Panie, jeśli to Ty jesteś,
każ mi przyjść
do siebie po wodzie!
Tekst rozważany: Mt 14, 22-36
Pan naprawdę chce działać. Całą mocą Świętego Ducha będzie wspierał nas w walce o zasłuchanie. Będzie nas wspierał w walce z przyzwyczajeniem i z tymi pułapkami, które zastawia na nas zły duch, chcący nam wmówić, że w Bożym słowie nie ma nic dla mnie, a jeżeli jest, to ja tego nie wykorzystam. Pan chce walczyć o nas i walczy. Posłany od Ojca przez Jezusa Duch Święty jest pośród nas, pośród nas chce działać, pośród nas chce żyć.
Postacią prowadzącą nas dzisiaj do Jezusa jest Piotr ze swą wiarą, chwiejnością i autentyzmem wobec Pana. On będzie nam towarzyszył jako ten, który nie udaje, ale przynosi to, co ma w sobie – to, jak wygląda, jak pojmuje Jezusa. Będzie nam towarzyszył również krąg apostołów oraz lud zbliżający się do Jezusa ze swoimi pragnieniami. Dzisiaj będziemy mówić o pragnieniach sparaliżowanych strachem, czyli o naszej kondycji. W tych pragnieniach spróbujemy się odnaleźć.
Motywem przewodnim konferencji są słowa z Ewangelii Mateusza: Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie! (Mt 14, 28b) Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do Ciebie! Razem z Piotrem ośmielamy się tak wołać. Mamy wołać, mamy słuchać, mamy być zasłuchani.
Będziecie Mnie szukać – mówi Jezus. Przed tym nie da się uciec, chociaż czasem – jak mówi ks. Twardowski – Pan Bóg widząc, co dzieje się na świecie, niejako usuwa się z niego, żeby świat zobaczył, co to znaczy żyć bez Niego, żeby doświadczył szukania Pana.
Zbliżamy się do Chrystusa, który w mocy Ducha Świętego do Ojca chce nas prowadzić, wsparci słowem. Łotr na krzyżu wołał w ostatniej chwili: Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa. I drugi motyw: Szukajcie Pana, gdy się pozwala znaleźć, gdy się organizuje, by do nas mówić.
Dziś skupiamy się i rozważamy tekst z Ewangelii Mateusza.
Mogą i będą się w nas budzić różne myśli: już to słyszałem, oczekiwałem innej interpretacji... Nastawiałem się na coś innego... Jestem rozczarowany... Są to specjalistyczne, powiedzielibyśmy vipowskie, z najwyższej półki, zagrania złego, który chce koniecznie zamącić. Nie zrażajmy się, że to gdzieś w nas się rozgrywa, że będzie dochodziło do głosu, ale całym wysiłkiem tej kondycji, w której jesteśmy, przyjmujmy słowo Boże. Niech Pan sieje obficie, bo Siewca wyszedł, aby siać. Nie oceniajmy, tylko rozważajmy. Ocena należy do Pana – przekaż swój sąd Królowi. Analiza tego słowa w kontekście życia to działanie Ducha i nas. Będą sytuacje, w których znajdzie się znużenie, rozczarowanie. To jest klimat głoszenia słowa Bożego. Bierzmy to pod uwagę i weźmy również pod uwagę to, że zły będzie działał z zaskoczenia.
Jezus gorąco pragnie spotkać się z nami, a zły skutecznie chce temu przeciwdziałać. Już pewnie mówi, że i tak jestem tym, któremu nie uda się wejść głębiej. Jezus to oceni, a my mamy słuchać. Ktoś wychodzi na deszcz, stoi i w pewnym momencie deszcz go zmoczy. Podobnie jest ze słowem Bożym. Jest ono jak ulewa, deszcz, który spada i wsiąka w glebę. Ono nie wróci bezowocne, ale ma wsiąknąć. To nie jest tak, że siewca rzuci ziarno i zaraz ma ono wydać owoc. Zasłuchanie – to ważna kwestia...
Niech nas też nie rozpraszają jakiekolwiek trudności ze skupieniem. Mamy iść dalej.
Wchodzimy w sytuację, w którą już wszedł Jezus ze swoimi uczniami. Przed chwilą dokonał się niezwykły cud rozmnożenia chleba. Uczniowie jedli razem z Jezusem, widzieli Jego cudowną moc i podjęte przez Niego działanie. Przed chwilką fascynacja tłumów i chęć słuchania Jezusa osiągnęły zenit. Ludzie naciskają na Pana, żeby do nich mówił, a Jezus wydaje niesamowite polecenie swoim uczniom. Mówi im, żeby wsiedli do łodzi i przeprawili się na drugi brzeg. To tak, jakby Jezus przerywał pewną dziejącą się akcję i zmieniał zupełnie zaplanowany rytm. Będzie nauczał, zostanie z nami, pokazał nam ogromną moc, jesteśmy w dobrych rękach, trwamy przy naszym Jezusie i teraz wszystko będzie się już układać... Jezus przerywa taki tok myślenia. Przerywa i składa – jak fantastycznie zauważa Mateusz – przynaglenie trochę dziwne: przeprawić się, podjąć inne działanie niż to, które wydawałoby się, że mogło być teraz najlepsze, czyli zasłuchanie się dalej w Jezusa, w Jego słowo, posłuchanie pięknych kazań, zobaczenie cudownych dzieł... Nie. Jezus to przerywa, bo jest mobilny. Ciągle chce być w ruchu i poleca przeprawę. Wręcz usamodzielnia swoich uczniów. Daje bardzo wyraźny sygnał do tego, że zaczyna się pewien proces usamodzielnienia, który ma ukazać wiarę, kształtowanie wiary.
