza bariery. Przełamuje stereotypy. Idzie porozmawiać. Ale nie czyni tego, żeby ich zagłaskać na siłę. Idzie rozmawiać o rzeczywistych problemach Samarytan i tej konkretnej osoby – napotkanej Samarytanki. Nie mówi z przymrużeniem oka: Chodźcie razem z nami, tylko nazywa rzeczy po imieniu. Bardzo precyzyjnie i stopniowo.
Dwie prawdy wypływają dla nas z tego fragmentu. Możemy ująć je w formie pytań: Jak się nazywa osoba, rodzina, wobec której jestem zacietrzewiony? Do której jestem uprzedzony, która żywi uprzedzenie do mnie?
Jak się te osoby nazywają?
Po co o tym mówimy? – Bo gdy chcemy złożyć Panu dar, musimy iść i pojednać się najpierw ze swoim bratem, żeby to wszystko zadziałało. Trzeba nazwać nasze uprzedzenia.
Co chcesz popchnąć do przodu, jeśli nie wypełniasz słowa Bożego?
Nic nie popchniesz. Nie przeskoczysz tego. No dobra, Panie Jezu, tego to już sobie darujmy... Tak nie ma, bo nie nastąpi wtedy dopływ łaski.
Możemy mieć olbrzymią wiedzę, że Bóg jest miłością. Ale musimy też wiedzieć, że ta miłość jest bardzo mądra i konkretna.
Jak wyglądają twarze, nazwiska osób, wobec których jesteś zacietrzewionych? Do kogo jesteś uprzedzony?
Z kim żyjesz w takich naleciałościach, zasłyszanych opiniach, wyrobionych poglądach, niewyjaśnionych sytuacjach?
Nie wyjaśniliście sobie pewnych rzeczy, zbudowała się błędna opinia. A teraz już się nie chce do tego wracać. I jest przeszkoda. Jeśli mam iść do nieba, to trzeba to oczyścić. Oczywiście stopniowo.
Kim jest osoba, przez którą możesz się zaklęczeć na śmierć, a Pan Bóg będzie ci o tym ciągle mówił: Słuchaj, musimy to ruszyć, żeby łaska do ciebie dopłynęła.
Kto jest twoim Samarytaninem?
Kto jest twoim Żydem?
Z kim rzeczywiście jesteś w takim konflikcie?
Gdzie pojawia się utrudnienie?
Jezus przełamuje i to. I tam pragnie wejść.
Jeśli chcesz złożyć swój dar, a masz w pamięci jakąś osobę, zostaw swój dar, idź i pojednaj się z nią. Nie chodzi o to, aby wyjeżdżać w tej chwili do kogoś, kto jest daleko. Wyruszmy w duchową pielgrzymkę. Dzięki Duchowi i prawdzie jesteśmy w stanie pokonać bariery czasowe, bo problem jest w nas! Nie tylko w tej osobie.
Kiedy w pracy jest konflikt z szefem, szefową, podwładnym, współpracownikiem, to wpisuje się on gdzieś w nas. Rozwiązanie problemu nie polega na tym, że zmienię szefową, pracę. Pójdę gdzieś indziej i konflikt odżyje, bo on siedzi we mnie. Jest wewnątrz mnie i dlatego tu najpierw trzeba go ruszyć. Nie znaczy to, że usprawiedliwiamy każdego uciążliwego szefa czy podwładnego. : ) Nie jest też tak, że jak mam niemiłego szefa, to jestem winny. Zauważmy, że Jezus nie wchodzi w kontakt z Samarytanką, żeby ją zagłaskać i na siłę doprowadzić do zbawienia. On proponuje rozmowę... Porozmawiajmy...
Z kim powinienem porozmawiać?
