„Nie mają wina”. Miara miłości.
Tekst rozważany: J 2,1-11
Jaka jest miara miłości? – Nad-miara. Boża miłość występuje w nadmiarze, przelewa się. Jak pisał św. Paweł – Temu, który mocą działającą w nas może uczynić nieskończenie więcej niż to, o co prosimy czy rozumiemy, Jemu chwała w Kościele i w Chrystusie po wszystkie pokolenia wieków (Ef 3.20-21). Bóg daje jeszcze więcej, niż prosimy. To, że trzymamy się często tego, co – jak nam się wydaje – powinniśmy otrzymać, to już inna sprawa. Zatem miara miłości to nad-miara, tylko trzeba być posłusznym temu, co mówi Jezus. Zróbcie dokładnie to, co wam powie. Jak robię tylko część, to nie ma się co dziwić, że otrzymuję część radości. Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie. Posłuszeństwo jest lepsze od ofiary.
W Ewangelii św. Jana czytamy: Trzeciego dnia odbywało się wesele w Kanie Galilejskiej i była tam Matka Jezusa. Zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów. A kiedy zabrakło wina, Matka Jezusa rzekła do Niego: «Nie mają wina». Jezus Jej odpowiedział: «Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? [Czyż] jeszcze nie nadeszła godzina moja?» Wtedy Matka Jego powiedziała do sług: «Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie». Stało zaś tam sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń, z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary. Jezus rzekł do sług: «Napełnijcie stągwie wodą». I napełnili je aż po brzegi. Potem powiedział do nich: «Zaczerpnijcie teraz i zanieście staroście weselnemu». Ci więc zanieśli. Gdy zaś starosta weselny skosztował wody, która stała się winem – a nie wiedział, skąd ono pochodzi, ale słudzy, którzy czerpali wodę, wiedzieli – przywołał pana młodego i powiedział do niego: «Każdy człowiek stawia najpierw dobre wino, a gdy się napiją, wówczas gorsze. Ty zachowałeś dobre wino aż do tej pory». Taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. Objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie.
Wchodzimy w dość ludzką rzeczywistość – tak ludzką, że aż doświadczalną z częstotliwością większą niż inne rzeczywistości odświętne. Wesela są co rusz, poza jakimiś zabobonami, że w maju nie powinno się zawierać małżeństw, chociaż to też się zmienia. Maj ustawowo przypisany jest dla zakochanych – to najpiękniejszy miesiąc. Wszystko budzi się do życia.
Wchodzimy w rzeczywistość sytuacji bardzo codziennych, obejmujących zarówno chwile radości, jak i smutku. Takie jest życie. Rośnie pszenica, rośnie chwast. Rośnie radość i smutek. Jest pocieszenie duchowe i strapienie. Obydwa mają poważną wartość. Tomasz a`Kempis mówił, że z taką samą starannością i wdzięcznością powinniśmy przyjmować strapienie duchowe, z jaką przyjmujemy pocieszenie duchowe. Wykolejamy się w naszej wierze wtedy, kiedy liczymy tylko na pieszczoty, na to, że zawsze będzie buziak i znak krzyża na czole. Tymczasem w miłości są również stany szorstkości, bardzo potrzebne do jej kształtowania. Są również szorstkie formy w wyrażaniu pewnych przeżyć obecnych w nas. Stąd temat i motyw konferencji: „Nie mają wina.” Miara miłości. Jaka jest miara miłości?
Wchodzimy w ten tekst razem z Jezusem. Towarzyszą nam jeszcze Jego uczniowie, bo są zaproszeni na wesele, i Matka Jezusa. Wszyscy znają się z nowożeńcami. Na wesele zaprasza się przecież osoby, które się zna. Zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów.
Mamy na początku wzmiankę o trzecim dniu. Trzeci dzień w Biblii jest ważny. Interpretacja standardowa mówi, że trzeciego dnia objawia się Bóg. Jest to swoisty kod: uwaga, bądźcie teraz czujni, bo jak ewangelista pisze o trzecim dniu, to znaczy, że w tym momencie jest jakaś niezwykła interwencja, objawienie Boga.
I tu moglibyśmy się odwołać do znanych nam z Pisma Świętego dwóch wydarzeń. Pierwsze to wyprawa Abrahama do krainy Moria. Trzeciego dnia dokonuje się spotkanie z Panem. Drugie wydarzenie to zstąpienie Pana na górę trzeciego dnia w obłoku po wcześniejszym nakazie, aby lud wędrujący przez pustynię wyprał swe szaty, przygotował się na ten moment. Trzeci dzień jest zatem czasem szczególnego objawienia się Boga.
Kolejne wydarzenie to oczywiście zmartwychwstanie. Trzeciego dnia Jezus zmartwychwstał. Wielu ludzi – sam też kiedyś należałem do tej grupy – nie bardzo może policzyć te dni. Przecież czwartek, piątek, sobota, niedziela to są cztery dni. Natomiast tu chodzi o miarę czasu stosowaną przez Żydów. Czwartek wieczór do piątkowego wieczora, to jest pierwszy dzień. Od piątku wieczorem do soboty wieczór – drugi dzień. Od soboty wieczór do niedzieli jest trzeci dzień. I to są te trzy dni.
