W sieci królestwa Bożego
Tekst rozważany: Mt 13,47-53
Mamy przed sobą obraz sieci zarzuconej w morze i zagarniającej ryby wszelkiego rodzaju. Przypominamy sobie z pewnością, że morze u Izraelitów, czy też w Biblii, oznacza żywioł nieokiełznany, czyli rzeczywistość, której nie da się opanować. Na morzu nie można wytyczyć śladów, po których później spokojnie powędrują inni, bo szlaki ciągle się zmieniają. Morze to żywioł oznaczający coś nieopanowanego. Kiedy Izraelici modlili się słowami mówiącymi o tym, że Bóg stworzył morze i wszystko, co je napełnia, to dawali do zrozumienia wszystkim ludom posiadającym mentalność Bliskiego Wschodu, że ich Bóg jest Bogiem ponad tym żywiołem. Zasadniczo różnili się więc od innych kultur, które morze, trzęsienia ziemi czy też wybuchy wulkaniczne uważały za przejaw działania bogów, utożsamiając bóstwo ze zjawiskami przyrodniczymi. Izraelici twierdzili jasno i zdecydowanie, że ich Bóg jest ponad morzem, czyli że oni mają bardzo potężnego Boga.
Przywołując Ducha Świętego, zostajemy uzbrojeni Jego mocą. Wokół nas powstaje mur, a my jesteśmy wewnątrz. Jeżeli nie zrobimy wyłomu w murze, nic się do nas nie dostanie z zewnątrz. Ta kanalia, jaką jest zły duch, będzie szukać każdej sposobności rozproszenia, zmęczenia, żeby skruszyć mur, ale od nas zależy czy się na to zgodzimy. Nie zapomnijmy, że Jezus „był bezpieczny” do momentu, kiedy zdradził Go nie faryzeusz, nie ktoś z zewnątrz, ale właśnie Judasz, jeden z Dwunastu. Ożywieni zatem świadomością, że działa w nas Duch Święty, nie zwalniamy się z wysiłku rozważania słowa, ale tym bardziej go podejmujemy, im więcej w nas Ducha Świętego. On nie rozlewa się skąpo, tylko obficie. Jest z nami Maryja, są z nami święci i błogosławieni. Przebywamy w dobrym towarzystwie.
Duchowym pokarmem jest dla nas dziś fragment z Ewangelii Mateusza:
Jezus powiedział do tłumów: «Dalej, podobne jest królestwo niebieskie do sieci, zarzuconej w morze i zagarniającej ryby wszelkiego rodzaju. Gdy się napełniła, wyciągnęli ją na brzeg i usiadłszy, dobre zebrali w naczynia, a złe odrzucili. Tak będzie przy końcu świata: wyjdą aniołowie, wyłączą złych spośród sprawiedliwych i wrzucą w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. Zrozumieliście to wszystko?» Odpowiedzieli Mu: «Tak jest». A On rzekł do nich: «Dlatego każdy uczony w Piśmie, który stał się uczniem królestwa niebieskiego, podobny jest do ojca rodziny, który ze swego skarbca wydobywa rzeczy nowe i stare». Gdy Jezus dokończył tych przypowieści, oddalił się stamtąd.
Nieuchronnie zmierzamy razem z Jezusowym przepowiadaniem w przypowieściach do pewnego finału. Przypowieść o sieci stanowi końcówkę serii przypowieści, w których Jezus zmienił styl swojego przepowiadania. W kontekście pojawiającej się wcześniej w Ewangelii Mateusza przypowieści o skarbie i perle, wyjaśnienia przypowieści o chwaście, przypowieści o ziarnku gorczycy i zaczynie, wchodzimy w finał, swego rodzaju podsumowanie. Jezus zapyta wprost, na ile Jego słuchacze zrozumieli to, co im powiedział.