Druga kwestia z tym związana dotyczy trudu. Trzeba Mu było przejść przez Samarię. Trzeba mi przez to przejść. Trzeba. – Tutaj to już ksiądz przegiął... Gdzie ja tam teraz będę szedł? Zajmuję się czymś zupełnie innym... Już tysiąc razy wyciągałem do niego rękę... – No to następny raz, tysiąc pierwszy. Ale nie głupio, bez narzucania się! Nie chodzi o to, żeby bić się w piersi i iść. Tu przykładem jest list biskupów polskich skierowany do biskupów niemieckich i słynne zdanie: Przebaczamy i prosimy o przebaczenie. Nie jest tak, że wina leży tylko po jednej stronie. Trzeba patrzeć na to realnie, nie narzucając się, bo relacje po operacji cięcia jeszcze bolą. Ale żyjemy, modlimy się, idziemy dalej. To, co miałem zrobić ze swojej strony, zrobiłem. Idź upomnij go w cztery oczy – powie Jezus w innym miejscu – Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi. A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik! Przecież nie możesz się narzucać komuś całe życie, ale nie wolno też być obojętnym. Módl się za nieprzyjaciół! Trzeba nam zatem przez to przejść. Wiąże się to z trudem.
Jak ten trud ma wyglądać?
Do jakiej formy trudu Pan cię zaprasza? Może ma to być post, a może coś innego?
Jezus jest zmęczony tą wędrówką. Południe na tamtych terenach to przecież upał, zaduch. Jezus w tych warunkach robi rzecz najbardziej ludzką. Siedzi sobie przy studni, przy źródle żywej wody, bo tam przychodzą ludzie. Żywa woda daje ochłodę. To nie są jakieś przywiezione baniaki, ale żywa woda, dająca orzeźwienie.
Zatem Jezus siada przy studni. Przyjmuje najbardziej ludzką postawę. Dlaczego zwracamy uwagę na taki szczegół? Bo wielkie rzeczy zaczynają się od drobiazgów. Cóż za rozmowa zaraz się wywiąże! O jakich rzeczach Jezus będzie mówił.
Wielkie zmiany zaczynają się od małych kroków. Od ludzkich kroków. Nie chodzi o to, żeby pójść do kogoś, o kim teraz myślimy, i zacząć wielką rozmowę. Tu chodzi o zwykłe okoliczności życia. Brakiem rozwagi byłoby pójście do kogoś i rozmawianie od razu o czymś poważnym. Czy Jezus zaczyna tutaj od rozmowy o problemie? Jest zmęczony i siedzi przy studni. Nie chodzi o to, żeby problemy ruszać bezpośrednio, tylko stopniowo. Zaczyna się zawsze od najbardziej ludzkich motywów, od najbardziej ludzkich zachowań. Często przegrywamy, bo walczymy z grzechem, ze słabością, wprost. A tu trzeba naokoło. I stopniowo.
Popatrzmy na zachowanie Jezusa. Czy zaczął rozmowę od okrzyku: Ooo, konkubina idzie. Ilu ona chłopów ma i jeszcze tu przychodzi? A przecież zakończył ją wyjawieniem: Jesteś przy Mesjaszu, przy Źródle czystej wody. Później nawet nie będzie chciał jeść. Wysłał przecież apostołów po jedzenie. Ci przychodzą, mówią: Jedz, Mistrzu. A On jeszcze ich poucza: Jedz? Moim pokarmem jest pełnienie woli Ojca. Królestwo Boże to nie jest sprawa tego, co się je i pije. Królestwo Boże to sprawiedliwość, pokój, radość w Duchu Świętym. Apostołowie nie wiedzieli, co mają powiedzieć.
Widzimy zatem, że Jezus nie walczy z problemami wprost. My przegrywamy, bo próbujemy to robić. Jezus uczy nas nie dyplomacji, ale biblijnego sposobu podejścia – ludzkiego i Bożego. Z zazdrością, pychą, nieczystością, chciwością, czy jakimkolwiek z grzechów głównych nie walczy się wprost.
Jezus siedzi więc zmęczony przy studni, przy żywym źródle wody, w najgorętszej porze dnia. Tak Abraham w najgorętszej porze dnia czekał na gości i otrzymał od Pana obietnicę. Najgorętszy news, w najgorętszej porze dnia, najmniej oczekiwany... Bo czego mogę się dowiedzieć, kiedy jestem zmęczony i znużony? A przecież po godzinach Szymon z Cyreny niesie krzyż Jezusowy. Trzeba nam czuwać! W różny sposób może Pan przyjść – w najbardziej zaskakujący. W najmniej oczekiwanym momencie Pan najmocniej zaskakuje. Południe… Upalna pora… Zatem czuwajcie i módlcie się w każdym czasie. – No ale na jakich ja obrotach ciągle bym musiał być? – W pełni życia. Dlatego nie śpijcie.