Co robi Jezus? – Chce, żeby uczniowie wyprzedzili Go na drugi brzeg. Pozornie zostawia ich samych w łodzi, na morzu. Nie zapomnijmy o tym, że morze w Biblii, w Starym Testamencie, to symbol sił wrogich Bogu. Jeśli dodamy jeszcze do tego występujące w tym tekście określenia: wieczór zapadł, miotanie falami, wiatr przeciwny, to mamy: wieczór, noc, ciemność – symbole pewnego opuszczenia. Wiatr przeciwny to działanie przeciwne temu, co Jezus poleca. Jeżeli dodamy jeszcze, że On pozornie nie jest z nimi obecny, tylko udaje się na górę, to sytuacja staje się dramatyczna. Uczniowie są pozostawieni w pozornej pustce, samotności. Pozornej.
Pierwszy bardzo ważny wniosek dla nas: Wiara jest procesem, który ciągle następuje. Jest to proces dokonujący się w dziwnych okolicznościach, pozornie niesprzyjających, aby wiara się rozwijała. Mamy do czynienia z sytuacją ukazania pewnego procesu przeprawienia się w wierze, zaprawy w wierze w okolicznościach, które pozornie temu nie sprzyjają – są przeciwne. Bardzo jasny sygnał: są przeciwne!
Najkonkretniejszy wniosek: Jeżeli wchodzę na drogę wiary, to przyjmuję do wiadomości sygnał biblijny, że to nie ułoży się tak, jak ja sobie zaplanuję, bo jeżeli przejmę ster, to pokażę, że ufam sobie, a nie Jezusowi. Proces przeprawy – proces mobilny, niebezpieczny, naznaczony trudnościami, przeciwnościami – to proces naturalny dla rozwoju wiary. Okoliczności są przeciwne. To nie jest tak, że uwierzyłem i wszystko się układa. Uwierzyłem i są przeciwności.
Jezus zostawia apostołów, aby samodzielnie mogli stawić czoło życiowym doświadczeniom. On ich przygotowuje i niejako zostawia. Uwaga: niejako!
Gdzie idzie Jezus? – Idzie na górę, aby się modlić. Wyszedł sam jeden na górę, aby się modlić. Jest to inna modlitwa niż ta dokonująca się przed chwilką przy rozmnożeniu chleba – powiedzielibyśmy na oczach tłumu. Idzie do Ojca. Idzie rozmawiać, przebywać z Ojcem. To jest Jego środowisko życia – przebywać z Ojcem, napełniać się mocą. On powie: Nie jestem sam. Jest ze Mną mój Ojciec.
Jezus idzie na górę. Podejmuje wysiłek. Góra, jak pamiętamy, to symbol wysiłku i spotkania z Bogiem. Na górze dokonywały się wielkie rzeczy. Zdobyć górę, zdobyć szczyt, zobaczyć z niego widoki, spotkać na tym szczycie Boga – kto jest w górach, przebywa bliżej Boga. Jest to specyficzny sposób spotykania się z Nim – wysiłek, trud. Jezus podejmuje ten trud.
Jezus nie zostawia apostołów. Jest z nimi obecny w jeszcze bardziej wyjątkowy sposób, bo w jedności z Ojcem właśnie na modlitwie. Przecież On tam ich nosił w sobie, do nich przychodził. Jezus trwa na modlitwie, jest na górze, w spotkaniu z Ojcem. Wbrew pozorom stamtąd kontroluje sytuację.
Wchodzimy do łodzi, jesteśmy w niej. Zauważmy, że pojawia się noc, nocne czuwanie. Apostołowie przeprawiają się, są w trasie i wszystko się dłuży. Mało tego, że się dłuży, to pojawiają się przeciwności – fale miotają łodzią, wieje wiatr. Jest noc, fale, wiatr – powróćmy do tych obrazów. Słuchajmy tego z ogromną uwagą i ogromnym utęsknieniem, żeby Pan tymi obrazami przemówił także do nas. Żeby te obrazy nałożyły się na doświadczenia naszego przeciwnego wiatru ostatnich dni, tygodni, żeby odkryć prawdę o tym, że Pan się nie oddalił, mimo że przybliżyły się przeciwności, mimo że fale miotają łodzią naszej wiary, naszego życia. Pan się nie oddalił. To tylko pozornie tak wygląda.
Wydłuża się czuwanie. Jest nużące, męczące, trudno je przetrzymać. Co zostaje w czasie tego czuwania? – Zostaje przekonanie, że On tu musi przyjść. On tu przyjdzie. On tu wróci. To ich tylko może trzymać. On tu wróci. Ale to czuwanie nuży. Uwaga! Nuży, zużywa. Proces kształtowania się autentycznej wiary zostanie również naznaczony znużeniem. Już mnie to nuży, już mnie to nie rusza, już nie odbieram tego tak, jak kiedyś... To są autentyczne potwierdzenia tego, że moja wiara jest kształtowana. Nie jest kształtowana według moich oczekiwań. Nuży mnie, znużyły mnie już te modlitwy, śpiewy, kazania, ludzie... W ogóle mowa o Bogu mnie nuży... Nuży mi się to...
W obrazach, które daje nam słowo Boże – bo słowo Boże, jak wiemy, trzeba komentować słowem Bożym – mamy do czynienia z przypowieściami mówiącymi o tym, co się dzieje, kiedy znużenie przejmie ster, to znaczy, kiedy człowiek uwierzy, że osiągnął już wszystko w swojej wierze. Znużyłem się, czym mnie Pan Bóg może zaskoczyć?... Czym mnie może zaskoczyć?...
