ks. Andrzej Najda
Być współczesnym Samarytaninem
Przeżywamy wakacje, czas odpoczynku i regeneracji sił. Wielu ludzi opuszcza swoje miejsca zamieszkania i udaje się na urlop, do rodziny, krewnych czy przyjaciół. Rozkoszując się pięknem przyrody, wygrzewając się w słońcu na morskich plażach czy podziwiając urocze miejsca w kraju i za granicą odrywamy się od codziennych obowiązków, zapominamy o kłopotach i chcemy cieszyć się życiem, korzystać z chwili, która – jak powiadają niektórzy – mogłaby nigdy się nie kończyć. To takie ludzkie, zrozumiałe.
Ale urlop, wakacje, zagraniczny wyjazd – to wszystko przemija, ma charakter przejściowy i wcześniej czy później trzeba będzie wrócić do normalnego trybu życia. Przypomina nam o tym także usłyszany dziś fragment Ewangelii. Pytanie uczonego w Prawie: „Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?” kieruje nasze myśli ku sprawom ostatecznym. Każe nam pamiętać, że nie tylko wakacje i urlop, lecz całe nasze życie na ziemi przemija, ponieważ powołani jesteśmy do nieśmiertelności. Co więc czynić? Jak żyć na tym świecie? Co robić, a czego unikać? Co powinno być najważniejsze? Właśnie te i podobne pytania powinniśmy stawiać sobie również podczas wakacyjnego odpoczynku.
Chrystus bardzo wyraźnie wskazuje na znane nam przykazanie miłości Boga i bliźniego. Jest to najważniejsze przykazanie (por. Mt 22,36) i jako takie ma stanowić swoisty program życia i działania każdego człowieka wierzącego. Nie można bowiem oddzielać miłości do Boga od miłości do bliźniego. Miłość do Boga wypełnia się w miłości bliźniego. Słowa z Pierwszego Listu św. Jana apostoła są aż nadto jasne: „Jeśliby ktoś mówił: «Miłuję Boga», a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi” (1 J 4,20). W jaki sposób należy zaś okazywać miłość bliźniemu, wyjaśnia Chrystus w przypowieści o miłosiernym Samarytaninie.
1. „A kto jest moim bliźnim?”
Uczony w Prawie, pytając Jezusa o to, co ma czynić, aby osiągnąć życie wieczne, chce Go wystawić na próbę. W tym celu powtarza pytanie, które często stawiano podczas teologicznych czy prawnych sporów rabinackich. Uczony ów doskonale zna też odpowiedź, której często na to pytanie udzielano w tamtych czasach. Dlatego na pytanie Jezusa: „Co jest napisane w Prawie?” cytuje zawarte w Starym Testamencie (Pwt 6,5; Kpł 19,18) przykazanie miłości Boga i bliźniego. Jezus pochwala właściwą odpowiedź uczonego i zachęca go, aby postępował w myśl tego przykazania. Jeśli będzie tak czynił, jak powiedział, „będzie żył”, to znaczy osiągnie życie wieczne.
Uczony w Prawie chce jednak dalej dyskutować. Łatwiej jest bowiem rozmawiać, debatować, zastanawiać się niż podejmować konkretne działania. On chce się teraz usprawiedliwić. Z czego? Można wnioskować, że różnie u niego bywało z realizacją przykazania miłości bliźniego, które przecież znał na pamięć. Dlatego, niejako we własnej obronie, stawia kolejne pytanie: „A kto jest moim bliźnim?”. Nauczyciele żydowscy ograniczali pojęcie „bliźniego” jedynie do rodaków i do cudzoziemców, którzy mieszkali w Izraelu i tylko wobec nich należało stosować przykazanie miłości. Chrystus odpowiada uczonemu w Prawie, opowiadając przypowieść o miłosiernym Samarytaninie.
2. Stawać się bliźnim
Człowiek wracający samotnie z Jerozolimy do Jerycha („schodził” ze względu na różnicę wysokości; Jerozolima leży ponad 1100 m wyżej niż Jerycho) zostaje napadnięty przez zbójców, którzy zabierają mu szatę, cenny wówczas łup, ponieważ wielu ludzi nie posiadało drugiej szaty. Oprócz tego złoczyńcy zadają mu rany i pozostawiają nieprzytomnego, „na pół umarłego”. Drogą tą przechodził kapłan. „Zobaczył go i minął”. Podobnie postąpił lewita. Dziwi i gorszy nas ich obojętność wobec człowieka potrzebującego pomocy. Być może uznali oni, że leżący to jakiś nieobrzezany poganin i nie zasługuje na pomoc. Bardziej prawdopodobną przyczyną niepodjęcia przez nich żadnych działań była chyba obawa zaciągnięcia nieczystości rytualnej poprzez kontakt ze zwłokami.