Jest około szóstej godziny, czyli u nas dwunasta. I następuje niesamowita sytuacja. Wówczas nadeszła [tam] kobieta z Samarii, aby zaczerpnąć wody. O tej godzinie po wodę się nie chodzi. Chyba że jest się wędrowcem. Dzieje się tutaj coś niepokojącego. W południe przy studni można spotkać tylko wędrowców, a nie ziomków, tubylców. A zatem kobieta ma coś do ukrycia. Wybiera taką porę, żeby jak najmniej osób ją widziało i zagadywało.
Kobieta podchodzi do Jezusa, który pokonuje wszelkie schematy, o czym ona jeszcze nie wie. Jezus przełamuje te bariery słowem, bo i uzdrowił jednego Samarytanina, i później do swych nauk wprowadził Samarytan, czym rozwścieczył Żydów. Mówił o miłosiernym Samarytaninie, niosącym pomoc. Żydowski pobożny kapłan i jego „ministrant” – lewita omijają pobitego, a Samarytanin się zatrzymuje. Jezus pokonuje więc schematy słowem i czynem, bo wchodzi w Samarię, bo rozmawia z kobietą – Samarytanką! Poszedł na wizytę duszpasterską do niesakramentalnego małżeństwa… Dobrze, że Kościół się nawrócił i zajął związkami nieskaramentalnymi także – nie po to, żeby je sankcjonować, ale żeby pomagać ludziom. Kiedy prowadziłem rekolekcje dla osób pozostających w związkach niesakramentalnych, zauważyłem, jak żywo one słuchają i jak aktywnie chcą uczestniczyć we Mszy Świętej. Jak odpowiadają! To nie jest klasyka na ślubie – u wypasionych w wiedzę i wiarę katolików, kiedy ksiądz z organistą sobie odpowiadają. Poranieni, ludzie z odzysku…
Jezus idzie więc na wizytę duszpasterską. Łamie zasady, rozmawia z kobietą w najgorętszej porze dnia. I co się dzieje? Jezus rzekł do niej: «Daj Mi pić!» On zaczyna rozmowę. Pojawia się najbardziej ludzka kwestia – daj Mi się napić. Bardzo proste sformułowanie. Ciekawe, że Ten, który gasi pragnienie, prosi, żeby ugasić Jego pragnienie… Pan Jezus coś kombinuje, zaczepia, coś z tego będzie …
Czym Pan Jezus ostatnio cię zaczepił?
Co wydaje ci się zastanawiające, droga siostro, drogi bracie?
Nie uciekaj przed tym pytaniem, nie mów, że to banał. Daj Mi pić – to też banał.
Jaki banał ostatnio zlekceważyłeś?
Nie chodzi o to, żeby – w znaczeniu pejoratywnym – siedzieć jak kura i każde ziarno wygrzebywać, ale patrzeć na to, co się dzieje, w świetle wiary. Nie mówmy od razu: Pan mi objawił. Mam, znalazłem! Stopniowo, systematycznie. Poprzez te wydarzenia, małe znaki, Pan Bóg się do nas uśmiecha. Śmiałaś się – mówił do Sary. – Nie śmiałam się. – Śmiałaś się. I Izaak otrzymał imię: Bóg się uśmiechnął, Bóg się zaśmiał.
Jaki banał, co konkretnie zwraca twoją uwagę?
Co cię ciągnie do Pana?
Przez co Pan budzi w tobie pragnienie – daj Mi pić, daj Mi trochę serca?
Trzeba iść za tym pragnieniem!
Jego uczniowie bowiem udali się przedtem do miasta dla zakupienia żywności. Na to rzekła do Niego Samarytanka: «Jakżeż Ty, będąc Żydem, prosisz mnie, Samarytankę, bym Ci dała się napić?» Samarytanka oczywiście myśli schematami. I to jest też często naszą tragedią. – Tę, proszę księdza, to znam na wylot. Niech tam ksiądz nawet nie idzie. Ten? Z nim to ja już nie będę gadać. Prędzej mi tu kaktus wyrośnie!