Kiedy uwierzymy w znużenie, kiedy uwierzymy, że to jest wszystko, co Pan Bóg ma do powiedzenia, to może nastąpić sytuacja, którą pamiętamy z przypowieści, kiedy Pan ociągał się z powrotem. Polecił sługom zająć się majątkiem, a oni zaczęli się upijać, bić i źle traktować jedni drugich. Dzieje się tak dlatego, że zatrzymali się na tym, co było przejściowe. Uwierzyli, że ten stan będzie trwał wiecznie. To jest zwycięstwo demona, jeśli uwierzymy, że znużenie to jest wszystko, co mi Pan ma do powiedzenia! Czym Bóg mnie może zaskoczyć?!... Co On ma do zaoferowania w dobie plazmy, w dobie tego wszystkiego, co się wyprawia w świecie!?... Oferuje mi czarno-biały telewizor, kiedy ja w domu mogę mieć kino domowe... Oferuje mi jakieś przykazania, przygody na łodzi... Jak to się w ogóle ma do życia?... Czym mnie może zaskoczyć Bóg?...
Jeżeli uwierzymy w znużenie, jeżeli przyjmiemy, że to jest stan, który będzie trwał wiecznie, że Pan Bóg nie ma mi nic do zaoferowania, to jest to miejsce grzechu. To jest mój grzech. Jeżeli mówimy, że nie mamy grzechu, sami siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy. Boga czynimy kłamcą, bo posłał swojego Syna, by w Duchu przekonał świat o grzechu. Może taka sytuacja się pojawić. Znużenie przyjdzie. Ciężko jest je przetrzymać. Sprawy się zmieniają, zmieniają się sytuacje, a wydaje się, że opóźnia się Ten, który miał przyjść.
Łódź zostawiona, wręcz wydana na pastwę falom. Jak mówi jeden z komentatorów, moglibyśmy przenieść ten obraz na łódź Kościoła, wydaną na pastwę historii, bitą falami, miotaną skandalami. Nie zapomnijmy, że te skandale w Kościele miały miejsce już przy samym Jezusie. Ktoś zauważył, że Jezus zakładając Kościół miał znacznie więcej problemów niż Jan Paweł II. Pamiętamy skandal z Judaszem. To bolało. Jeden z bliskich uczniów sprzedaje Go. Skandal z Piotrem. Pierwszy Papież i robi coś takiego... Skandal z teczkami – moglibyśmy powiedzieć – synowie Zebedeusza proszą przez mamę o to, żeby mieli załatwione miejsca po prawej i po lewej stronie Jezusa. Już to przerabialiśmy! Historia kołem się toczy! Będą takie skandale! Będą! A czemu mają służyć? – Osłabieniu wiary. W jednym z rozdziałów Ewangelii św. Mateusza jest napisane, że nadejdą takie chwile, że ostygnie miłość wielu. Właśnie znużenie zacznie przejmować ster, wmawiać, że się nie opłaca. Na darmo i na nic zużyłem moje siły, służąc Bogu... Co mi to daje?... Przecież lepiej się powodzi, łatwiej się żyje cynikom, tym, którzy podchodzą do wszystkiego z cwaniactwem... To są realia! O nich mówi nam Pan!
Łódź Kościoła wydana w historii na fale skandali, zmian – to jest także wpisane w rozwój wiary Kościoła. Jesteśmy zatem w łodzi razem z apostołami, którzy jedyne co mogą mieć w tej chwili, to przekonanie, że Pan przyjdzie. Nikt nie jest wierniejszy danemu słowu niż Pan! Apostołowie mają przekonanie, że Pan przyjdzie, że coś wymyśli. Kazał się przeprawić, kazał podjąć trud przeprawy przez schematy myślenia, przez niebezpieczeństwa. Idź przez te niebezpieczeństwa. Dopuszczam niebezpieczeństwa, trudności, a ty się przepraw przez nie. Ale Ciebie, Panie, nie ma... Nie ma Cię... Nie ma Cię, Panie, ale wiem, że przyjdziesz!
Drugi wniosek dla nas. Nie ma Go, nie odczuwam, nie przeżywam tej wiary tak, jak kiedyś, a jedyne, co mam, to przekonanie, że przyjdzie, że On się pojawi.
To przekonanie towarzyszy apostołom. On na pewno przyjdzie. Jest prawdą, że trzeba przeprawić się przez jezioro w czasie burzy i pokonywać góry trudności. To jest prawda! Nikt nam tej prawdy nie odbiera. Nikt nam nie mówi, że będzie lekko. Nikt! Czy nasz Zbawiciel nas oszukał? Powiedział, że będzie lekko, że zawsze tylko miodzio? Komuś tak powiedział? Czy mógłby powiedzieć coś takiego Ktoś, kto został pobity kijami, łańcuchami, kto został skatowany? Mógłby powiedzieć, że tobie zapewni komfort? Nie!
Jest prawdą, że trzeba przeprawić się przez jezioro w czasie burzy i pokonywać góry trudności, ale On na pewno przyjdzie. Przecież obiecał!
Długa noc, ogromne trudności towarzyszą przeprawie. Co się dzieje dalej?
