Ks. Tomasz Bąk
Beztroska, czyli nie pytanie o cel
Żył kiedyś człowiek o imieniu Carl. Był bardzo bogaty. Codziennie pozłacanym powozem objeżdżał swoje posiadłości. Pewnego dnia przejeżdżał obok chaty biednego rolnika, starego Hansa, który przygotowywał się do spożywania południowego posiłku. Starzec miał zamknięte oczy i był bardzo skupiony. - Co robisz? – zapytał bogacz? - Modlę się do Boga, dziękując Mu za pożywienie – odpowiedział Hans. Bogacz popatrzył przez okno na stół rolnika. Zobaczył na nim tylko czarny czerstwy chleb i kawałek białego sera. Wykrzywił pogardliwie usta i powiedział: - Nie sądzę, abyś miał za co dziękować. - Dziękuję Bogu za wszystko – odpowiedział Hans. I dodał: cieszę się, że przyszedłeś, panie, właśnie dzisiaj, bo miałem dziwny sen. Śniło mi się, że tego wieczoru umrze najbogatszy człowiek w naszej dolinie. - Co ty opowiadasz? - oburzył się bogacz - nie wierzę w jakieś głupie sny! Wracając do swojego dworu, cały czas myślał: przecież to ja jestem najbogatszym człowiekiem w dolinie. A jeśli ten sen to prawda? Jeśli dzisiaj wieczorem umrę? Ale przecież to niemożliwe, przecież jestem zupełnie zdrowy… Na wszelki wypadek wezwę jednak medyka. Lekarz przyjechał późnym popołudniem. Przebadał dokładnie Carla i powiedział: - Nie masz się co obawiać. Jesteś całkowicie zdrowy. Na pewno na razie nie umrzesz. Gdy lekarz przygotowywał się do odejścia, przybiegł jakiś człowiek, krzycząc: - Doktorze, dobrze, że jesteś. Chodź szybko do starego Hansa! Wracał z pola, upadł przed domem i chyba nie żyje! (por. R. Koper, Ku wolności, Sandomierz 2000, 476-477).
„Żył pewien człowiek bogaty, który ubierał się w purpurę i bisior i dzień w dzień świetnie się bawił”. O zamożnym człowieku z dzisiejszej Ewangelii nie mamy zbyt wielu informacji. Wiemy tylko, że ubierał się w purpurę i bisior- najdroższe, sprowadzane z Syrii i Egiptu tkaniny i że świetnie się bawił. Pewnie do bogacza z dzisiejszej Ewangelii można by odnieść słowa z 1-szego czytania: Leżą na łożach z kości słoniowej i wylegują się na dywanach, jedzą jagnięta z trzody i cielęta ze środka obory (...). Piją czaszami wino i najlepszym olejkiem się namaszczają, a nic się nie martwią upadkiem domu Józefa.
O biedaku z dzisiejszej Ewangelii wiemy nieco więcej. Najpierw Jezus stwierdza, że żebrak leżał u bramy pałacu bogacza. Czasownik grecki, użyty w tym miejscu oznacza coś więcej niż leżał; oznacza dosłownie: był porzucony. Biedak był porzucony u bramy pałacu; leżał porzucony przez ludzi albo też leżał złożony przez chorobę. Kontekst wskazuje na oba te znaczenia: z jednej strony choroba (mamy informację, że był pokryty wrzodami), z drugiej strony porzucenie przez ludzi: nikt się nim nie przejmował. Nikt nie przyniósł mu nawet tego, co spadało ze stołu bogacza. Nadto i psy przychodziły i lizały jego wrzody. Analiza tekstu greckiego pokazuje, że to żadna ulga w cierpieniu, żadna oznaka sympatii. Wręcz przeciwnie. To kolejne udręczenie. To dzikie psy, które dokuczają żebrakowi. Liżą jego wrzody, potęgując jeszcze bardziej cierpienie. W opisie żebraka, który jest o wiele bardziej dokładny niż prezentacja bogacza, zadziwia fakt, że Jezus podaje jego imię. Bogacz jest bezimienny. Biedak natomiast ma konkretne imię: Łazarz, po hebr. Eleazar, które znaczy tyle co: Bóg wspomaga. Takie imię to chyba jakaś ironia, jakaś kpina. Jak to Bóg wspomaga, kiedy biedak leży porzucony, schorowany, głodny u bramy pałacu?
Umarł żebrak i umarł bogacz. Wielu odetchnie z ulgą i powie: jedyna sprawiedliwość na tym świecie. Nikt nie wykupi się od śmierci. Ale kiedy wszystko wydaje się skończone, w przypowieści następuje wielki zwrot akcji. Bogacz zostaje pogrzebany. Biedak natomiast zostaje przez aniołów wyniesiony na łono Abrahama. W taki sposób obrazowo zostaje przedstawione piekło, otchłań, gdzieś na dole i niebo z aniołami i łonem Abrahama, oznaczającym pokój, bezpieczeństwo – gdzieś na górze. Piekło i niebo, a między nimi ogromna przepaść.
