Błogosławieństwo
za wszelką cenę
Tekst rozważany: Rdz 25, 29-34; 27, 1-29
Na ile cenne jest dla nas błogosławieństwo Boże? Czy o nie zabiegamy? Jak się o nie staramy? A na ile pozostaje ono na dalszym planie? Mamy organizować sobie czas na rozważanie słowa Bożego. Mamy poustawiać sobie priorytety. Oczywiście nie chodzi o to, by non stop siedzieć w kościele – latać z jednego kościoła do drugiego każdego dnia. Chodzi o priorytety. Jeżeli Pan jest na pierwszym miejscu, jeżeli Jego błogosławieństwo jest dla nas najważniejsze, to inne rzeczy się układają. Szukajcie najpierw królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, reszta będzie wam dodana.
Panie przychodzący do nas z żywym słowem, nie daj, abyśmy sobie napisali zwolnienie z rozważania treści, które nam przekazujesz. Uzdolnij nas mocą Świętego Ducha do odkrycia tego, co chcesz nam powiedzieć.
Mamy dziś sytuację z lekka trudną do rozważenia. Dlaczego trudną i dlaczego tylko z lekka? – Sprawa jest oczywista. Czytamy we fragmencie Księgi Rodzaju opis podstępu. Trzeba go nazwać po imieniu. Jest to podstęp – podstęp, dotykający rzeczywistości patriarchów, Jakuba i Izaaka, syna Abrahama, czyli tych, którzy są naszymi ojcami w wierze. Podstęp dotyka rzeczywistości świętej, Bożej, a Bóg nie znosi podstępów. Nie znosi nie w znaczeniu, że nie odwołuje, ale nie akceptuje.
Trzeba nazwać rzecz po imieniu i wejść w klimat świętej rzeczywistości, w której porusza się słaby, grzeszny człowiek. Spróbujmy.
Sprawa dotyczy błogosławieństwa, które ojciec powinien przekazać pierworodnemu, najstarszemu synowi. Temu, który zostanie upoważniony do pełnienia ważnej funkcji w rodzie. Chodzi nie tylko o zarządzanie majątkiem, ale także o przywileje głowy rodu.
Widzimy dwóch synów Izaaka: Jakuba i Ezawa. Ich ojciec zestarzał się, a jego oczy stały się tak słabe, że już nie mógł widzieć – fizycznie nie mógł widzieć. Większym nieszczęściem jest to, kiedy ojciec ma zdrowe oczy i nie widzi swojego dziecka, nie widzi w swoim dziecku człowieka...
Fizyczna niemoc dotyka zatem Izaaka. Zbliża się czas udzielenia błogosławieństwa, czyli przekazania wszystkich darów, przywilejów i obowiązków, wynikających z konieczności kontynuowania w rodzie tradycji wiary, tradycji kulturowych i wszystkich innych z tym rodem związanych.
Zawołał Ezawa, swego starszego syna: «Synu mój!» A kiedy ten odezwał się: «Jestem», Izaak rzekł: «Oto zestarzałem się i nie znam dnia mojej śmierci. Weź więc teraz przybory myśliwskie, twój kołczan i łuk, idź na łowy i upoluj coś dla mnie. Potem zaś przyrządzisz mi smaczną potrawę, jaką lubię, podasz mi ją, a ja z serca ci pobłogosławię, zanim umrę».
Mamy mały motyw ofiary. Błogosławieństwo też czegoś od nas wymaga – jakiejś ofiary, poświęcenia. Trzeba się zdobyć na to, żeby znaleźć czas i przyjść po błogosławieństwo. Trzeba się przełamać.
W pewnej parafii zdarzyła się kiedyś sytuacja, że przyjechałem tam po czterech latach nieobecności. Głosiłem słowo Boże. Po Mszy Świętej przyszła do mnie zapłakana dziewczyna. „Ksiądz mnie pamięta?” – „Nie, nie pamiętam”. – „Ksiądz nas przygotowywał do sakramentu małżeństwa. Mocno mi to zapadło w serce. Jak usłyszałam księdza głos, to się rozpłakałam”. Porosiła, żebym ją pobłogosławił. Zamknąłem oczy, wyciągnąłem ręce. Dopiero później zorientowałem się, że uklękła... Przyszła prosić o błogosławieństwo z serca.
