Ks. Mateusz Targoński
Jakże się to stanie?
Podobno to jedna z naszych cech charakterystycznych: znamy się na wszystkim najlepiej, i zawsze, ale to zawsze wiemy lepiej. W zimie byliśmy specjalistami od wspinaczki wysokogórskiej i przeprowadzania akcji ratunkowych w Himalajach a kilka tygodni temu wybitnymi ekspertami od piłki nożnej. Zawsze wiemy lepiej gdzie, kiedy i jak coś należy zrobić – niezależnie od tego jaki temat jest dyskutowany. A gdyby okazało się, że rodzące się w nas czasem pytania lepiej po prostu pozostawić nie tylko bez odpowiedzi ale nawet bez ich zadawania, to znaleźlibyśmy się daleko poza naszą strefą komfortu. I chyba z tego powodu tak ciężko czasami nam przyjąć wolę Boga.
Spójrzmy na dzisiejsze pierwsze czytanie: Elizeusz, jego sługa, setka głodnych ludzi i dwadzieścia chlebów (zupełnie różnych i znacznie mniejszych od znanych nam dzisiaj bochenków). I to dziwne, nieracjonalne polecenie proroka: „Podaj ludziom i niech jedzą!” Z taką ilością chleba każdy z nich mógł go co najwyżej spróbować, ale trudno to nazwać jedzeniem, zwłaszcza w przypadku setki głodnych mężczyzn. Reakcja sługi nie powinna zaskakiwać: „Jakże to rozdzielę między stu ludzi?” Wiedział dobrze, że jego pan żądał od niego rzeczy niemożliwej, domagał się więc wyjaśnienia: JAK? A prorok wydaje się całkowicie ignorować jego pytanie i po prostu powtarza jeszcze raz, słowo w słowo, to samo polecenie: „Podaj ludziom i niech jedzą!” Wreszcie jednak dodaje krótkie wyjaśnienie, które jednak trudno uznać za wyczerpującą odpowiedź na zadane pytanie: „bo tak mówi Pan”. Odpowiedź, która nie wystarcza. Jak jednak można wytłumaczyć w naszych ludzkich kategoriach to, czego zamierza dokonać Bóg?
Owszem, można – a nawet trzeba – próbować odnaleźć i zgłębić zamysł Boga, Jego plan, Jego wolę, jednak ostatecznie potrzeba nam pokory, która potrafi zrozumieć, że często na pytanie JAK? jedyną możliwą odpowiedzią jest: „bo tak mówi Pan”. Chyba najsłynniejszym w Biblii pytaniem „JAK to się stanie?” jest to postawione przez Maryję w scenie Zwiastowania. Archanioł Gabriel okazuje się być nieco bardziej rozmowny od proroka Elizeusza, jednak ostatecznie również jego odpowiedź sprowadza się do słów „dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego” (Łk 1,37). Jeśli czegokolwiek powinniśmy się nauczyć od obojga – sługi Elizeusza i służebnicy Pańskiej, to przede wszystkim pokory, pozwalającej przyjąć taką właśnie odpowiedź jako wystarczającą. „Któż bowiem z ludzi rozezna zamysł Boży albo któż pojmie wolę Pana? Nieśmiałe są myśli śmiertelników i przewidywania nasze zawodne” (Mdr 9,13-14).
Nieco więcej wyjaśnień możemy otrzymać od świętego Pawła, który odsłania ważną prawdę o Bogu, który „działa ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich”. W ten sposób okazuje się, że odpowiedź na pytanie JAK? jest zupełnie inna niż oczekujemy, czego klasycznym obrazem jest stara kaznodziejska opowieść o pobożnym mężczyźnie, który w czasie powodzi został uwięziony na piętrze swojego domu, jednak nie utracił swojego zaufania do Boga. Gdy jego obecność została dostrzeżona przez służby ratownicze, został wysłany ponton, aby go przetransportować w bezpieczne miejsce. Człowiek jednak odmówił, tłumacząc, że on czeka na ratunek od Boga, bo to Jemu zaufał. Sytuacja powtórzyła się po kilku godzinach raz i drugi, podczas gdy poziom wody stale się podnosił. Gdy wreszcie woda zalała cały dom i mężczyzna mógł przebywać tylko na dachu, a sytuacja stała się zbyt niebezpieczna, by wysłać kolejną łódź, próbowano ewakuować go za pomocą helikoptera – w dalszym ciągu bezskutecznie. Po ludzku historia nie skończyła się dobrze: mężczyzna zginął i spotykając Boga robi mu wyrzuty: Panie, ja Ci tak bardzo zaufałem, dlaczego nie zrobiłeś nic by mnie uratować?! Na co Ojciec z łagodnym upomnieniem: trzykrotnie wysłałem ci ponton i raz helikopter a ty mówisz, że nic nie zrobiłem? Bóg nie zawsze działa tak jak my chcemy, nie zawsze działa w sposób, który możemy zrozumieć, ale zawsze działa. Co więcej, „działa ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich”.