Pierwsza warstwa znaczeniowa tego trzeciego dnia odnosi się rzeczywiście bezpośrednio do objawienia Boga. Ale jest też inne rozumienie. Siedem dni stanowi dla każdego Żyda czas przygotowania do świętowani Pięćdziesiątnicy – żydowskiej Pięćdziesiątnicy – czyli dnia, w którym Bóg objawił się na górze Synaj, zawarł z Izraelem przymierze i przekazał mu Prawo. Dał życie. Żydzi się przygotowywali do tego przez siedem dni. Po czterech dniach, czyli kiedy zostały już tylko trzy dni, zaczynali szczególne i bezpośrednie przygotowanie do świętowania objawienia. Mamy zatem taki sposób liczenia: cztery dni początkowe i później trzy kolejne. Spójrzmy, jak ta miara wygląda w Ewangelii: pierwszego dnia Jan Chrzciciel wskazuje na Jezusa wobec kapłanów i tych, którzy przychodzą nad Jordan. Jan robi dużo szumu, budzi kontrowersje, ale okazało się, że nie chodzi o niego samego. Ty jesteś Mesjaszem? – Nie, to nie ja. Idzie po mnie mocniejszy, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. – Ty nie jesteś godzien, taki wierny sługa? – Tak, nie jestem godzien. Drugiego dnia Jan zobaczył Jezusa i powiedział: Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata. Trzeciego dnia, czyli nazajutrz, Jan znowu stał w tym miejscu wraz z dwoma uczniami i gdy zobaczył przechodzącego Jezusa, rzekł: Oto Baranek Boży. Wtedy uczniowie Jana pobiegli za Jezusem. Czwartego dnia Jezus postanowił udać się do Galilei. I spotkał Filipa. Mamy cztery dni.
Teraz wchodzimy w trzy dni, o których mówi Jan ewangelista. Trzeciego dnia – przed pełnym objawieniem – Jezus jest na weselu. Ktoś zapyta: ale po co to liczenie? – Żeby odkryć, że Jan pisze swoją Ewangelię z najgłębszą refleksją, na jaką mógł się zdobyć, czyni to po głębokich przejściach i doświadczeniach, bo przebywa na wyspie Patmos, ma cały czas wpisane w serce to wszystko, co się działo. Przemyślał, przetrawił, przemedytował każde słowo. Podaje nam tekst, który ma dwie warstwy znaczeniowe: dosłowną, odnoszącą się do opisywanego wydarzenia, i tę drugą, bardzo głęboką. Trzeba spuścić do studni słowa wiaderko na sznurku, aby wyciągnąć głębszą warstwę znaczeniową. Przypomina to trochę galaretkę w czekoladce. Czekolada jest na zewnątrz, a galaretka pod spodem. Lubimy zlizać czekoladkę i później gryźć galaretkę, żeby jak najdłużej czuć jej smak. W Piśmie jest jeszcze inaczej, bo istnieje głębia, ale tam też mamy warstwę zewnętrzną i wewnętrzną.
Jan apostoł pisze do nas zatem szyfrem biblijnym, jeszcze głębszym. Kościół do dzisiaj nie może w pełni uchwycić głębi jego pism. Kiedy sięgamy do tekstu najmłodszego apostoła, to musimy wiedzieć, że opis wesela w Kanie nie jest reklamą wina. Siedem dni… Jezus właśnie przygotowuje się do objawienia. Pytany przez Maryję, mówi: Zaraz, zaraz, Maryjo, to już jest ta godzina? Czy Ty myślisz o tym samym, co ja? Przechodzimy do objawienia? – Rozpoczyna się nowe objawienie, nowe przymierze.
Jest wesele. To też specyficzny, nieprzypadkowy klimat – wesele, radość. Właśnie o to chodzi, jeżeli mówimy o przyjściu Chrystusa – o wieczną radość, wieczne wesele w niebie. Już tu, na ziemi, troszkę tego smakujemy, antycypujemy, wyprzedzamy. Eucharystia jest przedsmakiem wiecznej radości. Nieprzypadkowo zatem jesteśmy w klimacie wesela, radości, tańców, śpiewów, bębenków, harfy, dźwięcznie brzmiącej cytry.
Powinno nas bardzo zastanowić i zainteresować to, że oprócz uczniów jest w Kanie Matka Jezusa. Określenie Matka Jezusa pojawia się w rozważanym fragmencie cztery razy. Jan nie używa określenia Maryja, ale Matka Jezusa albo jeszcze innego, a mianowicie Niewiasta. Znowu potrzebny jest nam klucz – Biblię tłumaczy się przez Biblię. W Księdze Rodzaju powiedziane jest, że Bóg stworzył ich mężczyzną i niewiastą. Jan daje bardzo wyraźny sygnał: oto nowa Ewa. Będzie posłuszna. Da nowe życie – życie w Duchu, który ukształtuje w Jej ciele, pod Jej sercem, Ciało Jezusa.