Ojciec Leon Knabit najpierw był księdzem diecezjalnym, a później poszedł do zakonu. Na furcie zakonnik mu powiedział: Kaktus mi tu wyrośnie, jak ty zostaniesz zakonnikiem, za liche zdrowie masz. Później ojciec Leon, który miał dla nas rekolekcje w seminarium, mówił: Nawet nie sprawdzałem, czy mu wyrósł, czy nie. : )
Samarytanka myśli więc schematami. Uwaga, tu kryje się niebezpieczeństwo – myślenie schematami. Przysłuchaj się twojej ostatniej rozmowie o kimś lub z kimś. Ile tam było prawdy, ile otwartości? Ile było twoich sądów i schematów?
Dlaczego o tym mówimy? – Żeby uzdrawiać, żeby dochodziło tam światło, żeby się nauczyć czegoś innego, bo Samarytanka rozmawia z Jezusem schematami.
Czy my z Panem nie rozmawiamy schematami?
Pacierz jest potrzebny, ale chodzi o to, żeby modlitwa nie była schematyczna. Żeby to nie był tylko pacierz i pa, Boziu, do widzenia. Trzeba uruchomić serce, rozmawiać.
W kontekście relacji z drugim człowiekiem: Z kim rozmawiam schematami?
Na czyj temat rozmawiam schematami?
Kogo już skreśliłem?
Trzeba się przyznać. Jeżeli skreśliłem kogoś, kto mnie denerwuje, to odciąłem się od źródła łaski. Nie chodzi o to, żeby rzucać się na szyję i mówić: Ależ jesteś cudowny. Chodzi o realne relacje z drugą osoba. Nie o odcinanie się.
Jezus podejmuje dialog i spotyka się ze schematami. Przełamuje je. Uwaga, Pan nagnie także twój schemat. Podejmij trud, wysiłek rozmowy z Nim. Przecież Pan nie mówi ci, droga siostro i drogi bracie, teraz czegoś takiego: No, nazwij mi te osoby. Widzisz, jaki jesteś? Nie gadam z tobą! – Nazwanie po imieniu twoich słabości, moich słabości, nie jest celem. Pan mówi: Widzisz, kochanie, Ja ci chcę pomóc, ale ty nie chcesz pomocy… – Bo wybrałeś taki sposób! Przez tę jędzę, żmiję jedną chcesz do mnie mówić! – Tak, bo ją też kocham. – Ty ją kochasz? – Tak…
I co, obrazimy się na Pana Jezusa? Przez nią chce przemówić, przez niego. To pytanie nie zmierza do ośmieszania nas. Pan pragnie, byśmy nazwali problem po imieniu, żeby mógł wyciągnąć nas z niego, żeby więcej łaski spłynęło do naszego serca.
Jezus przełamuje więc i ten schemat i zaczyna dalszą ciekawą rozmowę: O, gdybyś znała dar Boży… – Ja, taka pobożna? Co ksiądz mówi, ja do kościoła przecież chodzę. Taka pobożna jestem… «O, gdybyś znała dar Boży i [wiedziała], kim jest Ten, kto ci mówi: "Daj Mi się napić" - prosiłabyś Go wówczas, a dałby ci wody żywej» I wtedy ona: «Panie, nie masz czerpaka, a studnia jest głęboka. Skądże więc weźmiesz wody żywej? Czy Ty jesteś większy od ojca naszego Jakuba – spójrz, jestem pobożna, wiem kim jest mój ojciec, Jakub – który dał nam tę studnię, z której pił i on sam – patrz, jaką mam wiedzę – i jego synowie, i jego bydło?»
Jezus dalej prowadzi dialog, nie zważając na ten sos pobożności, jak ciekawie określa to zjawisko o. Wojciech Jędrzejewski. Kobieta wylała na siebie sos pobożności, pudru naładowała, pokazuje, jaka to jest pobożna. Wszystko wie. Teraz to już nikt nic jej nie powie. A Jezus właśnie mówi.