Nasze ludzkie zmagania z Bogiem i Jego sposobem działania nie kończą się jednak na pytaniu JAK? Zaraz potem pojawia się problem KIEDY?, zwłaszcza gdy chodzi o czas wysłuchania naszych próśb i modlitw a my chcielibyśmy, aby dokonało się to natychmiast! A tymczasem okazuje się, że również czas działania Bóg ustala według swojej woli – taki, jaki ostatecznie jest najlepszy, nawet jeśli my uważamy inaczej. Dlatego tuż obok pokory potrzebujemy cierpliwości – tej, która pozwalała psalmiście mówić z całym zaufaniem: „Oczy wszystkich zwracają się ku Tobie, a Ty ich karmisz we właściwym czasie”. Dzisiaj, gdy słowa te rozbrzmiały po raz kolejny podczas liturgii musimy się zastanowić, czy również my jesteśmy przekonani o ich prawdziwości. O tym, że Bóg działa zawsze we właściwym czasie.
Wreszcie dzisiejsza Ewangelia naprowadza nas na jeszcze jedno pytanie: GDZIE? Gdzie Bóg działa, gdzie Bóg dokonuje cudów, „Gdzie kupimy chleba, aby oni się najedli?” Nasze oczekiwania są bardzo różne, ale dla Boga nie potrzeba szczególnych miejsc, może to być zwykłe wzgórze, na którym nie ma nic poza dużą ilością trawy. Albo raczej: prawie nic. Prawie, bo jest KTOŚ. Jezus. I tam gdzie jest On, Bóg działa, bo to przecież On sam jest Emmanuelem, Bogiem z nami. Ale przecież może się okazać, że za chwilę na tym samym zielonym wzgórzu Jezusa nie będzie. Usunie się na bok, na górę, samotnie. Usunie się, bo ludzie znów zamiast Go słuchać zaczną realizować swoją wizję i swoje wyobrażenie, tak jak dwa tysiące lat temu chcieli „przyjść i porwać Go, aby Go obwołać królem”. I gdy na zielonym wzgórzu zabrakło Jezusa, to przestały się tam dziać cuda, chociaż miejsce się przecież nie zmieniło. To nie o miejsce chodzi, ale o to, czy jest tam Jezus.
O trzech cnotach pisze dzisiaj święty Paweł: pokora, cichość i cierpliwość. Nie ulega wątpliwości, że są one potrzebna – jak zauważa Apostoł Narodów – do budowania naszych relacji międzyludzkich, ale bez nich trudno nam będzie trwać w głębokiej relacji ze Stwórcą. Nie dlatego, żebyśmy musieli go „znosić”, ale dlatego że bez nich niemal niemożliwe staje się przyjęcie woli Bożej i realizowanie jej w naszym życiu. Gdy ich zabraknie to zaczynamy wcielać w życie nasze wizje i, co więcej, zaczynamy domagać się od Boga, aby nam w tym pomagał. I wtedy właśnie Jezus usuwa się znowu sam na górę – nie po to, żeby od kogokolwiek uciec, ale by być z Ojcem i modlić się, tak jak w Getsemani: „nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie”. By na nowo uczyć nas, swoich uczniów tej samej modlitwy: „bądź wola Twoja, jako w niebie tak i na ziemi”. Tylko wtedy, gdy będziemy zdolni, aby pójść razem z Nim na tę górę – nawet jeśli nie zawsze będziemy znali odpowiedzi na pytania „jak?”, „gdzie?” i „kiedy?” – staniemy się do Niego podobni.