ks. Krzysztof Bardski
Jak czytać dzisiaj przypowieść o talentach?
W czasach Jezusa jedną z jednostek płatniczych były talenty, w relacjach zaś społecznych byli panowie i słudzy. Ciekawe, jak wyglądałaby przypowieść o talentach, gdyby została osadzona we współczesnych realiach?
Wczesnym rankiem Jezus przechodził ze swoimi uczniami przez Rondo de Gaulle’a. Młodzi maklerzy i brokerzy spieszyli do pracy na Warszawskiej Giełdzie.
- Kiedyś był tu Dom Partii, sztab komunistycznej władzy – zauważył Piotr. – Ale ten świat się zmienia!
- Za to teraz powstają tu fortuny – wtrącił Judasz. – Nie wiem czy wiecie, ale dziś szykuje się hossa. Nowe firmy debiutują na parkiecie. Indeksy nieźle podskoczą.
Judasz był skarbnikiem grupy. Kiedyś grał na giełdzie i do tej pory śledził notowania. Podobno po kryjomu podbierał pieniądze ze wspólnej kasy, ale trzeba przyznać, że znał się na finansach.
- Mamy trochę wolnych środków – ciągnął dalej Judasz. – Może byśmy zainwestowali…
Jezus spojrzał na budynek Giełdy i zamyślił się.
- Zapewniam was – powiedział poważnym tonem. – Z miliardów, którymi tutaj się obraca, nie pozostanie złamany grosz. Inwestujcie raczej tam, gdzie żadna bessa nie pozbawi was zysku.
- A jest gdzieś taka giełda? – zapytali uczniowie.
Wtedy Jezus opowiedział im następującą przypowieść:
- Pewien człowiek był dyrektorem towarzystwa ubezpieczeniowego zza oceanu. Zatrudniał kilku pracowników. Pewnego dnia został wezwany do centrali w Stanach, aby odbyć szkolenie podnoszące jego kwalifikacje. Przed wyjazdem wezwał swoich pracowników i powiedział pierwszemu: “Niech się pan zajmie pakietem papierów dłużnych. Mam nadzieję, że osiągnie pan zadowalające rezultaty”. Wezwał drugiego i powiedział mu: “Daję panu wolną rękę w zakresie inwestycji w akcje drobnych i średnich przedsiębiorstw. Ufam, że potrafi się pan wykazać”. Poprosił też trzeciego z nich do swojego gabinetu: “Niech się pan zajmie obrotem nieruchomościami naszej firmy” – powiedział do niego – “Mam nadzieję, że nie zawiodę się na panu”.
Szkolenie w Stanach przedłużyło się. Zresztą dyrektor wykorzystał też trochę urlopu, by odpocząć na plażach Florydy – uśmiechnął się Jezus. – Po powrocie postanowił rozliczyć się ze swoimi pracownikami.
“W odpowiednim momencie sprzedałem połowę papierów dłużnych i kupiłem udziały w takim a takim banku” – powiedział pierwszy. – “Nasze aktywa podwoiły się”.
“Dobrze pan zrobił” – pochwalił go dyrektor. – “Otwieramy właśnie filię w Budapeszcie. Proponuję panu stanowisko kierownika”
Do dyrektora przyszedł drugi pracownik i powiedział: “Wykorzystałem chwilowe wahanie kursów i kupiłem akcje firm zniżkujących. Gdy podskoczyły, sprzedałem je, zanim nastąpiła korekta. Udało się osiągnąć trzykrotne zyski”.
“Wspaniale!” – pochwalił go dyrektor. – “Kierownik naszej sekcji w Poznaniu odchodzi na emeryturę. Przejąłby pan jego obowiązki?”.
Do dyrektora przyszedł trzeci pracownik. “Sytuacja na rynku nieruchomości była niepewna” – powiedział. – “Nie chciałem więc ryzykować. Niczego nie kupiłem ani nie sprzedałem. Dzięki temu nie ponieśliśmy żadnych strat”.
“Zerowe saldo!” – krzyknął oburzony dyrektor – “Nie pomyślał pan nawet o jakiejś krótkoterminowej inwestycji? Od jutra proszę sobie szukać innej pracy. Żegnam pana!”.
Podobnie dzieje się ze Słowem, które do was mówię. Ono musi być w ciągłym obiegu, mnożyć się i przynosić zyski w postaci przemiany ludzkich serc. W przeciwnym razie pozostanie tylko martwą literą, zapisaną w księgach, a przecież jest Słowem Życia.
Gdy po południu, wracając, mijali Giełdę, zobaczyli tych samych maklerów i brokerów nerwowo rozmawiających przez komórki i palących papierosy jeden za drugim. Okazało się, że tego dnia była taka bessa, jakiej nikt od dawna nie pamiętał. Niektóre akcje spadły nawet o połowę.
- Nie troszczcie się o te oszczędności, które przemyślni inwestorzy lokują w funduszach i w papierach wartościowych. Troszczcie się raczej o te, które lokujecie w banku mojego Ojca.
To mówiąc, wyjął z portfela pięć złotych i dał bezdomnemu żebrakowi, siedzącemu na chodniku.