Mamy przed sobą obraz sieci zarzuconej w morze i zagarniającej ryby wszelkiego rodzaju. Przypominamy sobie z pewnością, że morze u Izraelitów, czy też w Biblii, oznacza żywioł nieokiełznany, czyli rzeczywistość, której nie da się opanować. Na morzu nie można wytyczyć śladów, po których później spokojnie powędrują inni, bo szlaki ciągle się zmieniają. Morze to żywioł oznaczający coś nieopanowanego. Kiedy Izraelici modlili się słowami mówiącymi o tym, że Bóg stworzył morze i wszystko, co je napełnia, to dawali do zrozumienia wszystkim ludom posiadającym mentalność Bliskiego Wschodu, że ich Bóg jest Bogiem ponad tym żywiołem. Zasadniczo różnili się więc od innych kultur, które morze, trzęsienia ziemi czy też wybuchy wulkaniczne uważały za przejaw działania bogów, utożsamiając bóstwo ze zjawiskami przyrodniczymi. Izraelici twierdzili jasno i zdecydowanie, że ich Bóg jest ponad morzem, czyli że oni mają bardzo potężnego Boga.
Symbol morza ma dla nas podwójne znaczenie. Oznacza żywioł nie do opanowania oraz swego rodzaju spontaniczność, niemożność określenia konkretnych śladów, walkę z żywiołem. Na morzu nie da się czegoś raz na zawsze poustalać. Kiedy wypływam w morze, muszę być ciągle aktywny. Nie wiadomo, z której strony nadejdzie fala, przypływ, odpływ. Jeśli chcemy się zagłębić w tę przypowieść, jest to dla nas bardzo ważna informacja, bo skoro rzeczywiście morze jest takie nieokiełznane i nie da się wytyczyć na nim szlaków, to praca nad zdobywaniem królestwa niebieskiego odbywa się w podobnych warunkach. Jakiekolwiek ustalenia wezmą tutaj w łeb wcześniej czy później, bo nie wytrzymają tego żywiołu. To jest zbyt duża siła, żeby ją ubrać tylko w paciorek, wyrazić w jednej formie pobożności, w jednym sposobie mówienia o Panu Bogu. Ogromna jest siła, ogromny żywioł królestwa niebieskiego, działania Boga pośród nas. Nie da się tego ująć w schemat.
Nie bez znaczenia jest również fakt, że Jezus powołuje rybaków – ludzi walczących z tym żywiołem, którzy muszą łowić ryby w różnych miejscach, są zdani na niepewny los, wypływają czasem na połów – jak miało to miejsce w przypadku apostołów – i wracają z pustymi sieciami. To dla nas kolejna, bardzo ważna informacja w kontekście królestwa niebieskiego. Naszym zadaniem jest zarzucać sieci, czyli szukać królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, penetrować. Zarzucać sieci i liczyć się z tym, że czasem niceśmy nie ułowili, jak powie Piotr. Taka rzeczywistość może się nagle pokazać. Jezus mówi, że trzeba zarzucać sieci w ten żywioł.
Sieci nie sprawią, że morze będzie nam poddane, ale coś z tego morza wydobędziemy. Co wydobędziemy? Co następuje po połowie ryb? Rybak wyciąga sieć na brzeg. Okazuje się, że znajdują się tam nie tylko te rybki, które chcielibyśmy sobie przyrządzić w piątek. Nie wyławiamy tych rzeczy, rzeczywistości, które zamierzaliśmy wyłowić, ale wszystko, co się złapało. Może być kamień, błoto, stary but, butelka, zgniła ryba... W sieci można znaleźć wszystko.
Ta informacja, z pozoru banalna, wcale banalną być nie musi, jeżeli tylko przeniesiemy ją na rzeczywistość naszych starań. Ogarniamy modlitwą mnóstwo rzeczy, obejmujemy poszukiwaniem wiele sytuacji, zdarzeń. Podejmujemy się analizy różnych doświadczeń i nie należy się zrażać, że wśród nich odkrywamy również rzeczy, które wydają się nam nieprzydatne, mijające się z naszymi zamierzeniami, z naszym celem. Ważne, żeby zarzucać sieci. Ważne, żeby się rzucać w tym świecie za Panem Bogiem. Ważne, aby szukać prawdy.