No właśnie... Błogosławieństwo kapłańskie. Jakiekolwiek byłyby nasze relacje z księdzem, to jest to ksiądz. Z jego rąk ma spłynąć na nas błogosławieństwo, aby usposobić, uzdolnić, jeżeli jest przyjęte z wiarą. Trzeba się o nie starać. Czasem trzeba o nie księdza poprosić. Może nieraz potrzeba, by ksiądz, z którym – jak mówimy po ludzku – mamy na pieńku, nam pobłogosławił. Może właśnie przez to nastąpiło przełamanie lodów. Pójdę do niego, niech mnie pobłogosławi. Tak mu zwrócę uwagę, że jest księdzem. Z miłością. Upolować sobie jakąś ofiarę, przyrządzić coś smacznego – tym smacznym jest błogosławieństwo : ).
Widzimy, że w relację ojciec – synowie wkracza kobieta. To nie jest tak, że gdzie diabeł nie może, tam babę pośle. Ale mamy tu jasną i zdecydowaną sytuację wkroczenia Rebeki. Rebeka, słysząc to, co Izaak mówi do Ezawa, postanawia zastosować swoisty podstęp. Ponieważ Ezaw miał owłosione ręce, matka ma plan...
(...) skórkami koźląt owinęła mu ręce i nieowłosioną szyję. Po czym dała Jakubowi ową smaczną potrawę, którą przygotowała, i chleb. Jakub, wszedłszy do swego ojca, rzekł: «Ojcze mój!» – dotyka najczulszych strun ojcowskiego serca. A Izaak na to: «Słyszę; któryś ty jest, synu mój?» Izaak niedowidzi. Jego słabość zostaje wykorzystana.
Odpowiedział Jakub ojcu: «Jestem Ezaw, twój syn pierworodny. Uczyniłem, jak mi poleciłeś. Podnieś się, siądź i zjedz potrawę z upolowanej przeze mnie zwierzyny, i pobłogosław mi». Izaak rzekł do syna: «Jakże tak szybko mogłeś coś upolować, synu mój?»
Realia życia... Przecież to jest nierealne. Wtedy Jakub powołuje się na Boga. Oszukuje. Pan Bóg dopuszcza tę sytuację. Tutaj Jakub angażuje Go bezpośrednio. Z Panem Bogiem jest już wszystko ustalone... «Pan, Bóg twój, sprawił, że tak mi się właśnie zdarzyło».
Wtedy Izaak rzekł do Jakuba: «Zbliż się, abym dotknąwszy ciebie, mógł się upewnić, czy to mój syn Ezaw, czy nie». Izzak chce dowodów – dotknąć, sprawdzić, przekonać się. Przecież tutaj chodzi o błogosławieństwo. To nie jest spisanie testamentu, powiedzenie czegoś na odchodne. Błogosławieństwo. Tu uruchamia się niebo. W tym momencie otwiera się niebo. Dla kogo niebo otworzyć? Trzeba ogromnego przygotowania, trzeba być pewnym, że rzeczywiście to błogosławieństwo komuś się należy, że ktoś powinien je przyjąć.
Jakub przybliżył się do swego ojca Izaaka, a ten dotknąwszy go rzekł: «Głos jest głosem Jakuba, ale ręce rękami Ezawa». Nie rozpoznał jednak Jakuba, gdyż jego ręce były owłosione jak ręce Ezawa. A mając udzielić mu błogosławieństwa, zapytał go jeszcze: «Ty jesteś syn mój Ezaw?»
Niedowidzę, więc pytam. Niedowidzę w wierze, to pytam. Nie jestem czegoś pewny, mam wątpliwości, to się pytam. Nie wyciągam wniosków pochopnie. Nawet jak się pomylę – pytam. Jest też to trochę podstępne. Panie Boże, modliłem się co najmniej tydzień. To już koniec, mam podjąć decyzję... Teraz, cokolwiek zrobię – wiem, że się modliłem. Źle, bo źle, ale się modliłem. Więc nawet jak się pomylę, to się modliłem. I tu wychodzi rzecz niesamowita, a zarazem główne przesłanie dla nas. Jeden z poetów powiedział: Na krzywych ludzkich drogach Bóg pisze prostą historię miłości. My ją krzywimy. Gdy rzeźbiarz nie ma pod ręką ostrego dłuta, to bierze tępe i nim rzeźbi. Bóg wykorzysta również tę sytuację, by wyprowadzić mnie na prostą.
