ks. Marcin Kowalski
Królestwo które jest i które przychodzi
Przeżywając Uroczystość Chrystusa naturalnie zadajemy sobie pytanie: w jaki sposób Bóg króluje dziś w naszym ludzkim świecie? Czy nie przyznajemy Mu tytułu władcy na wyrost, z grzeczności lub z tradycji? Dawniej kiedy jeszcze ludzie czcili i posiadali królów, kiedy mniej wiedzieli o świecie i bardziej doświadczali kruchości swojego życia, tytuł króla nadawany Bogu był jeszcze zrozumiały. Dziś, kiedy królowie odeszli już do lamusa a my mocno uchwyciliśmy ster życia w nasze ręce nazywanie Boga królem wydaje się być pustą grą słów. Zatem w jaki sposób Bóg króluje w naszym ludzkim świecie? Czy istnieją tu jakieś dostrzegalne znaki Jego Królestwa? Jaka jest jego natura? Kiedy wreszcie przyjdzie? O tym mówi nam dzisiejsza liturgia Słowa, która przedstawia Królestwo Boże w dwóch odsłonach: jako ukryte, obecne już dziś; jako potężne i pełne chwały, które już się zbliża.
1. Królestwo Miłości i Krzyża dziś
Oczekiwanie na przyjście Królestwa Bożego w historii przypomina trochę wzbierające i wycofujące się morze. Były w historii Izraela i chrześcijaństwa momenty, kiedy wydawało się, że Pan jest tuż, tuż, stoi w drzwiach, a Jego królestwo za chwilę się objawi. Żydzi wierzyli, że przyjmie ono formę ziemskiego panowania Boga, który zniszczy wrogów swojego narodu i przywróci państwo w granicach Dawida i Salomona. Im trudniejsze były czasy, tym intensywniej oczekiwano nadzwyczajnej Bożej interwencji i nastania nowego ładu. W czasach Jezusa, co jakiś czas pojawiali się mesjasze, którzy pociągali za sobą lud: Szymon z Perei, Atronges, Judasz z Galilei, Menachem ben Juda, Teudas, Jan z Giszali, Szymon bar Kochba… . Mienili się Bożymi wysłannikami czasów ostatecznych, wyprowadzali ludzi na pustynię, wzniecali powstania przeciw Rzymowi, pewni, że wraz z nimi nadchodzi Boże Królestwo. Wszyscy oni kończyli tragicznie.
Niektórzy w Izraelu uwierzyli także w Jezusa jako władcę ziemskiego królestwa. Po cudzie rozmnożenia chleba, Ewangelista Jan opisuje reakcję tłumów, które chciały porwać Pana i obwołać go królem (J 6,15). Podobnie niektórzy z Jego uczniów wyobrażali sobie Jego królestwo jako państwo, w którym odgrywać będą wraz ze swym Mistrzem kluczowe role. Jan i Jakub proszą o to, aby mogli zasiąść po prawej i po lewej stronie Pana w jego królestwie (Mk 10,37). Przecież sam Jezus zapowiadał im, że kiedy Syn Człowieczy zasiądzie na tronie chwały, oni zasiądą na dwunastu tronach, sądząc dwanaście pokoleń Izraela (Mt 19,28; Łk 22,30).
Czy ten sen o królestwie Bożym na ziemi był snem Jezusa? Niektórzy twierdzili że tak. Jezus początkowo wierzył w rychłe przyjście Królestwa Bożego i koniec świata, na który przygotowywał swoich uczniów. Wszystko miało dokonać się, jak mówił, jeszcze za życia tego pokolenia (Mk 13,30). W powieści Bułhakowa Mistrz i Małgorzata Jezus marzy o nowym ładzie na ziemi, ładzie, w którym, jak mówi do Piłata, nie będzie już żadnej władzy cesarskiej ani innej, bo każda władza jest gwałtem. Człowiek wejdzie do królestwa sprawiedliwości i pokoju, gdzie niepotrzebna będzie wszelka władza. To ściąga na niego wściekłość Piłata, który wierzy w wieczny Rzym Tyberiusza Cezara i w jego imię skazuje Jezusa na śmierć. Tak kończy się, musi kończyć się utopia zbudowania Królestwa Bożego na ziemi.