W odpowiedzi na to rzekł do niej Jezus: «Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął». Jezus pokonuje sos pobożności, ale pokonuje też tę warstwę tylko ludzką, schematyczne i ludzkie rozumienie tego, co Bóg do mnie mówi. Kobieta widzi tylko wodę, którą się czerpie: Nie masz czerpaka, nie poradzisz sobie. Jezus mówi z innej perspektywy. Schodzi głębiej. Ona się do Niego modli ciągle o jedno i to samo, a Jezus mówi: Słuchaj, to ci jest teraz niepotrzebne. – Jak to niepotrzebne? Jest potrzebne! Potrzebne do życia!
Bogu chodzi o inną wodę, o inne kwestie. Nie trzymaj się kurczowo tego, że musisz osiągnąć to, co sobie zaplanowałeś. Posłuchaj, czego Pan chce od ciebie. – Ale ja mam teraz taki problem… – Spójrz, że nie o to wcale chodzi…
«Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskającej ku życiu wiecznemu». To zaspokojenie jest tylko chwilowe. To jest tymczasowe, częściowe ugaszenie pragnienia, a Jezus chce dać pełne życie. On nie zaleci aspiryny, gdy potrzebny jest antybiotyk. Daje coś głębiej. Tymczasem my mamy o to pretensje, bo ustaliliśmy sposób, w jaki ma nas uzdrowić, a Jezus chce do nas przyjść głębiej. Jest to tajemnica.
Jezus mówi o czymś głębszym i wtedy kobieta odpowiada: «Daj mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać». Znowu wchodzi na ten sam poziom, ale Jezus się nie zraża. Wytłumaczył jej, jest po rekolekcjach, a ona znowu swoje. Jezus się nie zraża, tylko właśnie wtedy dotka problemu, wchodzi na jeszcze inny etap.
«Idź, zawołaj swego męża i wróć tutaj!» Mocne zagranie. Po takim wstępie nagle bach! Pan dotknął właściwego problemu. Trafił. Ona by to załatwiała z innej strony. Natomiast Jezus trafił w sedno.
A kobieta odrzekła Mu na to: «Nie mam męża». Rzekł do niej Jezus: «Dobrze powiedziałaś: Nie mam męża. Miałaś bowiem pięciu mężów – w tamtej epoce to już w ogóle był skandal, żeby się doprowadzić do takiej sytuacji – a ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem». Nie jest mężem ktoś, kto sakramentalnie nie złączył się z osobą wierzącą. Męża się ma jednego – po sakramencie.Wtedy Jezus mówi do niej: «To powiedziałaś zgodnie z prawdą.» Zobacz, tutaj się masz, wiesz, o co chodzi. Ona przeżywa szok: «Panie, widzę, że jesteś prorokiem». I wtedy właśnie wylewa się z niej obficie sos pobożnościowy: «Ojcowie nasi oddawali cześć Bogu na tej górze – wychodzi z niej schematyzm myślenia – a wy mówicie, że w Jerozolimie jest miejsce, gdzie należy czcić Boga».
Teraz Jezus wchodzi w to, co stanowi istotę sprawy. Rozwiązaniem wszystkich twoich problemów jest właśnie skoncentrowanie się na Bogu. Wierz Mi, kobieto… – prosi o wiarę. Nie jest przesadą powiedzieć w kontekście tego słowa, że Pan prosi nas o wiarę, kiedy czytamy ten fragment Ewangelii. Żebyśmy przeciskali się przez ciasną bramę naszych schematów i weszli w klimat wiary mocą Ducha.
Wierz Mi, kobieto… Przyjmij to słowo, droga siostro i drogi bracie, do siebie. Wierz Mi, mówi Jezus. Prosi o wiarę… Wierz Mi, że nie jesteś tu przypadkowo, że ja wiem, jak mam do ciebie podejść, że twoje sposoby, które wyjmujesz, o których myślisz, trzeba pokonywać i Ja je pokonuję w mocy Ducha Świętego razem z tobą. Wierz Mi, że dużo dobrych i ważnych rzeczy dzieje się w tej chwili. Tego się trzymaj, w to się zagłębiaj! Wierz Mi…
«Nadchodzi godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie czcili Ojca. Wy czcicie to, czego nie znacie». Tu Jezus okazuje, że nie zagłaszcze kobiety na śmierć i nie będzie jej na siłę wprowadzał do kręgu swych wyznawców. Mówi: Zbawienie bierze początek od Żydów – taka jest prawda. I o tym trzeba pamiętać. Wchodzi w konflikt, ale mówi, jaka jest prawda w tym konflikcie.Kiedy z kimś rozmawiam na tematy konfliktowe, to mam też nazwać prawdę po imieniu. Mam przyznać się do spornych spraw, szczególnie tych nieprzyjemnie brzmiących w moich uszach. Bo muszę powiedzieć prawdę – prawda jest taka. Do niej się dochodzi.