Jan Paweł II pytany w „Przekroczyć próg nadziei” o to, które ze zdań z Ewangelii szczególnie mu utkwiło, zwrócił uwagę właśnie na to: Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli. Szukajcie królestwa niebieskiego, a wszystko będzie wam dodane. Bardzo ważną czynnością jest zatem zarzucanie sieci. Nie stagnacja, bo oznacza ona degenerację. Kto się zatrzymał, ten się cofa. Zarzucamy więc sieć i liczymy się z tym, że nie wszystko, co wyłowimy, będzie radosnym odkryciem. Nie wszystko, co będzie stanowiło przedmiot mojej modlitwy przed Panem, stanie się dla mnie cudownym przylgnięciem i wtuleniem się w Niego.
Odkryliśmy zatem kilka istotnych prawd: morze to żywioł nieokiełznany; nie da się na nim wytyczyć szlaków; mamy zarzucać sieć i liczyć się z tym, że nie wyłowimy tego wszystkiego, co byśmy chcieli.
Co w związku z tym? Co się dzieje dalej w tej przypowieści? Gdy się napełniła, wyciągnęli ją na brzeg i usiadłszy, dobre zebrali w naczynia, a złe odrzucili. Gdy się sieć napełniła, rybacy usiedli i dokonali selekcji. Zauważmy, że robią to ci, którzy się na tym znają, mają na to czas, podejmują się refleksji. Trzeba siąść na brzegu. Powinny nam się tu przypomnieć obrazy biblijne: Dawid, który usiadł przed Panem i oddał się zadumie, Jezus siedzący przed studnią Jakuba... Postawmy też w tym momencie pytanie: czy potrafię tak usiąść, czy fruwam – ciągle jestem zabiegany? Czy znajduję czas na osobistą rozmowę z Panem? Jeśli tak – jak ona wyglądała? Jaki był ten połów? Siedzę na modlitwie, nic mi nie wychodzi, to idę dalej, bo nie było tak, jak chciałem? Może się tak zdarzyć. Słucham kazania, ksiądz plecie jedno i to samo, banały posuwa jeden za drugim, nic mi nie pasuje, niczym mnie nie zaskoczył, to sobie idę.
To pytanie jest bardzo ważne: na ile siadam, żeby dokonać pewnego przeglądu, ale przeglądu NIEOSTATECZNEGO. Co to znaczy? To znaczy, że nie ja jestem specjalistą od oszacowania w 100% tego, co wyłowiłem. Ostateczna selekcja i decyzja należy do specjalistów. Jezus posługuje się tu obrazem aniołów. Tak będzie przy końcu świata: wyjdą aniołowie, wyłączą złych spośród sprawiedliwych i wrzucą w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. Ostateczną ocenę rzeczywistości zostawia się specjalistom i wtedy ta ocena ma być naprawdę ostateczna.
Wyjaśnijmy. Jeżeli pewne rzeczy oceniam, to mam to robić w kluczu Jezusowej modlitwy w Ogrójcu: „Panie, to jest moja wersja wydarzeń. Ojcze, jeśli to możliwe oddal ode mnie ten kielich, ale ja nie będę forsował swojej wersji. Twoja wola niech się stanie.” Po modlitwie możemy na przykład powiedzieć: „Panie, mnie się wydaje, że ten czas to ja źle wykorzystałem. Tak to widzę. Mogłem więcej, staranniej, ale absolutnie nie będę go przekreślał. Ostatecznie najlepszą ocenę wydasz Ty, bo może to doświadczenie ma mi się przydać, żebym był bardziej sumienny następnym razem. Nie jestem specjalistą i wstrząsaj mną, kiedy zajmę Twoje miejsce.” Ostateczna decyzja należy do Pana. Nam pozostaje oceniać cząstkowo: „Tak mi się wydaje, tak spędziłem czas, tyle wyłowiłem, tyle zrobiłem.” Ważne, żeby zarzucać sieć, wyciągać po jakichś wydarzeniach, np. po rekolekcjach, na brzeg to, co tam się znajduje. Nie dokonywać ostatecznej selekcji.