Dzisiaj, patrząc na Pana, próbując przyjrzeć Mu się oczami Maryi, możemy stwierdzić, że kiedy przyjmujemy Ciało Jezusa, przyjmujemy także obecności Jego Matki, bo przecież Jego Ciało zostało ukształtowane z ciała Maryi. Wiąże się z tym niezwykle ważna prawda o wyniesieniu roli kobiety i jej godności. Ojciec Niebieski nie zawahał się zakochać się w Maryi. On ma gust, On się zna, wiedział, która powie tak – śpiewała Arka Noego. Nie wzgardziłeś Panny łonem, śpiewamy w „Te Deum”. Bóg nie zawahał się, przyjął ciało z kobiety, z Maryi, i stał się Człowiekiem. Drodzy panowie, kapelusze z głów – szacunek dla kobiet. Dziewczęta – jak mówi ks. Dziewiecki – powinny być arystokratycznie wychowywane, mieć swoją dumę i godność, ale nie pychę. Powinny być zdobywane, o nie powinno się zabiegać, prosić je o rękę. I tak mają być wychowywane w domach – nie jako te, które zabiegają o chłopców, latają, żeby ich zdobyć. Przyszłe mamy niech o tym pamiętają, a obecne zwrócą na to uwagę.
Bardzo ważna kwestia: bycie matką to rola kobiety. Jakie to krzywdzące dla przesłania ewangelicznego, gdy feministki mówią, że Kościół jest przeciwko kobietom. To prawda, że przez wieki narosło wiele stereotypów. Ale przecież Jezus jest z kobietami, pozwala się im dotykać – łamie wszystkie schematy. Kobiety należą do grona Jego uczniów. Pierwsza informacja o zmartwychwstaniu pochodzi od Marii Magdaleny. Nie wolno nam o tym zapominać, a gdy ktoś głupio gada, trzeba mu to powiedzieć. Operujmy faktami, a nie zasłyszanymi stereotypami. Wyjmujmy fakty biblijne. O kobiecie narosło wiele uprzedzeń i stereotypów. Wszystko przez Ewę… Ale przecież jakby Adam był mądrzejszy, to by do niej powiedział: Ustatkuj się, przecież Bóg jest naszym Przyjacielem, ufamy Mu, a ty mówisz takie rzeczy… Nie zachował się jak mężczyzna. Skompromitował mężczyzn. Oboje – i Ewa, i Adam – zaprosili zło na świat. Bóg stworzył ich mężczyzną i niewiastą – równymi sobie. Jan Paweł II pięknie o tym mówi w katechezach o mężczyźnie i niewieście. Godność kobiety przepięknie jest ukazana w Maryi, przy całej pracy Jej ciepłego serca.
A zatem w rozważanym fragmencie występuje określenie Matka. Jan nawiązuje do określenia matka żyjących z Księgi Rodzaju. Maryja to nowa Ewa, Matka żyjących, posłuszna, uległa. Już nie będzie kombinować, dyskutować z demonem. Jest otwarta na Ducha Świętego, współcierpiąca pod krzyżem.
A kiedy zabrakło wina… Jest to sytuacja niezwykle dramatyczna w kulturze, w której wino to podstawowy napój. Zabrakło wina… Wyobraźmy sobie skandal na weselu, które odbywa się w jakiejś wiosce, gdzie mentalność ludzka jest tak, jaka jest. Wesele to święto i bardzo ważny moment w życiu. Niektórzy uważają, że trzeba błysnąć przed wszystkimi, skasować sąsiadów ilością, jakością. Pokazać się. Bywa, że ludzie mają taką mentalność.
Wejdźmy w sytuację braku wina. To przecież skandal i kompromitacja. Pokolenie pokoleniu będzie palcami wytykać: patrzcie, jak się skompromitowali, nie umieli obliczyć wina na wesele… To był poważny problem. Wyobraźmy sobie sytuację osób przygotowujących uroczystość. Wyobraźmy sobie sytuację młodych. Upokorzenie totalne. Ludzie tańczą, bawią się, a nagle ktoś przychodzi i mówi, że nie ma wina. Impreza się kończy. Goście idą do domu. Takie są realia Bliskiego Wschodu i ranga problemu, który jako pierwsza zauważa Maryja. Jeszcze nikt za bardzo nie wie, że pojawia się kłopot, a Maryja już go widzi. Daje nam bardzo poważny sygnał mówiący po pierwsze o tym, że nawet jak my nie zauważamy pewnych problemów, to jest ktoś, kto je widzi. Po drugie, problemy rozwiązuje tylko jedna Osoba – Jezus.
Rzecz godna podkreślenia: Maryja zauważa problem wcześniej niż pozostali i kieruje go do Jezusa, bo Ona nie jest w centrum. Nigdy nie była w centrum. Tak dzieje się tylko w dewocji. Robi się Jej krzywdę, kiedy stawia się Ją w centrum. Dziecka nikt z ramion Matki nie odbiera. Maryja ma być zawsze z Dzieckiem, chyba, że stoi pod krzyżem. Maryja ma tylko wartość w Jezusie. Dzisiaj patrzymy na Jezusa oczami Maryi. On jest zawsze w centrum. W wykrzywionej pobożności Maryja staje się Osobą „świętej czwórcy”.
Maryja jest pokorniutka i w tym niezwykle zachwycająca, błogosławiona, że ma przywilej bycia dla innych, pójścia do innych. My też mamy taki przywilej: bycia dla Boga, poddania Bogu, a przez to bycia dla innych. Maryi nie wolno stawiać w centrum. Na obrazie Matki Bożej Częstochowskiej Maryja wskazuje na Jezusa, On wskazuje na Maryję i to jest cała nauka, mariologia. Kult Maryi ma prowadzić do Jezusa. O tym nie wolno nam zapomnieć.
