Ks. Wacław Borek
„Przyobleczeni w Jezusa”
Fenomenalny zmysł wzroku, który nie tylko na płaszczyźnie metafory jest oknem dla naszego serca, uświadamia nam kolejną prawdę o naszej chrześcijańskiej tożsamości. W Kogo jest utkwiony mój wzrok? Musimy mieć odwagę wpatrywać się w Jezusa Ukrzyżowanego i konsekwentnie zapierać się siebie. A to oznacza pozwolić działać w sobie Zmartwychwstałemu Chrystusowi, w którego zostaliśmy przyobleczeni na chrzcie świętym. Jeśli potraktujemy na serio słowa Jezusa, za którym poszliśmy, to staniemy się świadkami światła i miłości w obliczu niezliczonych ran, jakie dzisiaj dręczą całą ludzkość.
1. Zapowiedź. Będą patrzeć na tego, którego przebili
Odległa dla naszych czasów i kultury Księga Zachariasza wprowadziła nas w przesłanie, jakie Bóg kieruje do nas w tę kolejną niedzielę, umownie nazywanego, okresu zwykłego w ciągu roku. Skojarzenie, jakie budzi w naszych umysłach zwrot „okres zwykły”, może uśpić naszą chrześcijańską czujność nieustannego kroczenia za Mistrzem z Nazaretu. Tym bardziej może zaskakiwać fakt, iż Boży człowiek działający w latach 520-518 przed Chr. może mieć nam jeszcze coś do powiedzenia. A mówi nam, byśmy skupili wzrok na Ukrzyżowanym. Kiedy wygłaszał swoje proroctwo, Naród Wybrany był przeświadczony, że znalazł się w sytuacji patowej, w której nie da się już nic zrobić. Jakże mocny musiał być wtedy klimat bezradności, apatii, rezygnacji, jaki dawał odczuć się na ulicach świętego miasta Jeruzalem. Prawie jak kpina musiały brzmieć wtedy słowa: „To mówi Pan: Na dom Dawida i na mieszkańców Jeruzalem wyleję Ducha pobożności”. Historia zatoczyła – w pewnym sensie – koło, kiedy podobne profetyczne słowa wypowiedział Jan Paweł II 2 czerwca 1979 roku w Warszawie. Czy nie czas, aby powtórzyć je znowu, w dzień demokratycznego sprawdzianu decydowania o kształcie tego wymiaru chrześcijańskiego życia, które wyraża się poprzez politykę? Imię proroka Zachariasza możemy przetłumaczyć jako: „JHWH pamięta”. Pamięta o swoich dzieciach. Ale czy one o Nim pamiętają? Czy są w Niego wpatrzone? Czy są wpatrzone ten szczególny moment ziemskiego życia Jezusa, kiedy na krzyżu objawia miłość Ojca?
Historycznie odległe, enigmatyczne określenie: „będą patrzeć na tego, którego przebili”, dziś – dzięki pełni objawienia – każe nam jednoznacznie rozumieć to, co wtedy było tylko odniesieniem do śmierci darzonej szacunkiem osoby, mającej być zamordowaną przez nieznanych sprawców.
2. Wypełnienie. Zaprzeć się siebie
Kiedy Piotr, krocząc po wodzie nagle zaczął tonąć, wszyscy skomentowali to, iż przestał wpatrywać się w Jezusa, stracił Go z oczu. Świat, czy tego chcemy czy nie, porywa wszystkich jak wzburzona rzeka. Wielokrotnie musimy iść pod prąd, ryzykując tak, jak w czasie powodzi, bycie porwanym przez wartki nurt zdradliwych wirów. Musimy iść pod prąd, aby ocalić dobytek naszego życia. Świat dla chrześcijanina jest jak nieprzebyta gęstwina i trzeba dobrze patrzeć, gdzie postawić stopę. Jedynym pewnym, bezpiecznym miejscem są ślady, które wyznaczył sam Chrystus, gdy przebywał na ziemi. Są nimi Jego słowa, m.in. te, które dziś do nas powtarza: „Jeśli kto chce iść za mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech mnie naśladuje”. Postawa wpatrywania się Jezusa wiszącego na krzyżu, nie jest biernym poddaniem się i uczynieniem w swoim życiu ideału z Kogoś, kto wszystko przegrał. To bankructwo na krzyżu było pozorne. Jezus, gdy wziął krzyż na swe ramiona i został do niego przybity, po trzech dniach zmartwychwstał.