Jakie kryteria przyjmie Bóg? Czym się będzie sugerował, razem ze swoimi aniołami, kiedy przyjdzie, aby dokonać selekcji, sądu, oddzielenia? Odpowiedź znajdziemy również w Ewangelii Mateusza (Mt 25,31-46).
Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale i wszyscy aniołowie z Nim, wtedy zasiądzie na swoim tronie pełnym chwały. I zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, a On oddzieli jednych [ludzi] od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów. Owce postawi po prawej, a kozły po swojej lewej stronie. Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: "Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata!” Uwaga, Jezus podaje kryteria. Ściąga na sąd ostateczny. Gotowiec. „Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie.”
Byłem. Słuchajcie, Ja byłem z wami, jestem tutaj z wami. Kryterium jest dość banalne, proste, prozaiczne, codzienne, zupełnie spoza uroczystości kościelnych, spoza wielkich akcji charytatywnych, spoza transów na modlitwie. Jezus nie wylicza ilości Eucharystii, w których uczestniczyliśmy. Nawet w tak ważnej chwili, przy podsumowaniu wszystkiego, nie wymienia konkretnych zadań, które pobożny katolik powinien wykonywać. Nie ma nic o znajomości katechizmu. Całe Prawo i Prorocy streszczają się właściwie w tym jednym: dałem, przyszedłem, zauważyłem. Proste. Za proste. To spróbujmy to sobie skomplikować: 1000 „zdrowasiek”, 2000 pielgrzymek, 8000 książek, 60 razy Biblię przeczytać...
Podstawę do rozmowy z Bogiem przy końcu świata stanowi wiara w to, że Bóg jest w najzwyklejszych okolicznościach życia i reakcja serca na Jego obecność. Zero tolerancji dla schematów. To będzie egzamin. Najważniejszy egzamin – z miłości, z języka miłości. Tego trzeba by się nauczyć.
Ciekawa jest też reakcja tych, którym Jezus tę ściągę daje i wprowadza ich do królestwa Ojca. Wówczas zapytają sprawiedliwi: "Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię? lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie?” Są rzeczywiście zszokowani. Dla tych, którzy to robili, to był naturalny rytm życia. Oni tak po prostu funkcjonowali. Było dla nich oczywiste, że jak ktoś cierpi, to trzeba iść i pomóc nie po to, żeby dostać medal. Jak ktoś cierpi, to trzeba pomóc, trzeba siąść z nim chwilę, jak ma się taką możliwość, jak nie to ją znaleźć i być. Dać jeść. Pamiętasz tę kanapkę, którą kiedyś na korytarzu dałeś? – Kanapkę? – Tak, o takie „głupoty” będzie chodziło Panu Jezusowi. O takie proste rzeczy. Jak jest na co dzień z naszymi „głupotami”? A co jest dla nas głupotą prawdziwą?
Sprawiedliwi są zszokowani, bo Jezus mówi o normalnym klimacie ich życia, zachowaniu, które im weszło w krew. Przejęli się słowem Bożym, żyli nim i zachowywali się jak ludzie przemienieni działaniem Ducha. Takie są kryteria.
Dobrze by było, gdybyśmy tutaj przyznali się, że czasem wyliczamy sobie, co dobrego z naszego zachowania Pan Bóg wziąłby pod uwagę. To jest chyba rzecz, którą by uwzględnił... Szukamy takich sytuacji czy zdarzeń, w których zrobiliśmy coś dobrego i czekamy na pochwałę. To takie ludzkie. Ale jeżeli chcę coś robić dla Pana, to mam się uczyć, że nie czekam na podziękowania. Nie bardzo też się przejmuję czyimś ochrzantusem. Bo jeżeli oczekujemy od ludzi wdzięczności, to możemy przeżyć rozczarowanie i zniechęcić się, gdy nas nie pochwalą. Tymczasem nasza prawdziwa wartość jest ukryta w Panu, a nie w tym, co zrobiliśmy, czy ktoś to zauważył, jak nas pochwalił. Kryteria są jasne.