Nadchodzi jednak godzina – i to jest ta radość – owszem, już jest... To się dzieje teraz, na żywo. Już jest ta godzina. Teraz jest czas zbawienia, teraz się dokonują najważniejsze rzeczy w twoim życiu. Teraz! Nie wtedy, jak rozwiążesz sobie problem jeden czy drugi. Teraz w twoim sercu ma się obudzić pragnienie wiary. Teraz spełniasz pragnienie Jezusa, jeśli Mu wierzysz. Teraz się to wszystko dokonuje. Oto teraz czas upragniony, oto teraz dzień zbawienia… Teraz jest dzień zbawienia, teraz dokonują się rzeczy najważniejsze w twoim życiu. Nie wtedy, gdy gdzieś wyjedziesz albo coś zrobisz.
…kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, a takich to czcicieli chce mieć Ojciec. Jezus przebył z misją znalezienia prawdziwych czcicieli. Będzie ich szukał, głosząc słowo i ukazując konkretami swoich zachowań bliskość Boga obecnego już teraz we mnie i przy mnie.
Bóg jest duchem, tzn. wykracza poza rzeczywistość, która teraz powoduje w nas konflikt. Święty Paweł przyzna się do niego: Ciało bowiem do czego innego dąży niż duch, a duch do czego innego niż ciało. Po zmartwychwstaniu ciało uwielbione tak się zjednoczy z duchem, że już nie będzie chciało czegoś innego niż duch. Ich pragnienia zostaną zsynchronizowane. Tak się zjednoczą. Nie będziemy mieli już tych pragnień, które odrywają nas od ducha. Teraz duch jest ochoczy, a ciało słabe i trzeba się zmagać z tym naszym osiołkiem, trzeba tresować go postem, modlitwą, jałmużną. Trzeba się ćwiczyć. I dlatego następuje tu olbrzymi zgrzyt, bo ludzie nie chcą wysiłku. Najłatwiej chwycić pilota, włączyć, wcisnąć enter. Chcielibyśmy, żeby wszystko tak działało. Płacę – jest. Wrzucam monetę do automatu i wyskakuje produkt.
W przypadku Pana Boga tak nie ma. Bóg jest duchem. Wymaga wejścia w inny, rozszerzony obszar. Chce, byśmy patrzyli na problem z różnych stron, a nie tylko po swojemu. Bo ja tak uważam. Ciemny punkcik oświetlony jedną latareczką, potem drugą, trzecią, czwartą, piątą, wygląda za każdym razem inaczej. Aż całe pomieszczenie wypełnia się światłem. O rany, to tak wyglądało? Przypomina to sytuację małej dziewczynki siedzącej w ciemności i dotykającej jakiegoś guziczka. Dziecko sobie wyobraża, że to jest koniec nosa olbrzymiego potwora. Albo wilka. On ma pazury, zęby i zaraz ją pożre. Nagle – światło pstryk. Co się okazuje? – Że to guziczek ulubionej laleczki, z którą dziewczynka zasypia.
Inaczej się widzi, kiedy jest więcej światła, kiedy się patrzy duchowo! Światłe oczy serca… Nawet jak zawodzą ludzkie oczy, trzeba mieć światłe oczy serca. Spojrzeć w duchu i prawdzie na wszystko, a nie powierzchownie ciąć i ranić. Trzeba uwzględnić szerszy kontekst. Tak patrzy na nas Bóg. Każdy grzech jest dla Niego błędnym krokiem w uczeniu się chodzenia. Jesteśmy jak małe dziecko stawiające pierwsze kroki. Przecież Ojciec nie będzie robił z tego skandalu, że upadamy. Trzeba wstać i iść dalej. Uczyć się dalej. Nie roztrząsajcie wydarzeń minionych!
