Matka Kościoła
Teksty rozważane: Rdz 3,9-15.20; Ps 87[86]; Dz 1,12-14; J 19,25-27
Ufam, że nie zapomnimy okoliczności, w jakich otrzymaliśmy Maryję, Niebieską Mamę. W obliczu takiego daru nie pozostaje nam nic innego, jak pokornie go przyjąć. Pokornie przyjąć również i to, że czułość, troska, ból, jakim Maryja otaczała Jezusa, staje się naszym udziałem. W ten sam sposób, w jaki podchodzi do Jezusa, traktuje każdego z nas, bo stała się Niebieską Mamą. Ona potrafi przeczuć, wejść w sytuację wcześniej, niż ona ma miejsce. Umie podpowiedzieć, być pokornie oddaną i znosić również to, że niewiele z tego jest do pojęcia. Bo co jest do pojęcia z Krzyża?
Panie, otoczony ciepłem miłości, zechciej miłością Świętego Ducha rozgrzać nasze dusze, aby słowa, które tak czule i mądrze do nas wypowiadasz, spotkały się z miłosną odpowiedzią naszych serc.
Oto Matka twoja.
Kiedy Pan dał mojemu sercu łaskę przebicia się przez zewnętrzną warstwę tego tekstu, odkryłem bardzo poruszającą prawdę. Otóż Chrystus, który miał przecież tyle sposobności do powiedzenia nam, że mamy Mamę, że Ona się nami opiekuje, jest obecna, wybiera do tego moment nawet nie za pięć dwunasta, ale za dwie, za minutę. To godzina Jego chwały na krzyżu. Po ludzku rzecz biorąc, najmniej odpowiednia. W takie sytuacji trzeba sobie jakoś radzić z bólem. Trzeba w miarę przytomnie znosić chwile decydujące o tym, że inni będą żyli. Ten moment wydaje się całkowicie nietrafiony, nieprzemyślany, zostawiony na ostatnią chwilę. Zupełnie rozbija jakiekolwiek plany, perfekcjonizm misji.
Tymczasem Jezus wybiera właśnie ten moment, kiedy szarpie się z cierpieniem, próbuje je znosić i absolutnie nie przestaje kontynuować misji Ojca. Nie przestaje myśleć o swoich wyznawcach. Mało tego, jeszcze intensywniej koncentruje się na tych, za których oddaje życie, a nie na swoim cierpieniu.
W takiej godzinie wybiera niezwykłą Osobę. Wybiera Tę, którą wybrał dla Niego Ojciec – wybiera Mamę. W tej chwili spotykają się wszystkie czułe spojrzenia wymienione na przestrzeni tych trzydziestu trzech lat, buziaki dawane w Betlejem, tulenie do serca, ból poszukiwań, spojrzenia przeszywające, przeczucie, które zostaje wypowiedziane. Pamiętamy Maryję stojącą w drzwiach, kiedy Jezus głosi naukę. Padają wtedy mocne słowa: Kto jest moją siostrą, matką, moimi braćmi? Kim są ci ludzie? – Pamiętamy wielki niepokój o to, by się udało odnaleźć Jezusa w świątyni i tulenie małych rączek w swoich rękach. Całą tę czułość Syn przekazuje dalej w osobie Mamy.
Wszystko, z czym Maryja czuwała nad tym, aby przekazać miłość, otoczyć miłością, w tej godzinie Jezus przekazuje umiłowanemu uczniowi, a przecież – jak wiemy i czego uczy Kościół z całą mocą i odwagą – przekazuje każdemu z nas, bo Jan reprezentuje wyznawców Chrystusa. Jan stoi pod krzyżem w naszym imieniu.
Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: „Niewiasto, oto syn Twój”.
Prawda ta jest niebywałe i zupełnie nie do odkrycia – wręcz do pominięcia, sprofanowania, kiedy nie ma się czasu, by klęknąć pod krzyżem razem z Maryją, stojącą tam razem z innymi niewiastami, których, jak to w Kościele bywa, jest przy Chrystusie więcej niż mężczyzn.
To niebywałe i poruszające dla każdego, kto pozwoli Duchowi Świętemu wprowadzić się w głębszą warstwę tego tekstu, aby odkryć, że Jezus nie zapomniał o niczym. Nie zapomniał o czułości, na którą czeka każdy z nas. Nie zapomniał o tym, że potrzebujemy opieki miłości pięknej, aby pięknie kochać i pięknie trwać, nawet pod krzyżem – z bólem, ale pięknie. Czy ból może być piękny? – Gdy patrzymy na Maryję przeszytą mieczem boleści, gdy wpatrujemy się Jej oczami w Jezusa, stwierdzamy, że ból może być piękny – piękny nadzieją, że to nie wszystko, że tu nie wyczerpuje się działanie Boga.
Ufam, że nie zapomnimy okoliczności, w jakich otrzymaliśmy Maryję, Niebieską Mamę. W obliczu takiego daru nie pozostaje nam nic innego, jak pokornie go przyjąć. Pokornie przyjąć również i to, że czułość, troska, ból, jakim Maryja otaczała Jezusa, staje się naszym udziałem. W ten sam sposób, w jaki podchodzi do Jezusa, traktuje każdego z nas, bo stała się Niebieską Mamą. Ona potrafi przeczuć, wejść w sytuację wcześniej, niż ona ma miejsce. Umie podpowiedzieć, być pokornie oddaną i znosić również to, że niewiele z tego jest do pojęcia. Bo co jest do pojęcia z Krzyża?
Maryja zatem w sposób szczególny otrzymuje za zadanie podtrzymywać Kościół, modlić się o łaskę miłości w nim przy chłodnym grobie Jej Syna. Będzie trwała. Mało tego, możemy powiedzieć, że ma ostry dyżur aż do momentu, kiedy Jezus ześle Świętego Ducha, w którym będzie prowadził dalej Kościół – dzieło zbawienia. Maryja będzie czuwać. Wdrapie się do sali na górze. Podejmie wysiłek czuwania, oczekiwania.
Wszyscy oni trwali jednomyślnie na modlitwie razem z niewiastami, z Maryją, Matką Jezusa, i z braćmi Jego.
Czy apostołowie mieli zaznaczone w kalendarzu dni, dokąd mają czuwać? – Czuwali z Maryją do zstąpienia Ducha Świętego.
Maryja jest więc naszą Mamą – Mamą naszego życia w Panu. Jest nową Ewą – Tą, która choć nie rozumie, do końca nie jest w stanie pojąć, pyta, wyraża zmieszanie. Jest Mamą nowego życia, które najpełniej obecne jest w świecie w Kościele – takim, jaki on jest. Takie ma dzieci. Tacy jesteśmy. Jest Mamą życia najpełniej objawiającego się w Kościele, który nie zginie, bo w jego wnętrzu jest Bóg. Bo Bóg złożył obietnicę, że bramy piekielne Kościoła nie przemogą. Dlatego warto trwać w ramionach Kościoła i w ramionach Matki, Maryi, nawet w zimnym, trzaskającym wietrze pod krzyżem różnych doświadczeń naszego życia.
Warto trwać. Warto wziąć Ją do siebie. Warto być z Nią i razem wpatrywać się w Jezusa.
Dziękujemy Ci, Panie, za to, że w ostatnich tchnieniach Twego ziemskiego życia Twoja myśl i Serce są przy nas. Nie zostawiasz nas na pastwę losu, ale zawierzasz nas potężnym, niezwykle mocnym poruszeniom miłości Serca Mamy.
Pozdrawiam w Panu –
ks. Leszek Starczewski