Król im odpowie: "Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili". Kładzie tutaj akcent na tych najmniejszych, którzy poza Bogiem nie mają obrony na tym świecie. A kto ma ich bronić w imieniu Boga? Właśnie Jego wyznawcy. Pan jest Opiekunem wdów i sierot, uchodźców. Takimi osobami nie ma się kto zająć. Bóg chce to uczynić przez nas i dlatego najsurowiej potraktuje nas, jeżeli nie zajmiemy się tymi, którzy sami sobą zająć się nie potrafią. Najmocniej można wkurzyć i zdenerwować Pana Boga tym, że rani się osoby, które nie umieją się bronić, nie mają znikąd wsparcia. Jest to coś, co najbardziej uruchamia tzw. konsekwencję kary Bożej. Tym się najmocniej rani Pana. Trzeba by zapytać siebie czy na przestrzeni lat, dziejów, obecnych relacji nie mamy kogoś takiego, kozła ofiarnego. Mało tego. Tu wcale nie chodzi o ataki wprost, ale o coś więcej. Możemy posiadać i często posiadamy taki spryt, przebiegłość, że unikamy kontaktów z niektórymi osobami, bo je uważamy za gorsze. „Co ona może wnieść w moje życie? Po co mi kontakt z nią?” „Tego zaproszę. Z tym porozmawiam.” Gdy przygotowujesz ucztę – mówi Jezus – zaproś tych najgorszych. Tych, którzy nie mogą niczym ci się odwdzięczyć.
Otrzymujemy więc bardzo istotną informację o Bożej selekcji. Panu Bogu chodzi o małe rzeczy. Ci, co przejęli się Ewangelią, przeżywają szok. Nie liczą dobrych uczynków, bo po prostu weszły im w krew. Oni tak na co dzień oddychają, tak reagują na ludzi. Zauważają ich. Nie czekają na to, że ktoś ich obsłuży, tylko sami służą.
Mamy dalej drugą część tej selekcji, też jasno nakreśloną, bo w ewangelicznym nurcie jest miejsce na piekło. Jezus wielokrotnie mówi, że będzie zmartwychwstanie do życia i zmartwychwstanie do śmierci. Od poprzedniej grupy zostaje oddzielona druga. Wtedy odezwie się i do tych po lewej stronie: "Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom!” Diabłu i jego aniołom... Tam już ktoś jest. To nie jest prezes firmy „Piekło”, który chodzi i sprawdza temperaturę smoły w kotłach oraz ilość obstawiających te kotły diabełków z rogami. Piekło to kraina egoistów. Nieugaszone wyrzuty sumienia, zgrzytanie zębów, czyli nieumiejętność odnalezienia się. Kraina egoistów, w której przebywa diabeł. On też tam cierpi. Skoro tak, to dlaczego działa? Bo nie chce być sam. Szuka „frajerów”. Nie chce być sam na końcu, w czasie potępienia, i dlatego szuka jak największej ilości tych, których chce sfrajerzyć. Teraz też czuwa, jako przygotowany przeciwnik, żeby kogoś złapać.
"Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! Bo byłem głodny, a nie daliście...” Zwróćmy uwagę, że tutaj akcent jest położony na nie daliście. Byłem – byłem tak samo, tylko że wy nie daliście, nie przyjęliście, nie przyodzialiście, nie odwiedziliście. Potępieni też doznają szoku. „Jak to! Kiedy? Przecież ja mam od dawna sporządzoną całą listę czynów, które wykonałem. Przygotowałem się na dzień sądu. Wiecie, jakim jestem księdzem? Znacie takiego drugiego? Gwiazda nie z tej ziemi...” Lista zasług przygotowana. A jaką masz ty, droga siostro, drogi bracie? Tak szczerze. Wydobądźmy listę swoich zasług. A nawet jeśli wydaje się nam, że jej nie ma, że tak nie patrzymy, to spróbujmy podejść do siebie delikatnie i ponazywać to, co uważamy, że było w porządku. Żeby się nie chwalić, tylko przedstawić listę swoich zasług, skonfrontować ją ze Słowem Bożym.