«Podaj mi, abym zjadł to, co upolowałeś, synu mój, i abym ci sam pobłogosławił». Jakub podał mu i on jadł. Przyniósł mu też wina, a on pił. A potem jego ojciec Izaak rzekł do niego: «Zbliż się i pocałuj mnie, mój synu».
Tu też pojawia się pytanie o czułość, o relację miłości w naszych domach. Oczywiście obok głównego tematu rozważań.
Jakub zbliżył się i pocałował go. Gdy Izaak poczuł woń jego szat, dając mu błogosławieństwo mówił: «Oto woń mego syna jak woń pola, które pobłogosławił Pan. Łąki pachnące pięknem Bożego błogosławieństwa...
Niechaj tobie Bóg użycza rosy z niebios i żyzności ziemi, obfitości zboża i moszczu winnego. Rzeczywiście, deszcz jest znakiem błogosławieństwa. Łaska spływa z nieba. Słowo Boże porównane jest do deszczu – spływa, wsiąka w nas. My je rozważmy – może niewiele z tego klimimy, ale gdzieś to w nas zapada. To, że w tej chwili nie mówimy Ojcze nasz, nie znaczy, że nie umiemy tej modlitwy. To w nas siedzi.
Obfitość błogosławieństwa zwiastuje nam deszcz. Dlatego Izaak mówi: Niechaj tobie Bóg użycza rosy z niebios i żyzności ziemi, obfitości zboża i moszczu winnego. Deszcz symbolizuje błogosławieństwo. Nasiąkamy nim. Słowo jest jak źródło żywej wody, w które trzeba się zagłębić.
Niechaj ci służą ludy i niech ci pokłon oddają narody. Bądź panem twoich braci i niech ci się kłaniają synowie twej matki. To wyróżnienie, potwierdzenie szczególnej pozycji.
Jesteśmy narodem błogosławionych. Błogosławieństwo mamy przekazywać dalej. Zostaliśmy powołani do błogosławieństwa, a nie przekleństwa, także w kontekście tego wydarzenia.
Każdy, kto będzie ci złorzeczył, niech będzie przeklęty. Każdy, kto będzie ci błogosławił, niech będzie błogosławiony.
Bóg zobowiązuje się i przez Izaaka daje błogosławieństwo na każdą chwilę – zarówno chwilę przekleństw, dołów, jak i chwilę wzlotów, wyżyn. Na każdą chwilę. Kiedy jest constans – też.
Chociaż do otrzymania błogosławieństwa Jakub posłużył się podstępem, to i tak Pan Bóg wyprowadzi z tego dobro. Posłużmy się komentarzem z Biblii Tysiąclecia: Ocena moralna samego czynu jest dziś jednoznaczna: podstęp. Okoliczności zmniejszające winę Rebeki i Jakuba, to fakty podane wyżej – za chwilę do tych faktów się odniesiemy. Jakub zapłacił za swój podstęp długimi latami trudów i tułaczki. Miał zwichnięte biodro, bo walczył później z Bogiem: Nie puszczę Cię, aż mi pobłogosławisz. Owszem, nabroiłem, było, jak było, ale Cię nie puszczę, aż mi pobłogosławisz. Sam zaś fakt podstępu posłużył tajemniczo planom Boga, wolnego w wyborze obdarowywanych łaską.
Jest to dla nas przesłanie. Krzywe drogi, nie udało się, podstęp, ale Pan Bóg i tak o serce się upomni. Dlaczego pan Bóg nie machnie na wszystko ręką? – Dlatego, że On jest święty, nie robi czegoś po łebkach. Jak chcesz błogosławieństwa, to proszę, przyjmij je. Nie wiecie, o co prosicie – mówi Jezus do synów Zebedeusza, kiedy domagali się teczek ministerialnych w królestwie Bożym. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić? – Tak. – To pić będziecie.