W Kanie Galilejskiej Maryja widzi problem i wskazuje na Jezusa. To jest pierwsza warstwa znaczeniowa tekstu, dotykająca opisu tego wydarzenia. Głębszą warstwą znaczeniową jest symbolika wina. Co symbolizuje wino? – W Biblii ma trzy znaczenia. Po pierwsze jest to symbol szczęścia, radości danej przez Boga w Duchu Świętym ludziom zachowującym przymierze, dbającym o miłość. Po drugie wskazuje na radość wypływającą z tego, że Bóg obdarowuje, wprowadza nas w przymierze, w miłość. Wino to symbol miłości oraz szczęścia, jakie miłość ze sobą niesie. Pociągnij mnie za sobą! Biegnijmy! Wprowadź mnie, królu, do swojej komnaty. Będziemy się cieszyć i radować tobą, upajać twoją miłością bardziej niż winem, czytamy w Pieśni nad pieśniami. Wino, co rozwesela serce człowieka, stworzyłeś, Panie – mówi psalmista. Wino symbolizuje więc miłość, która rozgrzewa, daje ciepło. Trzecie znaczenie wina to Tora, czyli Prawo Boże – najwspanialszy dar Boga dla ludzi. Bóg podzielił się prawdami o tym, jak żyć. Dlaczego wino jest też tego symbolem? – Niektóre komentarze żydowskie mówią, że Mesjasz, który przyjdzie, napełni serca słodyczą wina. Co to znaczy? – Tak będzie interpretował Pismo Święte, że stanie się to słodyczą, winem. Jego słowa będą działały na serce człowieka jak wino – rozgrzeją, rozpalą, obudzą miłość. Żydzi czekali na Mesjasza, który przyjdzie i zinterpretuje Pismo, bo styl przepowiadania, który był – ta woda – oczyszczał, ale nie dawał tego, co powinien dać. Trzeba jeszcze napełnić radością, nie tylko oczyścić. Nie tylko wysłuchać kazania, nie tylko odstać Mszę, ale wejść głębiej, napełnić serce radością, spożyć Ciało Pana.
Takie są trzy znaczenia wina. Dlatego słowa Maryi trzeba odczytać właśnie tak: Słuchaj, nie mają radości, nie mają szczęścia, nie mają miłości. Nie czerpią radości z trwania przy Prawie. – Bo nikt tego nie wyjaśnia. Nawet nie słyszeliśmy, że Duch Święty jest miłością – powiedzą pewni słuchacze katechezy św. Pawła. – Nie wiedzieliśmy, że jest Duch Święty, że trzeba wołać o Ducha przed każdym spotkaniem z Panem. Bez przesady… „Módl się, Karolku, codziennie do Ducha Świętego – mówił ojciec do Karola Wojtyły, kiedy jeździli do Kalwarii Zebrzydowskiej – a wyrośniesz na mądrego człowieka.”
Maryja mówi zatem do Jezusa, że ludzie nie mają radości, mocy, którą daje prawdziwe podejście do słowa. I trzeba im to po prostu dać. Maryja zauważa te potrzeby. Należy tutaj powiedzieć, cytując starszego już dominikanina, ojca Joachima Badeniego, że kobieta to boska tajemnica. Ona w sercu, w swej czułości, którą ma, w tej intuicji, drobiazgowości, w pędzie ku estetyce, ku pięknu, jest boską tajemnicą. A szczególnie przekłada się to na przeczuwanie pewnych rzeczy, zauważanie czegoś, na co mężczyzna będzie patrzył cztery tygodnie i nie zwróci uwagi – przejdzie, wejdzie i nie spostrzeże, a ona wyczuje to wcześniej. O. Joachim Badeni w książce Kobieta – boska tajemnica mówi o geniuszu kobiety w kontekście pytania zadanego przez panią Judytę Syrek. Na pytanie, co jest najważniejsze na pierwszej randce, o. Joachim odpowiada: U kobiety najważniejsze jest pierwsze wrażenie, odbiór intuicyjny Stasia Kowalskiego. Kobieta nie tylko powinna się dobrze ubrać na randkę, wymalować, ale poprosić Ducha Świętego, by ją oświecił, kim jest ten Staś. I może na pierwszej randce nic nie poczuje, bo Duch Święty nie działa na zamówienie, ale po pewnym czasie zacznie wyczuwać swego chłopca. Przypuśćmy, że on jest totalnym egoistą i liczy się tylko ze sobą. Po pewnym czasie kobieta z pomocą Ducha Świętego odkryje to. Egoizm zresztą jest dzisiaj bardzo modny. Człowiek liczy się tylko ze sobą, a reszta jest nieważna. Kobieta wyczuje egoizm mężczyzny i kiedy ten poprosi ją o kolejne spotkanie, to ona pewnie zacznie się wykręcać brakiem czasu. Intuicja jest bardzo ważna dla kobiety. Pan Bóg chciał jej dać intuicję i wyczucie życia. Z kobiet, które znam, prawie wszystkie miały świetną intuicję – tak jak Maryja wyczuwały, że coś jest nie tak. Na przykład dobrze wyczuwały księdza. Pytam się kiedyś dziewczyn w duszpasterstwie: „Podoba się wam ten ksiądz? Młody, przystojny, gra na gitarze, tańczy.” Odpowiedziały, że nie, bo one potrzebują księdza, a nie kolegi. Kolegów mają wielu. No proszę, to intuicja sakramentu kapłaństwa.