"Kiedy widzieliśmy Cię głodnym albo spragnionym, albo przybyszem, albo nagim, kiedy chorym albo w więzieniu, a nie usłużyliśmy Tobie?" Wtedy odpowie im: "Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili". I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego.
W kontekście współczesnych sposobów zdobywania stanowisk, wpływów, tzw. „pleców”, bardzo poruszające jest, że gdyby nawet niektórzy mieli przygotowane kopertki, to nie wcisną ich Chrystusowi. Nie ma czegoś takiego jak załatwianie. Nie da się. Takie są kryteria selekcji. To jest klucz do spojrzenia na naszą codzienność. Nie ilość modlitw, ilość czasu poświęconego na to czy tamto, ale konkretne reakcje na innych ludzi, szczególnie na tych, którzy sami sobie nie potrafią poradzić. I wyjście z inicjatywą. Kreatywność, bo Pan jest kreatywny.
Sieć to również symbol Kościoła, w którym jest mnóstwo różnych osób i charyzmatów. Kościoła, który powinien jednoczyć wszystkich w Duchu Świętym, bo tylko wtedy nawiążemy prawdziwą łączność między sobą, jeżeli będziemy zjednoczeni w Duchu Świętym, w Panu. Kościół powinien się skupiać szczególnie wokół Eucharystii, która jest dla nas pokarmem i buduje go. Mamy się gromadzić przy Chrystusie w Duchu Świętym. To nas buduje i dopinguje do zauważania Chrystusa w świecie. Bo po co do Niego przychodzimy? Na prywatną adorację? Nie załatwiamy prywatnego interesu, ale chcemy nawiązywać autentyczne niekłamliwe relacje z innymi, budować Kościół. Szukamy kogoś, z kim można by się rzeczywiście spotkać, bardziej rozumieć i szukać Pana. Innych staramy się szanować.
Pojawia się więc kwestia wspólnoty – Kościoła – i szukania porozumienia z innymi, którym mam głosić Chrystusa niekoniecznie wprost, ale poprzez najprostsze gesty życzliwości, mojego zaangażowania w to, co robię. Jeśli ksiądz głosi konferencję, to ma w niej być obecny, wejść w słowo, żyć nim. Tak mam mówić, jakbym chciał, żeby ktoś do mnie mówił i mi tłumaczył. Kościół uczy, że kaznodzieja jest pierwszym słuchaczem tego, co głosi. Szukamy zatem autentycznych więzi i robimy to, co umiemy, tak, jak potrafimy najlepiej, służąc bliźnim ze względu na Pana. Tylko w Panu się poznamy i w Panu się nie skrzywdzimy. Pewne małżeństwo opowiadało mi, że poznali się właśnie dzięki wierze. On przeżył potężne nawrócenie. Później ona stwierdziła, że jest pewna, że nie zostanie skrzywdzona. Owszem, trzeba czuwać, być ostrożnym, ale ona wie, że skoro on jest w tak zażyłej relacji z Bogiem, to może być spokojna.
Chcę zwrócić jeszcze uwagę na dwie rzeczy. Pierwsza to cytat z wybranego przez Alessandro Pronzato jednego z jego mistrzów: Nie można otrzymać królestwa, nie nabywając pojemnika, tzn. bez przyjęcia świata, bez przyjęcia go takim, jakim darował nam Bóg, bez pogodzenia się z nim i bez działania w jego ramach. Bardzo ważna jest postawa akceptowania okoliczności, w których jestem, środowiska, w którym funkcjonuję. Nie można walczyć z wiatrakami. Takie jest środowisko. W tej sieci są też podziurawione skarpetki i śmierdzące buty. W tym wszystkim ja też funkcjonuję. To moje środowisko. Spotykam różnych ludzi, mam lepsze i gorsze dni. Trzeba uczyć się akceptować życie, a nie walczyć z nim, bo za dużo energii tracimy na walkę z rzeczywistością. Jesteśmy mało realni, a bardzo wirtualni.