Drogie siostry i drodzy bracia, czy wiemy, o co prosimy, kiedy zbliżamy się do Boga? Wiemy, do kogo przychodzimy, kto to jest? To Ktoś święty. Jak mówi o. Wojciech Jędrzejewski: Pan Bóg nie żyje po łebkach. Jest to Ktoś, kto się angażuje w nasze życie. Jeżeli przychodzimy prosić Go o błogosławieństwo, On nam je da. Tylko to nie jest tandeta, lekkie samopoczucie na uwielbieniu. Ono obowiązuje w każdych okolicznościach. Jest wymagające.
Teraz okoliczności łagodzące w sprawie Jakuba i Rebeki. Komentatorzy nie ukrywają, że Ezaw – jak to ujął Ravasi – nie miał większego zamiłowania do rozumu. Powiedzielibyśmy, że miał wzrok tęskniący za rozumem. Trochę dziwnie się zachowywał. Był nieokrzesany.
W rozdziale 25 Księgi Rodzaju mamy fragment, który troszeczkę nam tę sytuację wyjaśni:
Gdy pewnego razu Jakub gotował jakąś potrawę, nadszedł z pola Ezaw bardzo znużony i rzekł do Jakuba: «Daj mi choć trochę tej czerwonej potrawy, jestem bowiem znużony». Dlatego nazwano go Edom. Edom to tyle, co czerwony. Od tego pochodzi nazwa Edomici. Wcześniej Rebeka usłyszała zapowiedź walki między Jakubem i Ezawem, dwoma narodami.
Jakub odpowiedział: «Odstąp mi najprzód twój przywilej pierworodztwa!» Odstąp mi najpierw... Rzekł Ezaw: «Skoro niemal umieram [z głodu], cóż mi po pierworodztwie?» Zlekceważył ten przywilej. Na to Jakub: «Zaraz mi przysięgnij!» Jakub wie, o co mu chodzi. Podstępnie, bo podstępnie, ale uzyskuje to, co najcenniejsze.
Ezaw mu przysiągł i tak odstąpił swe pierworodztwo Jakubowi. Wtedy Jakub podał Ezawowi chleb i gotowaną soczewicę. Ezaw najadł się i napił, a potem wstał i oddalił się. Tak to Ezaw zlekceważył przywilej pierworodztwa.
Oczywiście podstęp jest podstępem. Ale jeżeli – jak snuje tutaj piękne rozważania Gianfranco Ravasi – jedzonko było ważniejsze od przywileju, jeżeli pogoń za pieniądzem, za tym, żeby się dorobić, za tym, żeby o mnie dobrze mówili, jest ważniejsza od relacji z Panem, to tak się to kończy. Ostatnio Ojciec Święty Benedykt XVI mówił o hedonizmie, pogoni za przyjemnością, użyciem. Liczy się tylko to, żebym sobie użył... Tymczasem człowiek – powtórzmy za Janem Pawłem II – nie jest kimś, kto ma być zaspokajany, posiadany. Człowieka nie da się posiąść. Przekracza on daleko wszystkie ramy, a nawet swoje ciało. Ile razy ciało nas piecze, szaleje – ciału się zachciało... Ile razy trzeba wracać, bo właśnie przez ciało upadamy. Duch dąży do czego innego, niż ciało.
A zatem Ezaw odstąpił przywilej pierworództwa. I tu kolejne pytania do nas:
Na ile cenne jest dla nas błogosławieństwo Boże?
Czy o nie zabiegamy?
Jak się o nie staramy?
A na ile pozostaje ono na dalszym planie?
Mamy organizować sobie czas na rozważanie słowa Bożego. Mamy poustawiać sobie priorytety. Oczywiście nie chodzi o to, by non stop siedzieć w kościele – latać z jednego kościoła do drugiego każdego dnia. Chodzi o priorytety. Jeżeli Pan jest na pierwszym miejscu, jeżeli Jego błogosławieństwo jest dla nas najważniejsze, to inne rzeczy się układają. Szukajcie najpierw królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, reszta będzie wam dodana.
Przed rozpoczęciem dnia spotykaliśmy się zawsze z moim pierwszym proboszczem, ks. Czesławem, na modlitwę liturgią godzin w kościele bądź u niego. Później prosiliśmy o błogosławieństwo dla tych, z którymi w ciągu dnia się spotkamy. Na koniec – początkowo było to dla mnie strasznie krępujące – ks. Czesław klękał i prosił o błogosławieństwo.