Jednak przypowieść ukazuje też postawę Samarytanina, tego, który przez Żydów uważany był za kogoś wrogiego, obywatela drugiej kategorii. On stanął na wysokości zadania. Zareagował wzorcowo. Dostrzegł leżącego człowieka. Wzruszył się głęboko. Podszedł do nieprzytomnego wędrowca i opatrzył mu rany, przemywając je oliwą i dezynfekując winem. Samarytanin zabrał też rannego do gospody i pielęgnował go. Opuszczając gospodę, poprosił gospodarza o dalszą opiekę nad chorym, zapłacił za nią i zobowiązał się do pokrycia ewentualnych, wyższych kosztów. Tak kończy się przypowieść.
Tymczasem Chrystus jednak nie poprzestaje na tym obrazowo i klarownie ukazanym niewłaściwym i słusznym postępowaniu człowieka wobec potrzebującego. Zwraca się jeszcze z pytaniem do uczonego w Prawie. Nie pyta, kto jest bliźnim, lecz który z trzech bohaterów opowiadania okazał się bliźnim napadniętego człowieka. Jezus występuje w ten sposób przeciw utartemu stereotypowi, utwierdzającemu w przekonaniu, że bliźni to ktoś inny, ktoś w relacji do mnie, ktoś inny dla mnie. Poprzez przypowieść o Samarytaninie Chrystus wyjaśnia, że bliźni to ja dla kogoś innego. Co więcej, bliźnim nie jestem, lecz bliźnim staję się poprzez moje działanie dla drugiego człowieka. Uczony w Prawie stwierdza, że bliźnim napadniętego okazał się „ten, który mu okazał miłosierdzie”. To miłosierdzie okazane drugiemu człowiekowi jest więc sprawdzianem, swoistym miernikiem tego, czy naprawdę umiem być bliźnim.
3. Aplikacja
W ostatnim zdaniu dzisiejszej Ewangelii Jezus mówi do uczonego w Prawie i do każdego i każdej z nas: „Idź, i ty czyń podobnie”. W tych słowach wzywa nas i zachęca, abyśmy byli owymi miłosiernymi Samarytanami dla każdego potrzebującego człowieka, którego spotkamy na drodze naszego życia. Nie powinniśmy przy tym pytać, jak uczony w Prawie: „Kto jest moim bliźnim?”, by w jakiś sposób ograniczać krąg tych, którym mamy okazywać miłosierdzie, by usprawiedliwiać własne zaniedbania i opieszałość w czynieniu dobra. Winniśmy raczej pytać siebie: wobec kogo mogę stać się bliźnim? Komu mogę okazać pomoc, swoje miłosierdzie?
Nie możemy też ograniczyć się jedynie do stawiania pytań, wyrażania wzruszenia czy współczucia, wypowiadania tanich, nic nie znaczących słów. Tak jak miłosierny Samarytanin musimy rozejrzeć się wokół, by dostrzec potrzebującego człowieka, zaangażować się i przyjść mu z konkretną, adekwatną do jego sytuacji i naszych możliwości pomocą. Być może w naszym otoczeniu są tacy ludzie, wobec których tylko my możemy spełnić ową samarytańską posługę. Rozejrzyjmy się i nie przechodźmy obok nich obojętnie.
Chrystus ukazuje nam dziś przykazanie miłości Boga i bliźniego w innej perspektywie. Zachęca do okazywania miłosierdzia innym ludziom nie tylko słowami, lecz przed wszystkim czynami miłości i miłosierdzia wobec każdego napotkanego człowieka. Prośmy Chrystusa, aby dopomógł nam stawać się bliźnim każdego człowieka i być dla niego współczesnym Samarytaninem, słowami św. Siostry Faustyny Kowalskiej z jej „Dzienniczka” (nr 163): „Dopomóż mi do tego o Panie, aby oczy moje były miłosierne, bym nigdy nie podejrzewała i nie sądziła według zewnętrznych pozorów, ale upatrywała to, co piękne w duszach bliźnich, i przychodziła im z pomocą. Dopomóż mi, aby słuch mój był miłosierny, bym skłaniała się do potrzeb bliźnich, by uszy moje nie były obojętne na bóle i jęki bliźnich. Dopomóż mi, Panie, aby język mój był miłosierny, bym nigdy nie mówiła ujemnie o bliźnich, ale dla każdego miała słowo pociechy i przebaczenia. Dopomóż mi, Panie, aby ręce moje były miłosierne i pełne dobrych uczynków, bym umiała dobrze czynić bliźniemu… Dopomóż mi, aby nogi moje były miłosierne, bym zawsze śpieszyła z pomocą bliźnim, opanowując swoje własne znużenie i zmęczenie… Dopomóż mi, Panie, aby serce moje było miłosierne, bym czuła ze wszystkimi cierpieniami bliźnich”.