List do Hebrajczyków mówi: Kapłan z ludzi wzięty jest dla ludzi ustanowiony w tym, co należy do Boga. A teraz następuje przedziwny proces, że kapłan, owszem, z ludzi jest wzięty, ale później już nie wiadomo, dla kogo ustanowiony, bo mówi tak nieludzkim językiem, że nikt nie wie, o co mu chodzi. Bardzo istotną rzeczą jest więc głoszenie słowa Bożego w realiach życia. Nie trzeba walczyć z wiatrakami. Obraz wiatru i skrzydeł jest bardzo wymowny. Wiatr wieje. Jeśli się odpowiednio ustawię, to na tym wietrze się wzniosę. Jak się źle ustawię, ten sam wiatr połamie mi skrzydła. Akceptacja rzeczywistości ma służyć wznoszeniu się dalej i wyżej.
I sprawa ostatnia: rzeczy nowe i stare. Dlatego każdy uczony w Piśmie, który stał się uczniem królestwa niebieskiego, podobny jest do ojca rodziny, który ze swego skarbca wydobywa rzeczy nowe i stare. O co tu chodzi? Niewykluczone, że w pierwszej kolejności rzeczy stare to proroctwa Starego Testamentu, a nowe – ich spełnienie w Jezusie. W kontekście ataku na obrzędowość w Kościele, nie chodzi o treść nauczania, ale o sposób mówienia. Rzeczy stare, stare prawdy, trzeba wyrażać w nowy sposób. Jak mówi ks. prof. Kudasiewicz, potrzebny jest Duch Święty, żeby w skostniałe formy wlać życie. Nie chodzi o wyrzucenie wszystkich starszych dziewczyn i chłopaków z kościoła, zapełnienie go młodymi i wtedy się wszystko zmieni. Nie! Należy ożywiać to, co stanowi dorobek pokoleń. Ożywiać przez nowość, bo Jezus jest ciągle nowy. Wczoraj i dziś, ten sam także na wieki. Ciągle świeży, nowy. Nowe formy w starych treściach. Taki powinien być i uczony w Piśmie, i egzegeta, i ten, który głosi słowo Boże. Trzeba dopasowywać język komunikowania prawd Bożych do potrzeb słuchaczy. Nie jest to zawsze możliwe i nie zawsze się udaje, bo rozpiętość wieku słuchaczy szacuje się od starych bukłaków do młodego wina. : )Sprawa nie jest prosta, gdy staje się wobec audytorium. Dzieciaki biegają po całym kościele, a mamy robią wszystko, żeby wyrazić swoją radość z tego powodu. Do takiego audytorium też trzeba trafić, znaleźć klucz. We współczesnych czasach rzeczą priorytetową powinna być inwestycja w komunikowanie treści ewangelicznych.
Ufam, że pochylenie się nad tym słowem pozwoli nam wejść głębiej w spotkanie z Panem w materii naszego łowienia tego, co jest perłą, królestwem. Podejmujmy starania i wysiłki, żeby złapać kontakt z Panem bez względu na to, co w sobie odkryjemy. Trzeba uczyć się akceptować to, że czasem jest w nas jakiś śmierdzący but czy podziurawiona skarpetka zranień z przeszłości. Trzeba się uczyć z tym żyć, jeśli nie da się tego wyciągnąć. Idziemy z tym dalej. Przyjdzie czas selekcji, to śmieci zostaną wyrzucone. Tymczasem trzeba się trochę pomęczyć. Przez wiele ucisków trzeba wejść do królestwa niebieskiego.
Panie Jezu, dziękujemy Ci za dar życia, które z Twojego słowa posyłasz do nas. Prosimy, abyśmy w mocy Ducha Świętego, którym nas uzbrajasz, kształtujesz, uświęcasz i prowadzisz, wprowadzali w życie Twe słowo. Abyśmy przejęli się słowem, jak Maryja, i sprawili, że stanie się ono ciałem, konkretnym zachowaniem, już teraz. Bo Ty żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.
Pozdrawiam w Panu –
ks. Leszek Starczewski