Wsłuchując się w ten tekst, odkrywamy, że o czwartej straży nocnej przychodzi Jezus, krocząc po jeziorze. Nie mógł lepszego sposobu wybrać?... Nie dość, że trzeba czekać, że są trudności, wieje wiatr, fale miotają łodzią, to On jeszcze wybiera chodzenie po jeziorze... O co tu chodzi?... Na zdrowy rozum jest to chore. Na zdrowy rozum jest chore wierzyć, że w opłatku – cytuję ks. prof. Stańka – który może zjeść mysz, obecna jest ogromna Moc Miłości. Na zdrowy rozum to jest chore, że pochylanie się nad słowem sprzed dwóch tysięcy lat może coś zmienić w życiu ludzi, którzy nie mają czasu, są zmęczeni trudną codziennością.
On wybiera sposób, w jaki ma przyjść – chodzi po jeziorze.
Jaka jest reakcja uczniów na Jego przyjście? – Uczniowie, zobaczywszy Go kroczącego po jeziorze, zlękli się – pojawia się lęk – myśląc, że to jest zjawa, i ze strachu krzyknęli. Możemy sobie wyobrazić ten krzyk, jak ktoś ze strachu krzyczy, gdy zostaje z zaskoczenia wystraszony. Krzyk przerażenia.
Uczniowie zlękli się. Pojawia się oczywiście myślenie, że to zjawa. Nie, wydaje mi się, że teraz Bóg do mnie mówi... To tylko nastrój taki był... Wydawało mi się, że to jest Bóg... Coś tam było, nie powiem, żeby nie było. Było jakieś ciepełko w czasie modlitwy, ale dawno... Nieraz rzeczywiście zastanowiło mnie, że chyba Bóg tu był... A może jakaś zjawa...
Można, niestety, zostać w pozycji kogoś, kto traktuje to wszystko jako zjawę. Ktoś na przykład doświadczył na rekolekcjach ogromnej bliskości Pana, przestraszył się jej i później nie podjął pracy nad dalszą formacją swojej wiary albo podjął ją niewłaściwie. Nie ma co się dziwić, że to zostało jako zjawa. Zjawa, wydaje mi się...
Może być tak, że człowiek zatrzyma się, zostanie w pozycji kogoś, kto nie podejmie dalszego kroku, czyli przetrzymania – kiedy wszystko wydaje się walić, najlepszą rzeczą jest przetrzymać, a nie kombinować. Będzie dobrze... Co będzie dobrze? Płakać będzie dobrze? Cierpieć jest dobrze? Cierpi się z racji dobra, którego się nie posiada – mówił Jan Paweł II. Nie ma tanich pocieszeń! Nie wolno się traktować nieodpowiednio do sytuacji, w której się jest! Czekam. Nie zostaję w tej pozycji. A jeżeli zostaję, to wszystko mi się wyda śmieszne. Przestaje być rzeczą poważną, a staje się śmieszne.
Jeden z fałszywych obrazów Boga, to Bóg-Bozia, dla dzieci. Jeśli komuś został taki obraz Boga, to on nie zatroszczy się o rozwój swojej wiary. Co mu może Pan Bóg powiedzieć? Zjawa, zaślepienie...
(...) myśląc, że to jest zjawa, i ze strachu krzyknęli. Przerażenie. Krzyczymy ze strachu. Boimy się. Boimy się również o to, żeby czasem to nie była zjawa. Boimy się, żebyśmy się nie rozczarowali wiarą, Panem. Ze strachu wręcz krzyczymy, wrzeszczymy: Nie, to nie może być prawda! On nie mógł mnie zawieść! Ze strachu krzyknęli...
Kiedy Pan w końcu przychodzi, rozmywa się w zjawach. Ale to nie koniec Jego przyjścia. On też bierze to pod uwagę. Wie, że jeżeli ma przyjść – a przychodzi – to właśnie po to, żeby tych zalęknionych, wystraszonych, przeprawiających się – przeprawę mamy z tą wiarą – napełnić nową mocą. Dlatego, kiedy przychodzi, daje dowód swojej obecności – wlewa siłę. Wie, co ma powiedzieć, jakie słowo wybrać. «Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się!» Odwagi! Bierz się w garść dalej. Przetrzymuj to wszystko nadal. Idź dalej. Ja jestem!
Kiedy Hebrajczyk słyszy: Ja jestem!, od razu kojarzy to ze słowami wypowiedzianymi w czasie spotkania Jahwe z Mojżeszem w krzaku gorejącym. Jezus przedstawia się jako Ja jestem. Jestem dla was, intensywnie obecny, zaangażowany. Jestem! W tym wszystkim jesteś?... Tak! W tym, co przeżywasz teraz, droga siostro i drogi bracie, jest Bóg. Ja jestem! Źródło intensywnego życia, zbawienia, wspierającej obecności. Jestem dla was, aby wam pomagać. To obecność objawiająca się w odpowiedniej chwili. Kto tę chwilę wybiera? – Pan Bóg. Nam się wydaje, że powinniśmy już, w tej chwili, doświadczyć tego czy tamtego. Pan wybiera tę obecność.
Reakcja Piotra. Piotr jest cudowny w swojej spontaniczności, szalony. Powiedzielibyśmy, że strzela przypały. On taki jest. Mam być przed Panem taki, jaki jestem, a nie taki, jakim chciałbym czy chcę być. Jeżeli jestem w takim stanie, a nie w innym, to nie czekam na lepszy nastrój, tylko z głębokości wołam do Ciebie, Panie. Wiele Ci dzisiaj nie naszepczę, nie naopowiadam, ale taki jest dziś mój stan.
