Ks. Wacław Borek
Dla kogo jest Niebo?
Celem i sensem naszego życia jest wieczne przebywanie z Bogiem w Niebie, czy też na „sposób nieba”, bo niebo, to nie tyle miejsce, co sposób istnienia. I powinien nas intrygować fakt, iż tym miejscem będzie pustynia. Nie wolno nam negatywnie się do niej nastawiać. Bo choć Niebo w odczytanym fragmencie Apokalipsy jest przedstawione symbolicznie, to w historii Narodu Wybranego właśnie pustynia odegrała szczególną rolę. Na niej Izraelici jako cały naród, ale także jako pojedyncze osoby doświadczali stałej Bożej opieki.
Maryla Rodowicz śpiewała kiedyś: „Uciec pociągiem od przyjaciół,/ Wrogów, rachunków, telefonów./ Nie trzeba długo się namyślać,/ Wystarczy tylko wybiec z domu ... i./ Wsiąść do pociągu byle jakiego,/ Nie dbać o bagaż, nie dbać o bilet,/Ściskając w ręku kamyk zielony,/ Patrzeć jak wszystko zostaje w tyle.”
W naszym życiu nie ma jednak podróży do nikąd. Nie sposób romantycznie jechać czymkolwiek i dokądkolwiek. Wszystko bowiem ma określony cel oraz sens i to zarówno w wymiarze materialnym jak i duchowym.
Dzisiejsza uroczystość – poprzez osobę Matki Najświętszej – wskazuje wyraźnie na ostateczny cel i sens życia. Wniebowzięta Maryja staje się podwójnym świadkiem Bożej miłości, jako ta, która została obdarzona nieskończoną łaską Bożą i jako ta, która w pełni odpowiedziała na Boże zaproszenie do życia Wolą Bożą. Dlatego też najpiękniejsze i największe ciała niebieskie zaangażowane są w utworzenie niezwykłego, pełnego blasku ubrania. Nikt z ludzi nie jest w stanie przyodziać się w coś podobnego, gdyż Maryja otrzymała to wszytko od samego Boga. On sam obdarował Ją tym niezwykłym pięknem i blaskiem. I chociaż jej porwane do Nieba Dziecię to Zmartwychwstały Chrystus w chwili Wniebowstąpienia, to nasze oczy i umysł koncentrują się i tak na bohaterce dzisiejszej uroczystości, która nam w wierze przewodzi.
Słońce jest wyrazem chwały Bożej. To z powodu Syna – Jezusa jest przyobleczona w ten niezwykły blask. Ale czyż my przez chrzest też nie jesteśmy zanurzeni w Jezusa Odkupiciela? A zatem śmiało możemy widzieć w Maryi wzór chrześcijanina. W Jej życiu odnajdujemy zarówno zapowiedź jak i wypełnienie tego, co Bóg przygotował także i dla nas.
1. Miejsce – Niebo
Brzmiące współcześnie dość abstrakcyjnie słowa z I czytania: „A Niewiasta zbiegła na pustynię, gdzie miejsce ma przygotowane przez Boga, aby ją tam żywiono przez tysiąc dwieście sześćdziesiąt dni” (Ap 12, 6), niosą ze sobą bardzo wyraźną wskazówkę odnośnie tego, czego wszyscy możemy się spodziewać. Słowa z Apokalipsy demonstrują realizację obietnicy, jaką złożył nam sam Jezus: „Idę przecież przygotować wam miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem” (J 14, 2-3).
Celem i sensem naszego życia jest wieczne przebywanie z Bogiem w Niebie, czy też na „sposób nieba”, bo niebo, to nie tyle miejsce, co sposób istnienia. I powinien nas intrygować fakt, iż tym miejscem będzie pustynia – przez 3,5 roku, bo to właśnie tyle stanowi tysiąc dwieście sześćdziesiąt dni. Nie wolno nam negatywnie się do niej nastawiać. Bo choć niebo w odczytanym fragmencie Apokalipsy jest przedstawione symbolicznie jako pustynia, to w historii Narodu Wybranego właśnie ona odegrała szczególna rolę. Na niej Izraelici jako cały naród, ale także jako pojedyncze osoby doświadczali stałej Bożej opieki. Wyznaczona ilość lat w swoim zawiłym symbolicznym języku wskazuje na czas paschalny – po zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu Chrystusa. A zatem wędrujemy w stronę wieczności, potocznie mówiąc w stronę Nieba.