Ojciec szuka prawdziwych czcicieli, takich w duchu i prawdzie. Duch Święty na każdym miejscu i prawda. Samarytanka powie o tym za chwilę: «Wiem, że przyjdzie Mesjasz, zwany Chrystusem. A kiedy On przyjdzie, objawi nam wszystko.» Głębiej nam wszystko ukaże. Wiem, że przyjdzie ktoś, kto nie powierzchownie, ale głęboko zrelacjonuje słowo Boże. Słowo trzeba głosić głębiej. Oczywiście zależy to też od warunków. Wiemy, że bardziej skorzy jesteśmy do dłuższego siedzenia przed komputerem czy telewizorem niż w kościele. No ale skoro już jest to 45 min – bo niektórzy uważają, że najlepiej, gdy cała Msza będzie tyle trwać – to i w tym czasie trzeba się zmieścić – choć nie wszystkim się to udaje.
Samarytanka wie, że trzeba czasu. Wie, że przyjdzie Ktoś, kto taki czas znajdzie, kto spojrzy głębiej. Wie i mówi: «A kiedy przyjdzie Mesjasz, zwany Chrystusem, objawi nam wszystko». I wtedy Jezus zwraca się do niej wprost: «Jestem nim Ja, który z tobą mówię». Zobacz, jak blisko masz Mesjasza. Jak blisko masz Boga.
Droga siostro i drogi bracie, w duchu i w prawdzie, na każdym miejscu, możesz mieć zasięg. I w tym kontekście objawienia się Jezus, który mówi: Jestem pośród was. Uruchomione są wszystkie siły Ducha Świętego, żeby was na nowo stworzyć, pozbierać. Tym, którzy pragną miłości i kochają, wszystko wychodzi na dobre.
Jezus jest pełen Ducha. I jest blisko, mówi teraz do ciebie. Nie musisz się zapisywać na specjalną audiencję. Jechać do Rzymu i czekać, że może uda się zrobić zdjęcie papieżowi. Jezus jest na żywo w każdym miejscu. Nawet jak się odprawia Mszę Świętą na łódce. Taki ma zasięg. To jest fenomenalne!
Jakie z tego wypływają wnioski dla nas? – Jezus zagaduje od rzeczy zwykłych. Stopniowo wprowadza w głębię. Odkrywa u Samarytanki rodzącą się wiarę i dlatego mówi jej coraz więcej. Bywa, że my już nie chcemy więcej, mówimy, że to trochę za dużo, boimy się, że to za głębokie dla nas… Ale przecież kiedyś trzeba w tę głębię wejść. Zdobyć podstawy wiedzy. Dobry nastrój się wyczerpie. Trzeba pogłębiać cały czas wiedzę religijną, wtedy nasze modlitwy będą bardziej realne, osadzone w rzeczywistości. Zdarza się, że ktoś jest z pozoru superuduchowiony, a człowiek słucha, jak on się modli, i się zastanawia, o co mu chodzi. Bo ten superuduchowiony nie chce wejść głębiej… Stopniowo, ale głębiej. Tej głębi świat nie będzie rozumiał, o czym powie św. Paweł, przygotowując nas do starcia z rzeczywistością, w której będzie nam dane żyć.
Samarytanka odkrywa stopniowo, że Ten, który z nią rozmawia, nie jest zwykłym przechodniem, że jest większy od Jakuba. Mówi o jakiejś żywej wodzie. Jest prorokiem, zna szczegóły z jej życia. Wykazuje podobieństwo do Mesjasza, bo mówi głęboko. Teraz kolejne pytanie dla nas: A dla ciebie, droga siostro i drogi bracie, kim dziś jest Jezus?
Tylko nie odpowiadajmy katechizmowo: Jest Przyjacielem, Bogiem z nami. Nie katechizmowo. Konkretnie.
Kim jest teraz?
Za kogo Go uważasz? Za przechodnia siedzącego przy studni? Jakiegoś filozofa, co mądrze mówi?