Piotr ze swoim stanem wychodzi z łodzi. Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie! Nie będziemy się pastwić nad Piotrem, że niedowierza, bo pastwilibyśmy się nad sobą, a Chrystus nie zaprosił nas po to, byśmy to robili. Piotr spontanicznie, ciekawie, chce wyzbyć się wątpliwości. Szlachetny odruch serca, szlachetne pragnienie. On się chce wyzbyć wątpliwości. Chrystus pozwala mu to powiedzieć. Piotr tym, co mówi, tym konkretnym zdaniem, jest – jak to ktoś zauważył – świetnym interpretatorem słów Jezusa. To tak, jakby już stosował Jego naukę. Których słów? – Gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, powiedzielibyście tej morwie: "Wyrwij się z korzeniem i przesadź się w morze!", a byłaby wam posłuszna.
Piotr stosuje tutaj naukę Jezusa. Nie to, żebym niedowierzał, ale jak to Ty jesteś, to każ mi przyjść do siebie... Panie Jezu, nieprawdopodobne, że Ty przychodzisz w taki dziwny sposób, że jesteś tu teraz obecny w Duchu Świętym. To jest nieprawdopodobne i nie dziw się, że mam z tym kłopoty. Nie dziw się, że powiem: Każ mi przyjść do siebie. Pociągnij mnie dalej. Pociągnij mnie, biegnijmy – mówi księga Pieśni nad pieśniami. Królu, wprowadź mnie w swoje komnaty.
Do Niego trzeba mówić: Panie, pociągnij mnie do Ciebie. Zachwyć mnie na nowo, Panie. Zostawiam na boku wcześniejsze doświadczenia nie po to, by nimi gardzić, ale po to, by otworzyć się na nowe. Nie będę się porównywał, że kiedyś to się modliłem... Dobrze, że się modliłeś. Teraz idzie coś nowego, nowa sytuacja. Nie czekam na nastrój, który miałem kiedyś, gdy się modliłem, tylko idę z tym, co w tej chwili jest. Jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie.
W Piotrze dokonuje się odruch wiary, jak małego ziarnka. Tak reaguje jego wiara, tak ją wyraził. Ktoś wyrazi ją inaczej, on wyraził ją tak. Wierzę tak, jak w danej chwili potrafię. To my obciążamy się wyobrażeniami, że w tej chwili, przy tym, co już mam – przy tych doświadczeniach, przy tej lekturze Biblii, przy tej modlitwie, przy tych rekolekcjach – to ja już powinienem być taki i taki... Jak taki nie jestem, to do widzenia...
Chwytaj się tej chwili, droga siostro i drogi bracie, w której jesteś obecny i tak wyrażaj wiarę, jak w danej chwili potrafisz. Bardzo ważny i praktyczny wniosek: Dzisiaj nie będę się już modlił, bo obrażę Pana Boga... A czym obrazisz? Tym, że tak się czujesz, tak przeżywasz życie?... Tym Go ucieszysz, że Mu ufasz w takich okolicznościach.
Ktoś zauważył, że Chrystus przychodzi szczególnie do osób przeżywających rozdźwięk między tym, jakie chciałyby być, a tym, jakie są. Szczególnie do tych osób...
Jest też tutaj bardzo ważna i praktyczna uwaga dla nas, wynikająca z wcześniejszych słów, że wiara nie jest jednorazówką – jeden raz i koniec. 24 godziny na dobę toczy się życie. Otwartość oznacza, że przyjmuję to, co idzie. Wiara kształtuje się w konkretnych okolicznościach życia. 24 godziny na dobę. Nie ma tak, że już zamknąłem wiarę i ona mi wystarczy na tydzień, miesiąc, rok... Nie!
Jak reaguje Jezus na odruch serca Piotra? – On rzekł: «Przyjdź!»
Zachęta: Dobrze. W porządku. Ks. Tischner mówił: Pan Bóg chciałby się nam już dać cały, całkowicie, ale mamy małą pojemność i On przeżywa ogromny dramat, bo chce dopasować się do tej pojemności, chce poszerzać serce przez wiarę, nadzieję i miłość.
Przyjdź! Proszę, przyjdź!
Piotr wyszedł z łodzi. Wyszedł. Poszedł za tym wołaniem i krocząc po wodzie, podszedł do Jezusa. Już Go mam... Już odkryłem, już mam Pana, mam Boga... Już mam, to mi wystarczy... Już jest... Piotr podszedł do Jezusa. Lecz na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć... Na widok silnego wiatru wzrok odsuwa się od wzroku Jezusa. Patrzmy na Jezusa, który nam w wierze przewodzi i ją wydoskonala – mówi Pismo. Patrzmy na Jezusa!
Ktoś porównał powołanie kapłańskie do bardzo specyficznego zajęcia, a mianowicie polowania, kiedy psy gonią zająca. Biegnie cała sfora psów, a który doleci pierwszy? – Ten, który zobaczył zająca, bo on ma ślad. Więc wytrwa ten, kto zobaczył Jezusa, patrzy na Jezusa i idzie w Jego stronę. Patrzmy na Jezusa, który nam w wierze przewodzi i ją wydoskonala. On to zamiast radości, którą Mu obiecywano, przecierpiał krzyż, nie bacząc na jego hańbę.
Dla Chrystusa – mówi św. Paweł – nie tylko się cieszę, ale i cierpię. Dla Chrystusa.