Sen o Królestwie Bożym na ziemi nie był snem Jezusa. Swoim uczniom, którzy proszą o pierwsze miejsca w królestwie wskazuje na drogę, która tam prowadzi – przez Krzyż (Mt 20,22; Mk 10,38). Kiedy jego apostołowie zachłystują się popularnością Mistrza i obsypują go tytułami od proroka po Mesjasza i Syna Bożego, Pan zaczyna im mówić o pokornej drodze Krzyża (Mk 8,31). Jakiż to musiał być cios, dla wszystkich, którzy widzieli już otwierającą się przed nimi drogę kariery. Jakiż cios dla Piotra, który chce zawrócić Pana na drogę sukcesu i ziemskiego królowania, odwrócić od drogi ku Jerozolimie. To wówczas usłyszy ostre słowa: „Zejdź mi z oczu szatanie, bo nie myślisz o tym co Boże, ale o tym, co ludzkie” (Mk 8,33). Piotr do końca nie mógł pogodzić się z tym, że ten sen o królestwie nie był snem Jezusa. Do końca walczył o ziemskie Królestwo Pana. Dlatego właśnie w Getsemani chwycił za miecz (Mt 26,51), i zdradził go boleśnie, bo aż trzy razy, podczas procesu (Mt 26,74; Mk 14,68-72; Łk 22,60; J 18,27).
Budowanie królestwa Bożego na ziemi nigdy nie było celem Jezusa. „Królestwo moje nie jest z tego świata, mówi Jezus przed Piłatem (J 18,36). A jednak Jego królestwo jest już tu obecne. To królestwo Tego, który jest „Świadkiem Wiernym, Pierworodnym umarłych”. To królestwo tego, który nas „kocha i który przez swą krew uwolnił nas od naszych grzechów” (Ap 1,5). To królestwo, w którym ogłasza się Ewangelię Jezusa, Jego Słowo. Gdzie je znaleźć? Czy jest jakieś miejsce na ziemi, w którym już jest obecne? Tak, jest nim Kościół. W Listach Starego diabła do młodego Clive’a Staplesa Lewisa, diabeł mówi o tym, że Kościół może być sprzymierzeńcem Złego, kiedy wyobrażamy go sobie jako punkt usługowy, w którym ktoś w archaicznym stroju sprzedaje towary religijne. Kościół, jakim znamy go my, mówi diabeł jest przerażający, rozciągnięty w czasie, wieczny z rozwiniętymi sztandarami, jak armia w boju. W naszej wspólnocie ukrywa się Królestwo Boże. Ukrywa się w nas. Jan w Apokalipsie mówi dziś On „uczynił nas królestwem - kapłanami Bogu i Ojcu swojemu” (Ap 1,6). Królestwo Boże jest w nas. Jesteśmy Jego królestwem, kiedy słuchamy Słowa Pana (J 18,37). Jesteśmy jego królestwem, kiedy otwieramy nasze życie na Jego miłość, kiedy pozwalamy mu panować w naszym sercu i wśród naszych ziemskich spraw i relacji. Królestwo Miłości i Pokoju to my, Królestwo Boże to my, jeśli chcemy przyjąć Chrystusa Króla.
2. Królestwo Chwały i Sądu już wkrótce
To jednak tylko pierwsza odsłona Jego Królestwa. Królestwo pokorne, ukryte w tym świecie, ukryte w naszych sercach, pewnego dnia przyjdzie z mocą i chwałą jako królestwo sądu. W swojej księdze prorok Daniel zapisuje wizję Syna Człowieczego, który przychodzi na obłokach. Zbliża się do Przedwiecznego, a Ten powierza mu panowanie, chwałę i władzę królewską (Dn 7,13-14). Tajemnicza postać, o której się tu mówi, przez Żydów utożsamiana była z jakąś figurą anielską, najczęściej z archaniołem Michałem. To on po zwycięskiej walce z wrogami Izraela miał ustanowić królestwo pokoju. Jednak proroctwo o królestwie wiecznym, które nie przeminie oczekuje na postać większą od anioła, na samego Mesjasza. Jezus w Ewangeliach nazywa siebie Synem Człowieczym, łącząc w tym określeniu cechy cierpiącego Sługi Jahwe (Mk 8,31; 9,31; 10,33) oraz Pana pełnego chwały (Mt 26,64). To on przez swoją śmierć i zmartwychwstanie złamał już potęgę Złego i do Niego należy finał historii dziejów, przyszłe królowanie.