Bardzo istotna rzecz: w kobiecie tkwi geniusz, boska tajemnica, intuicja, wyczuwanie, czy jak przepięknie mówi o. Joachim: Pan Bóg chciał jej dać intuicję i wyczucie życia, które bez miłości jest bez wartości. Nie da się żyć bez miłości.
Maryja ma tę intuicję i wyczucie życia, dlatego mówi, że nie mają wina, brakuje radości. Co to za życie, kiedy nie ma pełnej, prawdziwej radości? Ona ma wyczucie życia. Maryja uczy prawdziwej pobożności, nie dewocji. Maryja wyczuwa, że nie mają wina i nie biadoli z tego tytułu, tylko wie, w kim jest rozwiązanie problemu, idzie więc do Jezusa.
Matka Jezusa rzekła do Niego: «Nie mają wina». Jezus Jej odpowiedział: «Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? [Czyż] jeszcze nie nadeszła godzina moja?» Może się nam wydawać, że ta odpowiedź Jezusa otwiera cykl szorstkości w podejściu do Mamy. Jest to druga – po ludzku rzecz biorąc – szorstka odpowiedź Jezusa. Pierwsza padła wówczas, gdy Maryja z Józefem szukali dwunastoletniego Jezusa w świątyni. – Czemuście Mnie szukali? – Wydaje się, że to jest swego rodzaju zbywanie: nie jesteś teraz ważna… Ale to tylko pozór. Pytanie zadane Maryi przez Jezusa w Kanie Galilejskiej – jak podaje ks. prof. Witczyk – dzisiaj jest rozumiane troszeczkę inaczej pod wpływem szerszych badań tekstów biblijnych, języka, okoliczności, znaczenia pewnych słów, co jest bardzo ważne. Jego sens można oddać w innych słowach. «Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? [Czyż] jeszcze nie nadeszła godzina moja?» Jezus niejako pyta tu: Czy myślisz o tym samym, co Ja? Czy chcesz, abym dał im to wino, o którym myślę? Czy myślisz to samo, co Ja, bo Ja uważam, że to już ta godzina, że muszę objawić się jako Syn Boży, pokazać Boskość. O tym samym myślisz, Maryjo? O tym winie? O tej radości, którą trzeba dać w interpretacji słowa, Prawa? – Teraz to pytanie brzmi trochę inaczej. Szorstkość znika.
Jezus zaprasza Maryję – i tu wchodzimy w pierwszy wniosek związany z tematem konferencji – żeby przyjęła inną miarę miłości. Maryjo, Twoja miłość jest piękna, cudowna, ale rozkręcamy ją dalej. Wchodzimy na wyższe obroty… Jaka będzie miara tej miłości? Jeszcze jest więcej niż to, co dałam? – Tak, da się jeszcze więcej.
Jezus zaprasza, aby Maryja weszła ma Jego poziom myślenia, przejęła Jego miarę miłości. Jezus zaprasza nas na wyższe obroty myślenia. Na wyższe obroty miłości i nadziei. To zobowiązuje. Już nie ma odwrotu. Odwrót to gehenna. Teraz jest nawrót: Nawracajcie się. Teraz się dopiero zaczyna. Nawracajcie się, bo będzie was ciągnęło do schematów, do tego, co było kiedyś. Już wam paciorki nie wystarczą. Przynajmniej pół godzinki rano na modlitwę. To są konkrety. Pewna osoba, od 1999 roku wyjeżdżająca na rekolekcje, złożyła świadectwo: Proszę księdza, po doświadczeniu bliskości Pana moja modlitwa już nigdy nie była taka sama. Nawet jak ją zaniedbam, to zawsze mnie przynagla, że mam wrócić. Tak Duch Święty rozkręcił serce.
Nigdy nie będzie już nic takie samo, jeżeli zdecydowaliśmy się iść za Panem. Mamy wchodzić coraz bardziej, coraz głębiej.
Co na to odpowiada Maryja? Jak wygląda Jej pobożność? – Maryja nie odpowiada Jezusowi wprost, tylko zwraca się do sług. Ona natychmiast, wręcz w trybie rozkazującym mówi im: «Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie». Daje przez to Jezusowi odpowiedź: Tak, ufam Ci i chcę tego samego, co Ty.
Niezwykle ważne jest realne posłuszeństwo. Posłuszeństwo wiary temu, co mówi do mnie Bóg. Trzeba nie tylko słuchać, ale posłuchać, zastosować w życiu.
Co zrobiłeś po rozważaniach?
Jak to przeniosłeś na życie? Konkret!
Jak złożyłeś świadectwo? Przez co? Pan chce, abyś je złożył w charyzmacie, który masz, więc nie podglądaj innych.
Co zrobiłeś ze swoim charyzmatem?
Jak ubogaciłeś wspólnotę?
«Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie».