Pomimo, iż zapowiadał wraz ze swoją śmiercią zmartwychwstanie, to nawet sami uczniowie nie od razu wzięli sobie do serca – pełne trudnego wezwania, ale i optymizmu – słowa: „Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; będzie zabity; a trzeciego dnia zmartwychwstanie”. Potem w kulminacyjnym momencie, kiedy to wszystko zaczęło się dziać, z wysokości krzyża podarował nam swego Ducha. Ducha Miłości, Ducha Pobożności.
Gdy wpatrywanie się w Ukrzyżowanego wystawia nas na pogardę, niezrozumienie, kpiny, oszczerstwa, wtedy najczęściej ulegamy pokusie, by zostawić chrześcijaństwo na rzecz lansowanego tzw. nowoczesnego stylu życia, mody obnoszącej się z wyraźnie utylitarystycznymi wartościami, dla których ważne jest tylko moje szczęście i nieliczenie się z potrzebami i prawami drugiego. W tej modzie ukrytej, zawoalowanej samozagłady, nasz wzrok i nasze myśli – niestety – uciekają od krzyża i wiszącego na nim Jezusa. A przecież zmartwychwstanie jest także naszym przeznaczeniem. Zamiast nienawidzić cierpień, należałoby przyjąć je z miłością. Bo krzyż już tu na ziemi jest drogą do radości nigdy jeszcze niezaznanej.
Jeśli więc ktoś proponuje łatwe życie bez wysiłku i ofiary, to znaczy, że proponuje bajkowy, papierowy świat, a nie Królestwo Boże. Czy tego chcemy, czy nie, cierpienie zaprawia goryczą każde istnienie. Również twoje i moje. A małe i wielkie cierpienia przychodzą każdego dnia. Chcesz ich uniknąć? Buntujesz się? Zaczynasz złorzeczyć? – Nie jesteś chrześcijaninem, nie jesteś chrześcijanką. Chrześcijanin kocha krzyż, kocha cierpienie, choćby wśród łez, ponieważ zna jego wartość.
Nie jest dziełem przypadku, że wśród niezliczonych środków, jakimi Bóg rozporządzał, by zbawić ludzkość, wybrał cierpienie.
3. Aktualizacja. Przyobleczeni w Chrystusa.
O konsekwencjach tego wyboru pisze św. Paweł w II czytaniu: „Bo wy wszyscy, którzy zostaliście ochrzczeni w Chrystusie, przyoblekliście się w Chrystusa”. Nie myślmy, że krążąc po drogach świata możemy spokojnie przyglądać się wszystkim reklamom i bez żadnych skrupułów kupować w kiosku czy w księgarni wszelkie publikacje. Nie myślmy, że będąc w świecie mamy prawo akceptować taki styl życia, jak łatwizna, korupcja, aborcja, rozwód, nienawiść, przemoc czy kradzież. Nie myślmy, że wolno nam opowiadać się po stronie tych, którzy zatruwają umysły maluczkich wizją świata bez wyrzeczeń. Jesteśmy w świecie, a któż temu przeczy? Lecz jesteśmy chrześcijanami, a więc nie jesteśmy „ze świata” (por. J 17,14). „Jeżeli zaś należycie do Chrystusa – przypomina Autor Listu do Galatów – to jesteście też potomstwem Abrahama i zgodnie z obietnicą – dziedzicami”. To przecież stanowi ogromną różnicę. Należymy do tych, którzy nie znajdują celu życia w sprawach tego świata, lecz kierują się tym, co w ich wnętrzu mówi głos Boga. Głos ten jest w sercu każdego człowieka i pozwala mu wejść – jeśli go słucha – do królestwa, które nie jest z tego świata. Tam prawem życia jest prawdziwa miłość, sprawiedliwość, łagodność, a obowiązkiem – panowanie nad sobą. Stąd płynie Jezusowy wymóg „Zaprzyj się siebie”.
Miejmy wiec odwagę publicznie, nie tylko śpiewać słowa Psalmu responsoryjnego: „Ciebie, mój Boże, pragnie dusza moja”, ale pokazywać autentyczne, nieskrywane pragnienia naszej duszy spragnionej Boga i wpatrzonej w Ukrzyżowanego.