Bogacz nie podważa słuszności kary, nie sprzeciwia się Bożym wyrokom, nie domaga się, by go wydobyto z otchłani, z miejsca kary. Prosi tylko o ulgę w cierpieniu: Ojcze Abrahamie, ulituj się nade mną. Usiłuje wzbudzić litość i współczucie. Prosi Abrahama, by posłużył się Łazarzem, tym, którym przez całe życie pogardzał, na którego nie zwracał uwagi. Zwróćmy uwagę, że to wołanie potępionego bogacza: Ojcze Abrahamie powtarza się aż trzy razy w przypowieści. Ojcze Abrahamie (...) poślij Łazarza; niech koniec swego palca umoczy w wodzie i ochłodzi mój język, bo strasznie cierpię. Kiedy nie zostaje spełniona jego prośba, woła ponownie. Tym razem kieruje swoją myśl ku braciom. Widocznie żyją tak samo jak on. Chce ich przestrzec: Ojcze, poślij go do domu mojego ojca. Mam bowiem pięciu braci: niech ich przestrzeże (…), ojcze Abrahamie, gdyby kto z umarłych poszedł do nich, to się nawrócą. Odpowiedź Abrahama, dwukrotnie powtórzona, jest taka sama: Mają Mojżesza i Proroków, niechże ich słuchają (...). Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał nie uwierzą. Mają Mojżesza i Proroków, a więc: mają Słowo Boże. Mają możliwość poznania prawdy! W Piśmie świętym zawarta jest nauka jak należy żyć. Pan Bóg powiedział, co należy czynić, aby się w życiu prawdziwie realizować. Można powiedzieć, że Pan Bóg w swoim miłosierdziu zrealizował nawet to żądanie bogacza: gdyby kto z umarłych do nich poszedł, to się nawrócą.
Dzisiejsza perykopa to wersety z rozdziału 16-tego. W tej samej Ewangelii Jezus wskrzesił młodzieńca z Nain (Łk 7), Jaira (Łk 8). W Ewangelii według św. Jana mamy wskrzeszenie Łazarza (J 11) - człowieka o tym samym imieniu, jak biedak z dzisiejszej Ewangelii. A więc są zmarli, którzy powrócili do życia! Takim znakiem powrotu do życia, znakiem największym, zmieniającym bieg historii jest zmartwychwstanie samego Jezusa! Ukazywał się po swojej śmierci i zmartwychwstaniu, spożywał posiłek z uczniami, pokazał się ze swoimi ranami: Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem. Dotknijcie Mnie i przekonajcie się (Łk 24,39). Tomaszu podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż ją do mego boku i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym (J 20,27).
Dzisiejsza Ewangelia, pewnie to już wiele razy było z tego miejsca powtarzane, to nie jest potępianie osób zamożnych. Jeśli ktoś, nie zapominając o drugim człowieku, pracuje, żyje uczciwie, dochodzi do posiadania wielkich dóbr, to jego bogactwo może stać się zaszczytem. Daj nam Panie Boże jak najwięcej ludzi uczciwie bogatych! Ewangelia dzisiejsza nie potępia bogactwa samego w sobie, ale potępia beztroskę życia... beztroskę, czyli nie pytanie o cel. Bylebym teraz czuł się dobrze. Bylebym dzisiaj mógł się zabawić. Wcześniej, czy później przyjdzie znudzenie tym wszystkim. Jaki jest prawdziwy cel mojego życia? Jakie jest moje życiowe powołanie? Serce człowieka nie zaspokoi się kolejnym samochodem, czy kontem w banku. Ono będzie cały czas niespokojne, dopóki nie spocznie w Bogu. Ewangelia dzisiejsza przestrzega przed pokusą, by wartości doczesnych nie uznawać za najważniejsze. One nie mogą stać się celem samym w sobie. My tylko te rzeczy przetwarzamy. One tak naprawdę do nas nie należą. Gdyby nam Pan Bóg nie dał inteligencji, zdrowia, ludzi, którzy nam pomogli, rodziców, którzy nas wychowali... gdybyśmy urodzili się w Afryce, czy w Syrii, gdzie panuje wojna... nie mielibyśmy pewnie nawet połowy tego, co posiadamy. Rzeczy materialne do nas nie należą. My je tylko czasowo przetwarzamy, pomnażamy... Ostatecznie jednak to wszystko zostawimy. Choćbyśmy mieli miliardy dolarów, nie zabierzemy ze sobą ani centa. Św. Paweł w jednym ze swoich listów pisze, że chciwość pieniędzy jest korzeniem wszelkiego zła (1Tm 6,10). Biedny jest lekarz, adwokat, biedny jest ksiądz, któremu ciągle mało. Papież Franciszek, który tak bardzo podkreśla potrzebę ubóstwa w Kościele, często wspomina swoją babcię i jej powiedzenie, że „nasza ostatnia koszula nie ma kieszeni”. W naszej ostatniej koszuli niczego z tego świata nie zabierzemy.