Co zrobiłeś z darami, z pytaniami, ze słowem, z obecnością Jezusa, który zaprosił cię na spotkanie w słowie?
Co zrobiłeś z modlitwami, do których cię wzywał?
Odpowiedz na te pytania rzetelnie, tak jak jest, oczyszczająco, a nie przygnębiająco. Pytajmy o to siebie.
Maryja mówi: «Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie». Powiedziała to do sług. Bardzo ważna jest tutaj postawa sług. Tylko sługa wykonuje polecenia. Ktoś, kto nie jest sługą, panuje, profanuje, gra.
Stało zaś tam sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń, z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary.
Dwie – trzy miary to od 40 do 70 litrów. Po wyliczeniach wychodzi, że pojemność stągwi wynosiła czterysta dwadzieścia litrów. Papież Benedykt XVI liczył to jeszcze inaczej. Pisał: Na pierwszy rzut oka cud w Kanie wydaje się odbiegać od pozostałych znaków dokonywanych przez Jezusa. Jaki sens miałoby dostarczenie przez Jezusa na prywatną uroczystość takiego nadmiaru wina, w ilości około 520 litrów?
520 litrów. Jak papież tak powiedział, to nie będziemy się kłócić. : ) Jest tego trochę. Tyle potrafiły pomieścić stągwie.
Skupmy się teraz na tym, że potrzebne są stągwie, które trzeba przynieść i napełnić. Jezus rzekł do sług: «Napełnijcie stągwie wodą». I napełnili je aż po brzegi. Napełnili je obficie. Potem powiedział do nich: «Zaczerpnijcie teraz i zanieście staroście weselnemu». To są polecenia Jezusa. Rozbijamy przekonanie, które mogło się pojawić, że Jezus jest szorstki wobec Maryi i nie chce wypełnić tego, o co Ona prosi. Jezus wprowadza na wyższe obroty miłość, która jest w tym momencie potrzebna i o którą też prosi Maryja. Zauważmy, że słudzy napełniają stągwie aż po brzegi, co oznacza wręcz nadmiar. Zacytujmy kolejny fragment wypowiedzi Benedykta XVI: Gdy jednak przyjrzymy się uważniej, okazuje się, że nie chodzi tu wcale o prywatny luksus, lecz o coś znacznie większego. Doniosłe znaczenie ma tutaj sama datacja. Zaczynamy rozumieć wydarzenie Kany. Znakiem Boga jest nadmiar. Widzimy go przy rozmnożeniu chleba. Widzimy go co pewien czas, najbardziej jest jednak widoczny w centrum dziejów zbawienia – w tym mianowicie, że rozrzutnie daje siebie samego nam, ludziom, biednym stworzeniom. Ten nadmiar jest Jego chwałą. Dlatego nadmiar wina w Kanie jest znakiem, że Bóg rozpoczął już swe świętowanie z ludzkością, rozdawanie siebie samego ludziom. Zewnętrzne ramy tego wydarzenia – wesele – stają się w ten sposób obrazem wskazującym gotowość ludzką. Godzina wesela Boga z Jego ludem zaczęła się już w przyjściu Jezusa. Obietnica, dotycząca czasów ostatecznych, wkracza w teraźniejszość.
Teraz się to dokonuje. Obficie Pan Bóg wylewa swoją miłość. W Duchu Świętym jest w nas rozlana miłość, radość.
Jaka jest miara miłości? – Nad-miara. Boża miłość występuje w nadmiarze, przelewa się. Jak pisał św. Paweł – Temu, który mocą działającą w nas może uczynić nieskończenie więcej niż to, o co prosimy czy rozumiemy, Jemu chwała w Kościele i w Chrystusie po wszystkie pokolenia wieków (Ef 3.20-21). Bóg daje jeszcze więcej, niż prosimy. To, że trzymamy się często tego, co – jak nam się wydaje – powinniśmy otrzymać, to już inna sprawa.
Zatem miara miłości to nad-miara, tylko trzeba być posłusznym temu, co mówi Jezus. Zróbcie dokładnie to, co wam powie. Jak robię tylko część, to nie ma się co dziwić, że otrzymuję część radości. Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie. Posłuszeństwo jest lepsze od ofiary.
Jest jeszcze jedna ważna rzecz. O. Józef Augustyn zwrócił kiedyś uwagę na to, że woda została przemieniona tylko w przyniesionych sześciu stągwiach. Nie w całej Kanie Galilejskiej. To, co przynieśli słudzy, nad czym się potrudzili – przecież to trochę ważyło – zostało przemienione. To kosztuje, wymaga.
Gdzie są nasze stągwie kamienne?
Gdzie te kamienie w sercu przytaszczyliśmy do Pana?
Gdzie trudne sprawy zataszczyliśmy na górę w modlitwie?
Gdzie przynieśliśmy te stągwie problemów, tę skamieniałą pustkę naszych zranień z przeszłości, teraźniejszości, lęków o przyszłość, tego wszystkiego, co się dzieje?
Czy przynieśliśmy to, żeby Jezus mógł to przemienić? On przemienia to, co się do Niego przynosi. Przemienia w nadmiar.