Błogosławieństwo. Błogosławcie. Nawet gdy dzwonił telefon – to też pomysł ks. Czesława – błogosławiliśmy rozmówców.
Na ile mam świadomość, że przychodząc po błogosławieństwo, zbliżam się do świętego Boga? Błogosławieństwo zobowiązuje. Nie chodzi o to, by się bać i powiedzieć: To teraz już do widzenia... Wszystko zmarnowałam... Nie. Jeszcze bardziej trzeba o nie zabiegać i szukać zażyłości z Panem rzeczywiście za wszelką cenę. Ale w centrum ma być Pan.
Jeżeli szukamy zażyłości z Nim za wszelką cenę, chcemy dostać błogosławieństwo, to je naprawdę dostaniemy. Jeżeli stawiamy Panu Bogu wymagające, trudne pytania na temat naszego życia, Pan Bóg udzieli nam też wymagających, trudnych odpowiedzi. Jak my pytamy z górnej półki, to On też daje odpowiedź z górnej półki. Owszem, schodzi do poziomu, do którego powinien zejść, bo dostosowuje do naszych możliwości sposoby wyrażania miłości. Mówi do nas, jak do Piotra, kiedy ten pytał o miłość, ale ciągnie go w górę, bo później Piotr odda życie za Jezusa. Pan Bóg nie schodzi w dół, by powiedzieć: Dobra, ten świat ma już takie słabe normy moralne, że dziesięć przykazań nie obowiązuje... Umówmy się, że tylko dwa pierwsze... Nie. Jeżeli zejdzie, jeżeli zgodzi się na podstęp, to po to, by wyprowadzić dobro.
Jak staram się o Boże błogosławieństwo?
Jak staram się o błogosławieństwo, które spływa w Eucharystii, w słowie, w spotkaniu z drugim człowiekiem?
Jak o nie zabiegam?
Czy wszelkimi sposobami, za wszelką cenę staram się o spotkanie z Chrystusem?
Posłuchajmy, co św. Paweł mówił o głoszeniu słowa Bożego: Niektórzy wprawdzie z zawiści i przekory, inni zaś z dobrej woli głoszą Chrystusa. Ci ostatni [głoszą] z miłości, świadomi tego, że jestem przeznaczony do obrony Ewangelii. Tamci zaś, powodowani niewłaściwym współzawodnictwem, rozgłaszają Chrystusa nieszczerze, sądząc, że przez to dodadzą ucisku moim kajdanom. Ale cóż to znaczy? Jedynie to, że czy to obłudnie, czy naprawdę, na wszelki sposób rozgłasza się Chrystusa. A z tego ja się cieszę i będę się cieszył. Wiem bowiem, że to mi wyjdzie na zbawienie dzięki waszej modlitwie i pomocy, udzielanej przez Ducha Jezusa Chrystusa.
W różny sposób trzeba głosić Chrystusa. Wczoraj spotkałem uczennicę, która pokazała mi artykuł z Dziennika opisujący kampanię reklamową na Słowacji. W Tesco sprzedaje się tam Biblię jako produkt przeceniony. Tania książka. Żeby chociaż w ten sposób zwrócić na nią uwagę.
Drogie siostry i drodzy bracia, tam, gdzie możemy, głosimy Chrystusa wprost. Tam, gdzie nie możemy, robimy to, co się da. Chwytamy się tego, co się da, przemycamy Pana Boga. Obyśmy nie wpadli w rutynę, że musimy to robić tylko w ten, a nie inny sposób. Nie idziemy za schematem. Owszem, trzeba mieć porządek: to chcę powiedzieć, to chcę zrobić, ale jestem otwarty na działanie Ducha Świętego, bo w danej chwili powie nam, co trzeba robić. Pychą i trzymaniem się samego siebie jest stwierdzenie, że już mam wszystko przygotowane, powiem elegancko świadectwo. Pozwólmy Duchowi Świętemu działać. Nie trzymać przy sobie tej gołębicy za nóżki – Duch Święty ma tutaj być przy mnie – tylko puścić, niech frunie. Niech idzie ze swoją mocą. Nie schematy.