Za postać historyczną, która kiedyś żyła?
Czy jest kimś, kto ma według ciebie więcej do powiedzenia?
Czy może ma już w twych oczach cechy proroka?
Kim jest dla ciebie Jezus?
Powiedz, jak jest naprawdę. Nie tak, jak wypada odpowiedzieć – że jest Panem, Zbawicielem… podczas, gdy jest dla ciebie mędrcem, przechodniem, filozofem, kimś, kto cię zastanawia. Trzeba łapać z Nim kontakt. Jeśli złapię kontakt z żywym Jezusem na tym etapie wiary, na którym jestem, to On mnie dalej poprowadzi. A jak będę patrzeć, jak się modli koleżanka, i próbować się modlić tak, jak ona, to stracę żywy kontakt z Jezusem.
Mam trwać przy żywym Jezusie, którego rozpoznaję w tej chwili. Nie porównywać się z innymi. Osobiście kontaktować się z Panem tak, jak umiem. Tak ubogać modlitwę, jak umiem. I to jest piękne. Wszyscy jesteśmy jak Boże kwiaty w pięknym ogrodzie. Ktoś jest różyczką, ktoś narcyzem. Wszystkie kwiatuszki stroją się, jak potrafią, dla Pana. Każdy z nich jest potrzebny. Nie mogą być same róże czy same tulipany. Może dziś wcale ma nie być TULI-PANA dla ciebie. Może nie masz być tulony przez Pana. Może powinien cię trochę rozczochrać… Niezależnie od tego – trwam tak, jak umiem, w tym, co jest.
Bardzo ważne, żebyśmy odpowiedzieli na pytanie w kontakcie z Panem: Kim On jest teraz dla ciebie?
Skąd wiesz, że Bóg jest miłością? Konkretnie!
Skąd wiesz, że Jezus jest prorokiem?
Skąd wiesz, że jest Mesjaszem, który objawia pełnię?
Skąd to wiesz? – Przeczytałem...
Powiedz, kim On jest dla ciebie!
Pewna rozmowa z nastolatką: Kim jest dla ciebie Bóg? – Miłością. – A skąd to wiesz? – Na religii mówili.
Aha… A z życia, kim jest dla ciebie? Nazwij tego Boga! A może jest potworem, który się chce odegrać, jak Mu czegoś nie zrobisz? Powiedz Mu.
Jaki obraz Boga nosisz w sercu?
Kim jest dla ciebie teraz?
Jak On wygląda?
W jaki sposób funkcjonuje przy tobie?
Usiądź zmęczony „Jezusem” z Jezusem. Zagłębij się w to. Rozmawiaj z Nim, bo masz czas. Usiądź zmęczony i rozmawiaj. Wydobywaj słowa stopniowo. Daj się zaskakiwać. Jest tylko jeden warunek: Pij dużo żywej wody. Rozpij się do oporu. Wołaj Ducha Świętego. Chłoń słowo. Duch i słowo to żywa woda.
Rozmawiaj z Nim wewnętrznie, wchodź w kontakt. Rozmawiaj z serca, mów tak, jak jest, i nie zagadaj Go na śmierć. Nie zaśliń Go swoją pobożnością, tylko daj Mu też czas, żeby On do ciebie przemówił i z tobą przebywał. Pomorduj się trochę. – A ja myślałem, że jak będę klęczał w czasie adoracji, to przyjdzie jakiś Gabriel i da mi konkretne wskazania. A tu nic się nie dzieje, nuda, nuda, nuda. I rób tu człowieku, co chcesz.
Pan już mnie zmienia – kiedy trwam przy nim, jestem w kontakcie z wodą żywą i słowem Pana. Przyjdzie czas, że zaświeci się światełko jak pomysłowemu Dobromirowi z dobranocki. Pstryknie i powstanie konstrukcja. Tylko teraz trzeba się ładować.
Dziś jest czas, by oddać Bogu chwałę, prawdziwy czcicielu. W duchu i prawdzie. Dziś. Teraz. Wierz Mi, kobieto, że nadchodzi godzina, już jest. Już jest ta godzina.
Z Panem! –
ks. Leszek Starczewski