Słuchać w przyjaźni
Mk 9,30-37
Pan Jezus zwraca dziś uwagę na bardzo ważną prawdę o przyjaźni. Słuchajmy tego, co ktoś do nas mówi – szczególnie, kiedy mówi przyjaciel i kiedy czyni to po to, żebyśmy też w tym zamieszkali. Jeżeli naprawdę z kimś się spotykamy i rzeczywiście go słuchamy, szczerze rozmawiamy, to mamy okazję odkryć coś niebywałego – dostrzeżemy rzeczy, o których wcześniej nie mieliśmy pojęcia.
Jedna z rzeczy, która męczy w przyjaźni, a czasem może spowodować nawet jej zgon, to niezdolność do słuchania. Ktoś komuś coś mówi – szczególnie, jeżeli są to rzeczy ważne, istotne, sprawiające kłopoty – a druga osoba nie słucha albo słucha tylko tego, co jej się podoba.
Nieraz jest to spowodowane bardzo szlachetnym odruchem serca, spowodowanym przedobrzeniem, bo jak słyszymy, że ktoś mówi coś bardzo osobistego, to zaraz w myślach kombinujemy, co mu odpowiedzieć równie osobistego, żeby nie pomyślał, że jesteśmy dziś daleko od niego, że nie interesuje nas to, co mówi.
To szlachetny odruch serca, ale związany niesłuchaniem tego, co mówi druga osoba. Już pomijamy to, że wtedy robi się takiej osobie przykrość, bo nagle okazuje się, że mówiła coś innego, a my odpowiadamy jakby z innej planety. W efekcie końcowym może doprowadzić to nawet do zgonu przyjaźni.
W Ewangelii jesteśmy świadkami takiej sytuacji, kiedy uczniowie Jezusa kompletnie nie słuchają, co do nich mówi. Oczywiście ewangelista nie pisze po to, żebyśmy stwierdzili: Ale ma uczniów ten Pan Jezus... Nie czytamy tego tylko po to, żeby powiedzieć, jak to było kiedyś, bo kiedy czytamy Ewangelię, dana sytuacja dzieje się w tej chwili.
I w tej właśnie chwili Pan Jezus przychodzi do nas, żeby nam na coś zwrócić uwagę. Mamy dni, kiedy bardziej dbamy o przyjaźń, ale są też takie, kiedy w przyjaźni zaczyna pojawiać się chłód. Inaczej jest w przypadku Pana Jezusa. On zawsze chciałby, aby nasza przyjaźń z Nim i między sobą była na najwyższych obrotach, bo przez przyjaźń najsympatyczniej uśmiecha się Pan Bóg. Ten, kto nie dba o przyjaźń, nie dba o siebie.
Dlatego opis z dzisiejszej Ewangelii nie przedstawia wydarzenia zamierzchłego, ale związane z dzisiejszym dniem. To dzieje się naprawdę i dzieje się teraz.
Uczniowie słyszą po raz drugi od Chrystusa, że będzie wydany w ręce ludzi. Rzeczywiście tak się stanie. Judasz wyda Go arcykapłanom, arcykapłani wydadzą Piłatowi, a Piłat ludowi. Ludzie zrobią z Chrystusem, co będą chcieli.
Jezus to zapowiada uczniom, którzy przed chwilą widzieli Go jako Uzdrowiciela, Kogoś, kto przemawiając ma ogromną władzę, która niesie w sobie siłę i pomoc. Kiedy Jezus po raz pierwszy zapowiedział swą śmierć, Piotr wziął Go na bok i zaczął Mu tłumaczyć: Panie Jezu, nie mów takich rzeczy, bo nie zyskamy popularności. Wtedy Pan Jezus, patrząc na uczniów i spoglądając na Piotra, powiedział bardzo mocno: Zejdź mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie.
Kiedy Jezus mówi dziś do swoich uczniów po raz drugi, że będzie wydany, już nikt Go o nic nie pyta. Uczniowie wystraszyli się. Jednak ewangelista Marek mówi: Oni jednak nie rozumieli tych słów, a bali się Go pytać.
Słuchać w przyjaźni, to nie tylko zarejestrować to, co ktoś mówi, ale zamieszkać w tym, co mówi. Wejść w położenie tej osoby. Po tym można poznać, że ktoś uczy się przyjaźni. Zarejestrować to, co mówię, może też dyktafon, ale to nie jest przyjaciel. Owszem, jeżeli ktoś przyjaźni się sam ze sobą, to może sobie nagrać coś na dyktafon i później to odtwarzać.
Pan Jezus zwraca dziś uwagę na bardzo ważną prawdę o przyjaźni. Słuchajmy tego, co ktoś do nas mówi – szczególnie, kiedy mówi przyjaciel i kiedy czyni to po to, żebyśmy też w tym zamieszkali. Jeżeli naprawdę z kimś się spotykamy i rzeczywiście go słuchamy, szczerze rozmawiamy, to mamy okazję odkryć coś niebywałego – dostrzeżemy rzeczy, o których wcześniej nie mieliśmy pojęcia. Jeżeli dwóch ludzi szczerze ze sobą rozmawia, odkrywają rzeczy, o której wcześniej nie myśleli i których nie ustalali. Taka jest prawda o szczerych rozmowach. Pan Bóg daje taką łaskę przyjaciołom, że jeżeli spotykają się na płaszczyźnie zaufania, szczerości, przejęcia się tym, co mówią, odkrywają rzeczy, o których wcześniej nie mieli pojęcia.