Maryja wyraża swoją pobożność przez to, że jest posłuszna i zauważa ludzkie potrzeby – służy ludziom. Ona już tym zaimponowała po zwiastowaniu, gdy – jak mówi ks. prof. Kudasiewicz – nie pobiegła do świątyni, tylko do krewnej Elżbiety. Pobiegła z pośpiechem w góry, żeby jej służyć, żeby jej pomóc. Na tym polega pobożność. Pobożność czysta, bez skazy, wyraża się w trosce o wdowy, o dzieci. Nie robi się niczego na pokaz, tylko się służy innym. Nie przychodzimy do Pana, żeby się tylko naładować, ale wyjść i zrobić wszystko, co Pan mówi. Służyć innym. Chcesz pomóc sobie, zajmij się innymi. Służ im tak, jak umiesz, tym, co umiesz. Na tym polega właściwa pobożność, maryjna pobożność – zasłuchana w słowo, rozważająca i stosująca naukę w życiu.
O. Joachim Badeni mówi, że kobieta nie może być dewotką. Szok. Nawet kiedy jest już starsza. Nie może narzucać praktyk religijnych na siłę. Jest to problem wielu babć, które chcą uszczęśliwiać na siłę. Tak nie wolno.
Miałem nawet kiedyś taki problem – pisze o. Joachim – pewna kobieta przychodziła codziennie na nabożeństwa, a męża zostawiała samego. On przychodził do domu po pracy strasznie głodny, zmęczony, a tam pusto – żona w kościele. To nie jest dobre. Kobieta powinna pokazać mężczyźnie, na czym polega pobożność, przyjaźń z Bogiem, ale nie za pomocą dewocji. Jeżeli Chrystus jest jej bliski, to powinna się podzielić tą radością z mężem i wtedy może być tak, że babę pośle nie diabeł, lecz anioł. Mężowie po wielu latach nawracają się pod wpływem kobiety. Żona bardzo powoli może wciągnąć męża w orbitę swojej wiary. Oczywiście mogłaby być przeszkolona jeszcze nieco z teologii i wiadomo przez kogo – przez dominikanów. Widok starszej kobiety w kościele jest rzeczą normalną dla wielu mężczyzn, ale kiedy w ławce klęczy młoda, piękna dziewczyna, do tego jeszcze chodzi do duszpasterstwa, to taki widok go dziwi. Jeśli ona ma jeszcze głód Eucharystii i przyjmuje codziennie Komunię Świętą, to na pewno robi na chłopcach wrażenie.
Można by dodać, że na takich chłopcach, których powinno się szukać z paschałem, czyli oddanych, bożych chłopcach. Takich trzeba szukać – nawet czterdzieści lat.
Miarą miłości Pana jest nad-miara. To, co przyniesiemy, zostanie przemienione. Pan Bóg daje jeszcze więcej, tylko my nie chcemy tego chwytać, nie chcemy tym się napełnić, bo na modlitwie kurczowo trzymamy się tego, co przyszliśmy załatwić, cośmy obliczyli, natomiast Pan Bóg mówi nam, że chciałby się jednak zająć inną rzeczą, bo w tej chwili to, że tak emocjonalnie jesteśmy w czymś obecni, nie oznacza, że to jest nasz najważniejszy problem. To, że teraz tak to przeżywamy, nie znaczy, że to jest sprawa priorytetowa. Pan mówi – Uwierz Mi. Oddaj Mi chwałę, złóż pokłon, zasłuchaj się, rozważaj, a tamte sprawy zostaną też ruszone. Rozmawiaj ze Mną, a nie z wyobrażeniami o tym, jaki powinienem być.
Do czego służyły stągwie z wodą? – Do żydowskich oczyszczeń, których jest mnóstwo. Tu jest głębsza warstwa znaczeniowa, że dotychczasowe wyłożenie Prawa, przepisów, musi ulec zmianie. Potrzebna jest tam siła, ferment wina – jego smak i wewnętrzna moc. Tam jest potrzebna radość, którą daje wino, miłość wina rozgrzewającego serce.
Módlmy się, żeby Pan wzbudzał ducha oddania w Jego sługach w Kościele. Prośmy, aby ci, którzy interpretują słowo Boże, robili to jako ludzie mający władzę nad wypowiadanym słowem – czyli tacy, co służą, bo władza w Kościele to służba. Aby byli w tym obecni, bo to jest życiowe. Ludzie czekają wręcz, żeby to słowo padło, tak jak czekali na słowo, które wyjdzie z ust Jezusa. Wisieli Mu u ust – mówi dokładne tłumaczenie Pisma. Lud wpatrywał się w Niego. Wpiszmy to sobie w serce, że pierwszą modlitwą po oddaniu chwały Bogu ma być modlitwa za prezbiterów, biskupów, diakonów. Módlmy się szczególnie za tych, którzy zadają rany, pogubili się.
Potrzebna jest modlitwa o głosicieli słowa, którzy dają nam wino, ukazują rozgrzewające nasze serca oblicze miłości odbite w świętych tekstach. Niech oblicze Twoje, Panie, zajaśnieje nad Twym sługą. Trzeba modlić się o to. Gorąco prosić i nie ustawać.