Spojrzenie w Chrystusa. Patrzenie na Jezusa. Rozważanie tego. Nie tylko: Tak, umarł, trzeciego dnia zmartwychwstał, słyszałem o tym... Słyszałem, ale nie rozważyłem. Patrzmy, kontemplujmy, wpatrujmy się, wsłuchujmy się w Pana. Potrzebny jest na to czas, bo jak to będzie tylko wiedza, wiadomości z wczoraj, to wszystko uleci. Jeśli tak traktujemy słowo, czyli nie wpatrujemy się, nie wsłuchujemy się w Chrystusa, to nie ma się co dziwić, że nie działa.
Piotr wyszedł z łodzi i krocząc po wodzie, przyszedł do Jezusa. Lecz na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął: «Panie, ratuj mnie!» Uląkł się. Można się poddać strachowi, lękowi. Uwaga! To też trzeba wpisać w historię życia, że skompromitujesz, droga siostro i bracie, swoją wiarę. To, że zawiedziesz Pana, zaczniesz tonąć, wpisz w swoje serce. Tak będzie! Nie unoś się i nie obrażaj, że już nie zrobię tego, bo zraniłem czy pogubiłem się... To już koniec, wystarczy, ile razy można się z tych samych grzechów spowiadać... Nie ma tych samych grzechów, są tak samo brzmiące słowa, ale nie są to te same grzechy.
Bardzo istotna prawda wołająca do nas: Nie przyzwyczajać się do Jezusa! Nie wolno otrzaskać się z Jezusem, z Jego nauką! Sprawa jest utrudniona, bo słyszymy kolejny raz tę samą Ewangelię, a jeżeli jeszcze nie otrzymamy jakiegoś wyjaśnienia, to rzeczywiście się komplikuje. Ale tym bardziej trzeba trwać!
Piotr zostaje poddany lękowi – może miał szlachetne odruchy serca, może dobrze chciał, a wyszło tak, jak zawsze. Mimo że tak bardzo pragniesz, droga siostro, drogi braci, rozczarujesz się niejeden raz, mimo że nie chcesz się rozczarować sobą, drugim człowiekiem. Ona tak zrobiła?... To ty, mamo?... To ty, córko?... Tak, tak. Jestem grzesznikiem. Tajemnica grzechu między innymi polega na tym, że nie chcemy przyjąć prawdy o nim. Jestem grzesznikiem, muszę się liczyć z tym, że zachwieje się moja wiara.
Piotr krzyknął: «Panie, ratuj mnie!» Wejdźmy w tę sytuację. Tu jest krzyk! To już nie są pieszczoty na modlitwie! Trans-Atlantic na modlitwie, ogromne uniesienia... Są takie momenty. Ale tu nie jest teraz Trans-Atlantic. Tu jest krzyk, wrzask! Piotr krzyczy: Ratuj mnie! Krzyczę, jęczę, stękam, marudzę, narzekam, zawracam głowę Panu!
Jezus natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc: «Czemu zwątpiłeś, człowiecze małej wiary?» Uświadomił Piotra. Zastanów się, czemu zwątpiłeś, człowiecze małej wiary? Piotr jeszcze usłyszy później, że przeżyje koszmar rozczarowania. Ja?... Chyba żartujesz... Wszyscy Cię zostawią, ale nie ja... Tak, ty. Życie oddam za Ciebie... Co ja nie zwojuję po rekolekcjach, nauce, modlitwie... Co zwojujesz, człowiecze małej wiary?
Benedykt XVI w jednej z niedawnych katechez mówił, że sukces odniesiemy wtedy, kiedy będziemy żyć zgodnie z naszą kondycją, a nie kiedy będziemy grać tego, kim nie jesteśmy. Trzeba uznać nędzę stworzenia.
Jezus natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go. Natychmiast wyciągnął rękę. Z prawdziwego stanu serca, które odkryło swoją nędzę, krzycz, wołaj, wylewaj swoje serce jak rzekę przed Pańskim obliczem – mówi Księga Lamentacji. Wylewaj to serce. Ale to nic mi nie daje, ani pocieszenia nie mam, ani wysłuchania ze strony Pana Boga, ani jakiegoś znaku... Nikt mnie nie chwyta za rękę... Krzycz, wołaj. Nie przestawaj, nie dawaj sobie wytchnienia – mówi Księga Lamentacji. Przy zmianach straży wołaj. Krzycz, wydobywaj z siebie głos do Tego, który słyszy i który w pewnym momencie powie ci tak, jak powiedział Mojżeszowi: Dosyć! Dosyć napatrzyłem się na udrękę ludu mego w Egipcie, nasłuchałem się narzekań jego na ciemięzców. Zstąpiłem, aby go wyrwać z ręki Egiptu.
Jezus natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc: «Czemu zwątpiłeś, człowiecze małej wiary?»
Kiedy ostatni raz zawracałem głowę Panu Bogu tak z serca?
Naprzykrzam się Mu? Aż się prosi, żeby Mu się naprzykrzać.
Wołam do Niego z serca, ze stanu, który przeżywam, czy czekam na lepszy nastrój?
Czy Pan dosyć nasłuchał się moich narzekań, czy sam rozwiązuję problemy?
Czy słyszy moją wersję wydarzeń? Jeśli możliwe, oddal ode Mnie ten kielich, ale nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie.
Czy ja wylałem swoje serce jak rzekę?
Czy wyrzuciłem z siebie całą zgniliznę?
Wracam do ks. Jana Twardowskiego. Pytany o współczesny świat, odpowiada: Świat jest taki, jaki jest. Ciągle dziwaczeje, szuka. Ale przyjdzie moment, gdzie przemoc, zbrodnie, seks, nadużycia, zwymiotuje, bo świat się przekona, że to jest niestrawne. I nastąpi oczyszczenie.