To jest pierwsza sprawa, na którą dziś zwracamy uwagę. Druga dotyczy tego, że nawet kiedy uczniowie bali się pytać Jezusa, to nie skończyli na tym. Idąc dalej za Chrystusem, posprzeczali się w drodze.
Trudno w tym momencie wyczuć, o co się posprzeczali, ale gdy byli w domu, Pan Jezus zapytał ich: «O czym to rozprawialiście w drodze?» Lecz oni milczeli, w drodze bowiem posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy.
Temu też Pan Jezus chce zaradzić. Zwraca uczniom uwagę na to, co jest niezmiernie ważne, co może stać się drugą, bardzo skuteczną przeszkodą w przyjaźni, powodującą jej zgon. Trzeba będzie zrobić trumnę i napisać: W tym dniu umarła przyjaźń między Kasią a Piotrem.
Posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy. Kto jest najbardziej znaczący, kto ma największe wpływy, kto najfajniej tekści, kto potrafi najlepiej odnaleźć się w życiu.
Na to Pan Jezus też znalazł sposób. Zwrócił im uwagę: «Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich». Zawrócił ich z kolejki na sam koniec. Nie na pierwsze miejsce, ale na sam koniec. Nie postawił ich nawet w środku, bo niektórzy – szczególnie ci, co uczą się cwaniactwa – mówią: Najlepiej jest w środku. Ani nie musisz się wychylać, ani nie musisz być na końcu. Chrystus mówi: Nie. Ten jest największy, kto potrafi zająć ostatnią pozycję. Bo ostatni będą pierwszymi, a pierwsi – ostatnimi. To się sprawdza przez całe życie.
Podam przykład, który to potwierdzi: W XII wieku wszystkim ludziom przejętym Kościołem, wyznawcom Chrystusa, nie podobało się, że w Kościele jest mnóstwo obłudy, że wielu wierzących tak naprawdę nie pokazuje, jak żyć według tego, co mówi Chrystus, tylko parodiuje wiarę, wygłupia się. Wielu mówiło, że trzeba zreformować Kościół. Pojawiło się mnóstwo reformatorów. Na własną rękę odciągali ludzi od jedności z papieżem, krytykowali księży. Ale pojawił się też taki, który powiedział, że pójdzie do papieża i poprosi go, żeby zajął się reformą Kościoła. I poszedł. Opowiedział mu swój sen o tym, że chciałby, aby Kościół został odnowiony, żeby w Kościele byli autentyczni chrześcijanie. Papież wysłuchał tego człowieka i zaczęły się reformy w Kościele. Ten człowiek to św. Franciszek z Asyżu.
Można by powiedzieć: Tylu było na pierwszym miejscu. Tyle mieli planów. A ten jeden, Biedaczyna – jak mówimy – z Asyżu, poszedł, poprosił o pomoc samego papieża.
Jeżeli zatem nasza przyjaźń ma być prawdziwa i autentyczna, to po pierwsze potrzebujemy szczerych rozmów, słuchania siebie, nie recytowania tego, co mamy do powiedzenia. Po drugie, trzeba zawsze zostawiać miejsce tej drugiej stronie, żeby nie być tym, kto wie najwięcej, jest pierwszym na liście. Mamy się usuwać, a dawać miejsce tej drugiej stronie. Wtedy przyjaźń nabiera prawdziwych rumieńców. Ma taki kształt i taką siłę, że jest w stanie pokonać największe przeszkody. Sam Chrystus usunął się na ostatnią pozycję.
Ta ostatni pozycja zapewniła Mu zwycięstwo nad śmiercią, czyli nad czymś, czego najbardziej boi się każdy człowiek. Chociaż byśmy dzisiaj nie myśleli o śmierci, czy nawet nie chcieli na jej temat mówić, i tak przyjdzie dzień, że nas zaniosą na cmentarz. Ale dla tych, którzy są w żywej przyjaźni z Chrystusem, życie nie kończy się rzuceniem piachu na trumnę. To nie wszystko. Chrystus pokonuje śmierć. Śmierć od tej chwili, kiedy Chrystus ją pokonał, staje się bramą do nieba. Chciałoby się widzieć to już dzisiaj. Ale to jest tak, jak z wygraną. Wyobraźmy sobie, że wygraliśmy największą z możliwych fortun – suma pieniędzy nie do opisania. Przy wygranej napisane jest drobnym druczkiem: Do odbioru po dwudziestu latach. Właśnie. Gdyby powiedzieli, że dzisiaj, to wszyscy by brali.
Największą fortuną, jaką moglibyśmy uzyskać, jest życie wieczne – do odbioru po drugiej stronie. Kropelka za kropelką, ziarenko za ziarenkiem – szczególnie w czasie Mszy Świętej – otrzymujemy każdego dnia, stopniowo, dar, który w pełni otrzymamy po drugiej stronie. Stąd wielki szacunek dla wszystkich walczących o to, by słuchać Pana, by przejąć się słowami głoszonymi przez Jezusa, by nie być najważniejszymi, ale żeby zostawić miejsce Temu, który bardzo pokornie i skutecznie przynosi siłę, nie tylko na następny dzień, ale na całe życie.
Pozdrawiam w Panu –
ks. Leszek Starczewski