Jezus zawsze mówił NIE schematom, TAK żywej relacji. O tyle post, o tyle modlitwa, o tyle jałmużna, o ile służą żywej relacji z Bogiem.
«Dlaczego my i faryzeusze dużo pościmy, Twoi zaś uczniowie nie poszczą»? Dlaczego? – Oczywiście Jezus nie odpowiada wprost, tylko uruchamia myślenie. Uczniowie Jana stawiają Mu wymagające pytanie, więc podaje im przykłady. Pierwszy odnosi się do wesela, bo żywa relacja z Bogiem to pełna radość. Nie powierzchowna, ale przenikająca najgłębiej. Mogę być zapłakany na zewnątrz, mogę wyglądać jak męczennik z Ugandy, ale wewnątrz mam radość z życia Boga we mnie. Tam jest pełna radość. Jesteśmy szczęśliwcami przez to, że Bóg do nas mówi, że Bóg do nas przychodzi, że wędruje ze swoją miłością i pojawia się pośród nas. Nie katujmy żywej relacji z Panem Bogiem przez schematyczne podchodzenie do Niego.
Jezus podaje drugi przykład: Nikt nie przyszywa łaty z surowego sukna do starego ubrania, gdyż łata obrywa ubranie i gorsze robi się przedarcie. Nie stosujmy czegoś, co było kiedyś dobre. To, co służyło naszym babciom, niekoniecznie musi służyć dzisiaj młodszemu pokoleniu. I o tym nie wolno nam zapomnieć. To, w czym jestem dobry, w czym w tej chwili odkrywam swój spryt, umiejętność przekazania czegoś, zwrócenia komuś uwagi, może stanowić i stanowi miejsce ewangelizacji.
Trzeba by zapytać siebie samego, w czym jestem dobry?
Przez co mogę zwrócić czyjąś uwagę i przekazać, przemycić mu Ewangelię?
Jezus korzysta z tych przykładów, żeby zwrócić uwagę na głębsze treści. Pytanią skierowane są do każdego z nas:
Jaką nowość w głoszenie słowa Bożego wnosi historia mojego życia?
Jakim charyzmatem chcę budować, ubogacać Kościół i drugiego człowieka?
Czym mam mu służyć? Przez drobne nawet gesty.
Pękają stare bukłaki, gdy wlewa się do nich młode wino. Pękają młodzi ludzkie, kiedy przedstawia się im wizję wiary, Boga, która nijak się ma do ich rzeczywistości. Pękają, kiedy nie głosi się im żywego Boga – takiego, który chodzi razem z nimi, który nie siedzi na plebaniach i nie czeka, aż przyjdą, tylko wychodzi i nie ma tylko dyżurów w kancelarii od - do.
To bardzo istotne kwestie. Nie chodzi o podział czy spór. Raczej młode wino wlewa się do nowych bukłaków, a tak jedno i drugie się zachowuje.
W każdy dostępny sposób, który jest objawieniem Boga, mamy Go głosić. Dostaliśmy do tego i dostajemy moc Świętego Ducha. Przebijamy się przez wiarę do Jezusa, który daje nam Ducha i idziemy głosić Go całemu światu. Komu więcej dano, od tego więcej się wymaga, a nie wolnoć Tomku w swoim domku, we własnym ciepełku siedzieć.
Dziękujemy Ci, Panie, że mówisz do nas w swoim słowie, że dajesz nam Ducha, który to słowo ożywia teraz w nas. Dziękujemy, że usposabiasz nas do tego, byśmy szli i owoc przynosili.
Uzdolnij nas łaską pokory, abyśmy się nie tylko Twym słowem zachwycili, ale je przyjęli i stosowali w życiu w prostych gestach. Wielką miłość wyraża się prostymi gestami.
Maryjo, która najpiękniej pokazałaś, jak można przyjąć Pana i przekazywać Go dalej, dziękujemy za Twoje wstawiennictwo. Zawierzamy Ci nas dalej, cokolwiek nas czeka. Maryjo wskazująca drogę, do Syna nas prowadź – Tego, który jest Drogą, Prawdą i Życiem.
Pozdrawiam –
ks. Leszek Starczewski