Czy zwymiotowałem truciznę, którą noszę w sobie?
My, moi drodzy, swoimi narzekaniami, których nie wypowiadamy z siebie, dławimy się jak wymiotami. Jak można żyć zdrowo w takim stanie? Jakie mają być efekty? Jak organizm ma funkcjonować? Czas zwymiotować! To boli – jasne. Nie jest to przyjemny zabieg powiedzieć Bogu prawdę. A On doprowadzi do takiej sytuacji i zrobi wszystko, żebyśmy wyrzucili całą prawdę, jak Eliasz. Zabierz mnie z tego świata, nie jestem lepszy od innych, od moich przodków... Boże, nie chce mi się żyć... Eliasz tak mówi. Nie wycięto tego tekstu z Biblii.
Nie udawajmy pobożnych przed Panem Bogiem. Nie udawajmy, że wszystko jest dobrze. Wola Pana niech się dzieje... Udajemy. Przetrzymam to jakoś... Jak przetrzymasz? Weź w końcu wypowiedz to, co naprawdę myślisz i czujesz w tej chwili do Pana. Chodźcie i spór ze Mną wiedźcie – mówi Pan. Kłóćmy się, dochodźmy! Choćby wasze grzechy były jak szkarłat, jak śnieg wybieleją. Ale dochodźmy się! Narzekaj, jęcz, stukaj, nachodź, jak wdowa. Pukaj, stukaj do nieba bram. Nie puszczę Cię, aż mi pobłogosławisz... Nie ma szans na inną wersję... A jak nie mam siły, to mówię: Nie mam siły. To jest moja modlitwa dziś – nie mam siły. Lecz nie to, co ja chcę, ale co Ty chcesz, niech się stanie.
Sztuczne natchnienie na modlitwie: wargami wypowiadam co innego, niż czuje serce. Gram przed Panem Bogiem pobożnego w sytuacji zdołowania.
Czy Pan dosyć nasłuchał się moich narzekań?
Kiedy ostatnio narzekałem Panu, a nie koleżance, koledze?
Ale Pana Boga to nie czuję... Jakiś taki daleki... Najpierw On! Później dopiero koleżanka.
Jak ja się do Niego zwracam?
W jaki sposób wypowiadam swoją wiarę w chwili, kiedy tonę? Jak reaguję?
Gdy wsiedli do łodzi, wiatr się uciszył. Przyjdzie taki moment. Na pewno przyjdzie.
Ci zaś, którzy byli w łodzi, upadli przed Nim, mówiąc: «Prawdziwie jesteś Synem Bożym». To jest prowokacja, której miały służyć te wydarzenia, żeby wyznać wiarę, żeby ją wypowiedzieć z siebie. Wierzę w Ciebie! Jesteś Synem Bożym! Wierzę w tych okolicznościach. Ty jesteś Panem, Ty jesteś Zbawicielem.
Wyznawanie wiary wzmacnia ją. Nie wolno chować wiary. Są osoby, z którymi można o wierze porozmawiać. Nie mówmy, nie kłammy, że nie ma. Jak mówić o Bogu na imprezie?... A kto każe wprost o Bogu? Piękno, prawda, miłość, dobro, to są wartości, które wprowadzą w świat Boga. Pan Jezus o owcach mówił, żeby przybliżyć niebo. Mówił o ziarnie, rybach, o tym, czym ludzie żyli. Wyznawać wiarę. Przez drobne szczegóły, sytuacje życiowe, wyznawać wiarę. Przez swą wytrwałość, przez prawdę. Mi też jest ciężko. Nie będę grał, że mi jest lekko, ale idę dalej... Do kogo pójdę? Panie, Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żyjącego.
Gdy się przeprawiali, przyszli do ziemi Genezaret. Ludzie miejscowi, poznawszy Go, posłali po całej tamtejszej okolicy i znieśli do Niego wszystkich chorych, prosząc, żeby [ci] przynajmniej frędzli Jego płaszcza mogli się dotknąć.
Pragnienie dotyku. Chociaż trochę... Panie, ja Ci nie będę mówił, jak masz dziś przyjść do mnie, tylko daj mi jakiś frędzelek, jakieś małe kizi-mizi duchowe... Choć frędzelka daj się dotknąć... Bądź zadowolony z tego, co masz. Pan Bóg da ci jeszcze więcej. Cieszmy się każdym drobiazgiem. Tak, kruche jest to nasze życie... Żeby się Go dotknąć, żeby przynajmniej dotknąć frędzla płaszcza.
(...) a wszyscy, którzy się Go dotknęli, zostali uzdrowieni. Zostali uzdrowieni, to znaczy, otrzymali tę porcję sił, która była im potrzebna w tej chwili. Uzdrowienie nie musi oznaczać – choć tutaj w znacznej mierze tak to należy tłumaczyć – poprawy stanu fizycznego. Uzdrowienie oznacza udzielenie tej łaski, tej mocy, tej siły, która jest potrzebna na daną chwilę, żeby człowiek mógł żyć dalej. Wszyscy, którzy się Go dotknęli, wszyscy, którzy zbliżyli się do Niego, otrzymali to, co było im potrzebne na daną chwilę.