Jan w swojej Apokalipsie opisuje go, nawiązując do proroctwa Daniela, jako przychodzącego na obłokach (Ap 1,7). Każde oko ujrzy wówczas Tego, który został przebity za grzechy ludzi. Będą nad nim płakać ludy całej ziemi. Czyżby ludzie zrozumieli, że Ten, który przychodzi jest Miłością, której zawsze pragnęli i którą tak często odrzucali? Jezus przychodzący w czasie ostatecznym to przedstawia się jako Alfa i Omega, początek i koniec historii świata, to Bóg który jest i był, przychodzący (Ap 1,8). Jego imię nie oznacza po prostu wiecznego trwania. To Ten, który zawsze był i jest blisko nas, ten który codziennie przychodzi na niezliczone sposoby, aby prowadzić nas i podtrzymywać w naszym życiu. Jak rozpoznamy Go, kiedy przyjdzie po raz ostatni jako Pan pełen chwały? Nie pomogą nam w tym obrazy i rzeźby, których pełne są nasze kościoły. Rysów jego twarzy nie przybliży nam żadna sztuka sakralna, jeśli nie będą one odciśnięte w naszym sercu. Tylko więź miłości budowana z Panem już dziś, pozwoli nam spojrzeć mu w twarz, kiedy przyjdzie jako Król i Sędzia. Piłatowi, który pyta: „Czy Ty jesteś Królem żydowskim?”, Jezus odpowiada pytaniem: „Czy to mówisz od siebie, czy też inni powiedzieli ci o Mnie?”. Takie będzie pierwsze i ostatnie pytanie Króla przychodzącego w chwale. Czy znasz mnie osobiście, czy tylko ze słyszenia? Czy pozwoliłeś mi być Panem i Królem swojego życia? Czy oddałeś mi władzę nad sobą czy też słyszałeś tylko, że istnieje jakiś Jezus, Król nie dość rzeczywisty, aby oddać mu swoje życie.
Aplikacja
Podsumowując już, jeszcze jeden epizod z Mistrza i Małgorzaty, Michaiła Bułhakowa. Na Patriarszych Prudach w Moskwie, pewnego wieczoru pojawił się diabeł wcielony w postać profesora czarnej magii. Jego obiektem zainteresowania i celem byli siedzący na ławce i rozmawiający ze sobą dwaj literaci, Berlioz i Bezdomnyj. Rozmowa dotyczyła Jezusa, który jeśli w ogóle istniał według dwóch literatów na pewno nie był Bogiem. Zainteresowany konwersacją Woland dołącza się a kiedy rozmówcy stwierdzają ponad wszelką wątpliwość, że w naszym ludzkim świecie Boga po prostu nie ma, zadaje pytanie:
„(…) Skoro nie ma Boga, to kto kieruje życiem człowieka i w ogóle wszystkim, co się dzieje na świecie?
– O tym wszystkim decyduje człowiek – Berlioz pośpieszył z gniewną odpowiedzią (…).
– Przepraszam – łagodnie powiedział nieznajomy – po to, żeby czymś kierować, trzeba bądź co bądź mieć dokładny plan, obejmujący jakiś możliwie przyzwoity okres czasu. Pozwoli więc pan, że go zapytam, jak człowiek może czymkolwiek kierować, skoro pozbawiony jest nie tylko możliwości planowania na choćby śmiesznie krótki czas, no, powiedzmy, na tysiąc lat, ale nie może ponadto ręczyć za to, co się z nim samym stanie następnego dnia?”.
Chrystus Król, czy naprawdę ten tytuł brzmi tak archaicznie? Czy naprawdę jesteśmy tak zadufani w sobie, aby przy całej naszej krótkowzroczności brać tak potężny projekt jakim jest życie tylko w nasze ludzkie ręce? Przy całym naszym ludzkim wysiłku i talentach nie zbudujemy Królestwa Bożego na ziemi. Ono jest już obecne w nas, słuchających Słowa Pana. Potrzebujemy Chrystusa Króla dziś, aby chronił nasze kruche ludzkie życie i prowadził je ku szczęśliwemu finałowi. Potrzebujemy Jego królowania w nas już dziś, aby kiedy przyjdzie w chwale rozpoznać w Nim tę samą Miłość, której zaufaliśmy i nie przerazić się jej majestatu. Amen.