Woda symbolizuje poprzednie podejście do Prawa. Teraz Jezus przynosi nowe prawo. Nadeszła Jego godzina, to się zaczęło dziać. Jezus przynosi nową miarę czasu, bo już jest obecny – królestwo Boże jest pośród was. Przynosi nową miarę miłości – jest jej nadmiar. I takiej też oczekuje od nas postawy – nowej miary czasu, żebyśmy wiedzieli, że teraz dokonują się rzeczy najważniejsze, że On jest już obecny, i nowej miary miłości, czyli nad-miary. Nawet kiedy nas ukrzyżują, mamy iść dalej. Nawet kiedy poranią. Pan tego od nas oczekuje.
Na ile moja postawa miłości jest postawą hojnego przekaziciela? Wymień trzy ostatnie sytuacje, w których przekazałeś miłość braciom i siostrom. Opowiedz o tym Panu i sobie. Nazwij także trzy sytuacje, w których wycofałeś się z tego, czyli popełniłeś zaniedbanie. Kto może czynić dobrze, a nie czyni, grzeszy. Tylko tutaj nie wolno rozdrabniać się w szczególikach – komara przecedzać, a połykać wielbłąda. Nie zaśliniajmy się wyrzutami sumienia o jakieś ziarenko.
Podejście do miłości nie jest znane staroście weselnemu, który po prostu nie wie, skąd się wzięło wino. W osobie starosty weselnego możemy zobaczyć przedstawiciela dotychczasowych głosicieli Prawa. Natomiast słudzy wiedzą, skąd wino pochodzi, bo wierny sługa zawsze będzie wiedział, gdzie jest jego Pan.
«Każdy człowiek stawia najpierw dobre wino, a gdy się napiją, wówczas gorsze. Ty zachowałeś dobre wino aż do tej pory».
Jezus jest Tym, który potrafi zachować dobre wino aż do tej pory. Jest Tym, który potrafi zachować nas, drogie siostry i drodzy bracia, jako swych wyznawców. Chce nas zachować aż do tej pory, w której działa, czyli na wieki. Mamy mieć aż na wieki niebieski zegarek. To jest początek znaków. To się dopiero zaczęło. Taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. Objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie.
Uczniowie uwierzyli w Niego.
Tak naprawdę to o pannie młodej i panu młodym nie było w opowieści o weselu w Kanie Galilejskiej żadnego słówka. Dlaczego? – Dlatego, że oblubienicą jest lud Boży, do którego Jezus przychodzi. Oblubieńcem jest sam Chrystus – Pan Młody. To On się weseli, cieszy się. Już się zaczęła – jak pisze Benedykt XVI – radość Boga płynąca z przebywania z nami, radość z dzielenia się z nami interpretacją tego słowa. Jezus sam nazywa tu siebie Oblubieńcem przyobiecanego wesela Boga z Jego ludem – mówi Benedykt XVI – a tym samym, w tajemniczy sposób swą własną egzystencję, siebie samego, włącza w tajemnicę Boga. Ukazuje, że to On jest Bogiem.
Jednym z ważniejszych przesłań tego rozważania jest ukazanie, że kiedy się modlimy do Jezusa, to modlimy się do Kogoś, kto po ludzku nas rozumie, ale z tego, co ludzkie, wyciąga nas do świata Bożego, bo jest też naszym Bogiem. Objawia nam tajemnicę: słuchaj, rozumiem cię, nie będę miał pretensji o twoje grzechy. Wiem, że można upaść – chociaż sam nie popełnił grzechu, ale wziął na siebie nasze grzechy. Wiem, jaka jest miara cierpienia. Wiem, ile możesz znieść. Wiem, że cię to boli. Sam przez to przeszedłem i nie ma szans, żebym nie wiedział, o co tu chodzi.
Takiego mamy arcykapłana, który potrafi nam współczuć, ukształtowanego, podobnego nam we wszystkim, oprócz grzechu. Jezus po ludzku nas rozumie, ale nie chce nas zatrzymać tylko na ludzkim rozumieniu, dlatego pyta – tak jak pytał Maryję:
Czy myślisz o tym samym, co Ja?
Czy chcesz, bym dał ci to wino, o którym myślę?
Pyta nas. Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Inaczej: Czy myślisz o tym samym, co Ja, po tym rozważaniu? Chciałbyś otrzymać to wino, o którym Ja myślę, bo już jest ta godzina, ten czas. Oto teraz czas upragniony, teraz czas zbawienia.
Czy nasze pragnienia są zsynchronizowane z pragnieniami Pana?
A może ciągle kręcimy się wokół siebie, swoich wyobrażeń o Panu?
Ile dzisiaj Pan zwlekł z nas starego człowieka, starego myślenia?
Gdzie się udało Mu to pokonać, a gdzie jeszcze trzymamy się tego kurczowo?
Trzeba ponazywać po imieniu rzeczy, w których wyszliśmy ze starego człowieka, ze starego myślenia, i dać odpowiedź Jezusowi.
Czy myślisz o tym samym winie, które Ja chcę dać?
Czy myślisz o tym samym podejściu, które Ja mam?
Odpowiedzmy Panu. Nie uciekajmy przed tymi pytaniami. Porozmawiajmy z Jezusem przez Maryję, która jest taka ludzka, pobożna i która – jak zwróciliście pewnie uwagę w czasie tych rozważań o weselu w Kanie Galilejskiej – nie była w centrum.
Pozdrawiam w Panu –
ks. Leszek Starczewski