Bardzo istotna prawda, wynikająca z tego słowa: Kiedy zbliżamy się do Niego w Eucharystii, On nie może się doczekać, żeby nas uzdrawiać, ale uzdrowienie niekoniecznie musi oznaczać poprawę stanu fizycznego. On da to, co przygotował nam na dzisiaj. Da każdemu, kto przyszedł. Obficie, za darmo. Da to, co jest mi potrzebne do przeżywania moich teraźniejszych dni. Ja bym chciał to i to... Przyjmuję to, co jest. Przynajmniej żebym się frędzla dotknął. Ja to nawet frędzla nie będę miał... Bez przesady. Bóg nie jest skąpcem. Jeżeli źli ludzie – mówi Jezus – potrafią dawać dobre dary, mieć odruchy serca, o ileż bardziej Bóg, hojny Dawca. Nie przychodzimy do skąpiradła, trupa, który śpi, niedosłyszy i nie wie, co nam dać! Przychodzimy do Kogoś, kto obficie przygotował stół, hojnie chce nas wyposażyć! Nie musimy tego czuć. Nie wchodźmy w układy z tą mafią emocjonalną! Wyroluje nas! Jest poczucie pokoju, w porządku. Nie ma go, też w porządku. Ważne, że jestem. Przyjdźcie.
W Łodzi, w czasie spotkań charyzmatycznych, jeszcze za życia o. Józefa Kozłowskiego, była modlitwa o uzdrowienie i osoby służące tym darem, wskazujące na kogoś, kto otrzymuje w danej chwili uzdrowienie. Chorzy, którzy doznali uzdrowienia, są przynaglani przez Ducha Świętego, żeby przyszli i wyznali wiarę: Prawdziwie jesteś Synem Bożym, prawdziwe doznałem uzdrowienia. Osoby te przychodzą i składają świadectwa o uzdrowieniu, które ich dotknęło. Opowiadał ks. Marcin Kałuża, jeden z kieleckich księży, o kobiecie, która wyszła na środek i powiedziała: „W czasie jednej z modlitw doznałam wewnętrznego uzdrowienia. Czułam, że ten, kto mówi słowa, że w tej chwili Pan Jezus zbliża się do osoby, cierpiącej na schorzenie serca i uzdrawia ją, mówi o mnie. Doznałam wówczas pokoju, wyciszenia, ale bałam się iść złożyć świadectwo. Bałam się i odkładałam to. Choroba wróciła.” Dopiero później, w czasie następnej modlitwy, ta łaska pojawiła się ponownie i osoba, która otrzymała pocieszenie, uzdrowienie, a nie wywiązała się z oddania chwały Bogu, poszła i złożyła świadectwo o uzdrowieniu.
Nie chowajmy doświadczeń, które Pan nam daje, a daje obficie. Przynajmniej frędzla płaszcza się dotknąć...
Krótkie wnioski, jakie się nasuwają:
Wiarę kształtują wszelkie okoliczności życia. Wszelkie, czyli nie tylko te, które zaplanujemy.
Proces wzrastania wiary przechodzi przez różne doświadczenia – przez lęki, znużenie wiarą i Panem Bogiem. Tu trzeba powiedzieć precyzyjnie, że Panem Bogiem nigdy się nie znudzimy, znudzimy się sposobem rozmawiania z Nim. Znuży się nam forma modlitwy. Przyjaźnią się nigdy nie znudzimy, znudzi nas forma jej wyrażania. Proces wzrastania wiary przechodzi przez różne doświadczenia, przez znużenie też.
Ciemna noc, morze, burza – to siły wrogie Bogu. One wrogo będą do mnie nastawione.
Wiara jest przeprawą na drugi brzeg. Przeprawiam się... Mam zaprawę w czasie tej przeprawy...
Pan dopuszcza sytuacje, gdy człowiek przewidując swoją zgubę, krzyczy do Niego z lęku: Ratuj mnie! Dopuszcza takie sytuacje, bo z tymi, którzy Go miłują, współdziała dla dobra człowieka.
Istnieje niebezpieczeństwo zjawy, czyli tego, że wydaje mi się: To On był?... Zjawy, czyli niepewności, lęki, są normalnym elementem procesu kształtowania wiary.
Ważny jest odruch serca podczas stanów, w których jestem. Mam krzyczeć z tych sytuacji, w których się aktualnie znajduję: Panie, ratuj! Mam wieść spór z Panem Bogiem, krzyczeć, wykrzyczeć: Ratuj, Panie!, a nie udawać pobożnego w sytuacji, kiedy pobożny nie jestem.
Jezus natychmiast wyciąga rękę. Zorganizuje okoliczności, sytuacje, ludzi, przez których przyjdzie i przez których przyniesie pomoc, bo: Odwagi! To Ja jestem! Aktywnie uczestniczę w życiu. W twoich wydarzeniach, droga siostro i drogi bracie, obecny jest Bóg. Choćbym nawet Go nie czuł, nie rozpoznawał, choćby wydawało mi się, że wszystko zepsułem, jest w tym obecny Bóg.
To nie ja jestem reżyserem spotkania z Panem, ale to Pan wybiera sposób odpowiedni do tego momentu mojego życia, w którym jestem. Żeby przynajmniej frędzli płaszcza się dotknąć. Przynajmniej frędzli płaszcza... A kiedy Pan dopuści wydarzenia, w których będziemy narzekać, to mamy narzekać. Nasłuchałem się narzekania, krzyku, utyskiwań, mówię: Dosyć! Mam wymiotować truciznę, którą przechowuję w sobie, żeby oczyścić serce.
Te wszystkie sytuacje mają jeden cel: wyznaj wiarę. «Prawdziwie jesteś Synem Bożym». Prawdziwie mówi do mnie Pan, mówi do mnie Bóg. Prawdziwie do mnie przyszedł.
Pozdrawiam w Panu –
ks. Leszek Starczewski