Dla Maryi każda wędrówka – począwszy od tej pierwszej do Elżbiety – była właśnie wędrówką w stronę Nieba. Wędrówka na wesele i pod krzyż. Wszystko w stronę Nieba. Dlaczego tak? Bo jak sama nam to podpowiada: „Bóg wywyższył pokornych” (Łk 1, 52).
2. Dla kogo? – Pokorny sposób życia
Pokora jest zatem istotnym warunkiem odziedziczenia Nieba. Sam Jezus wielokrotnie w czasie ziemskiego życia przestrzegał: „Kto się wywyższa będzie poniżony” (Łk 14, 11; 18, 14) i „ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci - i to śmierci krzyżowej” (Flp, 2, 8-9). Pokora Maryi nie tylko powinna nas zastanawiać i fascynować, ale przede wszystkim mobilizować. Pokora przy Zwiastowaniu. Pokora, kiedy odnalazłszy w świątyni dwunastoletniego Jezusa, słyszy słowa: „Czemuście Mnie szukali?” (Łk 2, 49), podobnie w Kanie Galilejskiej, kiedy usłyszała podobne słowa: „Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto?” (J 2, 4). Ileż pokory musiała mieć w sobie, kiedy Jezus pytał się zebranych: „Któż jest moją matką i którzy są braćmi?” (Mk 3, 33) Pokora w codziennym życiu pomimo słów uwielbienia: „Błogosławione łono, które Cię nosiło, i piersi, które ssałeś” (Łk 11, 27).
Ostateczne uwielbienie i wywyższenie następuje bowiem w Niebie. Słowa hymnu Magnificat, chociaż były zapowiedzią ostatecznego uwielbienia Służebnicy Pańskiej, dziś – z naszej perspektywy – stanowią realizację Bożej obietnicy wobec ewangelicznie maluczkich. Ewangeliczna pokora nie ma absolutnie nic wspólnego ze statusem życiowego nieudacznika, bowiem miłości musi towarzyszyć prawda. Pokorny Jezus dał nam tego przykład, gdy pytał przed Sanhedrynem: „Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?” (J 18, 23). Ktoś kto jest umownie nazywany „życiowym popychadłem”, nigdy nie będzie czytelnym świadkiem Bożej miłości.
Jakże bardzo trzeba iść pod prąd, by nie ulec logice współczesnego świata, która zdaje się lansować tylko tych, którzy potrafią torować sobie drogę łokciami – współczesnym symbolem przebojowości. Im dłużej wpatrujemy się w doraźne sukcesy niesprawiedliwych, tym bardziej albo się zniechęcamy, albo nie potrafimy doczekać Bożej sprawiedliwości.
3. Kiedy? – „Każdy według własnej kolejności”
Św. Paweł – w dzisiejszym drugim czytaniu – odnosząc się do aktualizacji Słowa Bożego w życiu Kościoła, wyraźnie jednak wskazuje na nieuniknioność ostatecznego rozwiązania; „jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy będą ożywieni, lecz każdy według własnej kolejności. Chrystus jako pierwszy, potem ci, co należą do Chrystusa, w czasie Jego przyjścia” (1 Kor 15, 22-23). Apostoł Narodów przypomina w swoim Liście o powszechnym zmartwychwstaniu cielesnym. Maryja w tej hierarchii zajmuje pierwsze miejsce po Chrystusie z racji swej szczególnej pokory, jaką się cechowała przy realizacji zbawczego dzieła Syna. Ona uprzedziła nas w drodze do chwały Nieba, stanowiąc wzór dla naszego zmartwychwstania, ale my też przecież należymy do Chrystusa! Ta nasza przynależność stanowi gwarancję dla naszego wyniesienia. Pytanie tylko, jak dziś przebiega nasza wędrówka do tego celu? Czego używamy bardziej kolan czy łokci?